Sale wypelnial odbity od scian halas, niski lomot toczacych sie kul, ostry stukot kregli, okrzyki i gwizdanie graczy i kibicow, radosne dzwonki automatow do gry.

Quinn czula zapach piwa, wosku i lepkiego, zoltego sera – jej ulubionego – z porcji nachos, ktore ktos pogryzal na torze obok.

Ponadczasowa rozrywka kazdego Amerykanina, pomyslala, bezwiednie ukladajac zdania do artykulu. Sport znany od wiekow – bedzie musiala poszukac czegos na ten temat – dobra, zdrowa rozrywka rodzinna.

Zorientowala sie juz mniej wiecej, o co chodzi, ale od czasu do czasu wrzucala kule specjalnie do rynny, zeby Cal musial podejsc i poprawic jej pozycje.

Gdy to robil, myslala nad zmiana tematu artykulu z „kregli jako rozrywki rodzinnej” do „kregle sa sexy”. Ta mysl wywolala usmiech na twarzy Quinn, gdy po raz kolejny przymierzyla sie do rzutu.

I wtedy to sie stalo. Rzucila i kula potoczyla sie samym srodkiem toru. Zaskoczona Quinn cofnela sie o krok. Jej serce przyspieszylo i poczula dreszcz wzdluz kregoslupa.

– Och. Och. Patrz! Ona zaraz… Rozlegl sie satysfakcjonujacy trzask, gdy rozpedzona kula wpadla miedzy kregle, rozrzucajac je we wszystkich kierunkach. Kregle uderzaly o siebie, toczyly sie i obracaly, az ostatni z nich upadl w pijanym uklonie.

– O moj Boze! – Quinn stanela na palcach wypozyczonych butow. – Widziales to? Widziales… – Odwrocila sie z wyrazem oszolomienia i radosci na twarzy i zobaczyla szeroki usmiech Cala.

– Ty sukinsynu – wymruczala. – Jestem ci winna dziesiec dolcow.

– Szybko sie uczysz. Moze popracujemy nad twoim podejsciem do gry?

Quinn podeszla do niego.

– Chyba jestem… wykonczona. Ale moge wpasc ktoregos wieczoru na lekcje numer dwa.

– Z radoscia ci jej udziele. – Usiedli obok siebie i zmienili buty. – Odprowadze cie do hotelu.

– Dobrze. Wzial kurtke i wychodzac, pomachal do chudego chlopaka w wypozyczalni butow.

– Zaraz wracam.

– Jaka cisza – powiedziala Quinn, gdy tylko wyszli na zewnatrz. – Posluchaj, jak tu cicho.

– Halas jest czescia zabawy, a cisza nagroda.

– Chciales kiedys robic cos innego czy zawsze marzyles o zarzadzaniu kregielnia?

– Rodzinnym centrum rozrywki – poprawil ja. – Mamy tu salon gier: automatyczny bilard, strzalki, gry wideo i plac zabaw dla dzieci ponizej szesciu lat. Organizujemy prywatne przyjecia: urodziny, wieczory kawalerskie, wesela…

– Wesela?

– Pewnie. Bar micwy *, bat mitzwy **, rocznice, imprezy sluzbowe.

Naprawde dobry temat na artykul, uznala Quinn.

– Pelne rece roboty jak na jednego czlowieka.

– Mozna tak powiedziec.

– To dlaczego nie masz zony i nie wychowujesz nastepnego pokolenia wladcow kregli?

– Milosc mnie unika. – Aha.

Pomimo siarczystego mrozu przyjemnie bylo isc obok mezczyzny, ktorego krok tak naturalnie dopasowal sie do krokow Quinn, patrzec na obloczki oddechow, laczace sie na chwile, zanim rozerwal je wiatr.

Cal byl wyjatkowo sympatyczny i mial zabojcze oczy, Quinn uznala wiec, ze sa gorsze odczucia niz zamarzanie palcow u stop w kozaczkach, ktore byly bardziej eleganckie niz praktyczne.

– Bedziesz jutro w miescie, gdybym miala do ciebie jakies pytanie niecierpiace zwloki?

– Jak zawsze – odpowiedzial. – Moge dac ci numer telefonu, gdybys…

– Poczekaj. – Wyciagnela z torebki wlasna komorke i nie przystajac, wcisnela kilka klawiszy. – Slucham.

Podal jej numer.

– Jestem pod wrazeniem. Kobieta, ktora nie tylko umie znalezc od razu to, czego szuka, w tajemniczych czelusciach damskiej torebki, ale jeszcze potrafi obslugiwac urzadzenia elektroniczne!

– Czy to seksistowska uwaga?

– Nie. Moja matka zawsze wie, gdzie wszystko lezy, ale nie potrafi obslugiwac nawet pilota. Moja siostra Jen potrafi poradzic sobie z kazdym urzadzeniem, od sportowej skrzyni biegow po myszke bezprzewodowa, ale nie umie niczego znalezc w czasie krotszym niz dwadziescia minut, a moja druga siostra, Marly, nigdy niczego nie moze znalezc i boi sie nawet elektrycznego otwieracza do puszek. Ty zas wprawilas mnie w oslupienie, robiac i jedno, i drugie.

– Zawsze lubilam robic wrazenie. – Wrzucila telefon do torebki. Skrecili w strone schodow prowadzacych na ganek hotelu. – Dzieki za eskorte.

– Nie ma sprawy. To byla jedna z tych chwil, Quinn wiedziala. Oboje zastanawiaja sie, czy maja uscisnac sobie dlonie, odwrocic sie i odejsc kazde w swoja strone czy poddac sie ciekawosci i nachylic do pocalunku.

– Zostanmy na razie na bezpiecznych sciezkach – powiedziala. – Przyznaje, bardzo mnie pociagaja twoje usta, ale taki rozwoj wypadkow utrudnilby mi wykonanie tego, po co tu przyjechalam, zanim w ogole zaczelam.

– Cholerna szkoda, ale masz racje. – Wbil rece w kieszenie. – W takim razie powiem ci dobranoc. Poczekam, az wejdziesz do srodka.

– Dobranoc. – Weszla po schodach i otworzyla drzwi, po czym zerknela przez ramie na Cala, ktory stal, wciaz z rekami w kieszeniach, w plamie swiatla rzucanej przez starodawna latarnie.

O tak, pomyslala, cholerna szkoda.

– Do zobaczenia wkrotce. Cal poczekal, az zamknely sie drzwi za Quinn, po czym odszedl pare krokow i popatrzyl w okna na drugim i trzecim pietrze. Mowila, ze jej pokoj wychodzi na Main Street, ale nie wiedzial, na ktorym pietrze mieszkala.

Po kilku chwilach w jednym z okien na drugim pietrze rozblyslo swiatlo i juz wiedzial, ze Quinn bezpiecznie dotarla do swojego pokoju.

Odwrocil sie i zrobil juz kilka krokow, kiedy zobaczyl chlopca, ktory stal na chodniku kilka metrow przed nim. Nie mial na sobie kurtki, czapki ani zadnej oslony przed lodowatym wiatrem, a jego dlugie wlosy ani drgnely mimo ostrych podmuchow.

Oczy chlopca lsnily upiorna czerwienia; wyszczerzyl zeby, warczac jak zwierze.

Cal slyszal ten odglos w swojej glowie, jednoczesnie czujac lodowata kule w zoladku.

On nie jest prawdziwy, powiedzial do siebie. Jeszcze nie. To tylko projekcja, tak samo jak we snie. Ale nawet we snie potrafil cie zranic lub sprawic, zebys odczuwal bol.

– Wracaj, skad przyszedles, sukinsynu – powiedzial Cal wyraznie i tak spokojnie, jak tylko mogl. – Jeszcze nie nadszedl twoj czas.

Kiedy nadejdzie, rozszarpie cie na strzepy, ciebie i wszystko, co jest ci drogie.

Usta chlopca nie poruszyly sie przy tych slowach, pozostaly wykrzywione w dzikim grymasie.

– Zobaczymy, kto tym razem zwyciezy. – Cal postapil kolejny krok do przodu.

I wtedy zaplonal ogien. Wytrysnal spod chodnika i czerwona strzala przemknal przez ulice. Cal rzucil sie do tylu i oslonil dlonmi twarz, lecz nagle zauwazyl, ze z plomieni nie bucha zar, nie bije nawet cieplo.

W jego glowie zadudnil smiech, nieokielznany niczym ogien, po czym i jedno, i drugie zniknelo.

Ulica znow byla cicha, na chodniku ani na budynkach nie pozostalo sladu plomieni. Stare triki, upomnial siebie Cal. Stare sztuczki z kapelusza.

Z wysilkiem ruszyl przed siebie, przecinajac tor falszywego ognia. W powietrzu unosil sie gryzacy smrod, ktory zniknal tak szybko jak para oddechu. Cal w sekunde rozpoznal ten zapach.

Siarka.

Na gorze, w przytulnym pokoju z szerokim lozkiem okrytym puchata, biala narzuta, Quinn siedziala przy slicznym biureczku o rzezbionych nogach i wypolerowanym blacie i zapisywala swoje wrazenia z calego dnia.

Byla zachwycona tym, ze w pokoju staly swieze kwiaty i mala, niebieska miska pelna artystycznie ulozonych owocow. W lazience krolowala gleboka wanna na lwich lapach i snieznobiala umywalka. Obok lezaly grube, miekkie reczniki, dwie kostki mydla i stylowe buteleczki szamponu, balsamu i zelu pod prysznic.

Zamiast nudnych, sztampowych plakatow na scianach wisialy oryginalne zdjecia i obrazy, ktore, jak informowala dyskretna karteczka na biurku, byly dzielem lokalnych artystow i mozna je bylo nabyc w galerii na South Main.

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату