Sam Merlotte nigdy przedtem nie wsciekal sie na mnie i wkrotce bylam o krok od lez.

– A jesli uwazasz, ze jakis klient jest w niebezpieczenstwie – dodal – powiedz to mnie. Takimi sprawami zajmuje sie ja, nie ty – powtorzyl po raz szosty, ja zas wreszcie zrozumialam, ze Sam boi sie o mnie. Z calych sil powstrzymywalam sie przed „podsluchaniem” go. Wsluchiwanie sie w mysli wlasnego szefa zwykle prowadzi do katastrofy. Nigdy wczesniej nie przyszlo mi do glowy, by poprosic Sama… czy kogokolwiek innego… o pomoc. – A jezeli masz pewnosc, ze ktos kogos krzywdzi na naszym parkingu, niech twoim nastepnym ruchem bedzie telefon na policje, a nie samotne wychodzenie i stawianie czola napastnikom… niczym jakis samozwanczy obronca ucisnionych! – Irytowal sie. Jego ladna cera, zawsze lekko rumiana, byla teraz czerwiensza niz kiedykolwiek, a sztywne, zlote wlosy sterczaly osobliwie rozczochrane.

– W porzadku – oznajmilam, panujac nad glosem. Oczy maksymalnie wytrzeszczylam, powstrzymujac w ten sposob naplywajace lzy. – Wyrzucisz mnie?

– Och nie! Nie! – krzyknal, najwidoczniej jeszcze bardziej rozgniewany. – Nie chce cie stracic! – Chwycil mnie za ramiona i lekko mna potrzasnal. Potem stal, patrzac na mnie szeroko otwartymi niebieskimi oczyma. Czulam buchajaca od niego fale goraca. Dotyk przez druga osobe zwieksza moje „uposledzenie”, trudniej mi wtedy walczyc z naplywem mysli dotykajacego. Przez dluga chwile patrzylam szefowi prosto w oczy, po czym przypomnialam sobie, kim jest i odskoczylam w tyl. Jego rece opadly.

Odwrocilam sie i wystraszona wyszlam z magazynu.

Dowiedzialam sie kilku niepokojacych rzeczy. Na przyklad, ze Sam mnie pragnie! A poza tym nie slyszalam jego mysli tak wyraznie jak mysli innych ludzi. Przez moja glowe przeplywaly fale jego wrazen i emocji, jednak zadne konkretne slowa. Bardziej podejrzewalam jego mysli, niz je slyszalam.

Jak wykorzystalam nowo zdobyte informacje na jego temat?

Absolutnie nijak.

Nigdy wczesniej nie spojrzalam na Sama jak na mezczyzne, z ktorym mozna pojsc do lozka… albo przynajmniej na takiego, z ktorym ja moglabym pojsc do lozka. Stalo sie tak z wielu powodow, z ktorych najprostszy byl taki, ze nigdy na zadnego mezczyzne nie popatrzylam w taki sposob, poniewaz… hmm… nie mam hormonow… Nie, rany, jak kazda kobieta mam w sobie hormony, tyle ze nie dopuszczam ich do glosu, jako ze seks wydaje mi sie prawdziwa katastrofa: Mozecie sobie wyobrazic, ze slyszycie wszystko, co mysli wasz partner?

Na przyklad: „Alez ona ma ciekawy pieprzyk… Jej tylek jest troche za wielki… Szkoda, ze przesuwa sie troche za bardzo na prawo… Dlaczego ta dziewucha nie pojmuje moich aluzji…?”.

Macie pojecie?! Wierzcie mi, takie „teksty” oslabilyby libido kazdego. A podczas uprawiania seksu po prostu nie sposob sie pilnowac i blokowac naplyw cudzych mysli.

Poza tym istnialy inne przyczyny. Lubie Sama jako szefa i lubie swoja prace, dzieki ktorej wychodze z domu, ruszam sie, zarabiam i spotykam z ludzmi. W przeciwnym razie – tak jak sie obawia moja babcia – zmienilabym sie w samotnice. Praca w biurze bylaby dla mnie trudna, a college musialam rzucic z powodu stalej wymuszonej i nieublaganej koncentracji. Zajecia po prostu mnie wykanczaly.

W obecnej chwili musialam przetrawic fale pozadania, ktora poczulam od Sama. Nie zrobil mi przeciez zadnej ustnej propozycji ani nie rzucil mnie na podloge magazynu. Czulam tylko jego emocje i jesli chcialam, moglam je zignorowac. Zdalam sobie sprawe z delikatnosci jego kroku i zadalam sobie pytanie, czy moj szef dotknalby mnie celowo, gdyby wiedzial o moich zdolnosciach.

Pozniej staralam sie nie zostawac z nim sam na sam, musialam jednak przyznac, ze przez cala zmiane bylam nieco wstrzasnieta.

* * *

Nastepne dwie noce byly lepsze. Ja i Sam Merlotte wrocilismy do naszej przyjemnej, przyjacielskiej relacji. Odczulam ulge. Choc rownoczesnie bylam troche rozczarowana. Z drugiej strony niezle sie w tym czasie napracowalam, gdyz wiadomosc o morderstwie Maudette sciagnela do „Merlotte’a” dodatkowych klientow. Po Bon Temps krazyly najrozmaitsze plotki, a ekipa wiadomosci ze Shreveport nakrecila krotki reportaz na temat przerazajacej smierci Maudette Picken. Nie wzielam udzialu w jej pogrzebie, moja babcia natomiast poszla i powiedziala mi pozniej, ze w kosciele panowal straszliwy tlok. Biedna kluskowata Maudette o pokasanych udach… Dziewczyna okazala sie bardziej interesujaca po smierci niz za zycia.

Mialam wziac dwa dni wolnego i martwilam sie, ze przeocze kolejna wizyte wampira Billa w barze. A musialam mu przeciez przekazac prosbe babci. Na razie Bill nie zjawil sie w „Merlotcie” i zaczelam sie zastanawiac, czy kiedykolwiek wroci.

Mack i Denise tez przestali przychodzic do lokalu Sama, natomiast Rene Lenier i Hoyt Fortenberry poinformowali mnie, ze Szczurza Parka poprzysiegla mi okropna zemste. Nie powiem, zeby mnie ta informacja szczegolnie przestraszyla. Pelno takich kryminalnych smieci kreci sie po autostradach i parkingach Ameryki. Ludzie ci nie maja dosc inteligencji i moralnosci, by sie osiedlic w jednym miejscu i zaczac produktywne zycie. Takie osoby jak Rattrayowie nigdy nie zrobili niczego dobrego dla swiata i nijak nie wybili sie ponad przecietnosc. Z tej tez przyczyny zbylam ostrzezenia Rene wzruszeniem ramion.

On jednak zapewne z przyjemnoscia mi je przekazywal. Lenier jest podobnie niski jak Sam, tyle ze Sam to rumiany blondyn, Rene zas jest sniady i ma na glowie rozczochrana szope mocnych, czarnych, upstrzonych siwizna wlosow. Czesto wpada do baru wypic piwo i odwiedzic Arlene, poniewaz (co lubi podkreslac w rozmowach ze wszystkimi goscmi „Merlotte’a”) jest jego ulubiona ekszona. Mial ich trzy. Hoyt Fortenberry jest znacznie mniej wyrazisty niz Rene. Ani ciemny, ani jasny, ani duzy, ani maly. Zawsze wydawal mi sie wesoly i zawsze dawal przyzwoite napiwki. Podziwial mojego brata Jasona znacznie bardziej – przynajmniej w mojej opinii – niz Jason sobie na to zasluzyl.

Cieszylam sie, ze Rene i Hoyta nie bylo w barze tej nocy, gdy powrocil wampir Bill.

Usiadl przy tym samym stoliku co przedtem. Teraz, kiedy znajdowal sie praktycznie przede mna, poczulam sie troche oniesmielona. Stwierdzilam, ze w myslach zapomnialam o prawie niedostrzegalnej lunie, jaka bila od jego skory. Wyolbrzymilam natomiast jego wzrost i wyrazna linie ust.

– Czym moge sluzyc? – spytalam.

Popatrzyl na mnie, a ja uprzytomnilam sobie, ze nie pamietalam takze o glebi jego oczu. Nie usmiechal sie ani nie mrugal; po prostu siedzial zupelnie nieruchomo. Powtornie ucieszyl mnie fakt, ze nie slysze jego mysli. Przestalam sie bronic przed sila jego umyslu i moje rysy natychmiast sie odprezyly. Poczulam sie tak dobrze jak po masazu (tak przypuszczam).

– Kim jestes? – spytal mnie. Drugi raz chcial wiedziec to samo.

– Kelnerka – odparlam, znow udajac, ze go nie rozumiem. Odkrylam, ze moj uprzejmy usmiech wrocil na swoje miejsce, ja zas powrocilam do rzeczywistosci.

– Czerwone wino – zamowil wampir. Jesli byl rozczarowany, nie doslyszalam tego w jego glosie.

– Oczywiscie – odparlam. – Syntetyczna krew przywioza prawdopodobnie jutro. Sluchaj, moge z toba porozmawiac po pracy? Chcialabym cie poprosic o przysluge.

– Jasne. Mam u ciebie dlug. – Wyraznie nie byl z tego powodu szczesliwy.

– Nie, nie, nie prosze o przysluge dla mnie! – Zdenerwowalam sie. – Chodzi o moja babcie. Jesli bedziesz na nogach… a pewnie bedziesz… gdy skoncze prace o pierwszej trzydziesci, moze poczekasz na mnie przy drzwiach dla personelu? Tych z tylu baru. – Kiwnelam glowa, wskazujac miejsce. Konski ogon podskoczyl mi na ramionach. Bill przesunal wzrokiem za ruchem moich wlosow.

– Bede zachwycony.

Nie wiedzialam, czy przemawia przez niego kurtuazja, ktora zdaniem babci charakteryzowala ludzi w dawnych czasach, czy tez otwarcie sobie ze mnie kpi.

Oparlam sie pokusie pokazania mu jezyka badz prychniecia. Bez slowa odwrocilam sie na piecie i pomaszerowalam ku kontuarowi. Kiedy przynioslam wino, wampir dal mi dwudziestoprocentowy napiwek. Nieco pozniej zerknelam na jego stolik i odkrylam, ze Billa juz nie ma. Zastanawialam sie, czy dotrzyma slowa i zjawi sie pod drzwiami.

Arlene i Dawn zniknely, zanim zdazylam sie przygotowac do wyjscia. Ociagalam sie z kilku powodow; glownie dlatego ze wszystkie serwetniki w obslugiwanym przeze mnie sektorze okazaly sie w polowie puste. W koncu wyjelam torebke z zamknietej szafki w biurze Sama, gdzie zostawiam swoje rzeczy na czas pracy, po czym powiedzialam mojemu szefowi „do widzenia”. Nie widzialam go zreszta, slyszalam tylko brzeczenie w meskiej toalecie, domyslilam sie wiec, ze Sam probuje prawdopodobnie naprawic nieszczelna ubikacje. Na sekunde

Вы читаете Martwy Az Do Zmroku
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату