– Sanchez i Orozco byli zaniepokojeni – odparl Reacher. – Sadzimy, ze to ich zabilo.
– Bylaby to wielka sprawa – powiedzial Wright. – Szescdziesiat piec milionow w cztery miesiace? Musieliby wciagnac w to krupierow, kierownikow sal i ochroniarzy. Uszkodzic kamery i wymazac tasmy. Kupic milczenie kasjerow. Bylby to przekret na skale calej branzy.
– To mozliwe.
– W takim razie dlaczego nie rozmawiaja ze mna gliniarze?
– Troche ich wyprzedzamy.
– Policje z Vegas? Gosci z Komisji Kontroli Gier? Reacher potrzasnal glowa.
– Nasi przyjaciele zgineli na terenie hrabstwa Los Angeles. Sprawe prowadzi kilku tamtejszych szeryfow.
– Wyprzedzacie ich? Co to znaczy?
Reacher nie odpowiedzial. Wright zamilkl na chwile, a nastepnie przyjrzal sie uwaznie kazdemu z nich. Najpierw Neagley, nastepnie Dixon, O’Donnellowi i Reacherowi.
– Zaraz – rzekl. – Nic nie mowcie. Znaliscie sie z wojska? Nalezeliscie do grupy specjalnej. Jestescie ich dawnymi kumplami. Ciagle was wspominali.
– W takim razie rozumie pan, dlaczego tu jestesmy. Pracowal pan z ludzmi.
– Powiadomicie mnie, jesli sie czegos dowiecie?
– Trzeba na to zasluzyc – odparl Reacher.
– Jest pewna dziewczyna – powiedzial Wright. – Pracuje w paskudnym miejscu z paleniskiem w centrum sali. W barze, tam gdzie kiedys znajdowala sie Riwiera. Byla blisko z Sanchezem.
– Jego dziewczyna?
– Niezupelnie. Moze kiedys laczyly ich zazyle stosunki. Bedzie wiedziala wiecej ode mnie.
44
Wright wrocil do pracy, a Reacher zapytal konsjerza, gdzie znajdowala sie Riwiera. Bar byl polozony w gorszej czesci miasta. Poszli pieszo. Byla pustynna noc, goraca i sucha. Na horyzoncie, ponad slupem smogu i luna swiatel miasta, jasnialy gwiazdy. Chodniki byly zaslane wyrzuconymi barwnymi pocztowkami reklamujacymi uslugi prostytutek. Mozna bylo odniesc wrazenie, ze wolny rynek obnizyl cene do piecdziesieciu dolarow pomniejszonych o jednego centa. Reacher nie mial watpliwosci, ze wspomniana kwota szybko wzrosnie, gdy tylko nieszczesny klient sprowadzi dziewczyne do swojego pokoju. Kobiety na zdjeciach wygladaly atrakcyjnie, chociaz Reacher wiedzial, ze nie sa prawdziwe. Byly to zdjecia modelek z Rio lub Miami ubranych w niewinne kostiumy kapielowe. Sanchez i Orozco musieli miec rece pelne roboty. Wright powiedzial, ze byli zajeci jak Jednoreki tapeciarz” i Reacher byl sklonny mu uwierzyc.
Dotarli do betonowego baru z odchodzacym tynkiem i napisem „Zimne piwo ostre dziewczyny” i skrecili w klebowisko uliczek, przy ktorych staly parterowe otynkowane budynki. W niektorych miescily sie motele, w innych sklepy spozywcze, restauracje i bary. Przed wszystkimi staly znaki na wysokim slupie skladajace sie z bialej tablicy z szyba oraz poziomymi uchwytami na wsuwane czarne litery. Wszystkie litery mialy ten sam smukly ksztalt, wiec trzeba bylo dobrze sie skoncentrowac, aby zobaczyc co jest w srodku. Sklepy spozywcze reklamowaly szesciopaki napojow gazowanych za jednego dolara dziewiecdziesiat dziewiec centow, motele szczycily sie klimatyzacja, basenem i telewizja kablowa, a restauracje proponowaly szwedzki bufet sniadaniowy czynny dwadziescia cztery godziny na dobe, z ktorego po uiszczeniu oplaty mozna bylo korzystac bez zadnych ograniczen. Bary informowaly o godzinach, w ktorych podawano napoje za nizsza cene i stale nizsze ceny za wiekszego drinka. Wszystkie wygladaly podobnie. Mineli piec lub szesc, zanim dostrzegli znak „Fire Pit”.
Znak stal na zewnatrz otynkowanego betonowego budynku pozbawionego okien i przypominajacego pudelko do butow. Miejsce nie przypominalo baru. Moglo sie w nim znajdowac doslownie wszystko. Klinika chorob przenoszonych droga plciowa lub kosciol na obrzezach miasta. W srodku bylo calkiem inaczej. Czlowiek nie mial watpliwosci, ze znalazl sie w barze w Vegas. W lokalu pomalowanym na purpurowo, przy stolach przykrytych ciemnoczerwonymi obrusami pilo, krzyczalo, smialo sie i glosno rozmawialo piecset osob. We wnetrzu nie bylo zadnych prostych lub kwadratowych ksztaltow. Bar, przy ktorym krazyl tlum gosci, mial dlugi i wygiety ksztalt przypominajacy litere „S”. Koniec litery „S” wil sie wokol wpuszczonego w podloge zaglebienia. Srodek otchlani tworzylo sztuczne palenisko. Role plomieni odgrywaly postrzepione wstegi pomaranczowego jedwabiu unoszone w gore przez strumien powietrza dobywajacego sie z ukrytego wentylatora. Tkanina falowala, poruszala sie i tanczyla w promieniach jaskrawo-czerwonego swiatla. Sala byla podzielona na obite aksamitnym pluszem kabiny. Wszystkie byly zajete. Ludzie tloczyli sie wokol otchlani ognia. Z ukrytych glosnikow dolatywala glosna muzyka. Kelnerki w skapych strojach zgrabnie przedzieraly sie przez tlum, wysoko unoszac tace.
– Urocze miejsce – zauwazyl O’Donnell.
– W policyjnym guscie – przytaknela Dixon.
– Znajdzmy dziewczyne i zabierzmy ja na zewnatrz – zaproponowala Neagley. Zle sie czula w scisku. Odnalezienie dziewczyny okazalo sie trudniejsze, niz sadzili. Reacher zapytal barmanke o znajoma Jorge Sancheza. Kobieta najwyrazniej wiedziala, o kogo chodzi, lecz powiedziala, ze jej kolezanka skonczyla prace o polnocy. Nazywala sie Milena. Na wszelki wypadek Reacher zadal to samo pytanie dwom kelnerkom i otrzymal dwie identyczne odpowiedzi. Ich kolezanka, Milena, byla blisko zwiazana z ochroniarzem, ktory nazywal sie Sanchez. Tej nocy poszla do domu, aby sie przespac i wrocic nastepnego dnia na kolejna dwunastogodzinna ciezka zmiane. Nikt nie potrafil podac jej adresu.
Reacher zostawil swoje nazwisko wszystkim trzem kobietom. Kiedy wrocil do pozostalych, przedarli sie przez tlum i wyszli na zewnatrz. Vegas o pierwszej nad ranem bylo nadal oswietlone i buczalo, jednak po opuszczeniu halasliwego baru wydawalo sie tak ciche i spokojne jak chlodna szara powierzchnia ksiezyca.
– Jaki mamy plan? – zapytala Dixon.
– Wrocimy tu o jedenastej trzydziesci – powiedzial Reacher. – Zlapiemy ja w drodze do roboty.
– Co robimy do tego czasu?
– Nic. Odpoczniemy.
Wrocili na Strip i ramie przy ramieniu wolnym krokiem ruszyli w strone hotelu. Czterdziesci metrow za nimi raptownie przyhamowal ciemnoniebieski chrysler i zaparkowal przy krawezniku.
45
Facet w ciemnoniebieskim garniturze zadzwonil natychmiast.
– Znalazlem ich. To niewiarygodne. Pojawili sie tuz przede mna.
– Cala czworka? – zapytal szef.
– Mam ich przed soba.
– Mozesz ich zlikwidowac?
– Tak sadze.
– W takim razie zrob to. Nie czekaj na posilki. Zalatw sprawe i wracaj.
Mezczyzna w garniturze zakonczyl rozmowe i ruszyl od kraweznika. Przejechal przez cztery pasy ruchu i zaparkowal w bocznej uliczce przy sklepie spozywczym oferujacym najtansze papierosy w miescie. Wysiadl, zamknal woz i ruszyl w dol Stripu z prawa dlonia ukryta w kieszeni kurtki.
W Las Vegas na metr kwadratowy powierzchni przypada wiecej pokojow hotelowych niz w jakimkolwiek miejscu na swiecie, lecz Azhari Mahmoud nie zameldowal sie w zadnym z nich. Znajdowal sie w wynajetym domu na przedmiesciach oddalonym piec kilometrow od Stripu. Dom zostal wydzierzawiony na dwa lata z mysla o operacji, ktora zaplanowal, lecz ktorej nie zdazyl zrealizowac. Dzis byl rownie bezpieczny jak wtedy. Mahmoud stal w kuchni, przegladajac lezaca na blacie ksiazke telefoniczna.