tym, ze madrzy ludzie rzadko pisuja do gazet.

Zapanowalo milczenie. Danny, zaspokoiwszy glod nikotynowy, rowniez podszedl do kominka i zaczal do niego wrzucac cale stosy papieru.

— Niech pan rozgarnia, niech pan rozgarnia, szefie! — zawolal. — Z zyciem! Niech mi pan da pogrzebacz…

— Moim zdaniem to zwykle tchorzostwo uciekac teraz z miasta — powiedziala wyzywajaco Selma.

— Teraz liczy sie kazdy uczciwy czlowiek — podchwycil Kensi. — Jesli my odejdziemy, to kto zostanie? Chcesz oddac gazete takim jak Dupain?

— Ty zostaniesz — powiedzial ze znuzeniem Andrzej. — Do gazety mozesz wziac Selme… albo Izie.

— Dobrze znasz Heigera — przerwal mu Kensi. — Moglbys wykorzystac swoje wplywy.

— Nie mam zadnych wplywow — warknal Andrzej. — A jesli nawet mam, to nie zamierzam z nich korzystac. Nie umiem i nie cierpie tego robic.

Znowu zapanowala cisza. Slychac bylo tylko plomien huczacy w kominie.

— Zeby chociaz juz przyjechali — mruczal Danny, wrzucajac w ogien ostatnia paczke listow. — Napilby sie czlowiek, a tu nie ma czego…

— Tak od razu to nie przyjada — powiedzial powoli Izia. — Najpierw zadzwonia! — Wrzucil do kominka list, ktory czytal, i przeszedl sie po gabinecie. — Pan tego, Danny, nie zna i nie rozumie. To rytual! Procedura wypracowana w trzech krajach, wypieszczona do najdrobniejszego szczegolu, sprawdzona… Dziewczyny, jest moze jeszcze cos do zarcia? — zapytal nagle.

— Juz, juz!… — Chuda Amalia natychmiast zerwala sie z piskiem i zniknela w przedpokoju.

— A propos — przypomnial sobie nagle Andrzej. — Gdzie jest cenzor?

— Bardzo chcial zostac — powiedzial Danny. — Ale pan Ubukata wyrzucil go. Cenzor strasznie krzyczal. „Dokad mam isc? — darl sie. — Mordercy!” Musielismy zamknac drzwi na zasuwe, zeby sie nie wepchnal. Najpierw walil w drzwi calym cialem, a potem stracil nadzieje i poszedl sobie… Sluchajcie, ja mimo wszystko otworze okno. Nie wytrzymam tego upalu…

Wrocila sekretarka i usmiechajac sie niesmialo bladymi, nie umalowanymi ustami, wreczyla Izi paczke z jakimis ciastkami.

— Mmm! — wykrzyknal Izia i od razu zaczal mlaskac.

— Bola cie zebra? — zapytala cichutko Selma, nachylajac sie do ucha Andrzeja.

— Nie — odpowiedzial krotko Andrzej. Podniosl sie, odsunal ja i podszedl do stolu. W tym momencie zadzwonil telefon. Wszyscy odwrocili glowy i zaczeli sie wpatrywac w bialy aparat. Telefon dzwonil.

— No, Andrzej! — zniecierpliwil sie Kensi. Andrzej podniosl sluchawke.

— Tak.

— Redakcja „Gazety Miejskiej”? — zapytal rzeczowy glos.

— Tak — odpowiedzial Andrzej.

— Poprosza z panem Woroninem.

— Przy telefonie.

W sluchawke ktos zaczal dyszec, po czym rozlegl sie sygnal: „zajete”. Andrzejowi walilo serce. Ostroznie odlozyl sluchawke.

— To oni — powiedzial.

Izia zawarczal cos niezrozumialego, z wsciekloscia kiwajac glowa. Andrzej usiadl. Wszyscy patrzyli na niego — nienaturalnie usmiechniety Danny, zasepiony i nastroszony Kensi, przestraszona Amalia i blada, skupiona Selma. Izia tez na niego patrzyl, zujac, szczerzac sie i wycierajac tluste palce o poly kurtki.

— No i co sie tak gapicie? — zdenerwowal sie Andrzej. — Zjezdzajcie stad wszyscy.

Nikt sie nie ruszyl.

— Co sie denerwujesz? — Izia ogladal ostatnie ciastko. — Wszystko sie zalatwi cicho i spokojnie, jak mowi wujek Jura. Cicho i spokojnie, uczciwie i jak nalezy… Tylko nie wolno robic gwaltownych ruchow. Tak jak z kobra…

Za oknem dal sie slyszec warkot silnika i pisk hamulcow. Przenikliwy glos zakomenderowal: „Kaise, Weliczenko, za mna! Mirowicz, zostaniesz pod drzwiami!…” W drzwi na dole ktos zalomotal.

— Pojde otworzyc — powiedzial Danny, a Kensi podskoczyl do kominka i z calych sil zaczal rozgarniac sterte dymiacego popiolu. Sadza poleciala na caly pokoj.

— Niech pan nie robi gwaltownych ruchow! — krzyknal Izia w slad za Dannym.

Drzwi na dole drzaly od wstrzasow i zalosnie pobrzekiwaly szybami. Andrzej wstal, zalozyl rece za plecy, zacisnal je z calych sil i stanal na srodku pokoju. Udreczony, z trudem trzymal sie na nogach. Stuk i lomot na dole ucichly, slychac bylo niezadowolone glosy, potem tupot dziesiatek nog w pustych pomieszczeniach. „Jakby tam byl caly batalion” — przemknelo Andrzejowi przez glowe. Cofnal sie i oparl tylkiem o biurko. Nieprzyjemnie drzaly mu kolana. Nie dam sie uderzyc, pomyslal z determinacja. Juz lepiej niech mnie zabija. Nie wzialem pistoletu… Szkoda. A moze i dobrze?

Do pokoju, przez drzwi dokladnie naprzeciwko niego, zdecydowanym krokiem wszedl grubawy, niewysoki czlowiek w porzadnym palcie z bialymi opaskami na rekawach i w ogromnym berecie z jakims znaczkiem. Na nogach mial wspaniale wyczyszczone buty. Palto bylo luzno i brzydko przepasane szerokim rzemieniem, na ktorym ciezko zwisala nowiutka zolta kabura. Za nim wdarli sie jeszcze jacys ludzie, ale Andrzej ich nie widzial. Jak zaczarowany patrzyl w obrzmiala, blada twarz o rozmytych rysach i malutkich, kaprawych oczkach. Zapalenie spojowek czy co, pojawila sie mysl na samej krawedzi swiadomosci. I ogolony tak, ze prawie sie blyszczy, jak polakierowany…

Czlowiek w berecie szybko rozejrzal sie po pokoju i utkwil wzrok w Andrzeju.

— Pan Woronin? — wyglosil przenikliwym, wysokim glosem z intonacja pytajaca.

— To ja — z trudem wydusil z siebie Andrzej, obie rece zaciskajac na brzegu stolu.

— Redaktor naczelny „Gazety Miejskiej”?

— Tak.

Czlowiek w berecie umiejetnie, ale niedbale zasalutowal.

— Mam zaszczyt, panie Woronin — oznajmil z patosem — wreczyc panu osobiste poslanie prezydenta Friedricha Heigera!

Najwidoczniej mial zamiar zrecznym ruchem wyciagnac osobiste poslanie zza pazuchy, ale cos tam sie o cos zaczepilo i byl zmuszony dosyc dlugo grzebac w czelusciach palta, lekko przechylajac sie w prawa strone z takim wyrazem twarzy, jakby go cos gryzlo. Andrzej patrzyl na niego jak skazaniec i nic nie rozumial — wszystko bylo jakos nie tak, jak powinno. Nie tego sie spodziewal. A moze sie uda, pomyslal, ale od razu zabobonnie odpedzil te mysl.

W koncu poslanie zostalo wyjete i czlowiek w berecie podal je Andrzejowi. Wygladal przy tym na niezadowolonego i obrazonego. To byla zwyczajna koperta, dluga, blekitna, ze stylizowanym wizerunkiem serca ozdobionego ptasimi skrzydelkami. Znajomym, wyraznym charakterem pisma napisano: „Redaktorowi naczelnemu „Gazety Miejskiej” Andrzejowi Woroninowi do rak wlasnych, tajne. F. Heiger, prezydent”. Andrzej rozerwal koperte i wyjal zwykla kartke papieru pocztowego z niebieskim brzegiem.

„Drogi Andrzeju! Przede wszystkim pozwol, ze podziekuje ci za pomoc i wsparcie, ktore czulem ze strony twojej gazety w ciagu kilku ostatnich, decydujacych miesiecy. Teraz, jak widzisz, sytuacja diametralnie sie zmienila. Jestem pewien, ze nowa terminologia i niektore konieczne ekscesy nie zmyla cie: slowa i srodki sie zmienily, ale cele pozostaly te same. Bierz gazete w swoje rece — zostales mianowany jej stalym, pelnomocnym redaktorem naczelnym i wydawca. Dobierz sobie pracownikow, zwieksz etaty, zadaj nowych mocy drukarskich — daje ci pelna carte blanche. Czlowiek, ktory wreczy ci ten list — mlodszy adiutor Rajmund Cwirik — bedzie w twojej gazecie pelnil obowiazki politycznego przedstawiciela mojego wydzialu informacji. Jak sam sie przekonasz, nie jest zbyt inteligentny, ale zna swoja prace i, zwlaszcza na poczatku, pomoze ci wejsc w sprawy wielkiej polityki. W przypadku ewentualnych konfliktow zwracaj sie, oczywiscie, bezposrednio do mnie. Zycze powodzenia. Pokazemy tym mazgajowatym liberalom, jak nalezy pracowac. Pozdrawiam, twoj przyjaciel Fritz”.

Andrzej przeczytal osobiste tajne poslanie dwukrotnie, potem opuscil reke z listem i rozejrzal sie. Znowu wszyscy na niego patrzyli — bladzi, zdecydowani, napieci. Tylko Izia promienial jak wiosenne slonce i ukradkiem udawal, ze wymierza komus kopniaki. Mlodszy adiutor (co to moglo, do licha, znaczyc, brzmi jakos znajomo… adiutor, koadiutor… cos z historii… albo z Trzech muszkieterow) a wiec mlodszy adiutor Rajmund Cwirik tez na niego patrzyl — srogo, ale protekcjonalnie. A pod drzwiami przestepowaly z nogi na noge i

Вы читаете Miasto skazane
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату