Nawet kiedy wygiela sie w tyl, a jego oczy zaszly mgla, nawet wtedy jej cialo, jej cieplo nie przestaly go zniewalac.

Quinn zanurzyla sie w odczuwaniu. Lomoczace pulsy i szalone tempo, spocone ciala i oszalamiajace napiecie. Czula, jak Cal dochodzi, ten nagly zryw jego bioder i podniecenie przeszylo ja niczym blyskawica. Sprawila, ze pierwszy stracil kontrole, zawladnela nim. I teraz uzyla tej samej sily, podniecenia, zeby doprowadzic siebie na wysoki szczyt.

Z ktorego osunela sie na Cala i lezeli tak rozgrzani, oszolomieni, dopoki nie odzyskali oddechu. I wtedy Quinn zaczela sie smiac.

– Boze, zachowujemy sie jak nastolatki. Albo jak kroliki.

– Nastoletnie kroliki. Wstala rozbawiona.

– Czesto wykonujesz tak wiele prac biurowych na raz?

– Ach… Szturchnela go w ramie, poprawiajac stanik.

– Widzisz, jestes nieprzewidywalny. Podal jej koszule.

– Pierwszy raz tak sprawnie polaczylem rozne zadania w godzinach pracy.

Quinn usmiechnela sie, zapinajac koszule.

– To mile.

– I po raz pierwszy czuje sie jak nastoletni krolik, odkad nim bylem.

Pochylila sie i pocalowala go w usta.

– To jeszcze milsze. – Wciaz siedzac na podlodze, wlozyla spodnie, Cal zrobil to samo. – Powinnam ci cos powiedziec. – Siegnela po buty, wciagnela jeden. – Bo mysle, ze jesli tego nie powiem, zachowam sie jak tchorz.

Wziela gleboki oddech, wciagnela drugi but i popatrzyla Calowi prosto w oczy.

– Zakochalam sie w tobie. Najpierw byl szok, ostry niczym strzala wymierzona prosto w zoladek. Potem troska owinieta w sliska powloke leku.

– Quinn…

– Nie marnuj czasu na „znamy sie tylko kilka dni”. I naprawde nie chce slyszec, ze „pochlebiasz mi, ale”. Nie powiedzialam ci tego po to, zebys mogl cos odpowiedziec, tylko po to, zebys wiedzial. Dlatego po pierwsze, niewazne jak dlugo sie znamy. Znam siebie od dawna, i to bardzo dobrze. Wiem, co czuje. Po drugie, fakt, ze powinno ci to pochlebiac, nie ulega dyskusji. I nie musisz sie bac. Nikt od ciebie nie oczekuje, ze bedziesz czul to samo, co ja.

– Quinn, my… wszyscy… zyjemy w wielkim stresie. Nawet nie wiemy, czy przezyjemy lipiec. Nie mozemy…

– Wlasnie. Nikt tego nie wie i mamy wiecej powodow, zeby sie o to martwic. Dlatego, Cal – ujela jego twarz w dlonie – wazna jest ta chwila. To, co dzieje sie teraz, jest najwazniejsze. Watpie, czy w innym wypadku powiedzialabym ci, co czuje, chociaz bywam impulsywna, ale sadze, ze w innych okolicznosciach poczekalabym, az poczujesz to samo. Mam nadzieje, ze tak sie stanie, a na razie wszystko jest w porzadku, tak jak jest.

– Musisz wiedziec, ze ja…

– Pod zadnym pozorem nie mow, ze ci na mnie zalezy. – Uslyszal w jej glosie pierwsze nuty zlosci. – Instynkt kaze ci wyglosic wszystkie formulki, jakie mezczyzni maja przygotowane na takie okazje, a to mnie tylko wkurza.

– Dobrze, w porzadku, pozwol mi tylko zadac jedno pytanie, tak, zeby cie nie wkurzyc. Zastanawialas sie, czy to, co czujesz, nie wiaze sie z wydarzeniami na polanie? Z tym, co Ann Hawkins czula do Gilesa Denta?

– Tak, zastanawialam sie, ale to nie to. – Wstala, wciagnela sweter. – Jednak to dobre pytanie. Dobre pytania mnie nie wkurzaja. To, co ona czula, a ja przez nia, bylo intensywne i wyczerpujace. Nie moge powiedziec, ze moje uczucia nie sa po czesci takie same, ale tamte przynosily bol i smutek. Pod warstewka radosci czaila sie rozpacz. To nie to, Cal. To, co czuje, nie boli. Nie czuje smutku.

Dlatego… masz chwile, zeby zjesc ze mna lunch, zanim Cybil i Layla skoncza gre?

– Ach… pewnie.

– Swietnie. Zobaczymy sie na dole. Skocze do lazienki i poprawie makijaz.

– Quinn… – Cal zawahal sie, gdy odwrocila sie od otwartych drzwi. – Nigdy wczesniej nie czulem do nikogo tego, co teraz do ciebie.

Wychodzac, usmiechnela sie. Skoro to powiedzial, to naprawde tak bylo, bo taki wlasnie byl Cal. Biedny chlopak, pomyslala. Nawet nie wiedzial, ze wpadl.

Gesty zagajnik otaczal cmentarz od polnocy i ciagnal sie od konca piaszczystej drogi, tak waskiej, ze ledwo miescily sie na niej dwa samochody, az do wzgorz. Stara tablica, splukana przez deszcze, glosila, ze kiedys stal tu Pierwszy Kosciol Bozych Ludzi, ale spalil sie od uderzenia pioruna siodmego lipca tysiac szescset piecdziesiatego drugiego roku.

Quinn czytala o tym, ale zupelnie inaczej bylo stac tutaj, na chlodzie i wietrze, i wyobrazac sobie to wszystko. Czytala tez o malej kaplicy, ktora stala w miejscu kosciola, dopoki nie zostala zniszczona podczas wojny secesyjnej i nie popadla w ruine.

Teraz staly tu tylko tablice i nagrobki otoczone zesztywnialym od mrozu zielskiem. Tu i owdzie Quinn widziala plamy kolorowych kwiatow wybijajace sie na tle szarych kamieni i zimowych brazow.

– Powinnysmy byly przyniesc kwiaty – powiedziala cicho Layla, patrzac na maly, prosty nagrobek, na ktorym wyryto tylko dwa slowa: Ann Hawkins.

– Ona ich nie potrzebuje – odparla Cybil. – Nagrobki i kwiaty sa dla zywych. Martwi maja co innego do roboty.

– Pocieszajaca mysl. Cybil tylko wzruszyla ramionami.

– Naprawde tak mysle. Nie ma sensu byc martwym i znudzonym. To ciekawe, ze nie ma zadnych dat, nie sadzicie? Ani urodzin, ani smierci. Zadnych sentymentow. Miala trzech synow, ale kazali wyryc na kamieniu jedynie jej imie i nazwisko. Pomimo ze tez zostali pochowani na tym cmentarzu, tak jak zapewne ich zony i dzieci. Dokadkolwiek trafili za zycia, wrocili do domu, zeby spoczac obok Ann.

– Moze wiedzieli, lub wierzyli, ze wroci. Moze powiedziala im, ze smierc nie oznacza konca. – Quinn w zamysleniu popatrzyla na nagrobek. – A moze po prostu chcieli, zeby byl prosty, ale teraz, gdy o tym wspomnialas, zastanawiam sie, czy zrobili to celowo. Bez poczatku, bez konca. Przynajmniej az do…

– Tego lipca – dokonczyla Layla. – Kolejna pocieszajaca mysl.

– No dobrze, wy sie pocieszajcie, a ja zrobie kilka zdjec. – Quinn wyjela aparat. – Moglybyscie spisac pare nazwisk z nagrobkow. Sprawdzimy je pozniej, zobaczymy, czy maja jakis bezposredni zwiazek z…

Potknela sie, cofajac, zeby zlapac lepsze ujecie, i usiadla ciezko na jakiejs plycie.

– Och, cholera! Kurcze, uderzylam sie dokladnie w siniaka, ktorego nabilam sobie dzis rano. Swietnie.

Layla pobiegla, zeby pomoc jej wstac, Cybil, krztuszac sie ze smiechu, ruszyla za nia.

– Och, zamknij sie – zrzedzila Quinn. – Strasznie tu nierowno i ledwo mozna zauwazyc niektore nagrobki. – Potarla biodro i popatrzyla z gniewem na kamien, o ktory sie potknela. – Ha. Zabawne. Joseph Black, zmarl w tysiac osiemset czterdziestym trzecim. – Rumieniec zlosci na jej twarzy zbladl. – Takie samo nazwisko jak moje. W sumie „Black” to dosc popularne nazwisko. Ale jesli wziac pod uwage to, ze on spoczywa tutaj, a ja wlasnie potknelam sie o jego grob…

– Moze nalezec do twojej rodziny – uznala Cybil.

– I do rodziny Ann? Quinn potrzasnela glowa na sugestie Layli.

– Nie wiem. Cal badal drzewo genealogiczne Hawkinsow, ja tylko zerknelam. Wiem, ze starsze zapiski poginely, ale nie sadze, zebysmy oboje przeoczyli galaz z moim nazwiskiem. Dlatego lepiej sprawdzmy, czego mozemy sie dowiedziec o Josephie.

Ojciec nie potrafil jej pomoc, ale rozmowa z domem trwala czterdziesci minut, bo Quinn musiala wysluchac najnowszych rodzinnych plotek. Potem zadzwonila do babci, ktora pamietala mgliscie, ze jej tesciowa wspominala o wuju czy stryjecznym dziadku albo kuzynie, ktory urodzil sie w Maryland. A moze w Wirginii? W poszukiwaniu slawy uciekl z piosenkarka z saloonu, zostawiajac zone i czworke dzieci i zabierajac rodzinne oszczednosci, przechowywane w puszce po ciastkach.

– Mily chlopak z tego Joe – uznala Quinn. – To chyba on. Postanowila wymigac sie od pomocy przy kolacji i pojechac do ratusza, zeby poszukac czegos o Joe Blacku. Skoro tu umarl, to moze i tutaj sie urodzil.

Po powrocie z zadowoleniem zobaczyla, ze dom jest pelen ludzi, dzwiekow i zapachu jedzenia. Cybil, jak to ona, wlaczyla muzyke, zapalila swiece, nalala wina. Wszyscy tloczyli sie w kuchni i zaostrzali apetyt

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату