Gdybym nie odkryla Nemezis nie bylibysmy tutaj. Ty nie bylbys komisarzem-elektem. Nemezis jest moja. Mam do niej prawo!

— Nemezis nie nalezy do ciebie; nalezy do Rotora. Odejdz wiec prosze i pozwol mi zajac sie biezacymi sprawami.

— Janus — powiedziala podnoszac glos — jeszcze raz powtarzam, ze wedle wszelkiego prawdopodobienstwa Nemezis zmierza kierunku naszego Ukladu Slonecznego.

— A ja powtarzam ci, ze istnieje piecdziesiecioprocentowe prawdopodobienstwo, ze jest tak, jak mowisz. A nawet jesli Nemezis rzeczywiscie zmierza ku Ukladowi Slonecznemu — juz nie „naszemu”, lecz ich Ukladowi Slonecznemu — to nie wmowisz mi, ze uderzy prosto w Slonce. Nigdy w to nie uwierze. Podczas calej swojej historii, trwajacej juz od pieciu miliardow lat. Slonce nigdy te zderzylo sie z inna gwiazda, nigdy nawet nie znalazlo sie w jej poblizu. Prawdopodobienstwo kolizji gwiazd, nawet w zatloczonych czesciach Galaktyki, jest zadne. Byc moze nie jestem astronomem, ale tyle przynajmniej wiem.

— Prawdopodobienstwo nigdy nie jest pewnoscia, Janus. Dopuszczalne jest, chociaz malo prawdopodobne, ze Nemezis zderzy sie ze Sloncem. I to wystarczy. Problem polega na tym, ze fatalne w skutkach — szczegolnie na Ziemi — moze byc nawet zblizenie, a niekoniecznie kolizja.

— Co masz na mysli mowiac o zblizeniu?

— Nie moge podac ci teraz dokladnych danych. Wymaga to wielu obliczen.

— W porzadku. Sugerujesz wiec, abysmy zadali sobie trud niezbednych obserwacji i obliczen i jesli stwierdzimy, ze istnieje zagrozenie dla Ukladu Slonecznego, to wtedy co? Mamy ostrzec Uklad Sloneczny?

— Oczywiscie. Nie mamy wyboru.

— A w jaki sposob chcesz ich ostrzec? Nie mamy srodkow do hiperkomunikacji, a nawet gdybysmy mieli, oni nie potrafiliby odebrac hiperkomunikatow. Gdybysmy zdecydowali sie przeslac wiadomosc za pomoca swiatla, mikrofal, modulowanych neutrin, jej podroz na Ziemie trwalaby ponad dwa lata, zakladajac zreszta, ze dysponowalibysmy wystarczajaco silnym promieniem o duzym skupieniu. A nawet wtedy, skad mielibysmy pewnosc, ze odebrali nasza wiadomosc? Gdyby chcieli i mogli nam odpowiedziec, trwaloby to kolejne dwa lata. A jaki bylby ostateczny rezultat naszego ostrzezenia? Musielibysmy powiedziec im, gdzie jest Nemezis, zreszta sami zauwazyliby, skad pochodzi informacja. Cala nasza tajemnica, caly nasz plan stworzenia jednorodnej cywilizacji wokol Nemezis — cywilizacji wolnej od obcych wplywow — przestanie miec jakikolwiek sens.

— Bez wzgledu na koszty, Janus, nie wolno nam ich nie ostrzec.

— O co ci chodzi? Nawet jesli Nemezis zbliza sie do Slonca, ile czasu jej to zajmie?

— Moze znalezc sie w poblizu Slonca za piec tysiecy lat. Pitt rozsiadl sie wygodniej w fotelu i spojrzal na Insygne z udawanym rozbawieniem.

— Piec tysiecy lat! Tylko piec tysiecy lat? Posluchaj, Eugenio, dwiescie piecdziesiat lat temu pierwszy Ziemianin stanal na Ksiezycu. Minelo raptem dwa i pol wieku l oto my zmierzamy ku najblizszej gwiezdzie. Gdzie w takim razie bedziemy za kolejne piecdziesiat lat? Na ktorej gwiezdzie? A za piec tysiecy lat, piecdziesiat wiekow, cala Galaktyka bedzie nasza, jesli przyjac, ze jestesmy jedyna inteligentna forma zycia. Siegnijmy po inne Galaktyki. Za piec tysiecy lat technologia umozliwi nam — w przypadku rzeczywistego zagrozenia Ukladu Slonecznego — przeniesienie wszystkich Osiedli i calej populacji planetarnej w gleboka przestrzen i na inne gwiazdy. Insygna potrzasnela glowa.

— Niech ci sie nie zdaje, Janus, ze postep technologu oznacza mozliwosc opuszczenia Ukladu Slonecznego na skinienie reki. Transport miliardow ludzi bez chaosu i bez olbrzymich strat wymaga dlugich przygotowan. Jesli grozi im smiertelne niebezpiezzenstwo za piec tysiecy lat, powinni wiedziec o nim juz teraz. juz teraz musza zaczac przygotowania.

— Masz dobre serce, Eugenio — powiedzial Pitt. — Pojdzmy wiec na kompromis. Przypuscmy, ze damy sobie sto lat, przez ktore osiedlimy sie tutaj, pomnozymy nasze sily, zbudujemy zespol osiedli wystarczajaco poteznych i stabilnych, by byly bezpieczne. I wtedy zbadamy, dokad leci Nemezis i jesli okaze sie to konieczne, przeslemy ostrzezenie Ukladowi Slonecznemu. W dalszym ciagu beda mieli prawie piec tysiecy lat na przygotowania. Jeden wiek w niczym nie zaszkodzi ani nie pomoze.

Insygna westchnela.

— Czy tak wyglada twoja wizja przyszlosci? Ludzkosc skaczaca gwiazdy na gwiazde? Kazda grupka podporzadkowujaca sobie te czy inna gwiazde? Ciagla nienawisc, podejrzenia, konflikty tale jak na Ziemi przez tysiace lat, przeniesione do Galaktyki na kolejne tysiace?

— Eugenio, nie mam zadnej wizji. Ludzkosc zrobi to, co zechce. bedzie skakac, tak jak mowisz, lub ustanowi Cesarstwo Galaktyczne czy cos jeszcze innego. Nie moge dyktowac ludzkosci, co ma robic i nie mam zamiaru jej ksztaltowac. Jesli chodzi o mnie, nam tylko to Osiedle, ktorym sie zajmuje i tylko jeden wiek na osiedlenie sie wokol Nemezis. Pozniej ty i ja spoczniemy bezpiecznie w grobie i nasi nastepcy zajma sie problemem ostrzezenia Ukladu Slonecznego — jesli zajdzie taka potrzeba. Staram sie myslec rozsadnie, Eugenio, a nie kierowac emocjami. Ty takze jestes rozsadna. Przemysl to.

Tak tez zrobila. Siedziala naprzeciw Pitta, wpatrujac sie w niego ponuro. Czekal na to, co powie, z przesadna cierpliwoscia.

— Dobrze — powiedziala w koncu. — Rozumiem, o co chodzi. Zajme sie jednak analiza ruchu Nemezis w stosunku do Slonca. Byc moze cala rzecz okaze sie niewypalem.

— Nie — Pitt podniosl karcaco palec. — Przypomnij sobie to, co powiedzialem wczesniej. Nie bedziemy prowadzic tych obserwacji. Jesli okaze sie, ze Ukladowi Slonecznemu nie grozi niebezpieczenstwo. nic dzieki temu nie zyskamy. Zrobimy tak, jak powiedzialem: przeznaczymy stulecie na umocnienie cywilizacji Rotora. Pomysl, gdyby okazalo sie, ze istnieje niebezpieczenstwo, twoje sumienie nie daloby ci spokoju, zzeralaby cie obawa, strach i poczucie winy. Gdyby rozeszlo sie na Rotorze, pomysl, jak oslabiloby morale mieszkancow, z ktorych wielu jest rownie sentymentalnych jak ty. Wiele moglibysmy stracic. Czy rozumiesz to, co mowie?

Milczala. On natomiast powiedzial:

— Dobrze, widze, ze rozumiesz. — I znow machnal reka nakazujac jej odejsc.

Tym razem wyszla. Pitt spogladajac za nia pomyslal: „jej juz nic nie jest w stanie pomoc”.

Rozdzial 7

ZNISZCZENIE

Martena spogladala powaznie na matke. Starala sie zachowac normalnie, jednak w srodku czula radosc i pomieszanie. Matka w koncu zdecydowala sie opowiedziec jej o zdarzeniach zwiazanych z ojcem i komisarzem Pittem. Potraktowala ja jak dorosla.

— Na twoim miejscu — powiedziala Marlena — sprawdzilabym ruch Nemezis bez wzgledu na to. co mowil komisarz Pitt. Z tego, co powiedzialas, wynika, ze nie zdecydowalas sie na podjecie ryzyka. Stad twoje poczucie winy.

— Nie moge sie pogodzic z mysla — odpowiedziala Insygna — ze nosze poczucie winy wypisane na czole.

— Nikt nie potrafi ukryc wlasnych uczuc — dodala Marlena. — Jesli dokladnie przyjrzysz sie ludziom, z latwoscia stwierdzisz, co czuja.

Jednak inni tego nie robia. Przekonala sie o tym bardzo powoli i nie bez trudnosci. Ludzie po prostu nie patrza, nie czuja — nic ich to nie obchodzi. Nie przygladaja sie twarzom, cialom, nie wsluchuja w dzwieki, nie obserwuja postaw i nieuchwytnych nerwowych nawykow.

— Nie powinnas tego robic, Marleno — powiedziala Insygna, tak jak gdyby myslala o tym samym. Objela corke, chcac zapewnic ja, ze to, co mowi, nie jest wyrzutem. — Ludzie denerwuja sie, gdy wpatrujesz sie z calej sily w ich twarze tymi swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Musisz uszanowac ich prawo prywatnosci.

— Tak, mamo — odpowiedziala Marlena, konstatujac jednoczesnie bez wysilku, ze matka usiluje bronic siebie. Insygna denerwowala sie, rozwazajac przez caly czas, ile z tego, co mysli, udaje sie jej ukryc. A potem

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×