Pokoj mial bardzo cieply, domowy wystroj, ale takze blyskawiczne polaczenie z internetem. Quinn pomyslala, ze koniecznie musi poprosic o ten sam, kiedy przyjedzie tu znowu, jak planowala, w kwietniu i w lipcu.

Calkiem sporo osiagnela jak na pierwszy dzien, w ktorym – na dodatek – przejechala kawal drogi. Poznala dwoch z trzech glownych bohaterow wydarzen, umowila sie na wyprawe do Kamienia Pogan. Poczula atmosfere miasta i osobiscie spotkala zjawe z – na razie – nieznanego wymiaru.

I miala w glowie zarys artykulu o kreglach, ktory powinien jej przysporzyc wielu czytelnikow w „Okreznej Drodze”.

Nie najgorzej, zwlaszcza jesli dodac do tego, ze na kolacje w hotelowej restauracji zjadla rozsadnie salatke z grillowanym kurczakiem i oparla sie pokusie polkniecia calej pizzy, poprzestawszy na polowie kawalka. No i zbila jednym rzutem wszystkie kregle.

Jesli chodzi o sprawy osobiste, pomyslala, wylaczajac komputer, oparla sie takze pokusie pocalowania niezwykle atrakcyjnego Caleba Hawkinsa.

Czyz nie byla bardzo profesjonalna i bardzo niezaspokojona?

Przebrala sie w dresowe spodnie i koszulke i zmusila do pietnastu minut pilatesu (no dobrze, dziesieciu) oraz kwadransa jogi, po czym ulozyla sie pod cudowna koldra na mieciutkich poduszkach.

Wziela z szafki nocnej ksiazke i czytala, az powieki zaczely jej opadac.

Krotko po polnocy zatknela zakladke, zgasila lampke i umoscila sie w swoim gniazdku.

Jak zawsze zasnela blyskawicznie.

Quinn wiedziala, ze sen to sen. Zawsze lubila uczucie oderwania i karnawalowa atmosfere sennych krajobrazow. To bylo jak szalona przygoda bez zadnego wysilku. Dlatego kiedy znalazla sie na kretej sciezce w srodku gestego lasu, gdzie swiatlo ksiezyca srebrzylo liscie, a po ziemi snula sie mgla, czesc jej umyslu stwierdzila: Och kurcze! Zaczyna sie!

Wydawalo jej sie, ze slyszy jakies nawolywania, ochryply i desperacki szept, ale nie mogla rozroznic slow.

Szla przez morze mgly, czujac na skorze powietrze miekkie niczym jedwab. Naglacy glos ciagnal ja ku sobie. W przeswietlonej ksiezycem nocy zabrzmialo wyraznie jedno slowo: „bestia”.

Slyszala je bez ustanku, gdy szla kreta sciezka w aksamitnym powietrzu, wsrod posrebrzonych drzew. Czula niemal seksualne przyciaganie, zar w brzuchu, ktory popychal ja ku temu, kto nawolywal po nocy.

Dwa, trzy razy, powietrze wydawalo sie szeptac: beatus. Cieply pomruk ogrzewal jej skore. Przyspieszyla kroku.

Sposrod srebrnych drzew wyfrunela czarna sowa, macac skrzydlami miekkie powietrze, az Quinn poczula chlod. I lek.

Nagle dostrzegla lezaca w poprzek sciezki zlota lanie. Krew z rozcietego gardla wsiakala w ziemie, ktora lsnila mokra i czarna.

Serce Quinn scisnelo sie z zalu. Taka mloda, taka slodka, pomyslala, podchodzac do zwierzecia. Kto moglby zrobic cos takiego?

Na chwile martwe, nieruchome oczy lani zalsnily czystym zlotem i popatrzyly na Quinn z takim smutkiem i madroscia, ze poczula ucisk w gardle.

Teraz uslyszala glos nie w powietrzu lecz we wlasnej glowie. Jedno slowo: devotio.

Wtedy nagie, pokryte tylko szronem drzewa i srebrny ksiezyc poszarzaly. Sciezka skrecila i Quinn stanela przed nieduzym stawem. Woda byla czarna niczym atrament, jak gdyby glebina wessala i pochlonela cale swiatlo nieba.

Na brzegu stala mloda kobieta w dlugiej, brazowej sukience. Wlosy miala krotko przyciete, kosmyki sterczaly dziko na wszystkie strony. Schylala sie i wypelniala kieszenie sukienki kamieniami.

– Halo! – zawolala Quinn. – Co ty robisz? Tamta nadal wkladala kamienie do kieszeni. Quinn podeszla blizej i zobaczyla, ze szalone oczy dziewczyny sa pelne lez.

– Cholera. Nie chcesz tego robic. Nie chcesz byc jak Virginia Woolf *. Poczekaj. Poczekaj chwile. Porozmawiaj ze mna.

Dziewczyna odwrocila glowe i zszokowana Quinn zobaczyla swoja wlasna twarz.

– On nie wie wszystkiego – powiedziala szalona dziewczyna. – On cie nie znal.

Rozrzucila ramiona i jej szczuple cialo, obciazone balastem kamieni, zaczelo chwiac sie i kolysac, az runela w czarna wode. Sadzawka polknela ja niczym wyczekujace usta.

Quinn skoczyla – a coz innego mogla zrobic? Wziela gleboki oddech, przygotowujac sie na lodowaty szok.

Zobaczyla blysk, uslyszala ryk grzmotu lub czegos zywego i bardzo glodnego. Kleczala na polanie, z ktorej srodka wyrastala niczym oltarz samotna skala. Wokolo szalal ogien, nad nia, przed nia, ale nie czula zadnego zaru.

Przez zaslone plomieni dostrzegla dwie postacie, czarna i biala, walczace jak dzikie zwierzeta. Ziemia rozwarla sie z potwornym, rozdzierajacym hukiem i zaczela wszystko pochlaniac.

Z gardla Quinn wyrwal sie wrzask; drapiac paznokciami ziemie, doczolgala sie do skaly i oplotla ja ramionami.

Kamien rozpadl sie na trzy rowne czesci, a Quinn poleciala, koziolkujac, w czarna, zarloczna otchlan.

Obudzila sie skulona na miekkiej poscieli, z przescieradlem zaplatanym wokol nog, sciskajac slupek lozka, jakby od tego zalezalo jej zycie.

Nie zwalniajac chwytu, oparla policzek o drewno, zamknela oczy i poczekala, az drzenie przejdzie w pojedyncze dreszcze.

– Ale jazda – wymamrotala.

Kamien Pogan. To tam byla pod koniec snu, nie miala watpliwosci. Poznala skale ze zdjec, ktore ogladala. Niesamowite, ze miala o nim, o lesie, taki przerazajacy sen. I ta woda… Czy nie czytala czegos o dziewczynie, ktora utonela w stawie? Nawet nazwali go jej imieniem. Sadzawka Hester. Nie, staw. Staw Hester.

Wedlug logiki snow to wszystko mialo sens.

Tak, niezla jazda i wolalaby juz wiecej takich nie odbywac.

Popatrzyla na podrozny budzik, ktorego odblaskowe wskazowki wskazywaly dwadziescia po trzeciej. Trzecia rano, pomyslala, najgorsza pora na przebudzenie. Dlatego polozy sie z powrotem spac, jak rozsadna kobieta. Poprawi posciel, napije sie zimnej wody i zasnie.

Miala dosyc atrakcji jak na jeden dzien.

Wstala z lozka, poprawila przescieradlo i koldre i odwrocila sie, zeby pojsc do lazienki po szklanke wody.

Nie zdolala wydobyc z siebie glosu. Krzyk rozerwal jej czaszke niczym pazury, ale zaden dzwiek nie wydostal sie z rozpalonego gardla.

Chlopak usmiechal sie obscenicznie w ciemnosci za oknem. Przyciskal twarz i rece do szyby zaledwie kilka centymetrow od Quinn. Przesunal jezykiem po ostrych, bialych zebach a czerwone, blyszczace oczy wydawaly sie rownie bezdenne i wyglodzone jak dziura w ziemi, ktora chciala pochlonac Quinn we snie.

Kolana sie pod nia ugiely, ale bala sie, ze jezeli upadnie, demon roztrzaska szybe i zatopi kly w jej gardle niczym wsciekly pies.

Zamiast tego uniosla reke w starodawnym gescie odstraszajacym zlo.

– Odejdz stad – wyszeptala. – Zostaw mnie w spokoju.

Chlopiec rozesmial sie. Quinn uslyszala potworne, wywolujace dreszcze dzwieki, zobaczyla, jak jego ramiona zatrzesly sie od smiechu. Nagle chlopak odepchnal sie od szyby i wykonal powolne salto w tyl. Zawisl przez chwile nad uspiona ulica, po czym…

zdematerializowal sie nagle. Skurczyl sie do malego, czarnego punktu i zniknal.

Quinn rzucila sie do okna i pociagnela rolete w dol, tak zeby zakryc kazdy centymetr szyby. W koncu opadla na podloge i drzac, oparla sie o sciane.

Gdy uznala, ze da rade wstac, przytrzymala sie sciany i szybko podeszla do pozostalych okien. Kiedy zaciagnela wszystkie rolety, znow zabraklo jej tchu i probowala sobie wmowic, ze pokoj wcale nie przypomina zamknietego pudla.

Nalala sobie wody – byla bardzo spragniona – i wypila duszkiem dwie pelne szklanki. Troche spokojniejsza popatrzyla w zasloniete okna.

– No dobrze, do diabla z toba, ty maly sukinsynu.

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату