– Trzydziesci milionow gosci rocznie – zaczal.
– Wiem, Dixon mi powiedziala – wyjasnil Reacher. – Czytala te sama ksiazke.
– Dziesiec procent wszystkich mieszkancow naszego kraju. Spojrzcie na to miejsce.
– Podoba ci sie?
– Sprawia, ze widze Sancheza i Orozca w calkiem nowym swietle.
Reacher skinal glowa.
– Mowilem ci, wszyscy ruszyliscie przed siebie i awansowaliscie.
Z windy wysiadla Neagley, ubrana podobnie jak Dixon w elegancki czarny kostium. Wlosy miala mokre i starannie zaczesane.
– Wlasnie wymieniamy sie faktami z przewodnika – powiedzial Reacher.
– Nie przeczytalam swojego – odparla Neagley. – Zamiast tego zadzwonilam do Diany Bond. Przyjechala do miasta, poczekala godzine i wrocila.
– Jest na nas wkurzona?
– Martwi sie. Nie chcialaby, aby nazwa Little Wing przedostala sie do mediow. Powiedzialam, ze zloze jej wizyte…
– Dlaczego?
– Zaintrygowala mnie. Po prostu lubie wiedziec.
– Tak jak ja – odpowiedzial Reacher. – W tej chwili chcialbym wiedziec, czy ktos w tym miescie zrobil przekret na szescdziesiat piec milionow dolcow. I jak tego dokonal.
– Naprawde wielki przekret – dodala Dixon. – Trzy procent calkowitego przychodu w skali roku.
– Dwa przecinek siedemdziesiat osiem – sprostowal odruchowo Reacher.
– Wezmy sie wreszcie roboty – zaproponowal O’Donnell.
43
Zaczeli od biurka konsjerza i pytania o dyzurnego szefa ochrony. Konsjerz zapytal, czy sa jakies problemy, na co Reacher odparl:
– Chyba mamy wspolnych przyjaciol.
Szef ochrony zjawil sie po dluzszej chwili – widac spotkania towarzyskie zajmowaly dalekie miejsce na liscie jego priorytetow. Facet okazal sie mezczyzna sredniego wzrostu we wloskich butach i garniturze wartym kilka tysiecy dolarow. Mial okolo piecdziesiatki, lecz nadal byl szczuply i wysportowany. Sprawial wrazenie panujacego nad sytuacja i zrelaksowanego, chociaz zmarszczki wokol oczu wskazywaly, ze w poprzedniej robocie odbebnil przynajmniej dwadziescia lat. Dwadziescia lat ciezkiej harowy. Dobrze maskowal swoje zniecierpliwienie, przedstawil sie i uscisnal wszystkim reke. Powiedzial, ze nazywa sie Wright i zasugerowal, aby porozmawiali w jakims spokojnym miejscu. W czysto odruchowy sposob, pomyslal Reacher. Wewnetrzny instynkt i wyszkolenie nakazywaly mu przeniesc potencjalne zagrozenie w ustronne miejsce. Nic nie moglo tamowac przeplywu gotowki.
Znalezli cichy kat. Oczywiscie bez krzesel. Zadne kasyno w Vegas nie oferowalo gosciom wygodnego miejsca do siedzenia z dala od glownego miejsca akcji. Z tego samego powodu swiatla w pokojach byly przycmione. Gosc czytajacy w swoim apartamencie stalby sie zupelnie bezuzyteczny. Kiedy staneli w zgrabnym kregu, O’Donnell wyciagnal swoja licencje prywatnego detektywa wydana przez dystrykt Kolumbii oraz cos w rodzaju listu akredytacyjnego wydanego przez policje metra. Dixon pokazala wlasna licencje i dokument wydany przez policje nowojorska. Neagley miala dokument wystawiony przez FBI. Reacher nie okazal niczego, a jedynie wygladzil koszulke, ukrywajac pod niapistolet tkwiacy w kieszeni.
– Kiedys pracowalem w FBI – powiedzial Wright, zwracajac sie do Neagley.
– Znal pan Manuela Orozco i Jorge Sancheza?
– Znalem czy znam? – zapytal Wright.
– Czy znal ich pan? – powtorzyl Reacher. – Orozco na pewno nie zyje, sadzimy, ze Sanchez rowniez.
– To wasi przyjaciele?
– Z armii.
– Bardzo mi przykro.
– Nam rowniez.
– Kiedy zgineli?
– Trzy, cztery tygodnie temu.
– Jak?
– Nie wiemy. Dlatego tu jestesmy.
– Znalem ich – powiedzial Wright. – Calkiem dobrze. Znali ich wszyscy z branzy.
– Korzystal pan z ich uslug? Zawodowo?
– Nie. Nie zlecamy uslug zewnetrznym jednostkom. Jestesmy zbyt duza firma. Podobnie jest z innymi wiekszymi kasynami.
– Wszystko zalatwiacie sami? Wright skinal glowa.
– To miejsce, do ktorego przyjezdzaja agenci FBI i oficerowie policji, aby umrzec. Zatrudniamy najlepszych. Zarobki sa tak wysokie, ze gliniarze ustawiaja sie w kolejce. Nie ma dnia, abym nie przeprowadzil rozmowy przynajmniej z dwoma, ktorzy przyjechali tu na ostatnie wakacje przed emerytura.
– Jak w takim razie poznal pan Orozca i Sancheza?
– Zajmowali sie prowadzeniem czegos, co przypomina oboz szkoleniowy. Jesli ktos wpada na nowy pomysl, nie wyprobowujemy go tutaj. Byloby to czyste szalenstwo. Udoskonalamy go gdzie indziej. Utrzymujemy dobre stosunki z takimi ludzmi jak Orozco i Sanchez, poniewaz potrzebujemy ich fachowej wiedzy. Spotykamy sie co jakis czas, rozmawiamy, urzadzamy konferencje, obiady, koktajl party.
– Czy byli bardzo zajeci? Czy pan jest bardzo zajety?
– Jak jednoreczny tapeciarz.
– Slyszal pan o Azharim Mahmoudzie?
– Nie. Kto to taki?
– Nie wiemy. Sadzimy, ze posluguje sie falszywym nazwiskiem.
– Tutaj?
– Jest w Vegas. Moglby pan sprawdzic rejestry hotelowe?
– Moge sprawdzic nasz i zadzwonic do znajomych.
– Prosze sprawdzic rowniez Andrew MacBride’a i Anthony’ego Matthewsa.
– Subtelne.
– Skad wiecie, ze jakis karciarz oszukuje?
– Wygrywa – wyjasnil Wright.
– Ludzie musza czasem wygrac.
– Wygrywaja tyle, na ile im pozwolimy. Jesli wygraja wiecej, znaczy, ze oszukuja. Wszystko sprowadza sie do statystyki. Liczby nie klamia. Nie chodzi o to jak, lecz czy.
– U Sancheza znalezlismy kartke z liczbami – powiedzial O’Donnell. – Szescdziesiat piec milionow dolarow. Sto tysiecy razy szescdziesiat piec zdarzen w ciagu czterech kolejnych miesiecy.
– I?
– Czy te liczby z czyms sie panu kojarza?
– Na przyklad z czym?
– Z jakims przekretem.
– Ile by to dalo w ciagu roku? Prawie dwiescie milionow?
– Sto dziewiecdziesiat piec – sprostowal Reacher.
– To mozliwe – rzekl Wright. – Staramy sie, aby straty nie przekroczyly osmiu procent. Taki cel wyznacza sobie nasza branza. Oznacza to, ze tracimy ponad dwiescie milionow dolcow rocznie. Z drugiej strony jeden przekret na dwiescie milionow wydaje sie nieprawdopodobny. Chyba ze w gre wchodziloby cos nowego, znacznie lepszego od starych numerow. W takiej sytuacji cel ograniczenia strat do osmiu procent bylby nierealny. Zaczynacie mnie niepokoic.