poduszce?

– I o mojej bizuterii. Jesli zajdzie potrzeba, bede ja mogla spieniezyc.

Znowu poruszyl sie niespokojnie.

– Po co ci to wszystko? Szybko odkryjesz, ze i tak nie mozesz ciagnac za soba calego majdanu. A co do bizuterii, wyobraz sobie, ze juz ja zabralas, z bolem sprzedalas kawalek po kawalku, pieniadze wydalas i teraz znowu musisz sobie poradzic sama. Oszczedzisz w ten sposob czas, a twoje dziedzictwo zostanie w rodzinnym domu. Chyba ze Kyle juz nim rozporzadzil…

Milczenie, ktore nastapilo po gorzkim stwierdzeniu mlodzienca, bylo mroczniejsze niz bezgwiezdna ciemnosc, w ktora wpatrywal sie “Paragon”. Kiedy Althea ponownie sie odezwala, w jej glosie dzwieczala twarda determinacja.

– Wiem, ze masz racje. Musze cos postanowic i to jak najszybciej. Znalezc sobie prace. Znam sie jedynie na zeglarstwie. Zreszta tylko w ten sposob moge wrocic na poklad “Vivacii”. Ale nikt mnie nie zatrudni w takim stroju…

Brashen prychnal z pogarda.

– Staw czolo prawdzie, Altheo. Nikt cie nie zatrudni, niezaleznie od twojego stroju. Zbyt duzo swiadczy przeciwko tobie. Jestes kobieta, corka Ephrona Vestrita, a Kyle Haven wscieknie sie na kazdego, kto cie przyjmie.

– Dlaczego fakt, ze jestem corka Ephrona Vestrita, mialby stanowic przeszkode w zatrudnieniu mnie? – spytala dziewczyna piskliwie. – Moj ojciec byl dobrym czlowiekiem.

– Tak, to prawda, nawet bardzo dobrym. – Na chwile ton Brashena zlagodnial. – Musisz sie jednak nauczyc, ze nie jest latwo przestac byc kupiecka corka. Nawet synem… Z zewnatrz grupa Pierwszych Kupcow z Miasta Wolnego Handlu wyglada na zgodne przymierze. Ale my, ty i ja pochodzimy z samego srodka i fakt ten obraca sie przeciwko nam. Widzisz, jestes przedstawicielka Vestritow. Wiedz zatem, ze niektore rodziny prowadza z wami handel, inne jednak z wami konkuruja. Jak wszyscy, macie sojusznikow i przeciwnikow, chociaz zapewne niewielu jawnych wrogow… Kiedy pojdziesz szukac pracy, przydarzy ci sie to, co mnie. “Brashen Treli? Ach, syn Kelfa Trella? Hm, a dlaczego nie pracujesz dla swojej rodziny, chlopcze? Porozniles sie z nimi? Widzisz, jesli cie zatrudnie, opowiem sie przeciwko twemu ojcu, a nie chce tego, sam rozumiesz”. Zreszta nie wszyscy mowili to szczerze, wiekszosc patrzyla na mnie i odsylala mnie. “Wroc za cztery dni”, oswiadczali, a gdy wracalem, juz ich nie bylo w porcie. Przeciwnicy twojej rodziny rowniez cie nie zatrudnia, poniewaz nie lubia nikogo, kto nosi twoje nazwisko.

Brashen stopniowo mowil coraz glebszym glosem, coraz ciszej i wolniej. “Paragon” sadzil, ze przyjacielowi zachcialo sie spac, jak zwykle o tej porze. Prawdopodobnie mlodzieniec zapominal o obecnosci Althei. Statek znal na pamiec dluga liste krzywd, wyrzadzonych mlodemu Trellowi i niesprawiedliwosci, ktore przecierpial. Wiele razy tez slyszal, jak Brashen denerwowal sie, nazywajac siebie bezwartosciowym glupcem.

– Wiec jak przezyles? – spytala oburzona Althea.

– Udalem sie tam, gdzie moje nazwisko nie mialo zadnego znaczenia. Zaciagnalem sie na chalcedzki statek, ktorego kapitan nie dbal o to, kim jestem, poki pracowalem ciezko i zgadzalem sie na kiepska wyplate. To byl najnedzniejszy zespol zgnilych drani, z jakimi kiedykolwiek plywalem. Zadnej litosci dla dzieciaka. Nie, nie oni. Ucieklem z tego statku w pierwszym porcie, do ktorego wplynelismy. Wyplynalem jeszcze tego samego dnia na innym zaglowcu. Okazal sie niewiele lepszy, a jednak. Potem nas… – Brashen urwal i przez jakis czas “Paragon” sadzil, ze zasnal. Uslyszal, jak Althea wierci sie, probujac znalezc wygodna pozycje na pochylym pokladzie. -…Gdy wrocilem do Miasta Wolnego Handlu, bylem juz doswiadczonym marynarzem. Tak, bylem zahartowany, ale znowu spotkalo mnie to samo. Chlopak Trella? Syn Trella? Pomyslalem, ze mam tego dosc, poszedlem wiec do ojca. Staralem sie naprawic nasze stosunki. Sadzilem, ze bedzie poruszony moimi sukcesami, ale niestety nie zrobily na nim wrazenia. Rany! Obszedlem wszystkie statki w porcie. Wszystkie. Nikt nie chcial zatrudnic syna Kelfa Trella. Wreszcie zobaczylem “Vivacie”. Nasunalem chustke nisko na czolo, wbilem wzrok w poklad i spytalem o uczciwa prace dla uczciwego marynarza. Twoj ojciec odparl, ze mnie wyprobuje. Powiedzial, ze potrzebuje uczciwego czlowieka… Bylem pewien, ze mnie nie rozpoznal i ze jesli podam mu swoje imie, odrzuci mnie, mimo to przedstawilem sie. Po prostu podnioslem na niego oczy i powiedzialem: “Nazywam sie Brashen Treli. Moj ojciec to Kelf Treli”. A Ephron Vestrit mruknal tylko: “To nawet o minute nie skroci ani nie wydluzy twojej wachty, zeglarzu”. I wiesz? Rzeczywiscie tak bylo.

– Chalcedczycy nie zatrudniaja kobiet – odparla glucho Althea. “Paragon” zastanowil sie, jak duza czesc opowiesci Brashena w ogole do niej dotarla.

– Nie jako marynarzy – zgodzil sie Brashen. – Uwazaja, ze kobieta na pokladzie przyciaga weze. Poniewaz kobiety krwawia, sama wiesz. Tak mawia wielu zeglarzy.

– To glupie – zaprotestowala oburzona.

– Tak. Wielu zeglarzy to glupcy. Popatrz na nas. – Rozesmial sie z wlasnego dowcipu. Dziewczyna zachowala powage.

– W Miescie Wolnego Handlu istnieja zeglarki. Ktos mnie zatrudni.

– Moze, ale nie bedzie tak, jak sie tego spodziewasz – rzucil Brashen szorstko. – Rzeczywiscie sa tu zeglarki, lecz wiele widywanych w dokach dziewczat i kobiet pracuje na rodzinnych statkach wraz z ojcami i bracmi, ktorzy w razie potrzeby ochronia je. Jesli zdecydujesz sie poplynac sama, od razu wybierz towarzysza rejsu, z ktorym bedziesz spedzac noce. Jesli dobrze trafisz, wybrancy okaza sie zaborczy i nie dopuszcza do ciebie pozostalych czlonkow zalogi. Jesli trafisz zle, zanim dotrzesz do nastepnego portu, z twoich uslug skorzystaja wszyscy. Wiekszosc oficerow i kapitan dla swietego spokoju przymkna oko na to, co sie bedzie dzialo na pokladzie. Moze nawet sami zazadaja twoich uslug. – Przerwal, potem dodal zrzedliwie: – Zreszta wiesz o tym wszystkim. Musisz o tym wiedziec, przeciez dorastalas wsrod marynarzy. Po co w ogole rozwazasz te mozliwosc?

Poczula gniew. Miala ochote krzyczec, ze w to nie wierzy albo pytac, dlaczego mezczyzni to takie swinie. Wiedziala jednak, ze jej rozmowca mowi prawde, a jego pytanie jest retoryczne.

Dlugi czas panowalo milczenie, wreszcie Althee opuscil gniew.

– Co wiec mam zrobic? – spytala nieszczesliwa. Paragonowi wydawalo sie, ze wcale nie pyta Brashena, ten wszakze jej odpowiedzial.

– Znajdz sposob, by sie ponownie narodzic jako chlopak. Najlepiej niech sie nie nazywa Vestrit. – Poruszyl sie w hamaku i zrobil dlugi wdech. Odglos przeszedl w zgrzytliwe chrapanie.

Siedzaca w kacie dziewczyna westchnela. Oparla glowe o twarde drewno grodzi. Przez jakis czas tak trwala, nieruchoma i milczaca.

* * *

Zaglowiec przewozacy niewolnikow stanowil ciemniejsza sylwetke na tle nocnego nieba. Jesli ktos z zalogi podejrzewal poscig, nie zareagowal w zaden widoczny z daleka sposob. Statek plynal pod pelnym zaglem, lecz bystrooki Kennit nie dostrzegl na pokladzie ani naglego ozywienia, ani prob zwiekszenia predkosci. Noc byla idealna do zeglugi, wial lagodny, jednostajny wietrzyk, fale pchaly zaglowce naprzod.

– Przed switem znajdziemy sie na jego pokladzie – powiedzial cicho do Sorcora.

– Tak, tak – wydyszal mat. Jego glos zdradzal daleko wieksze podniecenie niz odczuwal Kennit. Ponad ramieniem kapitana Sorcor rzucil do sternika: – Trzymaj “Mariette” blisko brzegu. Piesc ja jak swoja babcie. Jesli ich majtek z bocianiego gniazda przypadkiem spojrzy w nasza strone, nie chce, by nas zobaczyl na otwartej wodzie. – Do chlopca pokladowego syknal: – Pod poklad. Przekaz wszystkim. Niech sie nie ruszaja bez rozkazu i milcza. Pogasic jak najwiecej swiatel. Idz od razu, byle cicho.

– Obok jego rufy widze pare wezy – zauwazyl Kennit.

– Przyciagaja je wyrzucane za burte ciala – wyjasnil cierpko mat. – Trupy i niewolnicy za bardzo chorzy, by warto marnowac dla nich jedzenie. Weze podplywaja takze do burt.

– A jesli odwroca sie i zaatakuja nas podczas bitwy? – spytal kapitan. – Co wtedy?

– Nie zrobia tego – zapewnil go Sorcor. – Te stwory ucza sie szybko. Pozwola nam sie pozabijac, bowiem dobrze wiedza, ze dostanie im sie niezla ilosc trupow.

– A potem? Mat usmiechnal sie dziko.

– Jesli zwyciezymy, tak sie najedza cialami marynarzy ze statku niewolniczego, ze nie beda w stanie za nami nadazyc. Jezeli natomiast przegramy… – Wzruszyl ramionami. -…Wowczas weze nie beda nas obchodzily.

Kennit oparl sie o reling, zasmucony i milczacy. Kilka godzin wczesniej gonili “Zlotego Cielca” – ladny i bogaty, lecz dosc stary i z pozoru powolny zywostatek, niemal rownie gleboki jak wysoki. Piracki kapitan zamierzal

Вы читаете Czarodziejski Statek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату