Przez Strip nieustannie przelewala sie fala przebudowy niczym woda w wannie. Niegdys Riwiera wyznaczala koniec prestizowej czesci miasta. Jej budowa wywolala boom inwestycyjny, ktory sprawil, ze wzdluz ulicy jak grzyby po deszczu zaczely wyrastac kolejne domy. Kiedy zabudowania siegnely drugiego konca, standardy poszly w gore i Riwiera nagle wydala sie stara i nieelegancka w porownaniu z nowszymi gmachami. W rezultacie w odwrotnym kierunku ruszyla nowa fala inwestycji. Ciagle trwaly jakies prace budowlane na odcinku jednej przecznicy, oddzielajac nowe, dopiero co wzniesione gmachy od nieco starszych, ktore za chwile mialy zostac zburzone. W miare postepu prac drogi i chodniki stawaly sie coraz prostsze. Nowe pasy mchu przebiegaly bez przeszkod, a stare wily sie pomiedzy rumowiskami. W tej czesci miasto wydawalo sie ciche i opuszczone, przypominalo niezamieszkana ziemie niczyja.
Wlasnie w takim rejonie wylonil sie facet w ciemnoniebieskim garniturze, podazajac za swoim celem. Tamci szli ramie przy ramieniu, wolnym krokiem, jakby kierowali sie w konkretne miejsce, lecz dysponowali nieograniczonym czasem na pokonanie drogi. Neagley byla z lewej, Dixon z prawej, a Reacher i O’Donnell w srodku. Szli blisko siebie, lecz nie dotykali sie. Jakby maszerowali w zwartym szyku, cala szerokoscia chodnika. Lacznie tworzyli cel szerokosci jakichs trzech metrow. To Neagley wybrala stary chodnik. Zrobila to calkiem przypadkowo, a pozostali podazyli jej sladem.
Mezczyzna w garniturze wyciagnal pistolet z prawej kieszeni kurtki. Daewoo DP 51 wyprodukowany w Korei Poludniowej, czarny, maly, kupiony nielegalnie, niezarejestrowany, nie do wysledzenia. Magazynek miescil trzynascie nabojow parabellum kalibru 9 milimetrow. Wlasciciel pistolem nosil go w jedyny bezpieczny sposob, ktorego nauczyl sie na dlugoletnim szkoleniu: pusta komora nabojowa, zabezpieczony spust.
Trzymal bron w prawej dloni, naciskajac cyngiel zabezpieczonego pistoletu i cwiczac kolejnosc. Postanowil, ze najpierw zlikwiduje najwiekszy cel. Z doswiadczenia wiedzial, ze takie postepowanie daje najlepsze rezultaty. Pierwsza kule posle w plecy Reachera, nastepny bedzie O’Donnell. Pozniej wykona ostry zwrot w lewo i trafi Neagley, by wykonac kolejny zwrot w prawo, w strone Dixon. Cztery strzaly w ciagu trzech sekund, oddane z odleglosci szesciu metrow. Na tyle blisko, by odchylenie w lewo i prawo bylo skrajne. Maksymalny kat rzedu dwudziestu stopni. Czysta geometria. Prosta sprawa. Zadnych problemow.
Rozejrzal sie wokol.
Nikogo.
Spojrzal za siebie. Czysto.
Odbezpieczyl bron, chwytajac lufe daewoo lewa dlonia i przeladowujac prawa. Poczul pierwszy naboj wpychany do komory.
Noc nie byla cicha. Zewszad dochodzil zgielk miasta. Ruch samochodow na Stripie, buczenie skraplaczy na odleglych dachach, szum wyciagow, przytlumiony gwar setek tysiecy ludzi grajacych w karty. Mimo to Reacher uslyszal dzwiek broni przeladowanej szesc metrow za jego plecami. Bardzo wyraznie. Byl to dzwiek, ktory nauczyl sie bezblednie rozpoznawac. Przypominal trwajaca ulamek sekundy symfonie, ktora zarejestrowal w najdrobniejszym szczegole. Odglos towarzyszacy tarciu jednej metalowej czesci o druga, metaliczny rezonans czesciowo stlumiony przez miesista dlon, opuszke kciuka i boczna powierzchnie palca wskazujacego. Wdzieczne ciagniecie sie sprezyny magazynka, klikniecie wsuwanego do komory naboju w mosieznej lusce oraz powrot zamka. Wszystkie te dzwieki dotarly do jego uszu w jednej trzydziestej czesci sekundy i zostaly przetworzone w tym samym czasie.
Jego zycie i dzieje byly pozbawione wielu rzeczy. Nigdy nie zaznal stabilnosci, normalnosci, wygody i konwenansow. Nigdy nie liczyl na nic z wyjatkiem zaskoczenia, nieprzewidywalnosci i niebezpieczenstwa. Precyzyjnie odebral sygnal i rownie precyzyjnie okreslil jego zrodlo. Dzwiek przeladowywanej broni nie wywolal w nim paralizujacego szoku, leku, uklucia niewiary. Mozna by odniesc wrazenie, ze uwazal za cos calkiem naturalnego i zrozumialego, iz w srodku nocy slyszy, jak nieznajomy szykuje sie do strzelenia mu w plecy. Nie bylo nawet cienia wahania, domyslow, watpliwosci lub zahamowan. Jedynie czysto mechaniczny problem przypominajacy niewidzialny czterowymiarowy diagram przedstawiajacy czas, przestrzen, cele, szybko mknace kule i wolno poruszajace sie ciala.
Po uplywie kolejnej jednej trzydziestej czesci sekundy pojawila sie reakcja.
Wiedzial, ze pierwsza kula bedzie przeznaczona dla niego. Zdawal sobie sprawe, ze kazdy rozsadny napastnik bedzie chcial najpierw zlikwidowac najwiekszy cel. Tak podpowiadal zdrowy rozsadek. Zatem pierwsza kula bedzie przeznaczona dla niego.
Albo dla O’Donnella.
Silnie pchnal O’Donnella prawym ramieniem, przewracajac go na Dixon, a nastepnie wykonal rzut na Neagley. Odlecieli w przeciwna strone. Kiedy padal na kolana, uslyszal huk wystrzalu i ujrzal kule przelatujaca przez pusta przestrzen w ksztalcie litery „V”, tam gdzie ulamek sekundy wczesniej znajdowaly sie jego plecy. Jeszcze nie runal na chodnik, a juz trzymal w reku hardballera. Obliczyl katy i trajektorie, zanim wyciagnal go zza paska spodni. Pistolet mial dwa zabezpieczenia. Tradycyjna dzwignie z tylu i zabezpieczenie na rekojesci, zwalniane po wlasciwym uchwyceniu kolby.
Zanim odbezpieczyl bron, postanowil, ze nie bedzie strzelal. Przynajmniej nie od razu.
Runal na Neagley, na skraju wewnetrznej czesci chodnika. Napastnik znajdowal sie na srodku. Kula wystrzelona pod dowolnym katem poszybowalaby w kierunku drogi. Gdyby chybil, moglaby trafic w przejezdzajacy samochod. Nawet gdyby trafil tamtego, pocisk i tak moglby razic przejezdzajace pojazdy. Kula kalibru.45 przeszlaby bez trudu przez cialo i kosci. Z dziecinna latwoscia. Potezna sila. Duza penetracja.
W ulamku sekundy podjal decyzje, ze poczeka na O’Donnella, ktory znajdowal sie pod lepszym katem. Znacznie korzystniejszym. Upadl na Dixon, blisko kraweznika. Obok rynsztoka. Linia strzalu byla skierowana do srodka. W strone budynkow. Chybiony strzal lub kula, ktora przeszla na wylot, nie wyrzadzilyby nikomu szkody. Pocisk utkwilby w stercie piasku.
Lepiej, aby to O’Donnell strzelil.
Przekrecil sie, uderzajac o ziemie. Funkcjonowal w trybie, w ktorym jego umysl pracowal goraczkowo, a swiat wokol zwalnial. Czul, ze jego cialo oblepia lepka melasa. Krzyczal na nie „szybciej”, „szybciej”, „szybciej”, lecz ono reagowalo ospale. Tuz obok upadala Neagley z taka precyzja, jakby wszystko dzialo sie w zwolnionym tempie. Katem oka spostrzegl jak jej ramie uderza o ziemie, a sila rozpedu porusza glowa niczym szmaciana lalka. Odwrocil sie z najwiekszym trudem, jakby ktos przyczepil mu do glowy ogromny ciezar. Zobaczyl, jak pada Dixon, pchnieta przez O’Donnella.
Ujrzal jak lewe ramie O’Donnella unosi sie z bolesna powolnoscia. Dostrzegl jego dlon. Kciuk odbezpieczajacy hardballera.
Tamten oddal kolejny strzal. Wczesniej zaplanowany, w proznie, tam gdzie przed chwila znajdowaly sie plecy O’Donnella. Najwyrazniej wykonywal sekwencje strzalow. Te, ktora wczesniej przecwiczyl.
Reacher ujrzal dlon O’Donnella zaciskajaca sie na kolbie i palec pociagajacy za spust. Uniosl lufe pistolem. Wystrzelil.
Strzal oddany z pozycji lezacej na chodniku. Zanim zdazyl wlasciwie ulozyc cialo.
Za nisko, pomyslal Reacher. W najlepszym razie trafil go w noge.Podniosl glowe. Mial slusznosc. Tamten dostal w noge. Tyle ze postrzal w noge pociskiem kalibru.45 o duzej predkosci nie jest blahostka. Przypomina przewiercenie konczyny szybko obracajacym sie dlugim wiertlem. Spustoszenie bylo olbrzymie. Facet dostal kulke w dolna czesc uda. Kosc udowa eksplodowala od wewnatrz, jakby umieszczono w niej bombe. Niesamowity bol. Paralizujacy szok. Masywny uplyw krwi z rozerwanych tetnic.
Chociaz nadal stal, dlon z pistoletem opadla. O’Donnell zerwal sie na rowne nogi, wykonujac rzut do przodu, a jednoczesnie wkladajac reke do kieszeni. Dopadl tamtego i uderzyl go w twarz kastetem. W sam srodek, calym impetem ciala wazacego sto kilogramow. Tak jakby walnal w arbuza ciezkim mlotem.
Mezczyzna upadl na plecy. O’Donnell kopnal jego pistolet i przykucnal, przyciskajac mu bron do gardla.