Hali. W ciagu tych lat nie mialem zadnych wiadomosci od Pryszlaka. Naprawde zadnych, az do chwili, kiedy dziesiec lat temu powrocilem do Anglii. Przyszedl do mnie z czlowiekiem nazwiskiem Kirkhope i zaproponowal, abym przylaczyl sie do ich prywatnej organizacji. Szczerze mowiac, ani nie zgadzalem sie z kierunkiem, w jakim szly ich badania, ani nie pociagaly mnie one.
– Powiedzial pan, ze ten mezczyzna nazywal sie Kirkhope. Czy to byl Dominie Kirkhope? Kulek przytaknal.
– Tak, panie Bishop. Ten sam czlowiek, ktory wykorzystywal Beechwood do prowadzenia swych okultystycznych praktyk.
– Czy wie pan, ze Kirkhope byl posrednio jednym z powodow, dla ktorych udalem sie do Beechwood?
– Podejrzewalem to. Czy to jego rodzina pana wynajela?
– Nie, zaangazowali mnie posrednicy do spraw kupna i sprzedazy nieruchomosci. W zasadzie Beechwood nalezalo od lat do rodziny Kirkhope’ow, ale nigdy nie bylo przez nia wykorzystywane. Zawsze bylo wynajmowane, podobnie jak inne nalezace do nich nieruchomosci. Sadze, ze w latach trzydziestych mialy tam miejsce dziwne praktyki – agentom do spraw nieruchomosci nie pozwolono wtajemniczac mnie w charakter tych praktyk – i Dominie Kirkhope zostal w nie wciagniety. Dzialy sie tam takie rzeczy, ze Kirkhope’owie – rodzice Dominica – musieli sila usunac lokatorow. Wprowadzaly sie nowe rodziny, ale nigdy nie zostawaly dlugo, mieszkancy narzekali, ze z tym domem cos jest „nie w porzadku”. Rzecz jasna, z biegiem lat dom zyskal reputacje nawiedzonego i w rezultacie pozostal po prostu nie zamieszkany. Z powodu ostatnich powiazan Dominica Kirkhope’a z Beechwood, dom stal sie postrachem calej rodziny, skaza na jej dobrym imieniu. Dlugie lata byl zaniedbany, ale ostatnio, mniej wiecej przed rokiem, postanowili sprobowac pozbyc sie go na zawsze. Dom odremontowano, zmodernizowano, zamieniono w reprezentacyjna siedzibe, ale i tak nie mozna go bylo sprzedac. Stale naplywaly informacje o panujacej w nim „atmosferze”. Mysle, ze to desperacja zmusila ich do wynajecia badacza zjawisk psychicznych i podjecia proby rozwiazania tej zagadki. Dlatego ja sie tam znalazlem.
Kulek i jego corka milczeli, czekajac, az Bishop podejmie przerwana opowiesc. Nagle zrozumieli jego niechec do dalszych zwierzen.
– Przepraszam – powiedzial Kulek. – Wiem, ze wspomnienia sa dla pana bardzo nieprzyjemne…
– Nieprzyjemne? Moj Boze, gdyby pan widzial, co oni wzajemnie tam sobie robili! Te okaleczenia…
– Ojcze, moze nie powinnismy namawiac pana Bishopa, aby wracal do tych okropnych przezyc – odezwala sie cicho Jessica ze swojego miejsca przy oknie.
– Musimy. To wazne.
Bishop byl zaskoczony ostroscia, ktora zabrzmiala w glosie starego czlowieka.
– Przykro mi, panie Bishop, ale koniecznie musze dowiedziec sie, co pan tam odkryl.
– Martwe ciala, to wszystko, co odkrylem. Rozszarpane, pociete, pocwiartowane. Rzeczy, ktore tam wyczyniano, budza obrzydzenie.
– Tak, tak, ale co jeszcze tam bylo? Co pan czul?
– Czulem sie cholernie niedobrze. O co, u diabla, panu chodzi?
– Nie, nie interesuje mnie to, co sie dzialo z panem. Mam na mysli dom. Co pan czul w domu? Czy cos tam jeszcze bylo, panie Bishop?
Bishop otworzyl usta, jakby chcial cos dodac, potem zamknal je i jeszcze glebiej zapadl sie w fotel. Jessica wstala i podeszla do niego; stary czlowiek wychylil sie ze swego siedzenia z wyrazem zdziwienia na twarzy, nie bardzo wiedzac, co sie dzieje.
– Czy dobrze sie pan czuje? – Jessica dotknela ramienia Bishopa z wyrazem zatroskania w oczach.
Pobladly, patrzyl na nia przez kilka sekund nieprzytomnie, w koncu zaczal wracac do rzeczywistosci.
– Przepraszam, staralem sie myslami wrocic do tamtego dnia, ale pamiec odmawia mi posluszenstwa. Nie pamietam, co sie stalo ani jak sie stamtad wydostalem.
– Znaleziono pana na ulicy przed domem – wyjasnil lagodnym glosem Kulek. – Lezal pan na wpol przytomny obok samochodu. Mieszkancy zawiadomili policje, a kiedy przyjechala, nie mogl pan mowic, wpatrywal sie pan tylko w Beechwood. Tyle udalo mi sie znalezc w oficjalnych raportach policyjnych. Na poczatku mysleli, ze w jakis sposob jest pan w to zamieszany, ale pozniej sprawdzili, ze panskie wyjasnienia sa zgodne z zeznaniami posrednika odpowiedzialnego za sprzedaz tej nieruchomosci. Czy juz absolutnie nic wiecej nie moze pan sobie przypomniec z tego, co jeszcze wydarzylo sie w tym domu?
– Wydostalem sie, to wszystko, co wiem. – Bishop przycisnal palcami oczy, jakby chcial w ten sposob wywolac pamiec tych chwil.
– Przez ostatnich kilka miesiecy probowalem przypomniec to sobie, ale bezskutecznie; widze tylko te groteskowe ciala, nic wiecej. Nie pamietam momentu opuszczenia domu.
Odetchnal gleboko, na twarz powrocily mu rumience. Kulek wygladal na rozczarowanego.
– Teraz moze mi pan powie, dlaczego to wszystko tak bardzo pana zajmuje? – spytal Bishop. – Poza tym, ze Pryszlak byl zamieszany w te sprawe, nie rozumiem, co jeszcze moze pana w niej interesowac.
– Nie jestem pewien, czy potrafie to sprecyzowac. – Kulek wstal z fotela i ku zdziwieniu Bishopa podszedl do okna i spojrzal na dol, jak gdyby mogl zobaczyc ulice. Odwrocil glowe w kierunku Bishopa, sledzacego jego ruchy, i usmiechnal sie. – Przykro mi, moje zachowanie moze wydawac sie panu dziwne u slepca. Ale swiatlo wpadajace przez okno – to wszystko, co moge zobaczyc. I obawiam sie, ze przyciaga mnie niczym plomien cme.
– Ojcze, jestesmy panu winni jakies wyjasnienie – podsunela dziewczyna.
– Tak, oczywiscie. Ale co ja moge powiedziec naszemu przyjacielowi? Czy zrozumie moje obawy, czy moze je wysmieje?
– Prosze dac mi szanse zrozumienia panskich pogladow – powiedzial stanowczo Bishop.
– Dobrze. – Szczupla sylwetka Kuleka znalazla sie na wprost Bishopa. – Wspomnialem juz, ze Pryszlak chcial, abym wstapil do ich organizacji, ale nie odpowiadal mi kierunek prowadzonych przez niego badan. Probowalem nawet odwiesc jego i Kirkhope’a od kontynuowania tych podejrzanych poszukiwan. Znali moj poglad na kwestie zwiazkow psychicznych miedzy czlowiekiem i zbiorowa podswiadomoscia, a mimo to mysleli, ze w tym szczegolnym przypadku zostane ich sojusznikiem.
– Ale czego oni szukali? W co wierzyli?
– W zlo, panie Bishop. Wierzyli w zlo jako sile sama w sobie, sile pochodzaca od czlowieka.
ROZDZIAL CZWARTY
Policjanci zaczeli sie zastanawiac, dlaczego obaj jednoczesnie odczuwaja takie napiecie. Nocna zmiana powinna byc przeciez latwa robota – nudna, ale latwa. Tej nocy mieli przede wszystkim patrolowac te ulice i zglaszac wszystko, co wydawalo sie podejrzane – po prostu od czasu do czasu przejechac policyjnym wozem tam i z powrotem, tak aby mieszkancy zauwazyli ich obecnosc. Minely dwie godziny, dwie godziny nudy. A mimo to napiecie roslo z kazda minuta.
– Pieprzona zabawa – powiedzial w koncu tezszy policjant.
Kolega popatrzyl na niego.
– Niby co? – spytal. – Sterczec tu cala noc, po to tylko, zeby ci cholerni ludzie byli zadowoleni!
– Na moj rozum, to oni sie troche boja, Les.
– Boja? Morderstwo, zabojstwo, pozar tego cholernego domu – wszystko w ciagu jednej nocy! Uplynie ze sto lat, zanim znowu cos sie tu wydarzy, stary. Przez jedna noc mieli juz wszystko, co jeszcze moze sie stac?
– Mysle, ze niepotrzebnie masz do nich pretensje. To przeciez nie Coronation Street, nie?
Les z odraza spojrzal przez okno samochodu.
– Masz racje, cholera, to nie Coronation Street.
– Zaraz znowu pojedziemy ta ulica. Ale przedtem zakurzymy.
Zapalili papierosy, oslaniajac dlonmi plomyk zapalki.
Les opuscil nieco szybe, by wyrzucic zapalke, i pozostawil szparke, przez ktora mogl uciekac dym.
– No dobrze, Bob. Wiec z czego to sie bierze? Zaciagnal sie gleboko dymem.
– Tak bywa. Normalna ulica, normalni ludzie, przynajmniej na zewnatrz. Czasami cos sie dzieje. Czasami cos pieprznie.
– Taak, cholera, pieprznelo w zeszlym roku, pamietasz? Trzydziesci siedem osob rozwalilo sie nawzajem. Nie, stary, musi byc cos nie w porzadku z ta ulica.