narzeczonego. Po drugie, moj entuzjazm wobec tego pomyslu dorownywal jej entuzjazmowi. Po trzecie, obawialam sie, ze Bill wszystkiego sie domysli. Po czwarte, nie mialam pojecia, czy wampiry moga wspolzyc… tak jak ludzie?
Tak czy owak, wzielam prysznic, umalowalam sie i zalozylam sukienke, poniewaz wiedzialam, ze babcia wscieknie sie, widzac mnie w spodniach. Sukienka ta – z niebieskiej bawelny, ozdobionej setkami malych stokrotek – byla bardziej obcisla, niz babcia lubila i znacznie krotsza, niz Jason uwazal za stosowna dla swojej siostry. Uslyszalam te opinie, gdy wlozylam ja po raz pierwszy. Dodalam male, zolte, okragle kolczyki, a wlosy podnioslam w kok, ktory spielam luzno zolta spinka.
Babcia poslala mi zastanawiajace spojrzenie, ktorego nie potrafilam zinterpretowac. Oczywiscie dzieki umiejetnosciom telepatycznym moglabym latwo sprawdzic, co pomyslala, jednak okropnie jest robic cos takiego osobie, z ktora sie mieszka, natychmiast wiec te mozliwosc odrzucilam. Babcia wlozyla spodnice i bluzke, ktore czesto zakladala na spotkania Potomkow Wybitnych Poleglych. Byl to komplet niewystarczajaco elegancki, by isc w nim do kosciola, a rownoczesnie nie dosc prosty na co dzien.
Zamiatalam wlasnie przedni ganek, o ktorym wczesniej zapomnialysmy, kiedy zjawil sie Bill. Wykonal iscie wampirze wejscie. W jednej minucie go tam nie bylo, a w nastepnej stal juz na dole schodow i przygladal mi sie z zadarta glowa.
Usmiechnelam sie.
– Nie strasz mnie – poprosilam.
Popatrzyl na mnie lekko zaklopotany.
– Przyzwyczailem sie tak pojawiac – wyjasnil. – W ten sposob nie robie halasu.
Otworzylam drzwi.
– Wejdz – zaprosilam go do srodka. Bill wszedl po schodach i rozejrzal sie.
– Pamietam go – oswiadczyl. – Chociaz nie byl taki duzy.
– Pamietasz ten dom? Och, babci sie to strasznie spodoba. – Wyprzedzilam go w drodze do salonu, wolajac babcie.
Weszla do salonu absolutnie dostojnym krokiem i pierwszy raz pojelam, ile wysilku wlozyla w przygotowania. Geste biale wlosy zaczesala, gladko i starannie zawinela wokol glowy w skomplikowany zwoj pukli. Usta pociagnela szminka.
Bill okazal sie tak samo biegly w taktyce towarzyskiej jak moja babcia. Przywitali sie kurtuazyjnie, podziekowali uprzejmie, przez chwile prawili sobie komplementy, az w koncu Bill usadowil sie na kanapie, a moja babcia – po przyniesieniu tacy z trzema szklankami herbaty brzoskwiniowej – w fotelu, mnie dajac do zrozumienia, ze powinnam usiasc obok wampira. Nie umialam sie z tego kulturalnie wykrecic, totez usiadlam obok niego, ale na samej krawedzi kanapy, jakbym zamierzala zerwac sie w kazdej chwili i ponownie napelnic szklanke mrozona herbata.
Bill grzecznie dotknal wargami brzegu szklanki, po czym ja odstawil. Babcia i ja wypilysmy po kilka duzych, nerwowych lykow.
Na poczatek babcia wybrala niezbyt szczesliwy temat.
– Domyslam sie, ze slyszales o tym dziwnym tornadzie – zagaila.
– Prosze mi o nim opowiedziec – odparowal wampir typowym dla siebie chlodnym i gladkim, niczym jedwab, glosem. Nie osmielilam sie na niego spojrzec, siedzialam wiec ze zlozonymi rekoma, calkowicie koncentrujac na nich wzrok.
Babcia strescila zatem wampirowi historie dziwacznego tornada i smierci Szczurzej Parki. Oswiadczyla mu, ze choc zdarzenie wydaje sie dosc straszne, na pewno zawinila jedynie natura. Odnioslam wrazenie, ze po jej opowiesci Bill minimalnie sie odprezyl.
– Minelam wczoraj to miejsce w drodze do pracy – wtracilam, nie podnoszac wzroku. – Zatrzymalam sie obok przyczepy.
– Wszystko wygladalo tak, jak sie spodziewalas? – spytal wampir z niezbyt wielkim zainteresowaniem.
– Nie – odparlam. – Nic nie wygladalo w sposob, jakiego moglabym oczekiwac. Bylam naprawde… zaskoczona.
– Sookie, juz wczesniej widywalas poczynione przez tornado szkody – przypomniala mi ze zdziwieniem babcia.
Postanowilam natychmiast zmienic temat.
– Powiedz, Bill, skad masz te koszulke? Jest bardzo ladna.
Wampir nosil sportowe spodnie w kolorze khaki, koszulke polo w zielono-brazowe pasy, blyszczace mokasyny i cienkie brazowe skarpety.
– Od Dillarda – odparl, a ja sprobowalam go sobie wyobrazic w centrum handlowym, na przyklad w Monroe. Ludzie na pewno obracali sie i patrzyli na te egzotyczna istote o rozjarzonej skorze i pieknych oczach. Skad Bill mial pieniadze na zakupy? Gdzie pral swoje ubrania? Czy wchodzil do swojej trumny nagi? Czy mial samochod? A moze po prostu lecial, jesli postanowil sie dokads udac?
Babcie wyraznie ucieszyly normalne zakupowe zwyczaje wampira. Znow ogarnely mnie ambiwalentne uczucia, gdy obserwowalam jej zadowolenie z wizyty mojego domniemanego zalotnika w naszym salonie, nawet jezeli ow zalotnik byl (wedlug literatury popularnej) ofiara wirusa, z powodu ktorego wydawal sie martwy.
Babcia zarzucala Billa pytaniami. Moj wampir odpowiadal jej grzecznie i z wielka doza dobrej woli. No coz, byl po prostu niezwykle uprzejmym, martwym facetem.
– Twoja rodzina mieszkala tutaj? – pytala babcia.
– Rodzice mojego ojca nazywali sie Compton, rodzice mojej matki Loudermilk – wyjasnil chetnie Bill. Wygladal juz na calkiem zrelaksowanego.
– Zostalo tu jeszcze sporo Loudermilkow – odparla wesolo babcia. – Niestety – dorzucila mniej pogodnym tonem – stary pan Jessie Compton umarl w ubieglym roku.
– Wiem – odrzekl lekkim tonem Bill. – Wlasnie dlatego wrocilem. Ta ziemia ponownie nalezy teraz do mnie, a poniewaz stosunek tutejszych ludzi do osob takich jak ja zmienil sie ostatnio, zdecydowalem sie oficjalnie wystapic o jej zwrot.
– Znales Stackhouse’ow? Sookie twierdzi, ze zyjesz juz wiele dziesiecioleci.
Pomyslalam, ze babcia uzywa ladnych okreslen. Patrzac na swoje dlonie, usmiechnelam sie.
– Pamietam Jonasa Stackhouse’a – odpowiedzial Bill ku zachwytowi babci. – Moi, rodzice zamieszkali w swoim domu, kiedy Bon Temps bylo jeszcze mala przygraniczna miescina. Mialem jakies szesnascie lat, kiedy przeprowadzil sie tutaj Jonas Stackhouse wraz z zona i czworka dzieci. Czy nie on zbudowal ten dom, przynajmniej po czesci?
Zauwazylam, ze Bill wspominajac przeszlosc, uzywal innego slownictwa i innej intonacji. Zastanowilam sie, jak czesto jego jezyk zmienial sie w ciagu dwudziestego wieku.
Moja babcia byla bez watpienia w genealogicznym siodmym niebie. Chciala natychmiast poznac wszystkie mozliwe fakty zwiazane z Jonasem, przodkiem jej meza.
– Czy posiadal niewolnikow? – spytala.
– Droga pani, o ile dobrze pamietam, mial dwoje: niewolnice w srednim wieku, ktora zajmowala sie domem oraz Minasa, wielkiego, mlodego, bardzo silnego mezczyzne do prac pozadomowych. Jednak Stackhouse’owie glownie sami obrabiali wlasne pola, podobnie jak moi rodzice.
– Och, takich opowiesci czlonkowie mojego malego klubu wysluchaja z radoscia! Czy Sookie ci powiedziala…?
Babcia i Bill, po wymianie licznych uwag grzecznosciowych, przeszli do sedna, czyli omowienia wizyty i przemowy wampira na specjalnym nocnym spotkaniu Potomkow.
– A teraz – zakonczyl Bill – jesli nam pani wybaczy, pojdziemy z Sookie na spacer. Jest taka sliczna noc. – Podszedl do mnie, powoli wysunal dlon, chwycil moja reke i pociagnal ja, sklaniajac mnie do wstania. Jego reka byla zimna, twarda i gladka. Wampir wlasciwie nie pytal babci o zgode, choc tez nie narzucal jej swojej decyzji.
– Och tak, idzcie, idzcie – powiedziala babcia, machajac wesolo rekoma. – Mam tyle rzeczy do zrobienia. Musisz mi wymienic wszystkie miejscowe nazwiska, ktore pamietasz, od kiedy zostales… – W tym momencie babcia przerwala, nie chcac uzyc slowa, ktore zraniloby naszego goscia.
– Mieszkancem Bon Temps – dodalam pomocnie.
– Oczywiscie – odparl Bill. Widzac, jak zaciska wargi, wiedzialam, ze usilnie powstrzymuje usmiech.