Wyszedl z biura Walkera i znalazl sie na rozgrzanej klatce schodowej, gdzie niemal nie dawalo sie oddychac. Na chodniku bylo jeszcze gorecej. Kiedy dotarl do kancelarii, pot zalewal mu oczy. Zastal Alice siedzaca samotnie przy biurku.
– Juz wrocilas? – spytal zdumiony. – Widzialas sie z nia?
Alice skinela glowa.
– Nie chce, zebym ja reprezentowala.
– Niby, czemu?
– Nie wyjasnila. Zachowywala sie spokojnie i racjonalnie.
– Staralas sie ja przekonac?
– No pewnie, ale bez przesady. Wolalam wyjsc, nim sie rozzlosci i zacznie mnie obrzucac wyzwiskami. Gdyby uslyszal to jakis postronny swiadek, stracilabym twarz. Zamierzam znow sie z nia spotkac pozniej.
– Czy powiedzialas jej, ze ja cie przyslalem?
– No jasne. Reacher to, Reacher tamto. Ale to nic nie zmienilo.
– Wroc do niej okolo siodmej. Kiedy biura na gorze opustoszeja, bedziesz ja mogla troche przycisnac. Pozwol jej nawet rzucac miesem.
– Dobrze – odparla. – Niech bedzie siodma. Gdzie moge cie wtedy znalezc?
– Mieszkam w ostatnim motelu przed autostrada. Pokoj jedenascie, jestem zameldowany jako Miliard Fillmore.
– Lubisz halas samochodow?
– Lubie tanioche. Lubie przybrane nazwiska. Lubie anonimowosc.
Usmiechnela sie bez slowa. Zostawil ja nad papierami i poszedl do pizzerii. Zamowil pizze z duza iloscia sardeli. Domyslil sie, ze jego organizm domaga sie soli.
KIEDY jadl, zabojcom wlasnie podawano przez telefon opis nowej ofiary. Dzwonil mezczyzna o cichym glosie. Podal szczegolowy opis nowego celu – mezczyzny – poczawszy od jego imienia i nazwiska, wieku poprzez wyczerpujaca charakterystyke wygladu, az po liste miejsc, gdzie prawdopodobnie mozna go spotkac w ciagu najblizszych czterdziestu osmiu godzin.
Informacje przyjela kobieta. Wymienila cene i czekala, co na nia powie jej rozmowca. Byla przygotowana na to, ze bedzie sie targowal. Pomylila sie. Powiedzial tylko, ze przyjmuje warunki i rozlaczyl sie.
GDY zjadl pizze, Reacher zamowil lody i wypil kawe. Zaplacil i wrocil do swojego pokoju w motelu. Dlugo stal pod prysznicem, przeplukal ubranie w umywalce i powiesil na krzesle, zeby wyschlo. Nastepnie ustawil klimatyzacje na maksymalne chlodzenie i polozyl sie na lozku, czekajac na Alice. Spojrzal na zegarek. Pomyslal sobie, ze jesli zjawi sie po osmej, bedzie to dobry znak, poniewaz gdyby Carmen zmienila zdanie, musialyby, co najmniej godzine poswiecic na rozmowe. Przymknal oczy, bo chcial sie przespac.
O siodmej dwadziescia uslyszal niepewne pukanie do drzwi. Otworzyl owiniety w pasie recznikiem. W drzwiach stala Alice. Potrzasnela tylko glowa i weszla do srodka.
Przebrala sie w czarne spodnie i kurtke. Spodnie mialy bardzo wysoki pas, ktory prawie stykal sie z brzegiem sportowego stanika. Prawie. bo obnazony byl trzycentymetrowy skrawek opalonego ciala.
– Spytalam ja, czy chodzi o mnie – powiedziala Alice. – Czy wolalaby mezczyzne? A moze Latynosa? Powiedziala, ze nikogo nie chce.
– Zwariowala.
– Niewatpliwie – odparla Alice. – Wyjasnilam jej polozenie. Tak na wszelki wypadek, zeby rozwiac wszelkie watpliwosci. Ale to nic nie dalo.
– Daj mi wlozyc spodnie – poprosil Reacher.
Zniknal w lazience, naciagnal spodnie i wrocil.
– Probowalam wszelkich sposobow – opowiadala Alice. – Powiedzialam, ze przywiaza ja do lozka. Opisalam przebieg wstrzykniecia trucizny. Ale to wszystko jak rzucanie grochem o sciane.
– Jak mocno ja naciskalas?
– Nakrzyczalam troche na nia, a ona dalej swoje.
– Czy ktos slyszal, co mowila?
– Na razie nie, ale martwie sie. Teraz pewnie zlozy pisemna rezygnacje z uslug adwokata. A wtedy juz nic nie wskoram.
– No i co robimy?
– Musimy ja zignorowac i wspolpracowac nadal z Walkerem za jej plecami. Jesli sklonimy go do wycofania oskarzenia, wowczas wyjdzie na wolnosc, czy tego chce, czy nie. – Alice zawiesila glos i rozejrzala sie po pokoju. – Nedzny ten pokoik – zauwazyla.
– Miewalem gorsze.
Znow zamilkla.
– Masz ochote na kolacje?
Objadl sie pizza po uszy, ale skrawek opalonego brzuszka kusil.
– No jasne – odparl.- Gdzie zjemy?
– Moze u mnie? – zaproponowala. – Nie lubie jesc na miescie. Jestem wegetarianka, wiec sama sobie gotuje.
Usmiechnal sie.
– Brzmi zachecajaco.
Wlozyl wilgotna koszule, zamknal pokoj i grzecznie poszedl za nia do samochodu. Przejechala kilkanascie kilometrow do osiedla niskich domkow stojacych na niewielkim kawalku ziemi. Zaparkowala przed wejsciem do swojego. Wewnatrz, na koncu salonu, znajdowal sie aneks kuchenny. Tanie wypozyczone meble, stosy ksiazek, brak telewizora.
– Wezme prysznic – powiedziala. – A ty sie tu rozgosc.
Weszla na pietro. Reacher rozejrzal sie po salonie. Na polce z ksiazkami stala fotografia malzenstwa w srednim wieku w srebrnych ramkach. To na pewno rodzice z Park Avenue.
Wrocila po dziesieciu minutach. Zaczesala mokre wlosy, wlozyla szorty i obcisly T-shirt z napisem: „Harvardzka druzyna futbolowa”. Zdjela sportowy top. Widzial to wyraznie. Wygladala olsniewajaco.
– Grasz w pilke nozna? – spytal.
– Moja druga polowa grala – odparla.
Usmiechnal sie na to ostrzezenie.
– Czy on wciaz gra?
– To kobieta. Judith. Jestem lesbijka. – Przez chwile spogladala na Reachera. – Czy to ci przeszkadza?
– Niby czemu?
Alice wzruszyla ramionami.
– Niektorym przeszkadza.
– Ale nie mnie. Czym sie zajmuje Judith?
– Tez jest prawniczka. Pracuje obecnie w Missisipi.
– Ten sam powod?
Kiwnela glowa.
– Piecioletni plan pokuty.
– Wiec wsrod prawnikow sa jeszcze porzadni ludzie.
– Na pewno nie masz nic przeciwko? – spytala. – To bedzie zwykla kolacja z nowa znajoma, po ktorej wrocisz sam do hotelu.
– Nie spodziewalem sie niczego wiecej – sklamal.
Kolacja byla wysmienita. Podala domowa potrawe z mielonymi orzechami, serem i cebula. Pomogl jej pozmywac naczynia, a potem rozmawiali do jedenastej.
– Odwioze cie – zaproponowala.
Byla bosa w domowych pieleszach, wiec pokrecil glowa.
– Przejde sie. Kilkukilometrowy spacer dobrze mi zrobi. Obiecal, ze przyjdzie do kancelarii rano i pozegnal sie.