Jest bezprzedmiotowa, skoro nie my podejmiemy wybor miedzy
— A GOD pracuje podlug SG? Dobrze. Teraz wezmiemy sie do pertraktacji w sprawie ladownikow. Zajma sie tym koledzy Rotmont i Nakamura. Ale po kolacji.
Nikt nie widzial startu ladownikow; wystrzelone o polnocy pod automatyczna kontrola, pomknely ku Kwincie, a „Hermes“ podal im tyly i przyspieszal az do switu: osiagniecie Seksty, oddalonej o 70 milionow kilometrow, wymagalo niespelna osiemdziesieciu godzin przy hyperbolicznej szybkosci. W elektronicznych laboratoriach ruszyla juz produkcja nie uzytych dotad w zwiadzie dyspertow — „dyspersyjnych dywersantow“, zwanych tez pszczelimi oczami. Byly to milionowe roje mikroskopijnych krysztalkow; rozproszone w milionie kubicznych mil prozni przy Sekscie, mialy stac sie wzrokiem „Hermesa“. Rozpraszane w slad za statkiem, tworzyly jego niewidzialne, dalekie oczy. Na Ziemi sluzyly apikografii; kazdy krysztalek, mniejszy od ziarnka piasku, przezroczysta igielka, byl odpowiednikiem jednego
Tymczasem Arago, podlug zalecen dowodcy, rozwazal z Gerbertem, czy jest mozliwe, by Kwintanie zdolali rozpoznac biologiczne cechy ludzi, badajac zbudowane przez nich ladowniki. Jakkolwiek wysterylizowano je dokladnie przed skierowaniem ku planecie, tak by na ich powierzchniach nie zostala ani jedna komorka naskorkowej tkanki palcow, ani jedna z bakterii, jakich sie nie moze ze wszystkim wyzbyc organizm czlowieka, chociaz byly to automaty zbudowane bez udzialu ludzi, a ich energetyczne zasilacze i aparatura, zdolna do wymiany informacji, odpowiadaly ziemskiej technice sprzed osiemdziesieciu lat, Steergard nie zamierzal wziac na poklad elektronicznych wyslancow, kiedy powroca. Uznal to za nazbyt ryzykowne. Wszak juz pierwsze stare produkty tej cywilizacji, zlowione przez „Hermesa“, ujawnily zdumiewajace mistrzostwo Kwintan w parazytarnej inzynierii. Ladowniki mogly wiec procz wiadomosci tylez donioslych co niewinnych przyniesc im zaglade, nie w postaci zarazkow, atakujacych niezwlocznie, lecz wirusow czy ultrawirusow o dlugim okresie utajonego dzialania. Pytal wiec lekarzy i Kirstinga o pewne srodki zaradcze.
Rzekomo neutralne panstwo, ktore wyrazilo zgode na przybycie ladownikow, zastrzeglo sie w toku dalszych negocjacji, ze nie moga miec lacznosci z „Hermesem“, gdyz ten warunek postawily „strony oscienne“. Jakoz planeta, polknawszy atmosfera obie sondy, otoczyla sie wzmozona zaslona szumu na wszystkich zakresach fal. Gdyby wyposazyli poslancow w lasery zdolne przebic szumowa powloke, zlamaliby przyjety warunek; uczyniliby to tym jawniej, gdyby „Hermes“ jal dzgac morza chmur i radiowego chaosu sztychami swoich laserow.
Nie pozostalo wiec nic innego, jak sledzic Kwinte spoza Seksty chmurami holograficznych oczek. Operacje tak zsynchronizowano, by oba ladowniki opadaly z wolna po niebosklonie i dotarly nad Kwinte, kiedy „Hermes“ wejdzie w cien Seksty. Wszyscy zebrawszy sie w sterowni oczekiwali krytycznej godziny. Biala od chmur planeta wypelniala glowny monitor po ramy, z dobrze widocznymi rojami bojowych satelitow, co chodzily nad jej obloczna tarcza czarnymi kropkami. Aby obserwowac wejscie obu rakiet w atmosfere, do ich hypergolowego napedu przymieszano sod i technet; pierwszy nadawal ich odrzutowemu ogniowi jaskrawozolty blask, drugi identyfikowal je swym spektralnym prazkiem, nieobecny w widmie miejscowego Slonca i kwintanskich orbiterow. Odkad daly nurka w chmury, plomienne nitki ich tarcia powietrznego i odrzutu hamownic poczely sie rozmazywac: wtedy miliardy oczek, rozwiane niepostrzegalna grzywa na milion mil za kilwaterem „Hermesa“, skoncentrowaly uwage wzdluz stycznej w punkcie zaplanowanego ladowania i nie na darmo; osiadajac na twardym gruncie w odstepie kilku sekund, oba pojazdy daly znac o zakonczeniu podrozy podwojnym, rozmyslnie modulowanym blysnieciem sodu, aby natychmiast zgasnac.
Tym samym operacja weszla w nastepna faze. Denny pancerz „Hermesa“ rozwarl sie na dwoje jak olbrzymie wysklepione wrota i dzwigi wypchnely w proznie z Sezamu ogromny metalowy cylinder, przeznaczony na laboratoryjna kwarantanne sond. Harrach zdawal sie szczegolnie usatysfakcjonowany tym fortelem; jakkolwiek inni zaaprobowali taktyke Steergarda, wspolpraca szla zgodnie, lecz bez entuzjazmu: nie bylo z czego sie cieszyc. Natomiast pierwszy pilot ani myslal ukrywac swego nienawistnego zadowolenia, ze zlamia tej wojowniczej bestii planetarnej kark. Nie mogl sie wprost doczekac powrotu ladownikow i to niosacych najgorsza zaraze, jak gdyby w zamiarze ekspedycji lezala brutalna konfrontacja sil. Sluchajac jego wynurzen, Tempe, nieskory do ich komentowania, myslal sobie, jakie tez zmiany psychiczne Harracha bez watpienia notuje GOD i wprost wstydzil sie za kolege, poniewaz chwilami i on sam nie umialby rzec, co wpli: aby narosly w zalodze zapiekly gniew okazal sie bezzasadny, czy zeby tamci wymusili na nich najgorsza z mozliwych decyzji. Tak, on sam tez widzial juz w tej cywilizacji wroga, bezwzgledne zlo, ktore sama swoja istota usprawiedliwia ich poczynania. Juz nic nie bylo okryte tajemnica. Solaser, wygaszony i zamaskowany, ladowal sie energia sloneczna nie dla sygnalizacji, lecz dla zadawania laserowych ciosow. Po 48 godzinach chmura holograficzna dala znac, ze poslancy wracaja. Ladowniki mialy sie odezwac w ultrakrotkim pasmie poza orbita, po ktorej krazyly szczatki Ksiezyca: sygnalizowac zaczal wyraznie tylko jeden. Drugi nadawal niezrozumiala platanine kodow. Steergard podzielil swoich ludzi na trzy zespoly: pilotom powierzyl wyprowadzanie falszywego „Hermesa“ na dosloneczna trajektorie, fizykom — przyjecie ladownikow w cylindrycznej komorze, oddalonej o kilkadziesiat mil od „Hermesa“, a lekarzom i Kirstingowi — biologiczna auskultacje ladownikow, jesli drugi zespol uzna to za dopuszczalne. Chociaz tak rozdzielona, zaloga orientowala sie w caloksztalcie sytuacji — Harrach i Tempe, sledzac pustego olbrzyma, ktory bez pospiechu ruszyl w swoja droge, choc sie jeszcze na jego kadlubie iskrzyly ogniki automatycznych spawarek, wciaz porozumiewali sie interkomem z grupa Nakamury, oczekujaca ladownikow. Polassar nie wykluczal zwyczajnej awarii w belkocacym trzy po trzy nadajniku; Harrach byl bardziej pewien tego, ze to robota Kwintan, niz tego, ze ma dwie nogi; Harrach po prostu chcial, zeby podstep Kwintan wylazl najrychlej jak szydlo z worka i zeby im stanal laserowa koscia w gardle. Tempe milczal, rozwazajac w duchu, czy tak zacietrzewiony czlowiek moze jeszcze pelnic odpowiedzialna funkcje pierwszego sternika. Widac mogl, skoro GOD nie doniosl dowodcy o jego stanie. A moze wszyscy juz ulegli pospolnemu szalenstwu? Cylinder kwarantanny caly w swietle okrazajacych go reflektorow przyjal rozwarta paszcza ladowniki. W centrali ich nadzoru fizycy, po wstepnym badaniu przeprowadzonym przez automaty, nie mogli zadecydowac, czy jeden ulegl uszkodzeniu przypadkowemu, czy rozmyslnemu: bardzo to rozgniewalo Harracha, bo wiedzial lepiej: czarna robota Kwintan! Po godzinie okazalo sie jednak, ze sonda stracila czesc anteny i dziobowego promiennika przy zderzeniu z jakims niewielkim okruchem meteorytowym lub odlamkiem metalu. O kolizje nie bylo w tym ukladzie trudno.
Na oddalajacym sie pustym blizniaku „Hermesa“ tlaly w mroku ostatnie kladzione spawy, mozna mu juz bylo dac ciag, lecz z tym musieli piloci czekac na rozkaz dowodcy. Ten jednak nie odzywal sie, czekal bowiem z kolei na wynik ekspertyzy: w jakim stanie wrocily ladowniki —
Wiesci okazaly sie wielce osobliwe, a ladowniki — jesli pominac chyba jednak incydentalny wypadek — nienaruszone i niczym nie skazone. Uslyszawszy to, Harrach nie mogl powstrzymac okrzyku:
— Co za perfidia!
— W koncu nawet w Sodomie byl niejaki Lot — zauwazyl Tempe.