wiecej swobody. Czasami rodzice uwazali mnie za osobe leniwa, poniewaz na co dzien nie radzilam sobie zbyt dobrze. Niektorzy nauczyciele twierdzili, ze mam problemy z przyswajaniem wiedzy… och, nie uwierzylbys w te wszystkie teorie. Co dwa miesiace badano mi wzrok i sluch, poddawano tomografii mozgu… O rany. Moi biedni rodzice wydali mase pieniedzy na te badania, nigdy jednak nie zaakceptowali prostej prawdy. Nawet na pozor, wiesz?
– W glebi duszy na pewno wiedzieli.
– Zgadza sie. Pewnego razu moj tato zastanawial sie, czy wesprzec finansowo faceta, ktory chcial otworzyc sklep z czesciami samochodowymi. Gdy ten mezczyzna odwiedzil nas w domu, ojciec poprosil mnie, zebym z nimi usiadla, a po wyjsciu tamtego zabral mnie przed dom, zapatrzyl sie w dal i spytal: „Sookie, czy nasz gosc mowil prawde?”. Och, to byl najdziwniejszy moment mojego dziecinstwa.
– Ile mialas lat?
– Chyba mniej niz siedem, gdyz rodzice zmarli, kiedy chodzilam do drugiej klasy.
– Jak zmarli?
– Zgineli w gwaltownej lokalnej powodzi. Deszcz zlapal ich na moscie na zachod stad.
Wampir nie skomentowal. Zdawalam sobie sprawe z tego, iz w swoim dlugim zyciu widzial mnostwo trupow.
– Czy ten mezczyzna klamal? – spytal po kilku sekundach.
– Niestety tak. Planowal wyludzic od mojego ojca pieniadze i z nimi uciec.
– Masz dar.
– Jasne, dar. – Poczulam, ze moje usta ulozyly sie w podkowke.
– Dar, ktory odroznia cie od innych ludzi.
– Co ty powiesz! – Szlismy przez chwile w milczeniu. – W ogole wiec sie nie uwazasz za istote ludzka?’
– Nie jestem nia od dluzszego czasu.
– Naprawde wierzysz, ze utraciles dusze? – Cos takiego ksieza katoliccy glosili w kazaniach o wampirach.
– Nie posiadam tego rodzaju wiedzy – rzucil Bill, niemal od niechcenia. Bylam pewna, ze rozpamietywal te kwestie tak czesto, iz doszedl juz do jednoznacznych wnioskow. – Osobiscie jednak nie sadze, bym ja utracil. Jest we mnie cos, co nie jest ani okrutne, ani mordercze… nawet po tych wszystkich latach. Chociaz moze jestem okrutnikiem i morderca…
– To nie jest twoja wina, ze zaraziles sie wirusem.
Bill parsknal, wkladajac jednak w ten dzwiek maksimum uprzejmosci.
– Odkad istniejemy my, wampiry, kraza o nas najrozmaitsze teorie. Moze akurat ta jest prawdziwa. – Popatrzyl ze smutkiem, jakby zrobilo mu sie przykro, ze to powiedzial. – Jesli wampirami stajemy sie poprzez wirusa – kontynuowal bardziej bezceremonialnie – musi on byc rzadki.
– Jak czlowiek zmienia sie w wampira? – spytalam. Przeczytalam mnostwo tekstow na ten temat, ale pragnelam uzyskac odpowiedz wprost ze zrodla.
– Musialbym cie calkowicie osuszyc za jednym razem albo stopniowo… przez dwa, trzy dni, az do momentu twej smierci. Pozniej podalbym ci swoja krew. Lezalabys jak trup mniej wiecej przez czterdziesci osiem godzin… do trzech dni. Po przebudzeniu wyszlabys w noc. I bylabys glodna.
Gdy powiedzial „glodna”, zadrzal.
– Nie ma innego sposobu?
– Wiele z moich znajomych wampirow twierdzi, ze ludzie, ktorych gryza czesto, dzien po dniu, moga sie calkiem niespodziewanie stac wampirami. Szczegolnie jesli dany wampir karmi sie krwia jakiejs osoby regularnie i w sposob intensywny. Choc niektorzy ludzie, mimo identycznych warunkow, zaledwie nabawiaja sie anemii. Zreszta czasami, gdy ktos jest bliski smierci z jakiegos innego powodu, na przyklad po wypadku samochodowym albo przedawkowaniu narkotykow, sytuacja moze sie… strasznie wymknac spod kontroli.
Dostawalam gesiej skorki.
– Czas zmienic temat – oswiadczylam. – Co planujesz zrobic z ziemia Comptonow?
– Zamierzam na niej mieszkac, jesli zdolam. Zmeczylo mnie dryfowanie z miasta do miasta. Dorastalem w tym rejonie. Teraz, gdy ziemia nalezy do mnie zgodnie z prawem i gdy moge w kazdej chwili wyskoczyc do Monroe, Shreveport czy Nowego Orleanu po syntetyczna krew badz prostytutke specjalizujaca sie w takich jak ja… chce tutaj pozostac. Pragne sprawdzic, czy to w ogole mozliwe. Wedruje wszak od dziesiecioleci.
– W jakim stanie zastales swoj dom?
– Niezbyt dobrym – przyznal. – Staram sie go wysprzatac. Robie to nocami. Pewnych napraw jednakze moga dokonac tylko specjalisci. Niezle sie znam na stolarce, ale nie mam pojecia o elektrycznosci. – Oczywiscie, skad niby mial miec? – Wydaje mi sie, ze trzeba pociagnac w domu nowe kable – kontynuowal glosem zwyczajnego, zaniepokojonego wlasciciela posesji.
– Masz telefon?
– Pewnie – odparl zaskoczony.
– Jaki wiec problem z zatrudnieniem robotnikow?
– Ciezko jest sie z nimi kontaktowac w nocy i trudno ich sklonic do spotkania po zmroku, a przeciez musze im wyjasnic, co trzeba zrobic. Ludzie, z ktorymi rozmawialem, bali sie mnie lub uznali, ze sobie z nich zartuje. – Z tonu wampira bila prawdziwa frustracja; jego miny nie widzialam, gdyz wczesniej odwrocil twarz.
Rozesmialam sie.
– Jesli chcesz, ja do nich zadzwonie – zaofiarowalam sie szybko. – Znaja mnie. Chociaz moze uwazaja mnie za stuknieta, wiedza, ze jestem uczciwa.
– Wyswiadczylabys mi wielka przysluge – powiedzial Bill po chwili wahania. – Mogliby pracowac za dnia, tyle ze najpierw spotkalbym sie z nimi i przedyskutowal konieczne roboty i ich koszt.
– Coz to za niewygoda, nie moc wychodzic za dnia – mruknelam bezmyslnie. Nie powiedzialabym tego, jeslibym sie wczesniej zastanowila.
– Na pewno tak – odpowiedzial sucho wampir.
– I w dodatku trzeba ukrywac miejsce swojego odpoczynku – dorzucilam, popelniajac kolejny blad. Gdy dotarlo do mnie znaczenie milczenia Billa, natychmiast go przeprosilam. – Och, wybacz mi – baknelam. Gdyby bylo jasniej, dostrzeglby moj rumieniec.
– Dzienne miejsce spoczynku wampira jest jego najscislej strzezonym sekretem – odparl twardo.
– Przepraszam.
– Przeprosimy przyjete – odrzekl po kolejnej chwili wahania. Dotarlismy do drogi. Spojrzelismy w lewo i w prawo niczym para czekajaca na taksowke. Teraz, gdy wyszlismy z lasu, w swietle ksiezyca widzialam Billa w miare wyraznie. Wampir rowniez mnie teraz widzial w calej okazalosci. Zmierzyl mnie spojrzeniem z gory na dol.
– Sukienka pasuje ci do koloru oczu.
– Dziekuje. – Ja bez watpienia nie widzialam go az tak dokladnie!
– Nie jest jej jednak… duzo.
– Co takiego?
– Hmm… Trudno mi sie przyzwyczaic do mlodych panien w takich krotkich sukienkach – wyjasnil.
– Miales kilka dekad na przyzwyczajenie sie do nich – odburknelam zgryzliwie. – Daj spokoj, Bill! Kobiety nosza spodniczki mini od czterdziestu lat!
– Lubilem dlugie spodnice – szepnal tesknie. – I lubilem kobiety w bieliznie. W halkach. – Chrzaknelam niezbyt grzecznie. – Masz halke? – spytal.
– Mam jakas bezowa nylonowa z koronka – odparlam zgorszonym tonem. – Gdybys byl czlowiekiem, pomyslalabym, ze mowiac o mojej bieliznie… podrywasz mnie!
Rozesmial sie tym swoim glebokim, rzadko uzywanym chichotem, ktory oddzialywal na mnie z niezwykla sila.
– Masz te halke, Sookie?
Pokazalam mu jezyk; wiedzialam, ze go zobaczy. Po chwili jednak unioslam pole sukienki, ujawniajac kilka centymetrow opalonych ud i koronke halki.
– Szczesliwy? – spytalam.
– Masz ladne nogi, chociaz ja i tak wole dlugie suknie.
– Alez jestes uparty – odcielam sie.
– Moja zona to samo mi stale powtarzala.
– Byles wiec zonaty.