Nagle znalezlismy sie przy drzwiach. Uswiadomilam sobie, ze wampir nieoczekiwanie mnie podniosl i szybko przeniosl. Szczerze sie rozesmialam. Uwielbiam niespodzianki.

– Wrocimy za chwile – rzucilam w strone babci. Nie sadzilam, by zauwazyla moj niesamowity przeskok, poniewaz akurat zbierala nasze szklanki po herbacie.

– Och, nie spieszcie sie ze wzgledu na mnie – odrzekla. – Nic mi nie bedzie.

Na zewnatrz zaby, ropuchy i owady wyspiewaly swa nocna wiejska opere. Szlismy przez podworko pelne zapachow swiezo skoszonej trawy i paczkujacych roslin. Bill trzymal mnie za reke. Z cienia wyszla moja kotka, Tina, i zaczela sie lasic, domagajac sie poglaskania, pochylilam sie wiec i podrapalam ja po glowie. Ku mojemu zaskoczeniu, otarla sie tez o nogi Billa, a on nijak jej do tego nie zniechecil.

– Lubisz to zwierze? – spytal obojetnie.

– To moja kotka – wyjasnilam. – Wabi sie Tina i rzeczywiscie bardzo ja lubie. – Nie skomentowal. Stal nieruchomo i czekal, az kotka oddali sie od oswietlonego ganku i zniknie w ciemnosciach. – Chcesz posiedziec na hustawce albo na lezakach, czy wolisz sie przejsc? – spytalam, poniewaz czulam sie gospodynia.

– Och, przejdzmy sie troche. Musze rozprostowac nogi. – Z niewiadomych wzgledow stwierdzenie to nieco mnie zaniepokoilo, niemniej jednak zaczelam schodzic dlugim podjazdem ku dwupasmowej drodze, ktora laczyla nasze domy. – Czy widok przyczepy cie zdenerwowal? – spytal wampir.

Zastanowilam sie, jak najlepiej wyjasnic swoje emocje.

– Czuje sie bardzo… hmm… krucha. Na mysl o przyczepie.

– Wiedzialas, ze jestem silny.

W zadumie pokiwalam powoli glowa.

– Niby tak, chociaz nie zdawalam sobie sprawy z pelni twojej sily – odparlam w koncu. – Ani z potegi twojej wyobrazni.

– Wraz z uplywem lat coraz lepiej ukrywamy swoje czyny.

– Tak. Domyslam sie, ze zabiles grupke ludzi.

– Mala grupke. – Jego ton sugerowal, ze Bill jakos sobie radzil.

Splotlam palce za plecami.

– Byles bardziej glodny na poczatku, gdy zostales wampirem? Jak to sie wlasciwie stalo?

Nie spodziewal sie tego pytania. Patrzyl na mnie przez moment. Czulam na sobie jego wzrok, choc znajdowalismy sie teraz w kompletnych ciemnosciach. Las byl blisko nas. Nasze stopy chrzescily na zwirze.

– Moja historia jest zbyt dluga, by ja w tej chwili opowiedziec – odparl. – Ale tak, w mlodosci… kilka razy… zabilem… przypadkiem. Nigdy nie mialem pewnosci, kiedy znowu bede mogl zjesc, rozumiesz? Naturalnie zawsze na nas polowano, a dopiero niedawno pojawilo sie cos takiego, jak sztuczna krew. Poza tym w dawnych czasach zylo znacznie mniej ludzi niz teraz. Zapewniam cie jednak, ze bylem dobrym czlowiekiem za zycia, to znaczy… zanim zlapalem wirusa. Z tego tez powodu jako wampir staralem sie pozostac osoba cywilizowana, czyli na swoje ofiary wybieralem zlych ludzi i nigdy nie zywilem sie dziecmi. Nie potrafilem w kazdym razie zabic dziecka, nigdy, przenigdy! Obecnie moja sytuacja jest zupelnie odmienna. Moge pojsc do calodobowej kliniki w pierwszym lepszym miescie i dostac tam syntetyczna krew… chociaz jest paskudna w smaku. Moge takze zaplacic dziwce i dostac od niej tyle krwi, ze wystarczy mi na kilka dni zycia. Albo moge oczarowac kogos, by bezinteresownie pozwolil mi sie ugryzc, a pozniej wszystko zapomnial… Zreszta, teraz nie potrzebuje tak bardzo krwi.

– Mozesz tez spotkac dziewczyne ranna w glowe – dorzucilam.

– Och nie, ty bylas deserem. Moj posilek stanowili Rattrayowie.

Rzeczywiscie sobie radzil!

– Przestan – poprosilam, czujac, ze trace oddech. – Daj mi minutke.

I dal. Moze jeden mezczyzna na milion dalby mi tyle spokoju. Panowala cisza, gdyz wampir sie nie odzywal, a ja nie slyszalam jego mysli. Otworzylam umysl, porzucilam wszelkie wlasne „zabezpieczenia” i odprezylam sie. Jego milczenie obmywalo mnie i koilo. Stalam bez ruchu, z zamknietymi oczyma i oddychalam z tak gleboka, ze az niewyrazalna slowami ulga.

– Jestes teraz szczesliwa? – spytal, gdy tylko pozwolilam mu mowic.

– Tak – sapnelam. W tym momencie uprzytomnilam sobie, ze niezaleznie od tego, co ta istota wczesniej zrobila, zawdzieczam jej spokoj – bezcenny po calym zyciu sluchania w swojej glowie mamrotania innych umyslow.

– Ty rowniez dobrze na mnie dzialasz – powiedzial, zadziwiajac mnie.

– Jak to? – spytalam sennie i powoli.

– Przy tobie nie czuje zadnego strachu, zadnego pospiechu, zadnego potepienia z twojej strony… Nie musze uzywac mojego uroku, by cie przy sobie zatrzymac i moc z toba rozmawiac.

– Uroku?

– To cos w rodzaju hipnozy – wyjasnil. – W takim czy innym stopniu wszystkie wampiry sie nim posluguja. Zanim pojawila sie syntetyczna krew, jesli chcielismy jesc, musielismy przekonywac ludzi, ze jestesmy nieszkodliwi… badz tez zapewniac ich, ze wcale nas nie widzieli… lub ich ludzic, ze widzieli cos innego.

– Czy twoj urok zadziala na mnie?

– Oczywiscie – odrzekl zaszokowany.

– W porzadku, wiec mnie oczaruj.

– Popatrz na mnie.

– Jest ciemno.

– Niewazne. Popatrz na moja twarz.

Stanal tuz przede mna, lekko polozyl rece na moich ramionach i spojrzal na mnie z gory. Katem oka dostrzegalam slaby blask jego skory i oczu. Podnoszac na niego wzrok, zastanawialam sie, czy zaczne gdakac jak kura, czy moze zrzuce nagle ubranie.

Jednak nie zdarzylo sie nic. Czulam jedynie to – wywolane obecnoscia Billa – niemal narkotyczne odprezenie.

– Czujesz moj wplyw? – zapytal. Wydawal mi sie troche zadyszany.

– Wcale nie, przepraszam – odparlam pokornie. – Chociaz widze, ze sie jarzysz.

– Widzisz to?! – Znow go zaskoczylam.

– Pewnie. Nie kazdy moze dostrzec twoj blask?

– Nie. To dziwne, Sookie.

– Skoro tak twierdzisz. Moge popatrzec, jak lewitujesz?

– Tutaj? – W glosie wampira zadzwieczala nuta rozbawienia.

– Jasne, dlaczego nie? Chyba ze istnieje jakas przeszkoda?

– Nie, nie istnieje. – Puscil moje ramiona i zaczac sie wznosic.

Wydalam westchnienie swiadczace o absolutnym zachwycie. Bill unosil sie w ciemnosciach, polyskujac w swietle ksiezyca niczym rzezba z bialego marmuru. Kiedy znalazl sie mniej wiecej pol metra nad ziemia, zaczal krazyc. Odnioslam wrazenie, ze usmiecha sie do mnie z gory.

– Wszyscy to potraficie? – spytalam.

– A ty umiesz spiewac?

– Nie, niestety straszliwie falszuje.

– No widzisz, z nami jest podobnie. Nie wszyscy posiadamy identyczne umiejetnosci. – Wampir opuscil sie powoli i niemal bezglosnie wyladowal na ziemi. – Wiekszosc ludzi jest wrazliwa na urok wampirow. Ty najwyrazniej nie – ocenil. – Wzruszylam ramionami. Kolejna z moich przywar. Bill widocznie odgadl moje mysli, gdyz po przerwie, podczas ktorej podjelismy spacer, spytal: – Zawsze bylo to dla ciebie trudne?

– Tak, zawsze. – Nie moglam odpowiedziec inaczej, chociaz nie chcialam narzekac. – Najtrudniej we wczesnym dziecinstwie, gdyz wowczas nie potrafilam jeszcze blokowac naplywu mysli innych ludzi i slyszalam rzeczy, ktorych oczywiscie slyszec nie powinnam. Pozniej je powtarzalam… jak to dzieciak. Moi rodzice nie wiedzieli, co ze mna poczac. Szczegolnie martwil sie ojciec. W koncu mama zabrala mnie do dzieciecej psycholog, ktora natychmiast odgadla moje talenty, lecz nie chciala w nie uwierzyc i usilowala wmowic matce, ze po prostu umiem czytac z ruchow cial doroslych, a poniewaz jestem bardzo spostrzegawcza, wyobrazam sobie, ze docieraja do mnie mysli tych osob. Kobieta nie chciala przyznac, ze doslownie slysze mysli innych, bo taka teza po prostu nie pasowala do jej swiata. Co do mnie, marnie radzilam sobie w szkole, jako ze trudno mi sie bylo skoncentrowac… przez atakujace moj mozg mysli kolezanek i kolegow z klasy. Ze sprawdzianow natomiast otrzymywalam bardzo wysokie oceny, poniewaz inne dzieci skupialy sie wtedy na swoich kartkach, a ja dzieki temu zyskiwalam nieco

Вы читаете Martwy Az Do Zmroku
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату