pozostawialy wiele do zyczenia. Podobnie jak Pucinelli, stwierdzil, ze zaden z aresztowanych mezczyzn nie znal wczesniej Giuseppe-Petera, zanim ten ktoregos dnia nie zwerbowal w pubie jednego z nich.

– Czy Giuseppe-Peter mowi po angielsku? – zapytalem.

– Tak, i to dosc biegle. Hewlitt zrozumial go bez trudu.

– A kim jest Hewlitt?

– Jednym z porywaczy. To jego glos byl nagrany na tasmie. Probki glosu okazaly sie zgodne. Hewlitt ma kartoteke gruba jak panska reka, ale nie za takie przestepstwa, lecz za kradzieze. Dwaj pozostali tez trudnili sie tym samym fachem – wlamania do domow, kradzieze sreber i antykew. W koncu podali swoje personalia, kiedy uswiadomili sobie, ze mamy ich na talerzu. Teraz zrzucaja cala wine na Petera, ale nie wiedza zbyt wiele na jego temat.

– Czy on im zaplacil? – spytalem.

– Twierdza, ze nie, ale klamia. Musieli dostac jakas zaliczke. To oczywiste.

– Przypuszczam, ze Giuseppe-Peter nie dzwonil do domu w Itchenor, zgadza sie?

Eagler milczal. Chyba byl zaklopotany, pomyslalem.

– Zadzwonil – podsunalem – i odebral jakis policjant?

– No coz… zadzwonil jakis nieznany mezczyzna.

– Ale macie jego glos na tasmie?

– Powiedzial tylko „halo” – rzekl z rezygnacja w glosie Eagler – a moj konstabl pomyslal, ze to ktos z komendy, i odezwal sie przepisowo, a tamten natychmiast sie rozlaczyl.

– Nie mozna bylo temu zaradzic? – stwierdzilem.

– Niestety, nie.

– A czy Hewlitt wyjawil, skad to Giuseppe-Peter dowiedzial sie o nim? Przeciez nie mozna ot tak wejsc do ktoregos z pubow i zlozyc pierwszemu napotkanemu tam klientowi propozycji udzialu w porwaniu.

– W tej materii Hewlitt milczy jak zaklety. Nie chce powiedziec, kto go polecil. Sa rzeczy, ktorych zapewne nigdy sie nie dowiemy. Dosc powiedziec, ze w Londynie, gdzie mieszka Hewlitt, jest wielu Wlochow, a on nie zamierza wskazac palcem tego jednego, jedynego sposrod nich.

– Mhm – mruknalem. – Rozumiem.

Zadzwonilem do Alessi, aby zapytac, jak sie czuje, i okazalo sie, ze martwia ja dwie rzeczy – plany rychlego powrotu na tor wyscigow oraz niepewna przyszlosc Mirandy i Dominica.

– Miranda jest w kiepskim stanie, a ja nie umiem jej pomoc – rzekla. – John Nerrity zachowuje sie calkiem bezmyslnie, on i Miranda sypiaja teraz w oddzielnych pokojach, poniewaz nie podoba mu sie, ze Dominic mialby spedzic noc w jednym pokoju razem z nimi, a chlopiec nie chce zostac ani na chwile sam.

– To powazny problem – mruknalem.

– Przypuszczam, ze to jest trudne dla nich obojga. Dominic budzi sie z placzem kilka razy w ciagu nocy i nie chce zasnac, dopoki Miranda nie zacznie go glaskac, tulic i szeptac mu czule slowa. Jest przez to skrajnie wyczerpana, a John wciaz mowi tylko, ze nalezaloby poslac Dominica do szpitala. – Przerwala. – Nie moge prosic Popsy, aby pozwolila jej tu zostac. Po prostu nie wiem, co mam dalej robic.

– Hmm… Jak bardzo lubisz Mirande?

– Bardzo. Bardziej, niz sadzilam, naprawde.

– A Dominica?

– To zlote dziecko. Ma takie piekne oczy. Uwielbiam go. – Zamyslilem sie przez chwile, a ona dodala: – Nad czym sie zastanawiasz? Co powinna zrobic Miranda?

– Czy jest z nia jeszcze matka?

– Nie. Musiala wrocic do pracy i najwyrazniej niezbyt jej pomogla.

– A czy Miranda ma jakies pieniadze, oprocz tych ktore dostaje od Johna?

– Nie wiem. Ale byla przeciez jego sekretarka.

– No tak. Wobec tego… Miranda powinna zabrac Dominica do pewnego lekarza, nawiasem mowiac, mojego znajomego, a potem przydaloby sie, aby spedzila tydzien lub dwa w towarzystwie kogos takiego jak ty, w kim bedzie miala oparcie i kto bedzie mogl poswiecic jej swoj czas. Nie wiem jednak, czy to mozliwe.

– Da sie zrobic – odparla krotko Alessia.

Usmiechnalem sie do sluchawki. Wydawala sie taka spokojna i opanowana, teraz martwila sie juz tylko losem Dominica.

– Nie pozwol, aby Miranda wspomniala o mnie przy swoim mezu, gdy bedzie wyjawiac mu swoje plany na najblizsze dni – zastrzeglem. – Nie przepada za mna i gdyby wiedzial, ze wlasnie ja to wszystko doradzilem, na pewno staralby sie jej to wyperswadowac.

– Ale przeciez to ty przywiozles Dominica z powrotem do domu?

– To dla niego jeszcze jeden powod do zazenowania. Nerrity dwa dni temu powiedzial wyraznie, ze rezygnuje z naszych uslug!

Zasmiala sie. – W porzadku. Jak nazywa sie ten lekarz?

Podalem jej nazwisko, a potem obiecalem, ze osobiscie do niego zadzwonie, by wyjasnic podloze przypadku i zweryfikowac potrzeby Dominica.

– Jestes niesamowity – rzucila Alessia.

– No jasne. A co z twoimi dzisiejszymi jazdami, o ktorych mi wczesniej wspomnialas?

– Jezdzilam wczoraj i dzis na powrozku i nie rozumiem, dlaczego nie zdecydowalam sie na to wczesniej. Jutro zaczne jazdy dla Mike Nolanda, a jezeli uzna, ze wrocilam juz do formy, wystartuje w przyszlym tygodniu w gonitwie w Salisbury.

– W gonitwie… w Salisbury?

– Wlasnie tak.

– I, hm, przydalaby ci sie pewnie zyczliwa publicznosc?

– Z pewnoscia.

– Masz to u mnie jak w banku.

Pozegnala sie ze mna w radosnym nastroju, a wieczorem zadzwonila na domowy numer.

– Wszystko zalatwione – powiedziala. – Miranda mowi, ze ten lekarz odnosil sie do niej wyjatkowo delikatnie, jutro z samego rana ma pojechac do niego z Dominikiem. Stamtad przyjada prosto do Lambourn. Wynajelam dla niej pokoj w domku nalezacym do emerytowanej niani, z ktora spotkalam sie osobiscie i ktorej ten pomysl bardzo przypadl do gustu. John nie probowal sie temu sprzeciwiac, zgodzil sie na ich wyjazd, za wszystko zaplaci.

– To swietnie.

– Popsy chce, bys tez znow przyjechal. Tak jak Miranda. I ja.

– Wobec tego poddaje sie. Przyjade. Tylko kiedy?

– Najszybciej jak mozesz.

Przyjechalem tam nazajutrz i jeszcze dwa razy w nastepnym tygodniu. Dominic sypial troche lepiej, a to z pomoca lagodnych srodkow, ktore dodawano mu wieczorem do mleka. Zaczal jesc rowniez dropsy czekoladowe, a potem takze papke z bananow. Byla niania sarkala nad nietknieta jajecznica i ostro strofowala Mirande – gdybym to ja byl na jej miejscu, nerwy juz dawno by mi puscily, ona jednak znosila to z podziwu godna pokora.

Alessia spedzala w ich towarzystwie cale dnie, razem chodzili na spacery, robili zakupy w wiosce i jedli obiady, potem zas opalali sie w ogrodku za domem.

– Spryciarz z ciebie, nie ma co – rzekla do mnie Popsy, podczas mojej trzeciej wizyty.

– To znaczy?

– Dales Alessi zajecie, cos, co jest dla niej wazne.

– To byl przypadek, naprawde.

– Ale zacheciles ja do tego.

Usmiechnalem sie do niej. – Swietnie wyglada, nieprawdaz?

– Cudownie. Wciaz mysle o tych pierwszych dniach, kiedy byla taka blada i rozdygotana. Nareszcie wraca do formy. Jest prawie taka jak dawniej.

– Czy jezdzila juz sama?

Popsy spojrzala na mnie. – Nie. Jeszcze nie.

– Pewnego dnia to zrobi.

– A potem…

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату