– Twoje wezwanie bylo dosc niespodziewane, chlopie. Moglem miec goraca randke dzis wieczor.

– Nie miales goracej randki od dwoch miesiecy.

– Zbieram sily. – Po pierwszym lyku Fox zdjal plaszcz i rzucil go na krzeslo. – Co jest grane?

– Powiem ci przy jedzeniu. Cal zbyt dlugo mieszkal z matka, zeby uzywac papierowej zastawy – najlepszej przyjaciolki samotnego mezczyzny – wystawil wiec dwa jasnoniebieskie talerze z kamionki. Usiedli do kurczaka i frytek, majac Kluska przy nogach – jedyne, co moglo oderwac psa od miski, to jeszcze wiecej jedzenia.

Cal opowiedzial wszystko Foxowi, od kuli ognia przez sen Quinn az do rozmowy, ktora pisarka przeprowadzila z prababcia Abbott.

– Sukinsyn bardzo czesto sie pokazuje jak na luty – uznal Fox. – Nigdy wczesniej tak nie bylo. Miales zeszlej nocy sen?

– Tak.

– Ja tez. Snil mi sie pierwszy raz, pierwsze lato. Tyle, ze nie dotarlismy do szkoly na czas, a w srodku byla nie tylko panna Lister, ale wszyscy. – Fox przesunal dlonia po twarzy i pociagnal solidny lyk piwa. – Wszyscy mieszkancy, moja rodzina, twoja, wszyscy zostali uwiezieni w szkole. Walili w szyby, krzyczeli, przyciskali twarze do okien, a budynek plonal. – Dal psu nastepna frytke, a jego oczy byly rownie ciemne i smutne jak psie. – Dzieki Bogu, ze tak sie nie stalo, ale we snie czulem sie, jakby to byla prawda. Wiesz, jak to jest.

– Tak. – Cal wypuscil glosno powietrze. – Wiem, jak to jest. Mnie snilo sie to samo lato, jechalismy przez miasto rowerami, tak jak wtedy, tyle ze domy byly spalone, mialy powybijane szyby, na ulicach dymily wraki samochodow. Wszedzie lezaly ciala zabitych.

– Tak nie bylo – powtorzyl Fox. – Nie mamy juz dziesieciu lat i nie pozwolimy, zeby tak sie stalo.

– Zadaje sobie pytanie, jak dlugo mozemy to robic, Fox. Jak dlugo mozemy go powstrzymywac, chocby tak, jak udawalo nam sie dotychczas? Ten raz? Nastepny? Jeszcze trzy? Ile razy bedziemy patrzyli, jak szaleja ludzie, ktorych znamy, ktorych widujemy niemal codziennie? Katuja sie nawzajem, rania siebie samych?

– Tak dlugo, jak bedzie trzeba. Cal odsunal talerz.

– To nie wystarczy.

– Tylko tyle mamy, na razie.

– To jest jak wirus, infekcja, przechodzi z jednej osoby na druga. Gdzie jest cholerne antidotum?

– Nie wszyscy sa zainfekowani – przypomnial mu Fox. – Musi byc jakis klucz.

– Dotad go nie znalezlismy.

– Nie, wiec moze miales racje. Moze potrzebujemy swiezego spojrzenia, kogos z zewnatrz, obiektywizmu, ktorego nam brakuje. Nadal chcesz zabrac jutro Quinn do kamienia?

– Jesli jej nie zabiore, pojdzie tam sama. Chyba lepiej, zebym przy tym byl.

– Chcesz, zebym z wami poszedl? Moge odwolac spotkania.

– Poradze sobie. – Musial sobie poradzic. Quinn czytala menu w niemal pustej jadalni hotelowej. Miala zamiar zamowic cos na wynos i zjesc w pokoju przy laptopie, ale doszla do wniosku, ze zbyt latwo weszlo by jej to w nawyk. Poza tym, zeby pisac o miescie, musiala poczuc jego atmosfere, a nie mogla tego zrobic, siedzac zamknieta w pokoju i jedzac cielecine na zimno.

Miala ochote na kieliszek wina, cos chlodnego z subtelnym, owocowym posmakiem. Piwniczka hotelowa okazala sie lepiej zaopatrzona, niz mozna bylo sie spodziewac, ale Quinn nie chciala calej butelki. Przegladala liste win podawanych na kieliszki, gdy do jadalni weszla Panna Cudowna Torba.

Przebrala sie w czarne spodnie i kaszmirowy sweter w dwoch subtelnych odcieniach blekitu. Miala wspaniale wlosy, uznala Quinn, obciete prosto, z troche dluzszymi koncowkami na wysokosci brody. Fryzura, ktora – Quinn wiedziala – na jej glowie wygladalaby jak gniazdo, brunetce nadawala swiezosc i klase.

Quinn zastanawiala sie czy nie sciagnac jej wzrokiem; moze zamachac reka. Moglaby zaprosic Czerwona Torbe, zeby sie przysiadla, w koncu kto lubi samotnie jadac kolacje? Wtedy moglaby wycisnac z niej naprawde wazne informacje. Jak na przyklad, gdzie kupila to cudo.

Quinn usmiechnela sie promiennie i wtedy cos zobaczyla.

To slizgalo sie po lsniacej debowej posadzce, zostawiajac za soba obrzydliwa wstege krwawego sluzu. Najpierw Quinn pomyslala, ze to waz, potem ze slimak bez skorupy, a pozniej nie myslala juz nic, tylko patrzyla jak gad wpelza na noge stolu, przy ktorym mloda para popijala koktajle przy swietle swiec.

Cialo stwora, grube jak opona tira, nakrapiane czerwienia i czernia, pelzlo po stole, zostawiajac na snieznobialym obrusie paskudny slad, a para smiala sie i flirtowala.

Do sali weszla zwawo kelnerka, nadepnela na krwawy sluz i podala tamtym dwojgu przystawki.

Quinn moglaby przysiac, ze slyszy skrzypienie stolika pod ciezarem potwora.

A jego oczy, ktore napotkaly jej wzrok, byly oczami chlopca, lsnily czerwono, z rozbawieniem. Zsunal sie z obrusa i popelzl w strone brunetki.

Kobieta stala jak wmurowana, twarz miala biala niczym plotno. Quinn zerwala sie na rowne nogi, ignorujac zaskoczone spojrzenie kelnerki, i przeskoczyla obrzydliwy slad. Schwycila brunetke za ramie i wypchnela ja z jadalni.

– Ty tez to widzialas – powiedziala szeptem. – Widzialas to cos. Wyjdzmy stad.

– Co? Co? – Brunetka rzucala przez ramie przerazone spojrzenia, gdy razem z Quinn biegly, potykajac sie, do drzwi. – Ty tez to widzialas?

– Oslizgly stwor, z czerwonymi oczyma, zostawia paskudny slad. Jezu, Jezu. – Stanela na hotelowym ganku, chwytajac ustami zimne lutowe powietrze. – Oni tego nie widzieli, ale ty tak. I ja. Dlaczego? Niech mnie szlag, jesli cokolwiek rozumiem, ale znam kogos, kto moze wiedziec. Tam stoi moj samochod. Jedziemy.

Brunetka nie odezwala sie ani slowem, dopoki nie wsiadly do auta i Quinn ruszyla z piskiem opon.

– Kim ty, do diabla, jestes?

– Quinn. Quinn Black. Jestem pisarka, pisze glownie o duchach. A kim ty jestes?

– Layla Darnell. Co to jest za miejsce?

– Tego wlasnie chce sie dowiedziec. Nie wiem, czy milo cie poznac, Layla, w zaistnialych okolicznosciach.

– I vice versa. Dokad jedziemy?

– Do zrodla. A w kazdym razie do jednego z nich. – Quinn popatrzyla na Layle, ktora wciaz byla blada i drzala. Kto mogl ja winic? – A co ty robisz w Hawkins Hollow?

– Niech mnie diabli, jesli wiem, ale chyba wlasnie postanowilam skrocic wizyte.

– W pelni zrozumiale. A tak przy okazji, ladna torba. Layla zdobyla sie na slaby usmiech.

– Dzieki.

– Juz niedaleko. No dobrze, nie wiesz, dlaczego tu jestes, a skad przyjechalas?

– Z Nowego Jorku.

– Wiedzialam. Ten styl. Lubisz to miasto?

– Tak. – Layla przeczesala wlosy palcami i popatrzyla za siebie. – Przez wiekszosc czasu. Prowadze butik w Ho – ho. Prowadzilam. Prowadze. Juz sama nie wiem.

Juz niedaleko, pomyslala znowu Quinn. Zachowaj spokoj.

– Zaloze sie, ze masz fantastyczne znizki.

– Tak, przywilej menedzera. Widzialas kiedykolwiek cos takiego? Jak tamto cos?

– Tak. A ty?

– Tylko we snie. Nie jestem wariatka – stwierdzila Layla. – A moze jestem i ty tez.

– Nie zwariowalysmy. Wszyscy wariaci tak mowia, wiec musisz uwierzyc mi na slowo. – Skrecila w uliczke i przejechala po malym mostku w strone domu Cala, gdzie – Bogu dzieki – jarzyly sie swiatla.

– Czyj to dom? – Layla chwycila siedzenie obiema rekami. – Kto tu mieszka?

– Caleb Hawkins. Jego przodkowie zalozyli to miasto. On jest w porzadku. Zna to, co widzialysmy.

– Jak to?

– To dlugo historia z mnostwem bialych plam. A teraz myslisz: Co ja robie w tym samochodzie z kompletnie obca kobieta, ktora kaze mi wejsc do domu znajdujacego sie w srodku gluszy.

Layla zlapala mocno pasek torebki, jak gdyby miala jej uzyc jako broni.

– Przeszla mi przez glowe taka mysl.

– Instynkt kazal ci wsiasc ze mna do samochodu, Layla. Moze sprobuj posluchac go jeszcze raz. Poza tym jest zimno, a my nie wzielysmy kurtek.

– No dobrze. – Layla westchnela ciezko, otworzyla drzwi i poszla za Quinn ku domowi. – Ladne miejsce. Jesli

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату