przylaczyc sie do nas?
— Nie wiem — powiedzial z namyslem Stiepanow. — Chyba jednak nie. Jestem zupelnie zadowolony z mojego wieku. Moze tylko chcialbym nieco schudnac. Nadmierna waga przeszkadza.
— To zaden klopot — wtracil Standal. — W Moskwie umiescimy pana w Instytucie Zywienia. Stanie sie pan smukly jak Apollo. Bedziemy mieli znakomite kontakty w swiecie lekarskim. W ogole wszystkie wielkie odkrycia z poczatku spotykaly sie z niedowierzaniem i oporami, wywolywaly dyskusje, spory i tak dalej. Moze, kiedy zjawimy sie w Moskwie z recepta na wieczna mlodosc, z niepelna recepta, nie wszyscy nam uwierza. A nawet ci, ktorzy uwierza, uwierza nie od razu.
— Ale ja przeciez uwierzylem! — wykrzyknal Stiepanow. — Co wiecej, znajac wasze przejsciowe trudnosci finansowe, jestem gotow wam pomoc. Mam troche oszczednosci. Oddacie mi pozniej, kiedy sytuacja sie polepszy.
— To lubie — powiedzial Almaz.
— Stiepan Stiepanycz jest puszkinista — wyjasnil Standal. — Uwierzyl nam, kiedy obejrzal album.
— Tak, interesuje sie tworczoscia Puszkina.
— Milica go znala — zauwazyl Almaz.
— Wie pan, ze jakos trudno mi bylo w to uwierzyc — wyznal Stiepanow. — Ale uwierzylem.
— A ja jakos sie z nim nie zetknalem — powiedzial Almaz. — Chociaz bylem w owym czasie w Petersburgu i moglbym uratowac Puszkina.
— Cooo?! — Stiepanow opadl ciezko na krzeslo, a Wania odskoczyl do kata, obawiajac sie, ze krzeslo natychmiast sie rozpadnie i jego szczatki zbombarduja obecnych.
— Zwariowac mozna — powiedzial Stiepanow. — Nigdy by mi cos takiego nie przyszlo do glowy.
— Szkoda, ze nie spotkalismy sie wczoraj — odparl Almaz. — Bylem wtedy o wiele starszy.
— Ale prosze mi opowiedziec o Puszkinie — blagal Stiepanow. — Jestem najszczesliwszym czlowiekiem na ziemi! Pan wspomnial o mozliwosci jego uratowania, prawda? Czy to byl zart?
— Nie, to nie byl zart — odpowiedzial Almaz. — Tylko teraz mamy zbyt malo czasu na te dluga historie.
— Prosze opowiedziec — odezwala sie Helena. — Dla Stiepana Stiepanowicza to jest bardzo wazne.
— Heleny uslucham — powiedzial Almaz. — Helenie nie potrafie odmowic, bo ona pojedzie ze mna na Syberie.
— Prosze nie mowic glupstw przy dziecku — oburzyla sie Helena.
— Pojedziesz — powiedzial Almaz z przekonaniem. — W styczniu roku 1837 wracalem z Paryza do Rosji. Mialem w Sankt Petersburg u spotkac sie z pewnym czlowiekiem, przekazac mu listy i pieniadze. A czlowieka tego poznalem na Placu Palacowym w roku dwudziestym piatym…
— Ma pan na mysli powstanie dekabrystow? — zapytal Stiepanow.
— Naturalnie — powiedzial Almaz.
— Zwariowac mozna — powtorzyl Stiepanow.
31
Nie kazdemu jest dane dokonac odkrycia. Gdyby bylo inaczej, dawno juz bysmy utoneli w morzu odkryc i wynalazkow, nikt nie nadazylby z ich realizacja i przy poglebiajacej sie dewaluacji tych szlachetnych poczynan ludzkosc moglaby zabrnac w slepy zaulek: jesli wszyscy beda dokonywac wynalazkow, to kto bedzie administrowal, kto bedzie realizowal i kto wreszcie bedzie przeszkadzal w realizowaniu?
Grubin czul sie odpowiedzialny wobec ludzkosci. Zbudzone rankiem powolanie domagalo sie konkretnego dzialania, wobec czego Sasza rzucil sie na robote, jak glodny na kromke chleba.
Potem szczesliwa mysl pobrania krwi od wszystkich uczestnikow eksperymentu, zeskrobania wilgotnych drzazg z podlogi doprowadzi do odkrycia, ktore zmieni oblicze ziemi, ale imie Grubina zagubi sie wsrod trzydziestu trzech laureatow rozlicznych nagrod, przyznanych za niezwykle osiagniecia w dziedzinie nauk biologicznych. Moze zreszta jego imienia na liscie nagrodzonych w ogole nie bedzie, ale Grubin juz nigdy nie wroci do dawnego trybu zycia, do pracowitego lenistwa minionych dni.
— Sawicz, co tam widzisz za oknem? — zapytal Grubin zauwazywszy, ze jego kompan przestal myc szkielka przedmiotowe. — Czas ucieka.
— Aha — powiedzial Sawicz. Jego rece poruszaly sie z fachowa zrecznoscia, ale robily to bez zapalu, automatycznie. Umysl Sawicza byl pochloniety goraczkowym procesem myslowym, poszukiwaniami wlasnego miejsca w nowym zyciu. Poszukiwania nie dawaly rezultatow. Chcial pojsc do Heleny, wszystko wytlumaczyc i wszystko powiedziec, a moze razem znalezc wyjscie z sytuacji. Ale nie mozna bylo skrzywdzic Wandy.
Kruk dreptal wokol akwarium, zagladal przez szybe, postukiwal w nia dziobem: straszyl rybki i usilowal sciagnac z akwarium marynarke, ale robil to bez wiekszego przekonania, bo w gruncie rzeczy doskonale wiedzial, ze Grubin jest bardzo do rybek przywiazany. Po prostu zartowal.
Posrodku pokoju lezal sloik po majonezie, a spod lozka dobiegal jakis chrobot. Po chwili wysunely sie stamtad trzy duze myszy, zerknely na kruka, wytoczyly cwierclitrowa butelke po wodce i gdy tylko kruk obrocil dziob w ich strone, prysnely z powrotem pod lozko. Kruk sfrunal na podloge, uniosl dziobem koc, zajrzal pod lozko i wrocil do rybek.
— Ma pan tu myszy — powiedzial Sawicz.
— Ach — odparl Grubin. — Ciezar wlasciwy: trzy przecinek dwa. Jak sadzisz, ta prasa sie nada?
— Do czego? — zapytal Sawicz.
— Do wytlaczania cieczy z drewna.
— Nie wiem.
— A moze przemyc drzazgi woda? Uzyskamy roztwor wodny.
— Jak chcesz — powiedzial Sawicz. — Dlaczego nie wykladasz trutki na myszy?
— Co? Przeciez one sa oswojone. Przynosza mi opakowania szklane, a ja im za to place. Wedlug cennika, jak w zbiornicy. Dwanascie kopiejek za pollitrowke.
— Nie gadaj glupstw — powiedzial Sawicz. — Po co myszom pieniadze?
— Jak to po co? Kupuja sobie cos, oszczedzaja, zreszta nie wiem. Wiem tylko, ze one bardzo lubia pieniadze i za darmo niczego by nie przyniosly. Tylko nie potrafia odroznic calej butelki od wyszczerbionej. Nie mam pojecia, jak im to wytlumaczyc, i w ogole one tu, kiedy bede w Moskwie, zupelnie sie rozpuszcza.
— Pan nie zartuje? — zapytal Sawicz.
— Prrrawda, prrrawda — powiedzial kruk.
— A po co mialbym zartowac? Nie zarty mi w glowie. Po prostu potrafie nawiazac kontakt ze zwierzetami. No to jak, zrobimy wyciag wodny? Obawiam sie, ze drzazgi zupelnie wyschna, ze wszystko wyparuje.
— Niech pan robi. Preparaty krwi juz gotowe, moze je pan obejrzec.
— Najpierw niech pan sam obejrzy, bo ja przeciez nie odrozniam leukocytu od erytrocytu. W razie czego prosze mnie zawolac. Mam nadzieje, ze w krwi cos sie znajdzie. Zapomnialem tylko dla porownania pobrac krew zdrowego czlowieka.
— Nie szkodzi, potrafie znalezc jakies wyrazne odstepstwa od normy — powiedzial Sawicz. — I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Obaj zajeli sie praca i nie odrywali sie od niej przez jakas godzine. Slonce przesunelo sie teraz ku horyzontowi i swiecilo wprost w okno, w pokoju zrobilo sie goraco, a z podworka dobiegaly glosy mezczyzn, ktorzy obsiedli chwiejny stolik pod krzakiem bzu i rozstawiali na nim kamienie domina.
Sawicz podszedl do okna i spostrzegl wchodzacego niesmialo na podworko chlopczyka w krotkich spodenkach, w ktorym natychmiast rozpoznal nieszczesnego Udalowa.
— Popatrz — powiedzial do Grubina. — Przestepce ciagnie na miejsce zbrodni.
W tej samej chwili ktorys z graczy zapytal glosno:
— Jak tam twoj chlop, Ksenia? Jeszcze sie nie znalazl?
Z okna wprost nad glowa Sawicza rozlegl sie surowy, zimny glos kobiecy:
— Niech tylko sprobuje sie pokazac. Za wszystko odpowie. Milicja go przyprowadzi. Na komisariacie taki sympatyczny oficer osobiscie mi to obiecal.
Grubin, trzymajac sie z boku, aby go nie bylo widac z podworka, wyjrzal na zewnatrz i wyszeptal:
— Jak tego idiote nasi puscili?
Nie wiedzial, ze nekany tesknota za domem i poczuciem winy wobec najblizszych Udalow dokonal drugiej ucieczki w ciagu dnia. Gotow byl poniesc najsrozsza kare, gdyz zrozumial, iz jedynym czlowiekiem, ktory mogl mu pomoc, byla Ksenia. Helena nie od razu spostrzegla nieobecnosc Udalowa, gdyz akurat wtedy wszedl Stiepanow.
— Ksenia! Ksiusza! — zawolal Udalow zatrzymujac sie na srodku podworza.
Gracze w domino przestali na moment stukac kamieniami. Z okna naprzeciwko zenski glos pomogl Udalowowi:
— Ksenia, jakis dzieciak cie wola. Moze przyniosl wiadomosc?
— Ksenia! — ryknal jeden z graczy. — Wyjrzyj przez okno.
— Ksiusza — powiedzial miekko Udalow ujrzawszy w oknie ukochane oblicze. — Wrocilem,
— Czego chcesz? — zapytala Ksenia z irytacja.
— Wrocilem, Ksenia — powtorzyl Udalow. — Zupelnie do ciebie wrocilem. Przyjmiesz mnie?
Gracze zaczeli sie smiac, bo w slowach dzieciaka bylo cos niepojetego, a jednoczesnie niezmiernie smiesznego.
— Jest cos od Korneliusza? — zapytala Ksenia.
— Jestem od Korneliusza — odparl chlopczyk. — To wlasnie ja jestem Korneliuszem. Nie poznajesz mnie?
— On! — krzyknal nagle inny dzieciecy glosik. To wygladajacy przez okno Maksymek, syn Udalowa, poznal swojego porannego przesladowce. — To on mi zabral spodnie! Mamo, wolaj milicje.
— Trzeba chyba bedzie pospieszyc na pomoc — powiedzial Grubin. Wprawdzie psulo to jego plany, ale nie mogl przeciez zostawic przyjaciela w biedzie.
— Niech pan poczeka — powiedzial Sawicz. — Zapomnial pan o wlasnym wygladzie. On zdazy uciec.
— Chuligan! — powiedziala Ksenia. — Zaraz do ciebie zejde!
— Nigdy nie nalezy skakac wyzej wlasnego pepka — powiedzial refleksyjnie Sawicz. — Zycie powinno toczyc sie wedle wlasnych praw.
— Alez nie, on ma po prostu pecha — zaoponowal Grubin.
— On oderwal sie od wlasnego zycia, a nie odnalazl sie w nowym. Zupelnie jak ja. I co teraz? Rzucic sie pod pociag?
— Za daleko do kolei — powiedzial Grubin. — Zdazysz sie rozmyslic.
— To nie moja wina — powiedzial Korneliusz nie mogac powstrzymac sie od placzu. — Mnie wbrew mojej woli… Przyprowadze swiadkow…
— Popatrz, jaki ten dzieciak podobny jest do twojego Maksymka — powiedzial jeden z graczy w domino. — Jak dwie krople wody.
— Rzeczywiscie — powiedziala kobieta wygladajaca przez okno na przeciwleglym koncu podworza.
— Przeciez jestem twoim mezem! Korneliuszem! — plakal chlopczyk. — Wygladam tak nie z wlasnej woli…
Korneliusz ruszyl w strone domu, aby wejsc na gore i przyjac kare pod