– Mial trojke dzieci.

Reacher odwrocil sie do Neagley:

– Dlaczego o tym nie wiedzielismy?

– Nie jestem wszechwiedzaca – odparla Neagley.

– Powiedzielismy Mauneyowi, ze jego najblizszym krewnym jest siostra.

– Gdzie mieszkal Orozco? – zapytal Reacher.

– Przy tej samej ulicy – odparla Milena. – W domu takim jak ten.

***

Milena poprowadzila ich kolejne pol kilometra od centrum miasta do apartamentowca po przeciwnej stronie ulicy. Do mieszkania Orozca. Mieszkanie znajdowalo sie w budynku podobnym do domu Sancheza. Ten sam wiek, ten sam styl, ta sama konstrukcja, ta sama wielkosc. Niebieska markiza nad chodnikiem zamiast zielonej jak u Sancheza.

– Jak ma na imie pani Orozco? – zapytal Reacher.

– Tammy – odpowiedziala Milena.

– Bedzie w domu?

Milena skinela glowa.

– Pewnie spi. Pracuje nocami. W kasynie. Wraca do domu, wsadza dzieci do szkolnego autobusu i kladzie sie spac.

***

Obudzil ja portier. Zadzwonil do mieszkania z lokalnej centrali. Podniosla sluchawke po dlugim oczekiwaniu. Portier podal nazwisko Mileny, a nastepnie Reachera, Neagley, Dixon i O’Donnella. Wyczul nastroj i uczynil to powaznym tonem. Nie pozostawil zadnej watpliwosci, ze przyniesli zle nowiny.

Nastapil kolejny okres dlugiego oczekiwania. Reacher pomyslal, ze Tammy Orozco probuje polaczyc cztery nowe nazwiska z nostalgicznymi wspomnieniami meza, dodac dwa do dwoch. Wyobrazil sobie, ze wklada podomke. Wielokrotnie skladal wizyty wdowom. Wiedzial, jak sie potocza dalsze wydarzenia.

– Mozecie wejsc na gore – odparl portier.

Wjechali na siodme pietro, ledwo mieszczac sie w ciasnej kabinie. Na korytarzu skrecili w lewo i staneli przed niebieskimi drzwiami. Byly otwarte. Milena mimo to zapukala i wprowadzila ich do srodka.

Tammy Orozco okazala sie mala, zgarbiona kobieta. Lezala na kanapie. Potargane czarne wlosy, jasna skora, wzorzysta podomka. Przypuszczalnie miala czterdziesci lat, lecz teraz wygladala jak stuletnia staruszka. Podniosla glowe, zupelnie ignorujac Reachera, O’Donnella, Dixon i Neagley. W ogole na nich nie spojrzala. Wyczuli wyrazna wrogosc. Nie zazdrosc ani blizej nieokreslona niechec jak u Angeli Franz. Miejsce tamtych uczuc zajal gniew. Popatrzyla na Milene i zapytala:

– Manuel nie zyje, prawda?

Milena usiadla obok niej i powiedziala:

– Oni tak twierdza. Bardzo mi przykro.

– Jorge tez?

– Nie wiemy tego na pewno.

Kobiety objely sie i zaczely plakac. Reacher postanowil poczekac, az przestana. Wiedzial, jak to jest. Mieszkanie Orozca bylo wieksze do mieszkania Sancheza. Trzy sypialnie, inny rozklad, pokoje na inne strony. Stechle powietrze zalatywalo smazonym jedzeniem. Mieszkanie bylo zniszczone i niechlujne. Moze dlatego, ze zostalo przetrzasniete trzy tygodnie temu, a moze zawsze znajdowalo sie w stanie chaosu, poniewaz mieszkalo w nim dwoje doroslych i trojka dzieci. Reacher nie znal sie na dzieciach, lecz po rozrzuconych ksiazkach i zabawkach domyslil sie, ze pociechy Orozca byly male. Zauwazyl lalki i misie, gry wideo i wymyslne konstrukcje z plastikowych klockow. Dzieciaki musialy miec piec, siedem i dziewiec lat. Cos w tym rodzaju. Wszystkie pojawily sie na swiecie stosunkowo niedawno. Po zakonczeniu sluzby. Tego ostatniego Reacher byl absolutnie pewien. W koncu Tammy Orozco podniosla glowe i zapytala:

– Jak to sie stalo?

– Policja przekaze pani szczegoly – odpowiedzial Reacher.

– Cierpial?

– Smierc byla natychmiastowa – wyjasnil, tak jak go uczono dawno temu. Wszyscy zolnierze zabici podczas akcji gineli blyskawicznie, chyba ze mozna bylo dowiesc, iz stalo sie inaczej. Uwazano, ze taka wiadomosc stanowi pocieche dla bliskich. Reacher pomyslal, ze jesli chodzi o Orozca, formalnie rzecz biorac, bylo to zgodne z prawda. Po schwytaniu, torturach, dreczeniu glodem i pragnieniem Manuel odbyl przejazdzke helikopterem zakonczona wirowaniem w powietrzu i krzykiem podczas trwajacego dwadziescia sekund upadku.

– Dlaczego? – zapytala Tammy.

– Probujemy to ustalic.

– Powinniscie. Przynajmniej tyle mozecie zrobic.

– Wlasnie dlatego tu przyszlismy.

– Tutaj nie znajdziecie odpowiedzi.

– Musi tu byc. Zacznijmy od tego, kto byl ich klientem. Tammy spojrzala zdumionym wzrokiem na Milene, z twarza wilgotna od lez.

– Klientem? – zapytala. – Jeszcze tego nie wiecie?

– Nie – odparl Reacher. – Nie pytalibysmy, gdyby bylo inaczej.- Oni nie mieli klientow – wyjasnila Milena w imieniu Tammy. – Stracili ich. Przeciez wam mowilam.

– Od czegos musialo sie zaczac – powiedzial Reacher. – Ktos musial do nich przyjsc ze swoja sprawa. Spotkac sie w biurze lub kasynie.

– Tak sie nie stalo – odparla Tammy.

– W takim razie sami musieli trafic na slad. Powinnismy tylko ustalic gdzie, kiedy i jak.

Zapadlo dlugie milczenie, a pozniej Tammy powiedziala:

– Naprawde nie rozumiecie? To nie mialo nic wspolnego z nimi. Nic. I nic wspolnego z Vegas.

– Nie?

– Nie.

– Od czego wszystko sie zaczelo?

– Zostali wezwani na pomoc – wyjasnila Tammy. – Tak to sie zaczelo. Pewnego dnia, zupelnie nieoczekiwanie. Przez waszego przyjaciela z Kalifornii. Jednego z jego kumpli z armii.

51

Azhari Mahmoud wyrzucil paszport Andrew MacBride’a w Dumpster i przeistoczyl sie w Anthony’ego Matthewsa w drodze do wypozyczalni U-Haul. Mial kilka kart kredytowych i wazne prawo jazdy wystawione na to nazwisko. Adres na dokumencie oparlby sie bardziej wnikliwemu badaniu. W wskazanym miejscu znajdowal sie prawdziwy dom z mieszkaniami, a nie jedynie skrzynka na listy lub pusty plac. Adres na kartach kredytowych byl identyczny. Uplyw lat sprawil, ze Mahmoud wiele sie nauczyl.

Postanowil, ze wypozyczy ciezarowke sredniej wielkosci. Ogolnie rzecz biorac, zawsze opowiadal sie za rozwiazaniami sredniego kalibru. Mniej rzucaly sie w oczy. Pracownicy zapamietywali ludzi, ktorzy wypozyczali najwieksze i najmniejsze przedmioty. Wystarczala mu ciezarowka sredniej wielkosci. Chociaz nie byl czlowiekiem wyksztalconym, potrafil wykonac proste dzialanie arytmetyczne. Wiedzial, ze objetosc otrzymuje sie przez pomnozenie wysokosci przez szerokosc i dlugosc. Obliczyl, ze ladunek skladajacy sie z szesciuset piecdziesieciu skrzynek mozna rozlozyc w taki sposob, aby szerokosc wynosila trzy metry, glebokosc cztery, a wysokosc poltora metra. Poczatkowo sadzil, ze dziesiec skrzynek ustawionych w rzedzie nie wejdzie do zadnej ciezarowki, pozniej jednak zrozumial, ze moze je ustawic na wezszym boku. Powinno sie udac.

Wiedzial, ze wszystko sie uda, bo nadal mial przy sobie sto cwiercdolarowek, ktore wygral na lotnisku.

Вы читаете Elita Zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату