– Milo mi pana poznac, panie Aguirrez. Nazywam sie Kurt Austin. Dzieki za goscinnosc.

Aguirrez omal nie zmiazdzyl mu reki w uscisku.

– Nie ma o czym mowic, panie Austin. Lubimy przyjmowac gosci. – W jego ciemnych oczach blysnela wesolosc. – Choc wiekszosc wchodzi na poklad w bardziej konwencjonalny sposob. Jeszcze kieliszek izarry?

Austin odmowil gestem. Chcial miec jasna glowe.

– Moze zdecyduje sie pan po jedzeniu. Jest pan glodny?

Kurt nie mial nic w ustach od skromnego sniadania.

– Przypomnial mi pan, ze tak. Nie pogardzilbym kanapka.

– Bylbym kiepskim gospodarzem, gdybym poczestowal pana tylko kanapka. Jesli czuje sie pan na silach, zapraszam na lekki posilek do salonu.

Austin podniosl sie z fotela. Troche krecilo mu sie w glowie.

– Poradze sobie.

– Doskonale – odrzekl Aguirrez. – Prosze przyjsc, kiedy bedzie pan gotow. – Wstal i wyszedl z kajuty.

Austin popatrzyl na zamkniete drzwi i potrzasnal glowa. Wciaz byl lekko zamroczony i oslabiony z uplywu krwi. Wszedl do lazienki i spojrzal w lustro. Wygladal jak upior. Nic dziwnego. Dostal nozem, strzelano do niego i omal nie utonal. Przemyl twarz zimna, potem goraca woda. Zauwazyl elektryczna maszynke do golenia i usunal zarost z twarzy. Kiedy wrocil do kajuty, okazalo sie, ze ma towarzystwo.

Czekali na niego ponurzy goryle, ktorzy eskortowali go wczesniej. Jeden otworzyl drzwi i ruszyl przodem, drugi szedl z tylu. Spacer pozwolil Austinowi rozruszac sie. Z kazdym krokiem mocniej trzymal sie na nogach. Doszli do salonu na glownym pokladzie i jeden z mezczyzn dal znak, zeby wszedl do srodka. Sami nie przekroczyli progu.

Austin widzial wiele jachtow i wszystkie mialy podobny wystroj. Norma byl chrom, skora i nowoczesne ksztalty. Ale salon “Navarry” przypominal wnetrze wiejskiego domu na poludniu Europy.

Biale stiukowe sciany przecinaly grubo ciosane belki, na podlodze lezala czerwona terakota. W duzym kamiennym kominku potrzaskiwal ogien. Powyzej wisialy obrazy. Jeden przedstawial mezczyzn przy grze w jai alai. Podszedl do martwej natury z owocami i studiowal podpis, gdy uslyszal gleboki glos:

– Interesuje sie pan sztuka, panie Austin?

Aguirrez podszedl do niego od tylu. Poruszal sie bezszelestnie.

– Kolekcjonuje pistolety pojedynkowe – odparl Austin. – Mysle, ze to tez rodzaj sztuki.

– Bezwzglednie! Smiercionosny rodzaj sztuki. Tego Cezanne’a dolaczylem do mojej malej kolekcji w zeszlym roku. Inne obrazy kupilem na aukcjach i od osob prywatnych.

Austin przeszedl wolno obok Gauguinow, Degasow, Manetow i Monetow. “Mala kolekcja” byla wieksza niz w wielu muzeach. Podszedl do innej sciany z duzymi fotografiami.

– To tez dziela sztuki?

Aguirrez wzruszyl ramionami.

– Kilka moich holdingow. Stocznie, huty – powiedzial tonem zmeczonego kelnera, ktory recytuje dania z menu. – Ale dosc o interesach. – Wzial Austina pod ramie. – Kolacja gotowa.

Wprowadzil goscia przez rozsuwane drzwi do eleganckiej jadalni. Na srodku stal owalny mahoniowy stol nakryty dla dwunastu osob. Aguirrez zdjal beret i szybkim ruchem rzucil go plasko przez pokoj na krzeslo. Wskazal wytwornym gestem dwa miejsca naprzeciw siebie przy jednym koncu stolu. Kiedy obaj usiedli, pojawil sie kelner i napelnil winem wysokie kielichy.

– Mysle, ze bedzie panu smakowala ta mocna hiszpanska rioja – powiedzial Aguirrez i wzniosl toast: – Za sztuke.

– Za gospodarza i zaloge “Navarry”.

– Bardzo pan uprzejmy – odrzekl Aguirrez z wyrazna aprobata. Zablysly mu oczy. – Doskonale. Widze, ze mozemy zaczynac uczte.

Nie bylo zakasek, od razu podano danie glowne: fasole, papryke i zeberka wieprzowe z kapusta. Austin pochwalil szefa kuchni i zapytal, co to za potrawa.

– Alubias de tolosa – odpowiedzial Aguirrez. – My, Baskowie, traktujemy ja z niemal mistyczna czcia.

– Bask! No, oczywiscie! Nawarra to baskijski region. I ten obraz z gra jai alai. I czarny beret.

– Jestem pod wrazeniem, panie Austin! Duzo pan wie o moim narodzie.

– Kazdy, kto interesuje sie morzem, wie, ze Baskowie byli najwiekszymi odkrywcami, zeglarzami i budowniczymi statkow na swiecie.

Aguirrez zaklaskal.

– Brawo. – Nalal Austinowi wina i pochylil sie do przodu. – A na czym polega panskie zainteresowanie morzem? – Nadal sie usmiechal, ale przeszywal Austina przenikliwym spojrzeniem.

Austin podziwial, w jak zreczny Aguirrez potrafil zmienic temat. Postanowil nie odkrywac kart, dopoki nie pozna lepiej swojego gospodarza i nie dowie sie, dlaczego niebieski jacht zakotwiczyl w poblizu hodowli ryb Oceanusa.

– Jestem specjalista od ratownictwa morskiego – odparl. – Pracowalem nad pewnym projektem na Wyspach Owczych. Przyjechalem do Skaalshavn na ryby.

Aguirrez odchylil sie do tylu i wybuchnal smiechem.

– Przepraszam za zle maniery – powiedzial ze lzami w oczach – ale to moi ludzie zlowili pana w morzu.

Austin usmiechnal sie z zaklopotaniem.

– Nie mialem w planach zimnej kapieli. Aguirrez spowaznial.

– O ile dobrze widzielismy, na panskiej lodzi doszlo do eksplozji.

– Przewietrzanie komory silnikowej bylo niewystarczajace i zebraly sie opary benzyny – wyjasnil Austin. – Zdarza sie to czasem na lodziach z wbudowanym silnikiem.

Aguirrez pokiwal glowa.

– Dziwne. Z moich doswiadczen wynika, ze takie eksplozje zdarzaja sie zwykle wtedy, gdy lodz stoi w porcie. Niewatpliwie zranil pana odlamek metalu.

– Niewatpliwie – odrzekl Austin z mina pokerzysty. Dobrze wiedzial, ze lekarz okretowy musial zauwazyc, ze na jego skorze nie ma sladow poparzen i rane spowodowalo cienkie ostrze, a nie poszarpany kawalek metalu. Nie mial pojecia, dlaczego Aguirrez bawi sie z nim w kotka i myszke, ale wlaczyl sie do zabawy. – Mialem szczescie, ze byliscie w poblizu.

Aguirrez przytaknal z powaga.

– Obserwowalismy panskie wczesniejsze spotkanie z lodzia patrolowa i widzielismy, ze poplynal pan wzdluz wybrzeza. Kiedy pozniej okrazylismy cypel, zniknal pan. Niedlugo potem wyskoczyl pan z groty morskiej jak wystrzelony z armaty. – Klasnal w wielkie dlonie. – Bum! Panska lodz w kawalkach, a pan w wodzie.

Austin usmiechnal sie lekko.

– Trafne podsumowanie.

Aguirrez poczestowal go krotkim, grubym cygarem, ale Austin nie mial na nie ochoty. Bask zapalil sam. Ciemne cygaro smierdzialo jak skladowisko toksycznych odpadow.

– No wiec, moj przyjacielu – powiedzial, wypuszczajac nosem dym – dostal sie pan do grot?

Austin udal glupiego.

– Do grot?

– Na litosc boska, czlowieku, dlatego tu jestem, szukam grot. Na pewno zastanawial sie pan, co moj jacht robi na tym odludziu.

– Owszem.

– Wiec wyjasnie panu. Dobrze mi idzie w interesach…

– Skromnie powiedziane. Jest pan bardzo bogaty. Gratuluje.

– Dziekuje. Moj majatek umozliwia mi robienie tego, co lubie. Niektorzy wydaja pieniadze na piekne mlode kobiety. Ja jestem archeologiem amatorem.

– Jedno i drugie hobby jest godne uwagi.

– Lubie towarzystwo pieknych kobiet, zwlaszcza inteligentnych. Ale dla mnie przeszlosc to wiecej niz hobby. – Aguirrez wygladal, jakby zamierzal poderwac sie z krzesla. – To moja pasja. Jak sam pan powiedzial, Baskowie byli

Вы читаете Podwodny Zabojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату