– Jest najzupelniej bezpieczny.

– Panie Tyrone, dosc tej zgrywy. Nie uda sie panu ukrywac bez konca przed Charlie Bostonem.

Milczalem. Tygrys ziewnal, odslaniajac pelen garnitur klow. Paskudny widok.

– Nastepnym razem nie beda tacy ostrozni – rzekl. Spojrzalem na niego z zaciekawieniem, zastanawiajac sie czy rzeczywiscie sadzi, ze ugne sie przed tak mglista grozba. Popatrzal mi prosto w oczy i nie przejal sie tym, ze nie odpowiadam. Serce mi sie skurczylo. To jeszcze nie koniec.

– Kiedy dowiedzialem sie – zaczal tonem towarzyskiej rozmowy – ze w dzien po nieprzemyslanym napadzie Bostona widziano pana na wyscigach w Plumpton, wywnioskowalem, iz w panskim przypadku uciekanie sie do przemocy okaze sie dla nas zbyt klopotliwe. Widze, ze sie nie omylilem. Wydalem polecenie, zeby znaleziono inny srodek nacisku. I oczywiscie znalezlismy go. Dlatego powie nam pan, gdzie ukryty jest kon.

Wyjal czarny portfel z krokodylej skory i wysunal z niego niewielka karteczke zlozona na pol. Podal mi ja. Spojrzalem. Po mojej minie zorientowal sie, ze doznalem glebokiego wstrzasu, i usmiechnal sie z zadowoleniem.

Byla to fotokopia rachunku za hotel, gdzie nocowalem z Gail. „Panstwo Tyrone. Pokoj dwuosobowy”.

– Jak wiec pan widzi, panie Tyrone, jezeli chce pan utrzymac te interesujaca nowine w tajemnicy przed zona, musi nam pan podac ten adres.

W glowie mialem mlyn, wirujacy jak aparat do prania na sucho, ale nie moglem nic sensownego wymyslic.

– Milczy pan, panie Tyrone? Bardzo to panu nie odpowiada, prawda? Dlatego powie nam pan. Z pewnoscia nie chcialby pan, zeby zona sie z panem rozwiodla. Tak sie pan natrudzil, zeby ja wywiesc w pole, wiec na pewno pan wie, ze rzucilaby pana, gdyby to odkryla… – Wskazal na kopie rachunku. – A co by powiedziala na to, ze ma pan ciemnoskora kochanke? O innych randkach tez wiemy. W zeszla niedziele i w niedziele dwa tygodnie temu. O tym wszystkim dowie sie panska zona. Bogate kobiety nie toleruja takich rzeczy.

Zastanawialem sie w odretwieniu, za ile Gail mnie sprzedala.

– A wiec slucham, panie Tyrone. Adres.

– Potrzebuje troche czasu – powiedzialem glucho.

– Zgoda – rzekl spokojnie. – Trzeba czasu, zeby oswoic sie z ta mysla, prawda? Naturalnie, damy panu troche czasu. Szesc godzin. Zadzwoni pan do nas dzis wieczorem, punktualnie o siodmej. – Podal mi bialy kartonik z wypisanym na nim numerem telefonu. – Szesc godzin i ani minuty dluzej. Po uplywie tego czasu wiadomosc zostanie wyslana do panskiej zony i nic pan na to nie poradzi. Czy to jasne?

– Tak – odparlem.

Tygrys usiadl i zamknal oczy. Jak by mi wspolczul.

– Tak myslalem – rzekl. Ruszyl do drzwi, zostawiajac mnie. – Punktualnie o siodmej. Do widzenia panie Tyrone.

Pewny siebie, swobodny, wyprostowany, wyszedl z pawilonu drapieznikow, skrecil za rog i zniknal. Moje stopy jakby odlaczyly sie od reszty ciala. Ogarnelo mnie uczucie, ze plyne, unoszony pradem ku nieodwracalnej katastrofie. W niedowierzajacym zakamarku mojego umyslu zrodzila sie mysl, jezeli nie rusze sie z miejsca, sytuacja, w jakiej sie znalazlem, miedzy mlotem a kowadlem, rozplynie sie i zniknie.

Oczywiscie tak sie nie stalo. Ale po jakims czasie zaczalem myslec normalnie, opanowujac miotajace mna uczucia. Przystapilem do szukania jakiegos slabego ogniwa. Ruszylem powoli, zostawiajac tygrysa, wyszedlem na nieswieze powietrze i skierowalem sie do bramy, rozmyslajac w skupieniu. Katem oka zauwazylem mimo woli mojego porywacza, ktory stal w bocznej alejce, spogladajac na najwyrazniej pusty, zadrutowany wybieg, a kiedy wyszedlem przez kolowrotek na ulice, raptownie i nieoczekiwanie przypomnialo mi sie, gdzie go widzialem. To przypomnienie tyle wnioslo nowego, ze stanalem jak wryty. Musialem na gwalt wiele zrozumiec.

Widzialem go na stacji King’s Cross, kiedy czekalem na Gail. Stal w poblizu mnie i obserwowal ja przez caly czas, od chwili, kiedy wyszla z metra, az do spotkania ze mna. Szukali, czym wywrzec na mnie nacisk. I znalezli.

Zeby mnie sledzic na King’s Cross, musial isc za mna od redakcji „Famy”.

I dzis tez dobral sie do mnie przed budynkiem gazety.

Poszedlem wolno, porzadkujac mysli. Rano odjechalem pociagiem z King’s Cross do Newcastle, ale nie wykorzystalem biletu powrotnego. Zamiast mnie wrocil Collie Gibbons. Wywnioskowalem, ze wracajac do domu nie przewidziana, okrezna trasa, gdzies, moze na wyscigach w Newcastle, zgubilem sledzacego.

Poza tym ktos musial rowniez sledzic Gail albo tez poszedl prosto do hotelu zobaczyc sie z nia, kiedy wyszedlem. Odsuwalem od siebie mysl, ze moglaby mnie sprzedac zanim jeszcze ostygla po mnie nasza wspolna posciel. Ale moze byla do tego zdolna. Prawdopodobnie zalezalo to od tego, ile jej zaproponowali. Piecset funtow byloby pokusa, ktorej nie oparlaby sie jej interesowna dusza.

Tylko Gail mogla otrzymac rachunek z hotelu. Tylko ona wiedziala o tych dwoch niedzielnych popoludniach. Tylko ona myslala, ze mam bogata zone. Na chlodno skonstatowalem, ze malo dla niej znaczylem. Niezmiernie malo. Zasluzylem sobie na to solennie. Szukalem jej towarzystwa, poniewaz oddawala mi sie bez zobowiazan. Postapila konsekwentnie. Nie byla mi nic winna.

Wlokac sie noga za noga doszedlem do rogu i odruchowo skrecilem w strone domu. Dopiero po kilkunastu krokach uprzytomnilem sobie, ze robie straszny blad.

Gail nie wiedziala, gdzie mieszkam. Nie mogla im tego powiedziec. Nie znali prawdy o Elzbiecie, mysleli ze jest bogaczka, ktora by sie ze mna rozwiodla. Przeciez zgarneli innie dzis rano sprzed budynku „Famy”!… Powloczac wciaz nogami, skrecilem w pierwsza przecznice na prawo.

Jezeli czlowiek w czarnym kapeluszu nie wiedzial, gdzie mieszkam, w takim razie ten w prochowcu sledzil mnie, zeby sie o tym dowiedziec. Za nastepnym rogiem zatrzymalem sie, obejrzalem sie za siebie, patrzac przez rozrosniety krzak glogu i, jakzeby inaczej, zobaczylem go idacego szybkim krokiem. Powloklem sie dalej, zataczajac niepostrzezenie kolo w kierunku Fleet Street.

Elegant w kapeluszu blagowal. Nie mogl powiedziec Elzbiecie o Gail, poniewaz nie wiedzial, gdzie jej szukac. Telefon mialem zastrzezony. Adresu nie bylo w zadnym informatorze. Tylko czysty przypadek sprawil, ze dwukrotnie nie zaprowadzilem ich prosto do drzwi swojego domu.

Nie moglo to w kazdym razie trwac wiecznie. Nawet gdybym ich zwodzil az do zakonczenia Pucharu Latarnika, to ktoregos dnia tak czy owak powiedzieliby jej, co zrobilem.

Najpierw cie kupuja, potem szantazuja, powiedzial Bert. Kupili Gail, szantazowali mnie. Wszystko sie zgadzalo. W drodze powrotnej do redakcji, przez trzy dlugie mile, rozmyslalem o szantazu.

Moj powrot zaskoczyl Jana Lukasza i Derry’ego. Nie wyrazili sie ani slowem na temat zmiany w moim wygladzie. Widocznie wewnetrzna rozterka nie odbijala sie na mojej twarzy.

– Czy ktorys z reporterow kryminalnych ma dobre chody w policji? – spytalem.

– Mozliwe, ze Jimmy Sienna – odparl Derry. – A bo co?

– Chcialem odszukac wlasciciela pewnego samochodu.

– Ktos rozwalil ci te stara furgonetke? – spytal obojetnie Jan Lukasz…

– Stuknal i zbiegl – potwierdzilem, aczkolwiek niescisle.

– Nigdy nie zaszkodzi sprobowac – powiedzial Derry z typowa dla siebie ofiarnoscia. – Podaj mi numer, to pojde go spytac.

Zapisalem na kartce numer rejestracyjny rollsa Silver Wraith, nalezacego do eleganta w kapeluszu, i podalem ja Derry’emu.

– Londynska rejestracja – oznajmil. – Moze sie uda. Ruszyl na drugi koniec sali, do dzialu kryminalnego, gdzie naradzil sie z niebotycznym mlodym rudzielcem.

Niedbalym krokiem podszedlem do opuszczonego biurka redaktora dzialu wiadomosci i, z bijacym sercem, pokrywajac zdenerwowanie niefrasobliwoscia, wykrecilem numer, pod ktory elegant w kapeluszu kazal mi zadzwonic o siodmej. Byla trzecia osiemnascie. Z szesciu darowanych mi godzin minelo ponad dwie.

Telefon odebrala kobieta.

– Pan na pewno wykrecil dobry numer? – spytala zaskoczona.

Odczytalem go jej.

– Tak, zgadza sie. A to dziwne!

– Dlaczego dziwne?

– No, bo to budka telefoniczna. Wlasnie zamknelam drzwi i mialam telefonowac, kiedy automat zadzwonil…

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату