Gra skonczona.
46
Reacher pomogl Dixon wstac. Neagley podniosla sie o wlasnych silach. O’Donnell obszedl lezacego, probujac nie wdepnac w kaluza krwi, ktora powstala w okolicach jego nogi. Nie bylo watpliwosci, ze doszlo do uszkodzenia tetnicy udowej. Zdrowe ludzkie serce jest bardzo sprawna pompa, lecz w tym wypadku zajmowalo sie wyrzucaniem na chodnik calej krwi rannego.
– Odsun sie, Dave – poprosil Reacher. – Niech sie wykrwawi. Nie ma powodu, aby zaprzatac sobie nim glowe.
– Co za jeden? – zapytala Dixon.
– Byc moze nigdy sie tego nie dowiemy – odpowiedziala Neagley. – Jego twarz jest zupelnie zmasakrowana.
Miala slusznosc. Ceramiczny kastet O’Donnella dobrze wykonal swoje zadanie. Gosc wygladal tak, jakby zostal zaatakowany mlotkiem i nozem. Reacher chwycil faceta za kolnierz i pociagnal do tylu. Jezioro krwi zmienilo ksztalt, upodabniajac sie do czerwonej lzy. Wykorzystujac opor suchego chodnika przykucnal i sprawdzil kieszenie.
Byly puste.
Brak portfela i dokumentow. Nic.
Jedynie kluczyki do samochodu i pilot na zwyczajnym stalowym kolku.
Facet byl blady i zaczynal siniec. Reacher przylozyl palec do tetnicy szyjnej i wyczul nieregularny, urywany puls. Z rany na udzie wyplywala spieniona krew. W jego ukladzie krwionosnym bylo duzo powietrza. Krew na zewnatrz, powietrze do srodka. Prosta sprawa. Natura nie znosi prozni.
– Facet jest na wylocie – powiedzial.
– Dobry strzal, Dave – pochwalila Dixon.
– Strzelalem lewa reka – odparl O’Donnell. – Mam nadzieje, ze zauwazylas.
– Przeciez jestes praworeczny.
– Upadlem na prawe ramie.
– Niesamowite – przyznal Reacher.
– Co uslyszales?
– Odglos przeladowywanej broni. Nabylem tej umiejetnosci w wyniku ewolucji. Ten dzwiek przypomina trzask galazki pekajacej pod ciezarem drapieznika.
– Twoja przewaga wynika z faktu, ze blizej ci do czlowieka jaskiniowego niz nam.
– Zebys wiedzial.
– Kto postepuje w taki sposob? Rusza do ataku, nie przeladowawszy uprzednio broni?
Reacher cofnal sie i spojrzal na lezacego.
– Chyba go rozpoznaje – powiedzial.
– W jaki sposob? – zdziwila sie Dixon. – Nie poznalaby go wlasna matka.
– Garnitur – zauwazyl Reacher. – Chyba gdzies go widzialem.
– Tutaj?
– Nie wiem. Gdzies. Nie pamietam dokladnie gdzie.
– Zastanow sie.
– Nigdy nie widzialem tego garnituru – powiedzial O’Donnell.
– Ani ja – dodala Neagley.
– I ja – przylaczyla sie Dixon. – Ale to dobry znak, nie sadzicie? Nikt nie probowal nas zabic w Los Angeles. Musimy sie zblizac do rozwiazania zagadki.
Reacher rzucil Neagley pistolet i kluczyki postrzelonego, a nastepnie odsunal sztachete w parkanie, ktory odgradzal miejsce budowy od ulicy. Szybko przeniosl cialo do srodka, starajac sie, aby plama krwi byla jak najmniejsza. Facet w dalszym ciagu krwawil. Reacher przeciagnal go przez plac, za wysoki kopiec zwiru, az znalazl szeroki oszalowany drewnem wykop glebokosci okolo trzech metrow i dnie wysypanym zwirem. Wykop pod betonowy fundament. Wtoczyl cialo do srodka. Spadlo trzy metry w dol, ciezko uderzajac o zwir i przewracajac sie na bok.
– Poszukajcie szpadla – powiedzial. – Trzeba przysypac go zwirem.
– Czy on nie zyje? – zapytala Dixon.
– A jakie to ma znaczenie?
– Powinnismy go przewrocic na plecy. W ten sposob bedziemy potrzebowali mniej zwiru.
– Zglaszasz sie na ochotnika? – zapytal Reacher.
– Mam na sobie dobry garnitur. Do tej pory odwalalem cala brudna robote.
Reacher wzruszyl ramionami i wskoczyl do wykopu. Przewrocil lezacego noga i ulozyl w zwirze. Podciagnal sie i odebral szpadel od O’Donnella. Do przysypania ciala potrzebowali dziesieciu taczek zwiru. Neagley znalazla hydrant, rozwinela waz i odkrecila wode. Umyla chodnik, splukujac krew do scieku. Pozniej wycofala sie za pozostalymi, zmywajac z piasku slady stop. Reacher wlozyl oderwana sztachete na miejsce. Zatoczyl kolo i sprawdzil okolice.
Zrobil gleboki wydech.- W porzadku – powiedzial. – Do rana mamy wolne.
Otrzepali sie, uformowali szyk i wolnym krokiem ruszyli w kierunku Stripu, ramie przy ramieniu, gotowi odpoczac, okazalo sie jednak, ze w hotelowym holu czekal na nich Wright. Szef ochrony kasyna. Jak na goscia z Vegas nie mial szczegolnie pokerowej twarzy. Bylo jasne, ze cos go gryzie.
47
Gdy tylko weszli do holu, Wright mszyl w ich strone energicznym krokiem, a nastepnie zaprowadzil w to samo ustronne miejsce co poprzednio.
– Azhari Mahmoud nie zameldowal sie w zadnym hotelu w Vegas – powiedzial. – To pewne. Podobnie jak Andrew MacBride i Anthony Matthews.
Reacher skinal glowa.
– Dzieki, ze sprawdziles – rzekl.
– Wykonalem rowniez kilka pilnych telefonow do kolegow. To lepsze, niz nie spac cala noc ze zmartwienia. Wiecie, czego sie dowiedzialem? Gadacie brednie. W ciagu ostatnich czterech miesiecy nie moglo tu dojsc do przekretu na szescdziesiat piec milionow dolarow. Do niczego takiego nie doszlo.
– Jestes pewny? Wright skinal glowa.
– Wykonalismy wszystkie alarmowe audyty przeplywu gotowki. Nie wydarzylo sie nic podejrzanego. Zwyczajne transakcje. To wszystko. Nic wiecej. Przesle wam rachunek za prozac. Ostatniej nocy przedawkowalem.
Znalezli bar w poblizu holu, kupili piwo i usiedli w rzedzie przed czterema wolnymi automatami. Reacher udawal, ze raz za razem zgarnia cala pule, jakby gral w kuszacej klientow reklamie. Kola stanely na czterech wisienkach, swiatelka migotaly, scigajac sie po tablicy. Cztery kola z osmioma symbolami. Znikoma szansa