Nasycic krew gazem przy duzym cisnieniu czastkowym40… Oczywiscie zastosujemy srodki przeciwskrzepowe, a wtedy niechby bylo i jedno uderzenie na dwiescie sekund. Potem sie wyrowna.

— Niza jest pozbawiona swiadomosci, ale zyje — powiedziala Luma z ulga. — Idziemy przygotowac komore. Chce w tym celu wykorzystac wielka silikolowa wystawe, przeznaczona poczatkowo dla Zirdy. W niej sie zmiesci plywajacy fotel, ktory przerobimy na lozko. Po likwidacji przyspieszenia stan Nizy z pewnoscia ulegnie poprawie.

— Gdy tylko bedziecie gotowi, dajcie znac na posterunek. Nie zatrzymamy sie tutaj ani minuty dluzej. Dosc ciemnosci i ciezaru czarnego swiata!

Rozeszli sie pospiesznie do roznych czesci statku, kazdy w miare moznosci przezwyciezajac ucisk spowodowany sila przyciagania strasznej planety.

Sygnaly odlotu rozlegly sie niby fanfara zwyciestwa.

Czlonkowie zalogi zanurzyli sie w miekkie objecia startowych foteli z niewyslowiona ulga. Ale odlot z czarnej planety byl sprawa trudna i niebezpieczna. Przyspieszenie, jakie nalezalo nadac statkowi, aby sie mogl oderwac od gruntu, lezalo u granic wytrzymalosci organizmu ludzkiego, przy tym blad pilota mogl latwo spowodowac zaglade calej zalogi.

Wsrod potwornego ryku silnikow planetarnych Erg Noor poprowadzil statek po stycznej do horyzontu; dzwignie foteli hydraulicznych uginaly sie coraz bardziej pod wzrastajacym ciezarem. Jeszcze chwila i przestana sprezynowac, a wtedy ciala i kosci ludzkie rozpadlyby sie jak pod uderzeniem mlota. Rece Noora lezace na guzikach przyrzadow nabraly ciezaru nie do udzwigniecia. Ale sprawne i silne palce pracowaly nadal i „Tantra”, zakreslajac wysoka, palakowata parabole, wznosila sie stopniowo wyzej, wydostajac sie z gestej cmy ku przejrzystej czerni nieskonczonosci. Erg Noor nie odrywal oczu od czerwonej smugi poziomego wyrownywacza — chwiala sie w niestalej rownowadze sygnalizujac, ze statek moze w kazdej chwili przejsc ze wznoszenia sie do opadania i ze ciezka planeta nie puszcza jeszcze „Tantry” ze swej niewoli. Erg Noor postanowil wlaczyc motory anamezonowe. Byly one w stanie uniesc statek z kazdej planety. Pod wplywem brzeczacej wibracji statek drgnal. Czerwone pasmo unioslo sie o pare milimetrow w gore ponad linie zera. Jeszcze troche…

Przez peryskop gornego wziernika Noor dostrzegl, jak „Tantre” okryla warstwa niebieskiego plomienia, zeslizgujacego sie ku rufie. Atmosfera zostala przebita! W pustce przestrzennej, zgodnie z prawem nadprzewodnictwa, prady resztkowe splywaly po kadlubie statku.

Gwiazdy znow swiecily ostro jak igly, a uwolniona „Tantra” odlatywala coraz dalej od groznej planety. Z kazda sekunda zmniejszalo sie brzemie ciazenia. Cialo stawalo sie coraz lzejsze. Zaspiewal aparat do wytwarzania sztucznego ciazenia i jego zwykle, ziemskie natezenie po nie konczacych sie dniach zycia w okowach straszliwej planety wydawalo sie niewiarygodnie male. Cala zaloga zerwala sie z foteli. Luma, Ingrida i Eon wykonywali najtrudniejsze pas fantastycznych tancow. Wkrotce jednak nastapila nieunikniona reakcja i wiekszosc zalogi zapadla w krotki sen. Czuwal tylko Erg Noor z Pelem Linem, Purem Hissem i Luma Lasvi. Nalezalo obliczyc tymczasowy kurs statku i opisawszy gigantyczna parabole, prostopadla do plaszczyzny obrotu calego systemu gwiazdy T, minac jej pas lodowy i meteorytyczny. Dopiero potem mozna bylo nadac statkowi szybkosc podswietlna i zabrac sie do dlugiej i zmudnej pracy: wyznaczenia prawdziwego kursu.

Lekarka obserwowala stan Nizy po wzlocie i wprowadzeniu normalnego dla warunkow ziemskich ciazenia. Po pewnym czasie oswiadczyla, ze przerwy pomiedzy uderzeniami serca wynosza sto dziesiec sekund, co przy podwyzszonych dawkach tlenu nie bylo zgubne. Luma Lasvi zamierzala uzyc aparatu elektronowego, tzw. tyratronu, pobudzajacego dzialalnosc serca oraz zastosowac organiczne substancje bodzcowe.

W ciagu piecdziesieciu pieciu godzin drgania silnikow anamezonowych nekaly sciany statku, poki liczniki nie wykazaly dziewieciuset siedemdziesieciu milionow kilometrow na godzine, predkosci na granicy bezpieczenstwa. Trudno wyobrazic sobie ulge, jakiej doswiadczyla trzynastoosobowa zaloga po tylu ciezkich przezyciach: wymarla planeta, zaginiony „Algrab” i wreszcie pelne grozy czarne slonce. Radosc z wyzwolenia byla jednak niepelna, bo czternasty czlonek zalogi, mlodziutka Niza Krit lezala nieprzytomna w polsnie, walczac ze smiercia.

Piec kobiet ze statku: Ingrida, Luma, drugi inzynier elektronik, geolog i nauczycielka gimnastyki rytmicznej Lone Mar, ktora pelnila takze funkcje dyspozytorki wyzywienia, operatora powietrznego i kustosza materialow naukowych, zebraly sie jak na dawny obrzed pogrzebowy. Cialo Nizy calkowicie uwolnione od odziezy, umyte specjalnym roztworem TM i AS, ulozono na grubym dywanie recznie uszytym z najmiekszych gabek srodziemnomorskich. Dywan umieszczono na pneumatycznym materacu i nakryto okragla kopula z rozowego silikolu. Precyzyjny przyrzad, termobarooksystat, mogl przez lata cale zachowac pod grubym kloszem potrzebna temperature, cisnienie i sklad powietrza. Miekkie wystepy gumowe utrzymywaly cialo Nizy w jednej pozycji, ktorej zmiane przewidywala lekarka raz w miesiacu. Dlatego tez Luma postanowila zaprowadzic scisla obserwacje ciala Nizy i zrezygnowala w ciagu pierwszych dwoch lat z dlugotrwalego snu. Stan kataleptyczny Nizy nie mijal. Jedyne, co sie udalo Lumie osiagnac — to zwiekszenie czestotliwosci tetna do jednego uderzenia na minute. I mimo ze bylo to niewielkie osiagniecie, pozwalalo jednak zlikwidowac szkodliwe przesycanie pluc tlenem.

Minely cztery miesiace. Statek lecial scisle wytyczonym kursem omijajac rejon swobodnych meteorytow. Zaloga, zmeczona przygodami i wyczerpujaca praca, zapadla w siedmiomiesieczny sen. Tym razem czuwali nie trzej, lecz czterej czlonkowie wyprawy — do dyzurujacych Erga i Pura Hissa przylaczyli sie lekarz Luma Lasvi i biolog Eon Tal.

Noor, ktory wyszedl obronna reka z sytuacji, w jakiej nigdy jeszcze nie znajdowal sie zaden statek kosmiczny, czul sie samotny.

Po raz pierwszy cztery lata podrozy na Ziemie wydaly mu sie nieskonczenie dlugie. Nie zamierzal oszukiwac samego siebie — wiedzial, ze dzieje sie tak dlatego, iz tylko na Ziemi mogl miec nadzieje na uratowanie Nizy.

Dlugo odkladal to, co w innym wypadku zrobilby juz na nastepny dzien po odlocie — przeglad elektronowy steroofilmow z „Zagla”. Myslal, ze razem z Niza bedzie ogladal pierwsze obrazy wspanialych swiatow, sluchal wiesci z planet blekitnej gwiazdy, swiecacej w czasie letnich nocy nad Ziemia. Pragnal, zeby Niza razem z nim urzeczywistnila najsmielsze marzenia czasow minionych i terazniejszosci, zeby odkryla nowe swiaty gwiezdne, przyszle dalekie wyspy ludzkosci…

Filmy nakrecane w odleglosci osmiu parsekow od slonca, osiemdziesiat lat temu, przelezaly w otwartym statku na czarnej planecie gwiazdy „T” i zachowaly sie doskonale. Polkulisty stereoekran uniosl czterech widzow „Tantry” tam, gdzie nad nimi jasniala blekitna Vega.

Szybko zmienialy sie tematy — wyrastalo oslepiajace blekitne slonce, przesuwaly sie obrazki z zycia statku. Przy liczniku automatycznym pracowal nadzwyczaj mlody, bo dwudziestosiedmioletni szef wyprawy, obserwacje prowadzili jeszcze mlodsi astronomowie. A oto sport i tance, doprowadzone przez czlonkow wyprawy do akrobatycznej doskonalosci. Spiker wyjasnil zartobliwie, ze palme pierwszenstwa na calej trasie do Vegi dzierzy niepodzielnie biolog wyprawy. Rzeczywiscie, ta dziewczyna o krotkich, lnianych wlosach i wspanialej budowie ciala wykonywala bardzo trudne cwiczenia.

Patrzac na te jaskrawe, najzupelniej realne obrazy nie chcialo sie wprost wierzyc, ze ci weseli, energiczni, mlodzi astronauci dawno juz nie zyja stawszy sie pastwa potworow gwiazdy zelaznej.

Skapa kromka wyprawy skonczyla sie na ekranie szybko. Wzmacniacze swiatla w aparacie projekcyjnym zaczely wydawac brzek — fioletowe slonce plonelo z taka sila, ze nawet tu, w jego bladym odbiciu, ludzie musieli wlozyc okulary ochronne. Gwiazda o srednicy i masie trzy razy wiekszej niz Slonce, mocno splaszczona, kolosalna, obracala sie z szybkoscia rownikowa trzystu kilometrow na sekunde. Kula jaskrawego gazu o temperaturze powierzchni jedenastu tysiecy stopni rozposcierala na miliony kilometrow wkolo ogniste skrzydla perloworozowych plomieni. Zdawalo sie, ze promienie Vegi uderzaly i niszczyly na swej drodze wszystko niby wlocznie o fantastycznej dlugosci. W ich lsniacej glebi kryla sie najblizsza blekitnej gwiazdy planeta. Tam, w ten ocean ognia, nie moglby sie zanurzyc zaden statek Ziemi ani jej sasiadow z obwodu Pierscienia. Po projekcji nastapil referat, ilustrowany na ekranie widmowymi liniami wykresow, ukazujacych usytuowanie pierwszej i drugiej planety Vegi.

„Zagiel” nie mogl zblizyc sie nawet do drugiej planety, oddalonej od gwiazdy o sto milionow kilometrow.

Z glebin oceanu przezroczystych fioletowych plomieni, z atmosfery gwiazdy wylatywaly potworne wyskoki wyciagajac sie w przestrzen jak spalajace wszystko rece. Energia Vegi byla tak wielka, ze wypromieniowywala swiatlo w postaci kwantow o znacznej energii — fioletowej i nadfioletowej niewidzialnej czesci widma. Nawet w chronionych potrojnym filtrem oczach ludzkich wywolywalo to poczucie strasznej widmowosci, prawie niewidzialnego, ale smiertelnie niebezpiecznego fantomu… Przelatywaly burze swietlne przezwyciezajac sile ciazenia gwiazdy. Ich dalekie dzwieki przyprawialy „Zagiel” o niebezpieczne wstrzasy i chwiejbe. Liczniki promieni

Вы читаете Mglawica Andromedy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату