jakby mu zwrocila lib lib to spojrzenie, o braciszkowie. — No tak — obrocil sie znow do mnie. Idziemy na party do Grega.

— Co za Grega? — spytalem.

— Ach tak, oczywiscie — odkazal Pete przeciez ty nie mozesz znac Grega. To juz nie twoje czasy. Greg pojawil sie, jak ciebie nie bylo. On urzadza takie male party. Przewaznie to wino i gry slowne. Ale bardzo mile, bardzo przyjemne, no wiesz. Calkiem nieszkodliwe, rozumiesz mnie.

— Tak — powiedzialem. — Nieszkodliwe. Da da, ja ponial wsio po nastojaszczy. — Ta fifka Georgina znow rozchichotala sie z moich slow. No i poszagalo tych dwoje do swoich zlo woniaszczych gier slownych u tego Grega, kto by to nie byl. Zostalem sam na samo gwalt i adzinoko nad swoja herbatka z mlekiem, co juz ostygla, jakby myslac i zastanawiajac sie.

Moze jak raz o to chodzi, myslalem. Moze robie sie juz za stary, braciszkowie, na ten rodzaj zycia, jaki prowadze. Wlasnie mi stuknela osiemnastka. To juz nie mlody wiek. Majac osiemnascie lat Wolfgang Amadeusz pisal koncerty i symfonie, opery i oratoria i caly ten szajs, nie, co za szajs! te boska muzyke. No i ten stary Felix Em z uwertura do Snu nocy letniej. I jeszcze inni. A ten niby francuski poeta, do ktorego slow pisal stary Ben Britt, co wszystko najluczsze stworzyl do pietnastego roku zycia, o braciszkowie moi! Artur mial na imie. Wiec osiemnascie to nie taki znow mlody wiek. Ale co ja mam zrobic?

Lazac po tych mrok ziab chujnia zimowych ulicach, wyszedlszy z czajni i kafejki, wciaz i krugom widzialem te jakby przywidzenia, jakby takie komiksy w zurnalach. Oto idzie Wasz Unizony Gawedziarz Alex do domciu na fajny i goracy talerz obiadu i oto jego fifka, cala w ulybkach, wita go i pozdrawia lib lib kochajaca. Ale nie oczen horror szol widzialem ja, bracia, nie umiawszy se przydumac, co to za jedna. Ale przyszedl mi wdrug i wniezapno ten potezny blysk w mozg. ze jakbym wszedl do izbuszki drugiej za tym pokojem, w klorym pali sie ogien na kominku i moj obiad goracy czeka na stole, to bym znalazl to, czego naprawde chcialem, i teraz wszystko mi sie powiazalo: ten z gazety wyciety obrazek i to spotkanie ze starym Petem. Bo w tej drugiej komnacie na wyrku lezal i gulgotal sobie gu gu gu moj syn. Tak tak tak, braciszkowie, moj syn. I poczulem ja w sobie to wielkie gromadne puste miejsce, gleboko w mojej plyci, az sie udziwilem samemu sobie. Teraz juz wiedzialem, o braciszkowie, co sie dzieje.

To sie dzieje, ze normalnie dorastam.

Da da da, no wlasnie. Mlodosc przemija, nie ma rady. Ale mlodosc to tylko jakby sie bylo takim, no, czesciowo jakby zwierzakiem. Nie, wlasciwie nie tyle zwierzakiem, co zabawka, wiecie, te male igruszki, co sie sprzedaja na ulicach, takie drobne czlowieczki, zrobione z blachy i ze sprezyna w srodku, a na wierzchu knopka do nakrecania: i nakrecasz go drrr drrr drrr i on rusza, tak jakby szedl, o braciszkowie moi. I tak idzie, ale po linii prostej i buch wpada na cos, buch, buch i nie moze na to nic poradzic. Byc mlody to byc jakby taka maszynka.

Moj syn, moj syn. Jakbym mial syna. wytlumaczylbym mu to wszystko, kiedy bedzie juz dostatecznie stary, zeby tak cos z tego zrozumiec. I zaraz ponial ja, ze on i tak nie zrozumie albo w ogole nie bedzie chcial rozumiec i zrobi wszystko to samo, co ja, moze nawet ukatrupi jakas tam bidna stara chryczke w gromadzie jej miauczacych kotow i koszek, a ja go wsio takie nie zdolam powstrzymac. I on tak samo nie zdola powstrzymac swojego syna, braciszkowie moi. I tak bedzie sie krecic az do skonczenia swiata, w kolko i w kolko i w kolko, jak gdyby kolosalny iakis wielki gromadny czlowiek, jakby sam God Gospod (macie in molocznia Pod Krowa) wciaz obracal i obracal i obracal smierdzaca brudna pomarancze w swoich ogromnych lapskach.

Ale pierwsza rzecz, o braciszkowie, trza to zalatwic i znalezc te albo inna dziuszke, co by zostala matka tego syna. Zaraz jutro, glowkowalem dalej, trza sie do tego zabrac. To jest cos jakby nowego do

zdzialania. Trza sie wziac za to. Tak jakbym zaczynal nowy rozdzial.

Wiec teraz wlasnie tak sie stanie, o braciszkowie, jak w tej opowiesci juz dobijam do konca. Wszedzie byliscie ze swoim druzkiem, z malym Alexem, cierpiac razem z nim i ogladajac najbrudniejszych skurwych synow i wybladkow, jakich stary Pan Bog i Gospod kiedykolwiek stworzyl, a wszyscy dawaj na waszego starego druzka Alexa. A wszystko to nie dla czego innego, a tylko dlatego, ze bylem mlody. Ale teraz, jak koncze te opowiesc, o braciszkowie, nie jestem juz mlody, o nie, juz nie jestem. Alex, rzec by mozna, dorasta, o tak.

Ale gdzie teraz sie udam, o braciszkowie moi, to juz sam na samo gwalt i adzinoko, wy ze mna nie pojdziecie. Jutro bedzie cale jak te kwiaty pachnace i Ziemia woniaszcza obracajaca sie i gwiazdy i stary Ksiezyc tam w gorze i Alex, wasz stary przyjaciel, sam na samo gwalt i adzinoko rozgladajacy sie poniekad za towarzyszka zycia. I caly ten szajs. Okropny brudny i cuchnacy swiat, po prawdzie, o braciszkowie moi. No to szczesliwej drogi od waszego malego druzka. A dla wsiech pozostalych w tym razkazie szumny i doglebny koncert na wardze: prrr brrr. I calujta mnie w rzopsko. Ale wy, o braciszkowie moi, wspomnijcie czasem i podowczas malego Alexa, co byl. Amen. I caly ten szajs.

Slowniczek

Nie obejmuje tych neologizmow, ktore sa latwo zrozumiale przez kontekst i brzmienie, a z istniejacego zargonu tylko mniej znane. Nie uwzglednia sie form zdrobnialych, zgrubialych i z przedrostkiem, jesli nie zmienia to w istolny sposob znaczenia tematu, pod ktorym dane slowo juz figuruje. Gwiazdka oznacza wyrazy, ktore zachowuja rosyjski akcent na ostatniej sylabie, a krzyzyk te, ktore na trzeciej od konca.

abratno: z powrotem

adzinoko: samotnie, *adzinok: jedyny, niepowtarzalny

akoszko: okno

*apiac: znow

aut: (1) zalatwiony (2) wylaczony (3) na zewnatrz

*balszoj: wielki, na balszoj: na sto dwa

balach: gadanina

balaknac: powiedziec

*barachlo: rzecz, rupiecie

bas: autobus

baszka: glowa

bezumny: glupi

biblo: biblioteka

bizut: klejnot

blut: krew

boguslaw: duchowny, kaznodzieja

boguslawski: kaplanski

bojek: chlopak

bombatomba: bomba atomowa itp.

bonziak: wazny urzednik

borba: walka

bubel w kubel: przymknac sie

bu hu hu: placz

bukwa: litera

bumaga: papier

bych: (1) osilek (2) wykidajlo

bystro: predko

bywalnia: living room

bzdrega: pstrag

cepki: lancuch zwlaszcza od roweru

chamajda: agresywny i wielki cham

charoszy: dobry

chleborak: nieborak z trudem zarabiajacy na chleb

Вы читаете Mechaniczna pomarancza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату