'Inter-costam-71'. Pomyslalem, ze jezeli Garow przeczyta do poniedzialku moj i Kriogusa referat, to we wtorek przyjdzie do laboratorium. Krogius nie zdawal sobie sprawy, jak narozrabialismy. Ja tak.

— Chodzmy na lewo — powiedziala Katrin. W lasku, poprzecinanym sciezkami, pod jakims dawno nie malowanym plotem Katrin rozscielila dwie gazety i usiedlismy na trawie. Katrin zachcialo sie piwa, wyjalem butelke z teczki. Kupilem ja po drodze z pracy, poniewaz pomyslalem, ze Katrin bedzie miala ochote na niwo. Nie mialem czym otworzyc butelki, wiec poszedlem w strone plotu, zeby zerwac kapsel o sztachety. Wzdluz plotu biegl wielki row i pomyslalem sobie, ze moglbym przez ten row przeleciec, nie przeskoczyc, tylko przeleciec. Ale na sciezce pojawily sie dwie kobiety z dziecmi w wozkach, wiec przeskoczylem przez row.

— Czy chcialabys latac? — zapytalem Katrin.

Katrin spojrzala mi prosto w oczy i zobaczylem, jak jej zrenice zrobily sie malenkie, kiedy w nie zajrzalo slonce.

— Nic nie rozumiesz — powiedziala. — Nie umiesz czytac mysli.

— Nie umiem — powiedzialem.

Pilismy piwo przekazujac sobie butelke jak fajke pokoju.

— Strasznie goraco — powiedziala Katrin. — A to dlatego, ze nie pozwalasz mi upinac wlosow.

— Ja?

— Powiedziales, ze bardziej ci sie podobam z rozpuszczonymi wlosami.

— Podobasz mi sie niezaleznie od fryzury.

— Ale z rozpuszczonymi wlosami bardziej.

— Z rozpuszczonymi bardziej. Przyjalem jej ofiare.

Katrin siedziala z reka oparta o trawe, a reke miala szczupla i silna.

— Katrin — powiedzialem. — Wyjdz za mnie za maz. Kocham sie.

— Nie wierze ci — powiedziala Katrin.

— Nie kochasz mnie.

— Jestes glupi — powiedziala Katrin.

Pochylilem sie nisko i pocalowalem po kolei jej smukle opalone palce. Katrin polozyla mi na karku druga dlon.

— Dlaczego nie chcesz wyjsc za mnie za maz? Bede dla ciebie zawsze okropnie przystojny. Jak aktor filmowy.

— Zmeczysz sie — powiedziala Katrin.

— A wiec?

— Nigdy nie wyjde za ciebie — powiedziala Katrin. — Jestes przybyszem z kosmosu, niebezpiecznym, obcym czlowiekiem.

— Wychowalem sie w Domu Dziecka — powiedzialem. — Wiesz o tym. I obiecuja ci, ze nigdy nie bede nikogo hipnotyzowac. Ciebie tym bardziej.

— Czy cos mi wmawiales?

Cofnela dlon z mojego karku i poczulem, jak jej palce zawisly w powietrzu.

— Tylko wtedy, kiedy sama prosilas. Kiedys cie zab bolal. Pamietasz? I kiedy chcialas zobaczyc zyrafe na placu Komsomolskim.

— Nie probowales mi wmowic, ze cie kocham?

— Nie opowiadaj glupstw i poloz dlon tam, gdzie byla. Tak mi wygodniej.

— Nie klamiesz?

— Ja chce, zebys mnie naprawde kochala. Dlon powrocila na miejsce i Katrin powiedziala:

— Nie wierze ci.

Wypilismy piwo i postawilismy butelka na widoku, zeby ten, komu sie przyda, znalazl ja i sprzedal. Rozmawialismy na zupelnie blahe tematy, nawet o ojczymie Tatiany, o Wice i o ludziach, ktorzy przechodzili obok i patrzyli na nas. Wyszlismy z parku, kiedy zrobilo sie juz zupelnie ciemno, dlugo stalismy w kolejce do taksowek, a kiedy odprowadzilem Katrin pod jej dom, nie chciala mnie pocalowac na pozegnanie i w ogole nie dogadalismy sie w sprawie przyszlosci.

Poszedlem do domu piechota, bylo mi smutno, wymyslilem wiec perpetuum mobile, a potem udowodnilem, ze ono i tak nie bedzie pracowac. Dowod byl bardzo trudny i prawie zapomnialem o Katrin, kiedy znalazlem sie na mojej ulicy. I wtedy zrozumialem, ze kiedy przyjde do domu, zadzwoni telefon i Krogius powie, ze niczego nie osiagniemy. Nie chcialo mi sie obchodzic dlugiego gazonu i postanowilem przeleciec gora. Latac bylo nielatwo, ciagle tracilem rownowage i nie zdecydowalem sie wleciec do siebie na trzecie pietro, chociaz okno bylo otwarte. Wszedlem po schodach.

Kiedy otworzylem drzwi, poczulem, ze ktos siedzi w ciemnym pokoju i czeka na mnie. Zatrzasnalem za soba drzwi i bez pospiechu zamknalem je na lancuch. Potem zapalilem swiatlo w przedpokoju. Czlowiek, ktory siedzial po ciemku, wiedzial, ze czuje jego obecnosc, ale sie nie poruszyl. Zapytalem:

— Dlaczego pan siedzi bez swiatla?

— Zdrzemnalem sie — odparl czlowiek. — Dlugo pana nie bylo.

Wszedlem do pokoju, przycisnalem guziczek kontaktu i powiedzialem: — Moze zaparzyc kawy?

— Tylko dla siebie. Ja nie bede pil. Promieniowalo od niego poczucie wlasnej wartosci. Ociekal godnoscia. Dlatego ja rowniez stalem sie niezmiernie dostojny i wmowilem mu, ze mam granatowy krawat w paseczki. Gosc usmiechnal sie i powiedzial:

— Szkoda panskich wysilkow. Niech pan lepiej zaparzy kawe.

Poszedl za mna do kuchni, wyjal z kieszeni zapalki i zapalil gaz, kiedy wsypywalem kawe do ekspresu.

— Czy nie czuje sie pan samotny? — zapytal.

— Nie.

— Nawet dzis?

— Dzis tak.

— Dlaczego pan sie do tej pory nie ozenil?

— Dziewczeta nie chca mnie kochac.

— A moze przywykl pan do samotnosci?

— Moze.

— Ale ma pan przyjaciol.

— Mam wielu przyjaciol.

— Ale przyjaciol nie obchodzi, co sie z panem dzieje?

— Nieprawda. A jak pan wszedl do mieszkania?

Czlowiek wzruszyl ramionami i powiedzial:

— Wlecialem. Okno bylo otwarte.

Stal z glowa przechylona na bok i wpatrywal sie we mnie, jakby oczekiwal, ze wyraze zdziwienie. Ale ja sie nie zdziwilem, poniewaz sam omal nie zrobilem tego samego — balem sie tylko, ze strace rownowage i uderze o balustrade balkonu. Czlowiek ze skrucha pokrecil glowa i powiedzial:

— Nie ma watpliwosci — i poprawil binokle. Moglbym przysiac, ze trzy minuty temu nie mial na nosie zadnych binokli. Wlalem kawe do filizanki, wzialem paczke wafli i poprosilem goscia do pokoju. Zmeczyl mnie upal i rozmowy, ktore do niczego nie prowadza.

— Niech pan zdejmie buty — powiedzial gosc demonstrujac troskliwosc. — Nogi musza odpoczac.

— Jest pan niezmiernie uprzejmy — powiedzialem. — Ale jesli mozna, najpierw wypije kawe, bo jestem senny.

Czlowiek przeszedl przez pokoj, zatrzymal sie przed polka i przesunal palcem po grzbietach ksiazek, niby kijem po sztachetach.

— A wiec — powiedzial rzeczowym tonem. -Niejednokrotnie zadawal pan sobie pytanie, czemu jest pan inny niz wszyscy. I odpowiedzi na to pytanie pan nie znalazl. Jednoczesnie cos powstrzymywalo pana od tego, aby zwrocic sie do lekarza.

— Jestem taki, jak wszyscy — powiedzialem i pomyslalem, ze trzeba bylo go posluchac i zdjac buty.

— Juz w Domu Dziecka uczyl sie pan lepiej niz pana rowiesnicy. Znacznie lepiej. Zadziwial pan swoich nauczycieli.

— Drugie miejsce na olimpiadzie matematycznej — powiedzialem. — Ale nauczycieli nie zadziwialem. I medalu nie dostalem.

Вы читаете Ludzie jak ludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату