przyjechac? Daj mi znac, jak mozesz. I daj mi znac, jesli nie mozesz, zebym mogla cie przekonac do zmiany zdania.
Odlozyla telefon i na kilka minut pozostawiajac stosik ksiazek, ktore wybrala, pilnie sporzadzila notatki z tego, co powiedziala Estelle Hawkins Abbott.
ROZDZIAL 07
Cal mial wreszcie wolna chwile, zeby „zdac kram ojcu” – jak to nazywal. Poranne i popoludniowe rozgrywki ligowe dobiegly konca, a na wieczor nie planowano zadnego przyjecia, wiec tory byly prawie puste, jesli nie liczyc kilku stalych bywalcow cwiczacych na pierwszym.
W salonie gier az wrzalo, jak zwykle miedzy ostatnim szkolnym dzwonkiem a pora kolacji, ale tam dowodzil Cy Hudson, a Holly Lappins zajmowala sie recepcja. Jake i Sara pilnowali grilla i fontanny, ktora miala zostac wlaczona za godzine.
Wszystko i wszyscy byli na swoich miejscach, Cal mogl wiec usiasc z ojcem przy barze i napic sie kawy przed wyjsciem i przekazaniem tacie kregielni na wieczor.
Mogli tez posiedziec chwile w ciszy. Ojciec Cala lubil cisze. Nie, zeby mial cos przeciwko zyciu towarzyskiemu, wydawal sie lubic ludzi tak samo jak wlasne towarzystwo. Mial pamiec do imion i twarzy i mogl rozmawiac z kazdym na kazdy temat, nie wylaczajac polityki i religii, nikogo przy tym nie obrazajac, co – zdaniem Cala – stanowilo jeden z najwiekszych talentow ojca.
Jego piaskowoblond wlosy – ktore co dwa tygodnie przycinal u miejscowego fryzjera – przez ostatnie lata pokryly sie siwizna. W dni robocze rzadko rozstawal sie z „mundurem” zlozonym ze spodni khaki, adidasow i niebieskiej koszuli.
Niektorzy mogliby nazwac Jima Hawkinsa nudnym, ale Cal uwazal, ze jest niezawodny.
– Na razie mamy dobry miesiac – powiedzial ojciec ze swym spiewnym akcentem. Pil slodka i slaba kawe i na rozkaz zony po szostej nie bral kofeiny do ust. – Przez ta pogode nigdy nie wiadomo, czy ludzie zakopia sie w domach czy dostana takiej klaustrofobii, ze beda chcieli byc gdziekolwiek byle nie wsrod wlasnych czterech scian.
– To byl dobry pomysl, zeby zrobic w lutym te promocje na trzecia gre.
– Czasami miewam dobre pomysly. – Zmarszczki wokol oczu Jima poglebily sie w usmiechu. – Ty tez. Mama chcialaby, zebys wpadl do nas ktoregos dnia na kolacje.
– Pewnie. Zadzwonie do niej.
– Jen wczoraj dzwonila.
– Co u niej?
– Swietnie, nie omieszkala nas poinformowac, ze w San Diego jest teraz plus trzydziesci stopni. Rosie uczy sie pisac, a malenstwu wyrzyna sie drugi zabek. Jen obiecala, ze przysle wam zdjecia.
Cal uslyszal smutek w jego glosie.
– Powinniscie pojechac tam z mama.
– Moze, moze, za miesiac lub dwa. W niedziele jedziemy do Baltimore zobaczyc sie z Marly i jej gromadka. Widzialem sie dzisiaj z twoja prababcia. Powiedziala, ze odbyla mila pogawedke z ta pisarka, ktora przyjechala do miasta.
– Babcia rozmawiala z Quinn?
– W bibliotece. Spodobala jej sie ta dziewczyna. I ten pomysl na ksiazke.
– A tobie? Jim potrzasnal glowa, patrzac jak Sara nalewa cole dwom nastolatkom, ktorzy zrobili sobie przerwe w grze.
– Nie wiem, co o tym myslec, Cal, taka jest prawda. Zadaje sobie pytanie, co dobrego z tego wyniknie, kiedy ktos – w dodatku obcy – spisze to wszystko, zeby ludzie mogli czytac o naszych sprawach. Wmawiam sobie, ze to Juz sie wiecej nie powtorzy…
– Tato.
– Wiem, ze to nieprawda. Przez chwile Jim tylko sluchal glosow chlopcow z drugiej strony baru, patrzyl, jak zartuja i daja sobie kuksance. Znal tych chlopcow. Znal ich rodzicow. Gdyby zycie toczylo sie tak, jak powinno, pewnego dnia poznalby ich zony i dzieci.
Czy i on kiedys tak nie zartowal i nie poszturchiwal sie je przyjaciolmi przy coli i frytkach? Czy jego dzieci nie biegaly jak szalone po calej kregielni? Teraz corki wyjechaly i mialy wlasne rodziny, a syn byl doroslym mezczyzna i siedzial przed nim, przytloczony problemami zbyt wielkimi, by je w ogole zrozumiec.
– Musisz sie przygotowac na to, ze sie powtorzy – ciagnal Jim – tylko ze wiekszosc z nas probuje o tym nie myslec, stara sie zapomniec. Wiem, ty nie. Ty wciaz pamietasz, chociaz wolalbym, aby bylo inaczej. Skoro myslisz, ze ta pisarka nam pomoze, to chyba popieram twoj pomysl.
– Nie wiem, co mysle, jeszcze sie nad tym nie zastanawialem.
– Podejmiesz wlasciwa decyzje. No dobrze, ide do Cy'a. Niedlugo zaczna sie schodzic wieczorni gracze i beda chcieli cos przegryzc przed kreglami.
Jim wstal i rozejrzal sie dookola. Slyszal echa swojego dziecinstwa i nawolywania swoich dzieci. Zobaczyl swojego syna, zuchwalego mlodoscia, siedzacego przy barze z dwoma chlopcami. Chlopcami, ktorzy – Jim wiedzial – byli dla Cala jak bracia.
– Mamy tu dobre miejsce, Cal. Warto dla niego pracowac. Warto walczyc, zeby dalej istnialo.
Jim poklepal syna po ramieniu i odszedl.
Nie tylko kregielnia, pomyslal Cal. Ojciec mial na mysli cale miasto. I Cal obawial sie, ze tym razem ocalenie Hawkins Hollow bedzie wymagalo prawdziwej wojny.
Poszedl prosto do domu po sniegu topniejacym na chodnikach i jezdniach. Mial ochote znalezc Quinn i wyciagnac z niej, o czym rozmawiala z jego prababcia. Lepiej poczekac, pomyslal jednak, pobrzekujac kluczami. Wstrzyma sie do jutra i wypyta ja delikatnie podczas wyprawy do Kamienia Pogan.
Popatrzyl na las, w ktorym drzewa jeszcze uginaly sie od sniegu, a sciezki tonely w blocie.
Czy on czail sie tam teraz i zbieral sily? Czy znalazl jakis sposob, zeby zaatakowac poza Siodemka? Moze, byc moze, ale nie dzis wieczorem. Dzis Cal tego nie czul. A zawsze wiedzial, kiedy to nastapi.
Jednak nie mogl zaprzeczyc, ze w domu czul sie bezpieczniej, zwlaszcza kiedy zapalil swiatla, zeby odegnac mrok.
Cal otworzyl drzwi kuchenne i zagwizdal.
Kluskowi jak zwykle sie nie spieszylo. Wygramolil sie z budy i nawet wykrzesal odrobine energii, zeby zamerdac ogonem, truchtajac przez ogrod do podnoza schodow.
Westchnal ciezko, zanim wdrapal sie po niskich schodkach, po czym calym cialem oparl sie o Cala.
I to, pomyslal Cal, jest milosc. „Witaj w domu” i „jak sie masz” w swiecie Kluska.
Ukucnal, zeby poglaskac zmierzwione futro i podrapac psa miedzy klapciastymi uszami, a Klusek patrzyl na niego z uczuciem.
– Jak sie masz? Skonczyles robote? Co bys powiedzial na piwo?
Razem weszli do srodka. Pies czekal grzecznie, gdy jego pan napelnial miske chrupkami, ale Cal przypuszczal, ze wiekszosc dobrych manier Kluska brala sie z czystego lenistwa. Postawil miske przed psem, ktory powoli zabral sie do jedzenia absolutnie pochloniety nowym zajeciem.
Cal wyjal z lodowki puszke piwa, otworzyl ja i opierajac sie o bar pociagnal pierwszy lyk, ktory oznaczal koniec dlugiego dnia pracy.
– Wpadlem po uszy w cholerne bagno, Klusek. Nie wiem, co z tym zrobic, co o tym myslec. Czy powinienem byl znalezc jakis sposob, zeby powstrzymac Quinn przed przyjazdem? Nie jestem pewien, czy by mi sie udalo, skoro wydaje sie, ze ona zawsze robi to, na co ma ochote, ale moglem rozegrac sprawe inaczej. Posmiac sie z tych historii, albo naopowiadac niewiarygodnych bzdur. A ja mowilem wszystko jak na spowiedzi i nie wiem, dokad to nas zaprowadzi.
Cal uslyszal, ze ktos otwiera frontowe drzwi, a po chwili Vox zawolal:
– Heja! – Wszedl, niosac kubelek z kurczakiem i duza, plastikowa torbe. – Mam kurczaki, mam frytki. Chce piwo.
Polozyl jedzenie na stole i wyjal butelke z lodowki.