a ja wyjalem kserokopie portretu pamieciowego Giuseppa i polozylem na blacie. Miranda przygladala sie z niepokojem Dominicowi, spodziewajac sie gwaltownej, nerwowej reakcji, lecz nic sie nie stalo. Dominic przez dluzsza chwile przygladal sie portretowi na kartce i przytulil sie delikatnie do Mirandy.
Westchnalem cicho i schowalem kserokopie do aktowki, po czym bez mrugniecia okiem przyjalem filizanke zaparzonej przez Popsy herbaty – uniwersalnego lekarstwa dobrego na wszystko.
Ja i Alessia odwrocilismy sie dokladnie w tej samej chwili.
– Co powiedziales? – zwrocila sie do niego Miranda, a Dominic wtulil mocniej twarzyczke w jej szyje.
– Powiedzial
– Tak… wlasnie tak mi sie wydawalo.
– Czy on zna jakies wloskie slowa albo zwroty? – zapytalem Mirande.
– Oczywiscie, ze nie.
Ponownie wyjalem z aktowki portret pamieciowy Giuseppa i polozylem na blacie stolu.
– Dominicu, kochanie – powiedzialem – jak sie nazywal ten pan?
Duze oczy skierowaly wzrok w moja strone, ale chlopiec wciaz milczal.
– Czy on ma na imie… Michael? – zapytalem.
Dominic prawie niedostrzegalnie pokrecil glowa, mimo wszystko wyraznie zaprzeczajac.
– A moze David? Dominic pokrecil glowa.
– To moze Giuseppe?
Wzrok chlopca pozostal niewzruszony. Znow ten lekki ruch glowa.
Zamyslilem sie przez chwile. – Peter?
Dominic nie odpowiedzial, tylko na mnie patrzyl.
– Czy ten pan mial na imie John? Dzieciak pokrecil glowa.
– Moze jednak Peter?
Dominic trwal przez kilka sekund w kompletnym bezruchu, az w koncu wolno pokiwal glowa.
– Kto to jest Peter? – spytala Alessia.
– To czlowiek, ktory zabral go na przejazdzke lodka.
Dominic wyciagnal reke i leciusienko dotknal jednym palcem twarzy widocznej na kartce papieru, po czym cofnal raczke.
Eagler powiedzial: – Juz myslalem, ze chlopiec na dobre zaniemowil. Nadkomisarz Rightsworth podobno probowal go naklonic do mowienia, ale dzieciak byl w szoku, a matka otwarcie sprzeciwiala sie rozpoczeciu terapii.
– Mhm – mruknalem. – Ale to bylo wczoraj. Dzis Dominic zidentyfikowal przy swiadkach jednego z porywaczy znanego jako Peter na podstawie portretu pamieciowego.
– Sadzi pan, ze dzieciak jest wiarygodny?
– Oczywiscie. Nie ulega watpliwosci, ze go znal.
– W porzadku. A ten Peter – zakladam, ze to porywacz, o ktorym pozostali wspominali na tasmach – czy on jest z pochodzenia Wlochem?
– Tak. Dominic nauczyl sie od niego dwoch slow:
– A niech mnie – wycedzil pod nosem Eagler.
– Poza tym – ciagnalem – wyglada na to, ze Giuseppe-Peter jest milosnikiem Verdiego. Alessia Cenci stwierdzila, ze jej porywacze bez przerwy puszczali trzy opery Verdiego, na okraglo. Dominic nucil fragment Choru Zolnierzy z „Trubadura”, ktora byla jedna z nich. Nawiasem mowiac, czy w tym domu znalazl pan magnetofon kasetowy?
– Owszem, tak. – Sprawial wrazenie, jakby juz nic nie bylo go w stanie zdziwic. – Znajdowal sie na gorze, w pomieszczeniu, gdzie przetrzymywano chlopca. Byly tam tylko dwie tasmy. Jedna z muzyka pop, a druga – jakby pan zgadl – z „Trubadurem” Verdiego.
– A wiec sprawa jest jasna, nieprawdaz? – spytalem. – Mamy fachure.
– Kogo?
– Fachure. Prosze wybaczyc, w Liberty Market tak nazywamy czlowieka, ktory trudni sie porywaniem ludzi. To taki fach. Jak rozpruwanie sejfow czy kradzieze kieszonkowe.
– Tak – przyznal Eagler. – Mamy tu fachure. I mamy pana. Ciekawe, czy Giuseppe-Peter wie o istnieniu Liberty Market.
– To jego odwieczny wrog – powiedzialem.
Eagler nieomal zachichotal. – Smiem twierdzic, ze za pana sprawa we Wloszech grunt zaczal palic mu sie pod nogami, wszedzie pojawialy sie przeciez jego portrety pamieciowe. Coz za ironia, ze postanowil przeniesc sie do Anglii i wlasnie tu znow napotyka na pana. Gdyby to wiedzial, zapewne oniemialby z wrazenia.
– Smiem twierdzic, ze sie o tym dowie – odparlem. – Istnienie Liberty Market nie jest calkowicie utajnione, mimo iz nigdzie sie przeciez nie reklamujemy. Kazdy doswiadczony porywacz musial kiedys o nas uslyszec. Moze ktoregos dnia, zadajac okupu, zabroni rodzinie ofiary kontaktow zarowno z policja, jak i z Liberty Market.
– Mialem na mysli konkretnie pana.
– Ach, tak. – Przerwalem. – Nie, to raczej watpliwe. Widzial mnie tylko we Wloszech, tu juz nie. Nie mogl wiedziec, dla kogo pracowalem. Nie wiedzial nawet, ze jestem Brytyjczykiem.
– Szlag go trafi, kiedy zobaczy swoj portret pamieciowy porozklejany jak Anglia dluga i szeroka. – Eagler wydawal sie dziwnie wesolutki i zadowolony z siebie. – Nawet jesli go nie zlapiemy, na pewno zaszyje sie w jakas mysia nore, z ktorej szybko nie wypelznie…
– Wie pan co – powiedzialem z zamysleniem.
– Moglby pan, podobnie jak Pucinelli, popytac troche o naszego ptaszka w srodowisku ludzi zwiazanych z wyscigami, zamiast tylko rozwieszac jego portret pamieciowy na posterunkach policji. Wielu przestepcow prowadzi podwojne zycie, udajac spokojnych, uczciwych obywateli. Nie ulega watpliwosci, ze jego praca ma cos wspolnego z wyscigami – wskazuje na to dobor ofiar. Na pewno sa osoby, ktore musza go znac, ktos gdzies na pewno go zna. Moze by tak wydrukowac jego portret pamieciowy w programach wyscigow konnych.
– Szkoda, ze nie moge porownac moich notatek z panskim przyjacielem Pucinellim – rzekl Eagler. – Czasami mysle, ze policyjne procedury zamiast wspomagac wymiane informacji, tylko ja utrudniaja. Nawet w Anglii trudno jest uzyskac przeplyw informacji pomiedzy dwoma hrabstwami, a co dopiero mowic o wspolpracy z lokalnymi policjantami z Europy.
– Nie rozumiem, w czym problem. Moge podac panu jego numer. Moglby pan porozmawiac z nim przez tlumacza na zywo.
– Zadzwonic do Wloch? To droga impreza.
– Ach, tak.
W jego glosie wyczulem niechec typowa dla wiekszosci Brytyjczykow, nie przepadajacych za rozmowami miedzynarodowymi. Zupelnie jakby traktowali te niezbyt skomplikowana czynnosc polegajaca na nacisnieciu kilku guzikow jako grozna i niebezpieczna przygode.
– Jezeli juz bede chcial spytac go o cos konkretnego – rzekl Eagler – poprosze, aby pan zwrocil sie z tym do niego. To, czego dowiem sie od pana, klasyfikuje sie jako informacja uzyskana z blizej nieokreslonego zrodla.
– Ciesze sie.
Zachichotal. – Dzis rano nasi trzej porywacze trafili do sadu; pozostana w areszcie przez tydzien. Wciaz uparcie milcza. Pozwolilem, by podusili sie troche we wlasnym sosie, ale dzisiaj wieczorem, po tym, co mi pan powiedzial, tak dam im popalic, ze zaczna spiewac jak Trzej Tenorzy!
15
Eagler zdolal naklonic porywaczy, aby zaczeli spiewac, ale ich umiejetnosci wokalne