– Czym przyjechali?
– Duzym fordem. Szarym, a moze niebieskim.
– Mam nadzieje, ze mowi pani prawde.
– Czemu mialabym klamac?
– Jesli pani klamie, nie ujdzie to pani na sucho. Ci sami ludzie zabili Ala Eugene’a.
– Zabili? Al nie zyje?
– Zginal dwie minuty po uprowadzeniu go z samochodu.
Zbladla i zaczela poruszac wargami.
– A co z… – wymamrotala, nie przeszlo jej przez gardlo imie Ellie.
– Na razie nic – powiedzial cicho Reacher. – Jak sadze. Mam taka nadzieje. I pani powinna ja miec, bo jesli dziecku wlos z glowy spadnie, wroce tu i przetrace pani kark.
KAZALI jej sie wykapac. Bylo to bardzo krepujace, bo jeden z mezczyzn stal w drzwiach i obserwowal ja. Wytarla sie niewielkim bialym recznikiem. Nie miala ze soba pizamy. Musiala przecisnac sie obok niego, zeby wyjsc z lazienki. Potem pozostala dwojka przygladala sie jej, kiedy szla do lozka. Ten drugi mezczyzna i kobieta. Wszyscy byli wstretni. Polozyla sie do lozka, naciagnela koldre na glowe i z trudem powstrzymywala lzy.
– Co TERAZ? – spytala Alice.
– Wracamy do Pecos – odparl Reacher. – Musze pomyslec.
Minela brame i skierowala sie w mroku na polnoc.
– Dlaczego sadzisz, ze ci sami ludzie zabili Eugene’a?
– To kwestia strategii – wyjasnil. – Nie sadze, by ktos wynajal dwa zespoly, jeden do morderstwa, a drugi do porwania. Na pewno nie tu na tym pustkowiu. Sadze, ze to zespol od mokrej roboty dodatkowo zaaranzowal porwanie.
– Beda wygladali na przecietna rodzine – zauwazyla Alice. – Mezczyzna, kobieta i dziewczynka.
– Raczej nie. Sadze, ze bedzie ich wiecej niz dwoje. W wojsku zwykle dzialalismy trojkami. Musi byc przynajmniej kierowca, strzelec i ktos obserwujacy tyly.
– Strzelales do ludzi w zandarmerii wojskowej?
Wzruszyl ramionami.
– Czasami.
Zamilkla. Obserwowal, jak bije sie z myslami, czy dopytywac o dalsze szczegoly. W koncu zorientowal sie, ze postanowila jednak nie drazyc tematu.
– Czemu trzymaja Ellie? – spytala.
– To znaczy, czemu ja wciaz trzymaja? Przeciez juz zmusili Carmen do przyznania sie. Co jeszcze moga przez to zyskac?
– Jestes prawnikiem – odparl. – Sama musisz do tego dojsc. Kiedy zeznania staja sie nieodwracalne?
– Kiedy oskarzony przyzna wobec wielkiej lawy przysieglych, ze nie ma zastrzezen wobec spisanego zeznania, nastepuje przelom.
– Jak szybko moze sie to zdarzyc?
– Juz jutro. Zajmie to najwyzej dziesiec minut, gora kwadrans. Wiec moze juz jutro wypuszcza Ellie.
– A moze nie. Beda sie bali, ze ich rozpozna. To bystra dziewczynka. Potrafi siedziec cicho, obserwowac i myslec.
– Wiec, co robimy?
– Przede wszystkim musimy ustalic, gdzie teraz przebywa.
– Niby jak? – spytala Alice. – Od czego zaczniemy?
– Zajmowalem sie juz podobnymi sprawami – rzekl z namyslem Reacher. – Przez cale lata scigalem dezerterow i zolnierzy bez przepustek. Trzeba myslec, jak oni, i zwykle odnosi to skutek.
– Ale oni moga byc gdziekolwiek. Takich kryjowek jest mnostwo. Opuszczone farmy, stare rudery.
– Nie. Sadze, ze raczej korzystaja z moteli. Wyglad ma dla nich kluczowe znaczenie. To element ich strategii. Nabrali Ala Eugene’a, wydali sie przekonujacy Rusty Greer. Musza korzystac z biezacej wody i prysznicow.
– W tej okolicy sa setki moteli.
Kiwnal glowa.
– A oni prawie na pewno beda sie przenosic z jednego do drugiego. Codziennie zmiana miejsca. To podstawowa zasada bezpieczenstwa.
– Wiec niby jak mamy dzis wieczorem znalezc ten wlasciwy?
– Pomyslimy, co bysmy zrobili na ich miejscu, a dowiemy sie, co zrobili. Najpierw musimy jednak wrocic do twojego biura.
– Po co?
– Bo nie przepadam za atakami frontalnymi. Zwlaszcza na takich zawodowcow, tym bardziej gdy jest z nimi dziecko.
– Wiec co robimy?
– Wprowadzamy w czyn zasade „dziel i rzadz”. Musimy zastawic zasadzke na dwoje z nich i wywabic ich. Ci ludzie zdaja sobie sprawe, ze o nich wiemy. Sami po nas przyjda, zeby zminimalizowac ryzyko wlasne.
– Wiedza, ze my wiemy? Jakim cudem?
– Wlasnie ktos im doniosl.
– Kto?
Reacher milczal wpatrzony w ciemnosc.
ALICE postawila samochod na parkingu za kancelariami adwokackimi. Miala klucz do drzwi od tylu. Bylo tu mnostwo mrocznych zakatkow, wiec kiedy szli, Reacher rozgladal sie na wszystkie strony. Do stali sie do srodka bez przeszkod.
– Zadzwon do Walkera i powiedz mu, na jakim jestesmy etapie – polecil Reacher. – Powiedz mu, ze tu jestesmy.
Kazal jej usiasc plecami do siebie, zeby miala na oku wejscie od tylu, podczas gdy on bedzie obserwowal drzwi frontowe. Polozyl pistolet na kolanach. Nastepnie z innego telefonu wykrecil numer sierzanta Rodrigueza w Abilene. Rodriguez nadal byl na posterunku i zmeczenie wyraznie dawalo mu sie we znaki.
– Sprawdzilismy w zwiazku adwokatow – powiedzial. – Chester Arthur nie figuruje w rejestrze adwokackim w Teksasie.
– Bo jestem z Vermont – odparl Reacher. – Pracuje tu charytatywnie dla dobra sprawy.
– Akurat.
– No dobrze, proponuje uklad – powiedzial Reacher. – Nazwiska za rozmowe. Co pan wie o patrolach granicznych?
– Chyba wystarczajaco duzo.
– Czy przypomina pan sobie sledztwo w sprawie patrolu granicznego sprzed dwunastu laty?
– Moze.
– Czy chodzilo o zatuszowanie sprawy?
Rodriguez zamilkl na chwile, a nastepnie odpowiedzial jednym slowem.
– Zadzwonie jeszcze do pana – rzekl Reacher, odlozyl sluchawke, odwrocil sie i powiedzial do Alice przez ramie. – Masz na linii Walkera?
– Wszystko mu powiedzialam – odparla. – Prosil, zebysmy tu na nie go zaczekali.
Reacher pokrecil glowa.
– Nie mozemy czekac. To oczywiste. Pojedziemy do niego, a potem wracamy w trase.
– Dlaczego klamstwo na temat pierscionka nie pasuje do calosci? – wrocila do swojego starego pytania.
– Cala reszta to tylko jej slowa, natomiast sam sie przekonalem, ze pierscionek jest jak najbardziej prawdziwy. Sam to odkrylem. To zupelnie co innego.
– Czemu ma to takie znaczenie?
– Bo sporzadzilem juz wlasna wersje wydarzen, a klamstwo o pierscionku zupelnie do niej nie pasuje.
– Co to za wersja?
– To cos, co napisal kiedys Ben Franklin – powiedzial Reacher.