— Heiger, Heiger — przytaknal Izia. — Nasz wielki Fritz… Znaczy sie, w teczce mialem lisciki milosne? Albo moze kompromitujace fotografie? Zazdrosna wdowa i babiarz Katzman. Prawidlowo, taki protokol tez podpisalem…

Izia podniosl sie ze sieknieciem i zaczal chodzic po gabinecie, zacierajac rece i chichoczac.

— Tak — powiedzial Andrzej. — Tak wlasnie mi powiedzial. Zazdrosna wdowa. To znaczy, ze klamal?

— Oczywiscie, a co ty myslales?

— Uwierzylem — odpowiedzial krotko Andrzej. Zacisnal zeby i zaczal wsciekle grzebac pogrzebaczem w kominku. — A jak bylo naprawde? — zapytal.

Izia milczal. Andrzej obejrzal sie. Izia powoli pocieral rece i z zastyglym usmiechem patrzyl na niego szklanymi oczami.

— Ciekawa sprawa… — zaczal niepewnie. — Moze on po prostu zapomnial? To znaczy, nie zapomnial, tylko… — zerwal sie z miejsca i znowu przykucnal obok Andrzeja. — Posluchaj, ja ci nic nie powiem, rozumiesz? I jesli beda cie pytac, to tak wlasnie odpowiesz: nic mi nie nie chcial powiedziec, odmowil. Powiedzial tylko, ze sprawa dotyczy wielkiej tajemnicy Eksperymentu, powiedzial, ze wiedza o niej jest niebezpieczna. A potem pokazal mi kilka zapieczetowanych kopert i mrugajac wyjasnil, ze te koperty rozda zaufanym ludziom, zeby je otworzyli w przypadku jego, Katzmana, aresztowania, albo naglej smierci. Rozumiesz? Nazwisk zaufanych ludzi nie podawal. Tak wlasnie powiesz, jesli cie zapytaja.

— Dobrze — powiedzial powoli Andrzej, patrzac w ogien.

— Tak bedzie najlepiej — Izia tez patrzyl w ogien. — Tylko jesli beda cie… Romer, wiesz, jakie to bydle… — skrzywil sie. — A moze nikt cie nie zapyta? Nie wiem. Trzeba sie zastanowic. Trudno tak od razu przewidziec.

Zamilkl. Andrzej przez caly czas rozgarnial goraca, przelewajaca sie czerwonymi ognikami sterte. Izia znowu zaczal wrzucac do kominka teczki z papierami.

— Teczek nie wrzucaj — powiedzial Andrzej. — Kiepsko sie pala, widzisz? A nie boisz sie, ze znajda te teczke?

— A co sie mam bac? — zdziwil sie Izia. — Heiger niech sie boi… Zreszta, skoro do tej pory jej nie znalezli, to i teraz nie znajda. Wrzucilem ja do studzienki, a potem przez caly czas myslalem: trafilem czy nie… A ciebie za co pobil? Myslalem, ze jestescie w dobrych stosunkach…

— To nie Fritz — odparl niechetnie Andrzej. — Po prostu nie mialem szczescia.

Do pokoju z halasem wszedl Kensi z kobietami — na rozpostartym plaszczu ciagneli cala sterte listow. Za nimi, przez caly czas sie wycierajac, szedl Danny.

— Zdaje sie, ze teraz to juz wszystko — powiedzial. — Chyba ze znowu cos wymyslicie…

— No, przesuncie sie! — zazadal Kensi.

Plaszcz polozono przed kominkiem i wszyscy zaczeli rzucac listy w ogien. W kominku zahuczalo. Izia wsunal zdrowa reke w roznokolorowy stos zapisanego papieru, wyciagnal jakis list i, szczerzac sie, zaczal chciwie czytac.

— Kto to powiedzial, ze rekopisy sie nie pala? — zapytal sapiac Danny. Usiadl przy biurku i zapalil papierosa. — Moim zdaniem pala sie bardzo ladnie… Ale upal. Moze bysmy okno otworzyli?

Sekretarka nagle pisnela, zerwala sie i wybiegla z pokoju, powtarzajac:

— Zapomnialam, zupelnie zapomnialam!…

— Jak ona ma na imie? — pospiesznie zapytal Andrzej. — Amalia! — burknal Kensi. — Sto razy ci mowilem… Sluchaj, dzwonilem przed chwila do Dupaina…

— No?

Wrocila sekretarka z pakietem notesow.

— To pana rozporzadzenia, szefie — zapiszczala. — Zupelnie o nich zapomnialam. Tez pewnie trzeba spalic?

— Oczywiscie, Amalio — powiedzial Andrzej. — Dziekuje, ze sobie pani przypomniala. Niech je pani spali, Amalio… No i co z Dupainem?

— Chcialem go uprzedzic, ze wszystko w porzadku, ze wszystkie slady zniszczylismy. A on strasznie sie zdziwil — jakie slady? Czyzby on cos takiego pisal? Wlasnie skonczyl szczegolowe doniesienie o bohaterskim szturmie na merostwo, a teraz pracuje nad szkicem: „Friedrich Heiger i narod”.

— Lajza — powiedzial bezbarwnie Andrzej. — A zreszta, wszyscy jestesmy lajzy…

— Mow za siebie! — odwarknal Kensi.

— Dobra, przepraszam — powiedzial Andrzej tym samym tonem. — No, moze nie wszyscy. Ale wiekszosc.

Izia nagle zachichotal.

— Prosze bardzo, oto madry czlowiek! — wyglosil, potrzasajac kartka. — „To oczywiste — zacytowal — ze tacy ludzie jak Friedrich Heiger czekaja tylko na jakies nieszczescie, na chocby krotkotrwale, ale powazne zachwianie rownowagi, zeby rozpalic emocje i na fali zametu wyplynac na powierzchnie…” Ktoz to pisze? — popatrzyl na odwrotna strone. — A, no tak! W ogien, w ogien! — Zmial kartke i wrzucil do kominka.

— Posluchaj, Andrzej — zaczal Kensi. — Nie wydaje ci sie, ze juz najwyzszy czas pomyslec o przyszlosci?

— A o czym tu myslec — burknal Andrzej, manipulujac pogrzebaczem. — Jakos tam zawsze bedzie…

— Nie mowie o naszej przyszlosci! — zawolal Kensi. — Mowie o przyszlosci gazety, o przyszlosci Eksperymentu!…

Andrzej popatrzyl na niego zdziwiony. Kensi zachowywal sie tak jak zawsze. Jakby nic sie nie stalo. Jakby w ogole nic sie nie dzialo przez te ostatnie meczace miesiace. Wydawalo sie nawet, ze jest bardziej gotowy do walki niz zazwyczaj. Ze moglby stanac do boju chocby zaraz — w imie prawosci i idealow. Jak odciagniety kurek. A moze on rzeczywiscie sie nie zmienil?

— Rozmawiales ze swoim Nauczycielem? — zapytal Andrzej.

— Rozmawialem — odpowiedzial Kensi wyzywajaco.

— No i co? — zapytal Andrzej, przezwyciezajac skrepowanie, ktore odczuwal zawsze podczas rozmowy o Nauczycielach.

— To nikogo nie dotyczy i nie ma zadnego znaczenia. Co tu Nauczyciele maja do rzeczy? Heiger tez ma Nauczyciela. Kazdy bandyta w Miescie ma Nauczyciela. Ale to nikomu nie przeszkadza samodzielnie myslec.

Andrzej wyciagnal z paczki papierosa, ugniotl go i mruzac oczy od zaru, przypalil od rozpalonego pogrzebacza.

— Mam tego wszystkiego dosyc — powiedzial cicho.

— Czego masz dosyc?

— Wszystkiego… Uwazam, ze powinnismy stad uciec, Kensi. Do diabla z tym wszystkim.

— Jak to — uciec? Cos ty?

— Zerwac sie, poki nie jest za pozno, i na bagna, do wujka Jury, jak najdalej od tego bajzlu. Eksperyment wymknal sie spod kontroli i ani ja, ani ty nie mozemy nic na to poradzic, a to znaczy, ze nie ma sie co miotac. Na bagnach przynajmniej dostaniemy bron, bedziemy silni…

— Ja na zadne bagna nie pojade! — oswiadczyla nagle Selma.

— Nikt ci nawet nie proponuje — mruknal Andrzej, nie odwracajac sie.

— Andrzej — powiedzial Kensi — przeciez to dezercja.

— Dla ciebie dezercja, a dla mnie rozsadny manewr. A zreszta, jak chcesz. Zapytales mnie, co mysle o przyszlosci, i ja ci odpowiadam: nie mam tu po co siedziec. Redakcje i tak rozgonia, a nas wysla do sprzatania zdechlych pawianow. Pod konwojem. W najlepszym przypadku…

— O, jeszcze jeden madry czlowiek! — zawolal z zachwytem Izia. — Posluchajcie: „Prenumeruje wasza gazete od dawna i popieram jej kurs pod kazdym wzgledem. Ale dlaczego przez caly czas bronicie F. Heigera? Moze macie za malo informacji? Wiem z cala pewnoscia, ze Heiger ma dossier wszystkich bardziej znaczacych osobistosci Miasta. Jego ludzie przenikneli do zarzadu miejskiego. Z pewnoscia sa rowniez w waszej gazecie. Zapewniam was, ze erwistow jest wiecej, niz myslicie. Wiem, ze maja bron…” — Izia spojrzal na nazwisko na odwrocie. — Ach, to on… „Prosze nie podawac mojego nazwiska do publicznej wiadomosci…” W ogien, w ogien!

— Mozna by pomyslec, ze znasz wszystkich madrych ludzi w miescie! — zawolal Andrzej.

— Nie jest ich znowu tak duzo — odparl Izia, znowu wsuwajac reke w gore papierow. — Nie mowiac juz o

Вы читаете Miasto skazane
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату