marynowanymi oliwkami. Quinn wrzucila jedna do ust i popila winem z kieliszka Cala.

– Czy wypadly mi juz oczy?

– Jeszcze nie.

– Przez trzy godziny przegladalam dokumenty. Chyba posiniaczylam sobie mozg.

– Joseph Black. – Fox podal jej kieliszek wina. – Dziewczyny mi mowily.

– Dobrze, to ja juz nie bede musiala. Udalo mi sie dotrzec tylko do jego pradziadka, Quintona Blacka, ktory urodzil sie w tysiac szescset siedemdziesiatym szostym. Nic o wczesniejszych czasach, w kazdym razie nie tutaj. I nic o Joe. Mial trzy siostry, ale znalazlam tylko ich akty urodzenia. Mial tez ciotki, wujow i tak dalej, ale o nich tez prawie nic nie znalazlam. Wyglada na to, ze rodzina Blackow nie byla zbyt istotna w zyciu Hawkins Hollow.

– Inaczej to nazwisko cos by mi mowilo – powiedzial Cal.

– Tak. W kazdym razie zaciekawilam moja babcie, ktora wyruszyla na poszukiwanie starej rodzinnej Biblii. Zadzwonila do mnie na komorke i powiedziala, ze chyba dostal ja jej szwagier po smierci swoich rodzicow. Moze. W kazdym razie to jakis trop.

Popatrzyla na nieznajomego, ktory stal oparty o blat, bawiac sie kieliszkiem wina.

– Przepraszam? Gage, prawda?

– Tak jest. Specjalista od pomocy drogowej. Quinn usmiechnela sie, gdy Cybil przewrocila oczami, wyciagajac z piekarnika bochenek ziolowego chleba.

– Tak, slyszalam. Wyglada na to, ze kolacja juz gotowa. Umieram z glodu. Nic nie zaostrza bardziej apetytu niz lektura aktow urodzin i zgonow Blackow, Robbitow i Clarkow.

– Clarkow? – Layla opuscila talerz, ktory podstawila Cybil na chleb. – Byli tam jacys Clarkowie?

– Tak, Alma i Richard, o ile dobrze pamietam. Musze sprawdzic w notatkach. A dlaczego pytasz?

– To panienskie nazwisko mojej babci. – Layla zdobyla sie na nikly usmiech. – I to tez pewnie nie jest zbieg okolicznosci.

– Czy ona jeszcze zyje? – zapytala natychmiast Quinn. – Mozesz sie z nia skontaktowac i…

– Zjedzmy, zanim wystygnie – przerwala jej Cybil. – Pozniej bedzie mnostwo czasu na buszowanie w drzewach genealogicznych. Ale gdy ja gotuje – wreczyla Gage'owi goracy talerz z chlebem – wszyscy jedza.

ROZDZIAL 16

To musialo byc wazne. Musialo miec znaczenie. Cal wciaz sie nad tym zastanawial, spedzajac czas w pracy i w domu na poszukiwaniach linii laczacej Hawkinsow i Blackow. To bylo cos nowego, watek, o ktorego istnieniu nawet nie wiedzieli, nie mowiac juz o jego sprawdzeniu.

Powtarzal sobie, ze to wazna, czasochlonna praca i dlatego przez kilka ostatnich dni nie mial czasu spotkac sie z Quinn. On byl zajety, ona rowniez. Nic nie mogli na to poradzic.

Poza tym pewnie przyda im sie chwila odpoczynku od siebie, niech emocje troche opadna. Tak, jak powiedzial matce, to nie byl dobry czas na powazny zwiazek, na milosc. Kiedy ludzie naprawde sie zakochuja, dzieja sie powazne rzeczy, ktore wywracaja zycie do gory nogami. A on mial wystarczajaco duzo powaznych spraw, o ktore musial sie martwic.

Nalozyl jedzenie do miski i postawil przed Kluskiem czekajacym z niezmaconym spokojem na swoje sniadanie. Byl czwartek, wiec idac wypuscic psa na poranny spacer i siusiu, wstawil pranie. Jak co dzien rano nalal sobie pierwszy kubek kawy i wyjal pudelko platkow.

Ale gdy siegnal po mleko, przyszla mu na mysl Quinn. Dwuprocentowe, pomyslal potrzasajac glowa. Moze wlasnie w tej chwili ona tez przygotowuje sobie muesli. Moze stoi w kuchni wypelnionej zapachem kawy i mysli o nim.

Ta wizja wydala mu sie tak kuszaca, ze siegnal po telefon, zeby do niej zadzwonic, kiedy uslyszal za soba jakis dzwiek i odwrocil sie.

Gage wyjmowal kubek z szafki.

– Cos taki nerwowy?

– Nie slyszalem, jak wszedles.

– Rozmyslales o kobiecie.

– Mam wiele spraw na glowie.

– Zwlaszcza kobiete. Widac po tobie, Hawkins. Zwlaszcza po tych oczach, smetnych jak u cocker – spaniela.

– Wypchaj sie, Turner. Gage usmiechnal sie i nalal sobie kawy.

– I ten opuszczony kacik ust. – Pociagnal palcem warge w dol. – Charakterystyczne.

– Jestes zazdrosny, bo brak ci regularnego seksu.

– Bez watpienia. – Gage wypil lyk czarnej kawy i bosa stopa podrapal w bok Kluska, ktory calym swym psim jestestwem skupil sie na jedzeniu. – Ona nie jest w twoim typie.

– Och? – Cal czul, ze zlosc pelznie mu w gore kregoslupa niczym jaszczurka. – A jaki jest moj typ?

– Mniej wiecej taki sam jak moj. Bez zobowiazan, zadnych glebokich przemyslen, obietnic, zmartwien. I kto moglby nas winic w takich okolicznosciach? – Wzial pudelko i wyciagnal z niego garsc platkow. – Ale ona jest inna. Bystra i zrownowazona, a w tylnej kieszeni nosi ogromny pek lancucha. Juz zaczela cie nim przykuwac.

– Czy ten cynizm, ktory wszedzie ze soba tachasz, nie bywa ciezki?

– To realizm – poprawil go Gage, zujac platki. – Dodaje mi skrzydel. Ona mi sie podoba.

– Mnie tez. – Cal zapomnial o mleku i wzial garsc suchych platkow z miski. – Ona… powiedziala, ze sie we mnie zakochala.

– Szybka robota. A teraz nagle zrobila sie piekielnie zajeta, a ty, koles, sypiasz sam. Mowilem, ze jest bystra.

– Jezu, Gage. – Zniewaga uklula dwoma ostrzami: jednym wymierzonym w Cala, drugim w Quinn. – Ona nie jest taka. Nie wykorzystuje ludzi w ten sposob.

– A ty to wiesz, bo tak dobrze ja znasz.

– Znam. – Irytacja zniknela, bo Cal naprawde zdal sobie z tego sprawe. – Tak po prostu. Znam ja. Moze nie wiem o niej tuzina, do diabla, setki rzeczy, ale wiem, jaka jest. Nie wiem, czy to przez nasze powiazania, przez to wszystko, z czym sie zmagamy, ale wiem, ze to prawda. Kiedy pierwszy raz ja zobaczylem, wszystko sie zmienilo. Nie wiem. Ja stalem sie inny. Dlatego mozesz sie smiac, ale tak wlasnie jest.

– Szczesciarz z ciebie – powiedzial Gage po chwili. – I mam nadzieje, ze wszystko ulozy sie po twojej mysli. Nigdy nie sadzilem, ze ktorykolwiek z nas ma jakas szanse na normalnosc. – Wzruszyl ramionami. – Chcialbym sie mylic. Poza tym wygladasz naprawde slodko z tym opuszczonym kacikiem ust.

Cal uniosl dlon z wystawionym srodkowym palcem.

– I tobie tez dzien dobry – powiedzial Fox, wchodzac do kuchni i kierujac sie wprost do lodowki po cole. – Co sie dzieje?

– Dzieje sie to, ze znowu zlopiesz moja cole, a nigdy nie przyniosles ani jednej puszki.

– W zeszlym tygodniu przynioslem piwo. Poza tym Gage kazal mi przyjsc dzis rano, a kiedy przychodze do kogos o swicie, to oczekuje darmowej coli.

– Powiedziales mu, zeby przyszedl?

– Tak. Sluchaj, O'Dell, Cal zakochal sie w tej blondyneczce.

– Nie powiedzialem, ze…

– Powiedz mi cos, czego nie wiem. – Fox otworzyl puszke i pociagnal lyk coli.

– Nigdy nie mowilem, ze zakochalem sie w kimkolwiek. Fox tylko popatrzyl na Cala.

– Znamy sie przez cale zycie. Wiem, co oznaczaja te male, blyszczace serduszka w twoich oczach. To super. Ona jest dla ciebie stworzona.

– On mowi, ze ona nie jest w moim typie, ty, ze stworzona…

– Obaj mamy racje. Zwykle polujesz na inny typ dziewczyn. – Fox napil sie jeszcze coli, po czym wyjal Gage'owi z rak pudelko z platkami. – Bo nie chciales znalezc takiej, ktora by do ciebie pasowala. Ona pasuje, ale pojawila sie z zaskoczenia. Wpadles w pulapke. Czy wstalem godzine wczesniej, zeby przyjechac tu przed praca i dyskutowac o zyciu milosnym Cala?

– Nie, to byla tylko interesujaca dygresja. Zdobylem w Czechach kilka informacji. W wolnym czasie badalem

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату