– Nawet moje? – Jego glos sugerowal wylacznie ciekawosc.
– Nie, twoje nie. Wlasnie za to tak bardzo cie lubie – dodalam, unoszac sie na morzu rozowawej blogosci. Nie chcialo mi sie ukrywac wlasnych mysli. Piers wampira zadudnila, poniewaz sie smial. Jego smiech brzmial nieco dziwnie, jakby Bill zapomnial, jak nalezy go przywolywac. – Zupelnie cie nie slysze – belkotalam sennym glosem. – Nie masz pojecia, jaki czuje dzieki temu spokoj. Po zyciu pelnym rozmaitego „bla-bla-bla”… nie slyszec… nic.
– Jak sobie radzisz na randkach? Mezczyzni w twoim wieku pewnie w kolko mysla o tym, by cie zaciagnac do lozka.
– No coz, nie radze sobie. Nie potrafie. Szczerze mowiac, glownym celem mezczyzny w kazdym wieku jest zaciagniecie kobiety do lozka. Dlatego nie miewam randek. Wiesz, wszyscy uwazaja mnie za stuknieta, a ja nie moge powiedziec im prawdy. Prawda zas jest taka, ze dostaje szalu od tych wszystkich otaczajacych mnie mysli, od tych wszystkich otwartych umyslow! Na poczatku, zanim zaczelam pracowac w barze, umowilam sie kilka razy – z facetami, ktorzy nic o mnie nie slyszeli. Niestety, za kazdym razem jest tak samo. Nie sposob sie ani skoncentrowac, ani odprezyc, ani dobrze czuc z mezczyzna, skoro slyszysz, ze sie zastanawia, czy farbujesz wlosy, ze nie podoba mu sie twoj tylek albo wyobraza sobie, jak moga wygladac twoje cycki. – Nagle wzmoglam czujnosc i uprzytomnilam sobie, ile swoich tajemnic ujawniam tej istocie. – Przepraszam – baknelam. – Nie zamierzalam cie obarczac wlasnymi problemami. Dziekuje, ze wyrwales mnie z lap Szczurow.
– To moja wina, ze w ogole mieli okazje cie dopasc – odparl. Spod pozornego spokoju przebijala z jego glosu tlumiona wscieklosc. – Gdybym zgodnie z zasadami uprzejmosci zjawil sie punktualnie, nic by ci sie nie stalo – tlumaczyl sie goraczkowo. – Z tego tez wzgledu bylem ci winien troche mojej krwi. Bylem ci winien uzdrowienie.
– Czy oni… nie zyja? – Ku memu zazenowaniu, moj glos zabrzmial piskliwie.
– O tak.
Przelknelam sline. Nie potrafilam zalowac, ze ktos uwolnil swiat od Szczurzej Parki. Musialam jednak spojrzec prawdzie w oczy, nie moglam sie przed nia uchylic… A prawda byla taka, ze siedzialam na kolanach mordercy. Tyle ze… siedzac tu, w ramionach Billa, czulam sie absolutnie szczesliwa.
– Powinnam sie tym przejmowac, ale sie nie przejmuje – oznajmilam, zanim zdazylam sobie przemyslec wlasne slowa. Jego odpowiedzia byl ponownie ten sam osobliwy rechot.
– Powiedz, Sookie, o czym chcialas ze mna porozmawiac dzisiaj wieczorem?
Musialam sie ostro zastanowic. Chociaz zostalam cudownie uzdrowiona po straszliwym pobiciu, nie potrafilam jeszcze myslec w pelni logicznie.
– Moja babcia mocno sie dopytywala, ile masz lat – odrzeklam z wahaniem. Nie wiedzialam, jak bardzo osobiste jest takie pytanie dla wampira. Bill pogladzil moje plecy, jakby uspokajal kociatko.
– Zostalem wampirem w roku 1870, gdy mialem trzydziesci ludzkich lat.
Podnioslam wzrok. Jego rozjarzona twarz pozbawiona byla wyrazu, a oczy skojarzyly mi sie z czarnymi dolami w ciemnym lesie.
– Walczyles w wojnie secesyjnej?
– Tak.
– Obawiam sie, ze moja prosba cie zdenerwuje. Jednakze uszczesliwilbys moja babcie i jej klub, gdybys im opowiedzial troche o tej wojnie. O tym, jak wygladala naprawde.
– Klub?
– Babcia nalezy do klubu o nazwie Potomkowie Wybitnych Poleglych.
– Wybitnych Poleglych – powtorzyl wampir niby obojetnym tonem, choc wyczulam, ze z pewnoscia nie jest zadowolony.
– Sluchaj, nie musisz im opowiadac o larwach, infekcjach i glodzie – ciagnelam. – Ci ludzie posiadaja wlasny obraz wojny i… chociaz nie sa glupi… przezyli wszak inne wojny… Po prostu chca sie dowiedziec wiecej o zyciu Amerykanow w tamtym okresie, a takze co nieco o mundurach i ruchach oddzialow.
– Czyste sprawy.
Wzielam gleboki oddech.
– Wlasnie.
– Bedziesz szczesliwa, jesli to zrobie?
– Jaka to roznica? Uszczesliwisz moja babcie, a poza tym skoro mieszkasz w Bon Temps i zamierzasz tu zostac przez jakis czas, bylby to dobry krok w ramach zblizenia z mieszkancami miasteczka.
– Ale czy ciebie uszczesliwie?
Tego faceta nie mozna latwo zbyc.
– No coz, tak.
– A wiec to zrobie.
– Babcia prosila, zebys sie najadl przed zebraniem – dorzucilam.
Znow uslyszalam jego dudniacy smiech, tym razem glebszy.
– Juz sie ciesze na spotkanie z nia. Moge was odwiedzic ktorejs nocy?
– Och, tak. Pewnie. Ostatnia zmiane nocna mam jutro, pozniej dwa dni wolne. Mozesz do nas przyjsc w czwartek w nocy. – Podnioslam reke, by sprawdzic godzine. Zegarek chodzil, lecz szkielko pokrywala warstwa zasuszonej krwi. – O rany! – mruknelam. Wlozylam palec do ust, zwilzylam go slina i wyczyscilam szkielko. Pozniej wcisnelam przycisk oswietlajacy wskazowki, a gdy zobaczylam, ktora godzina, az sie zasapalam. – Ojej, musze wracac do domu. Mam nadzieje, ze babcia juz zasnela.
– Na pewno sie o ciebie martwi, ze tak pozno w nocy wracasz sama – zauwazyl Bill z dezaprobata.
Moze pomyslal o Maudette? Na moment straszliwie sie zaniepokoilam i zastanowilam, czy ja znal i czy zaprosila go do siebie do domu. Szybko jednak odrzucilam te mysl, gdyz nie mialam ochoty rozwodzic sie nad niesamowita i straszna natura zycia i smierci Maudette Pickens. Nie chcialam, by jej okropna smierc rzucila cien na moj maly kawalek szczescia.
– To czesc mojej pracy – odparlam cierpko. – Nic nie mozna poradzic. Zreszta nie zawsze pracuje w nocy. Chociaz kiedy moge, pracuje.
– Dlaczego? – Wampir zepchnal mnie lekko z kolan, a kiedy wstalam, sam rowniez podniosl sie z ziemi. Ruszylismy.
– Lepsze napiwki. Ciezsza praca. Nie ma czasu myslec.
– Tyle ze noc jest niebezpieczna – powiedzial ostrzegawczo.
Tak, na pewno cos o tym wiedzial.
– Och, nie mow jak moja babcia – skarcilam go delikatnie. Juz niemal dotarlismy do parkingu.
– Jestem starszy od twojej babci – przypomnial mi. Nie znalazlam riposty, wiec zamilklismy.
Gdy wyszlam z lasu, stanelam i patrzylam. Na pustym parkingu panowal kompletny spokoj i bezruch – jakby nic sie na nim nigdy nie zdarzylo. Niemal nie wierzylam, ze zaledwie godzine wczesniej zostalam na tym zwirowym prostokacie smiertelnie pobita, za co Szczury spotkal krwawy koniec.
Swiatla w barze i w przyczepie Sama byly wylaczone.
Zwir byl mokry, choc nie od krwi.
Moja torebka stala na masce mojego samochodu.
– A co z psem? – spytalam.
Odwrocilam sie, by spojrzec na mojego wybawiciela. On jednak juz zniknal.
ROZDZIAL DRUGI
Nastepnego ranka obudzilam sie bardzo pozno, co mnie wcale nie zaskoczylo. Kiedy w nocy wrocilam do domu, babcia na szczescie spala. Nie budzac jej, od razu polozylam sie do lozka.
Telefon zadzwonil, gdy siedzialam przy kuchennym stole, popijajac kawe z kubka, babcia natomiast sprzatala spizarnie.
Odebrala babcia. Usadowila sie na stolku przy kontuarze, gdzie zawsze zasiada do pogawedki i podniosla