zabicia zwierzecia domowego. Obawiam sie, ze tym razem moze to byc sprawa osobista, Sookie. Ten twoj przyjaciel wampir… czy on lubi koty?

Zamknelam oczy i gleboko wciagnelam powietrze. Korzystalam z telefonu w biurze Sama, a moj szef siedzial za biurkiem i pisal kolejne zamowienie na trunki.

– Bill przebywal w swoim domu, gdy ktos zabil Tine i podrzucil ja na moj prog – wyjasnilam najspokojniej, jak potrafilam. – Zadzwonilam do niego wlasnie wtedy, a on odebral telefon. – Sam popatrzyl na mnie zagadkowo, ja natomiast potoczylam oczyma, przekazujac mu w ten sposob moja opinie na temat podejrzen Buda Dearborna.

– I powiedzial ci, ze kotke uduszono – wtracil szeryf powoli.

– Tak.

– Znalazlas wiezy?

– Nie. Nie widzialam nawet, czym zostala zwiazana.

– Co z nia zrobilas?

– Zakopalismy ja.

– To byl twoj pomysl czy pana Comptona?

– Moj.

„Coz innego mielismy zrobic z Tina?” – zastanowilam sie.

– Mozemy pojechac i wykopac twoja kotke. Majac wiezy i kota, moglibysmy sprawdzic, czy zwierze uduszono podobna metoda, co zamordowane kobiety, Dawn i Maudette – tlumaczyl nieudolnie Dearborn.

– Przepraszam, ale nie myslalam o tym.

– Dobrze, nie ma to teraz zbytniego znaczenia. Skoro nie masz wiezow.

– No coz, do widzenia. – Odlozylam sluchawke, prawdopodobnie rzucajac ja nieco zbyt mocno, niz bylo trzeba. Moj szef uniosl brwi. – Bud to palant – oswiadczylam.

– To niezly policjant – odparl Sam spokojnie. – Po prostu nikt z nas nie jest przyzwyczajony do tak straszliwych morderstw w naszej okolicy.

– Masz racje – przyznalam po chwili. – Zdenerwowalam sie troche, bo Bud ciagle mowil o wiezach, jakby dopiero co nauczyl sie nowego slowa. Wybacz mi, ze tak sie na niego wscieklam.

– Nikt nie jest doskonaly, Sookie.

– Chcesz powiedziec, ze moge sie od czasu do czasu powsciekac i dac sobie spokoj z wyrozumialoscia i tolerancja? Dzieki, szefie. – Usmiechnelam sie do niego z lekko drwiaca mina i podnioslam sie z krawedzi jego biurka, o ktore podpieralam sie podczas rozmowy telefonicznej. Przeciagnelam sie, po chwili jednak dostrzeglam, ze Sam doslownie wpija sie wzrokiem w moja piers, co mnie na powrot speszylo. – Wracam do pracy! – rzucilam szybko i dlugimi krokami opuscilam pokoj, starajac sie ani troche nie krecic biodrami.

– Popilnujesz dzis wieczorem dzieci przez kilka godzin? – spytala nieco niesmialo Arlene. Przypomnialam sobie nasza ostatnia rozmowe na ten temat. Pamietalam, jak niechetnie odniosla sie do wizyty Billa. Nie bylam matka i nie potrafilam sie postawic na jej miejscu. Teraz przyjaciolka probowala mnie przepraszac.

– Z przyjemnoscia. – Czekalam, czy znow wspomni o Billu, ale nie wspomniala. – Od ktorej do ktorej?

– No coz, Rene i ja zamierzamy pojechac do Monroe, do kina – wyjasnila. – Powiedzmy, od osiemnastej trzydziesci?

– Jasne. Beda po kolacji?

– Och, tak, nakarmie je. Nie moga sie doczekac, kiedy zobacza ciocie Sookie.

– Ja rowniez chetnie je zobacze.

– Dzieki – odparla Arlene. Zawahala sie, chyba chciala cos dodac, ale zastanowila sie. – Widzimy sie o osiemnastej trzydziesci – baknela tylko.

Do domu dotarlam okolo siedemnastej. Wieksza czesc drogi przejechalam pod slonce, ktore swiecilo mi prosto w oczy, jakby sie na mnie gapilo. Przebralam sie w blekitno-zielony kostiumik z dzianiny, wyszczotkowalam wlosy i spielam je spinka. Zjadlam kanapke. Czulam sie nieswojo, siedzac samotnie przy kuchennym stole. Dom wydawal mi sie duzy i pusty, totez naprawde sie ucieszylam na widok Rene nadjezdzajacego z Cobym i Lisa.

– Arlene odlepil sie jeden ze sztucznych paznokci – zagail. Wygladal na zaklopotanego, jak to mezczyzna zmuszony przekazywac kobiecy problem. – A Coby i Lisa naciskaly, by je do ciebie natychmiast przywiezc.

Zauwazylam, ze Rene nadal jest w swoim stroju roboczym, lacznie z ciezkimi buciorami i czapka. Arlene nie pojedzie z nim do kina, poki mezczyzna nie wezmie prysznica i nie przebierze sie w inny stroj.

Coby mial osiem lat, a Lisa piec. Natychmiast zawisli na mnie niczym wielkie kolczyki. Rene ucalowal je na do widzenia. Dzieki swemu uczuciu dla dzieci zyskal u mnie kilka punktow, totez usmiechnelam sie do niego z aprobata. Wzielam dzieci za rece i ruszylam z nimi do kuchni, gdzie mialam dla nich lody.

– Zobaczymy sie okolo wpol do jedenastej, jedenastej – powiedzial Rene. – O ile ci to odpowiada. – Polozyl reke na galce.

– Jasne – zgodzilam sie. Otworzylam usta, by zaoferowac, ze moge przenocowac dzieci, tak jak to robilam przy poprzednich okazjach, nagle jednak pomyslalam o bezwladnym cialku Tiny. Zdecydowalam, ze dzis dzieci nie zostana u mnie na noc. Tak bedzie dla nich bezpieczniej.

Zagonilam parke do kuchni, a po minucie czy dwoch uslyszalam cichnace odglosy starego pikapa Rene, znikajacego na podjezdzie.

Podnioslam Lise.

– Ledwie moge cie uniesc, malutka. Strasznie szybko rosniesz! A ty, Coby, zaczales sie juz golic?

Siedzielismy przy stole przez dobre dwa kwadranse. Dzieci jadly lody i przekrzykiwaly sie, opowiadajac mi o swoich osiagnieciach i wszystkich sprawach, ktore zdarzyly sie od naszego ostatniego spotkania.

Potem Lisa chciala mi poczytac, wyjelam wiec ksiazeczke do kolorowania z krotkimi podpisami, ktore mala czytala z duma. Coby musial mi oczywiscie udowodnic, ze potrafi czytac lepiej, pozniej zas chcieli ogladac ulubiony program w telewizji. Zanim sie obejrzalam, zrobilo sie ciemno.

– Poznym wieczorem przychodzi moj przyjaciel – powiadomilam oboje. – Ma na imie Bill.

– Mama mowila nam, ze masz szczegolnego przyjaciela – zauwazyl Coby. – Moze go polubie. Mam nadzieje, ze jest dla ciebie mily.

– Och, jest bardzo mily – zapewnilam chlopca, ktory wyprostowal sie i wypchnal do przodu piers, gotow mnie bronic, gdyby moj szczegolny przyjaciel okazal sie w odczuciu dzieciaka nie dosc mily.

– Przysyla ci kwiaty? – spytala Lisa romantycznym tonem.

– Nie, jeszcze nie przyslal. Moze dasz mu jakos do zrozumienia, ze lubie kwiaty?

– Ooo. Tak, moge to zrobic.

– Poprosil cie o reke?

– No coz, nie. Ale ja rowniez go nie prosilam. – Bill zapukal do drzwi dokladnie w tym momencie. – Mam towarzystwo – powiedzialam mu, gdy z usmiechem otworzylam drzwi.

– Slysze – odparl.

Wzielam go za reke i wprowadzilam do kuchni.

– Billu, to jest Coby, a ta pannica to Lisa – przedstawilam ich uroczyscie.

– Wspaniale, wlasnie chcialem was poznac – odparl ku mojemu zaskoczeniu wampir. – Liso, Coby, nie bedzie wam przeszkadzac, ze dotrzymam towarzystwa waszej cioci Sookie?

Przypatrzyli mu sie w zadumie.

– Tak naprawde Sookie nie jest nasza ciocia – odrzekl Coby z powaga w glosie. – Ale jest bliska przyjaciolka naszej mamy.

– To dobrze?

– Tak, chociaz ciocia twierdzi, ze nie przysylasz jej kwiatow – palnela Lisa glosno i wyraznie. Poczulam ogromne zadowolenie, ze dziewczynka przezwyciezyla swoj maly problem z wymowa litery „r”. Naprawde!

Bill zerknal na mnie z ukosa. Wzruszylam ramionami.

– No coz, dzieci mnie spytaly – odparlam bezradnie.

– Hmm… – powiedzial zamyslonym tonem. – Liso, bede sie musial poprawic. Dzieki, ze mi to wytknelas. Wiesz moze, kiedy ciocia Sookie ma urodziny?

Poczulam, ze sie czerwienie.

– Billu – zawolalam ostro. – Przestan.

– Ty wiesz, Coby? – wampir spytal chlopca.

Malec ze smutkiem potrzasnal glowa.

Вы читаете Martwy Az Do Zmroku
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату