probowal mnie oklamac, czulabym sie inaczej. Nie przestalabym cie kochac, bo moje uczucia nie zmieniaja sie tak szybko, ale bylabym wsciekla i rozczarowana toba. Ale po tym, co powiedziales, Cal, jestem cholernie zadowolona, ze moj umysl i serce zadzialaly razem tak sprawnie i wybraly faceta idealnego. Idealnego dla mnie.

Przeciela kanapke na dwa rowne trojkaty, i podala Calowi.

– Chcesz kawe czy mleko?

– Ty nie masz mleka tylko zabielana wode. Poprosze kawe. – Ugryzl kes pelnoziarnistego chleba z indykiem, szwajcarskim serem i lucerna. – Niezla kanapka.

– Nie przyzwyczajaj sie za bardzo. – Nalala mu kawy. – W piatek powinnismy wyruszyc wczesnie rano, nie sadzisz? O swicie?

– Tak. – Dotknal jej policzka. – Wyruszymy o brzasku. Poniewaz tak dobrze poszlo mu z Quinn i jeszcze zalapal sie na lunch, Cal postanowil od razu porozmawiac z Gagiem. Juz od progu poczul zapach jedzenia. Poszedl z Kluskiem do kuchni, gdzie Gage, popijajac piwo, mieszal cos w garnku.

– Gotujesz.

– Chili. Bylem glodny. Dzwonil Fox. Mowil, ze w piatek zabieramy damy na wycieczke.

– Tak. O swicie.

– Moze byc ciekawie.

– Musimy to zrobic. – Cal nalozyl psu jedzenie do miski, a sam tez wzial sobie piwo. Tak, jak on musial zrobic teraz to, po co przyszedl. – Musze z toba porozmawiac o twoim ojcu.

Widzial, jak Gage sie zamyka. Jak po nacisnieciu guzika jego twarz przestala wyrazac jakiekolwiek emocje.

– Pracuje dla ciebie, to twoja sprawa. Nie mam nic do powiedzenia.

– Masz pelne prawo go ignorowac, nie mowie, ze nie. Chce tylko, zebys wiedzial, ze pytal o ciebie. Chcialby sie z toba spotkac. Sluchaj, on nie pije od pieciu lat, jednak nawet gdyby byl trzezwy przez piecdziesiat, nie zmieniloby to tego, jak cie traktowal w dziecinstwie. Ale to male miasto, Gage, i nie mozesz unikac go w nieskonczonosc. Mam wrazenie, ze on chce ci cos powiedziec, a moze ty chcialbys cos zamknac, zakonczyc. To wszystko.

Nie bez przyczyny Gage zarabial na zycie gra w pokera. Teraz widac to bylo w jego pozbawionej emocji twarzy i slychac w glosie.

– A ja mam wrazenie, ze nie powinienes posredniczyc miedzy mna i ojcem. Nie prosilem cie o to.

Cal uniosl rece do gory.

– Dobrze.

– Wyglada na to, ze staruszek utknal ze mna na osmym i dziewiatym kroku *. On nie moze mi zadoscuczynic, Cal. Mam w dupie jego przeprosiny.

– Dobrze. Nie probuje cie przekonac. Chcialem tylko, zebys wiedzial.

– Teraz juz wiem.

Stojac przy oknie w piatkowy poranek i patrzac, jak swiatla samochodu przecinaja szaruge, Cal zdal sobie sprawe, ze minal prawie miesiac, odkad Quinn zastukala do jego domu.

W jaki sposob az tyle moglo sie wydarzyc? Jak on mogl zmienic sie tak bardzo przez tak krotki czas?

Minelo mniej niz miesiac, odkad zaprowadzil ja po raz pierwszy do Kamienia Pogan.

Podczas tych krotkich tygodni najkrotszego miesiaca dowiedzial sie, ze nie tylko on i jego bracia krwi zostali wyznaczeni do stawienia czola zlu. Teraz byly jeszcze trzy kobiety, rownie zaangazowane.

A on zakochal sie bez pamieci w jednej z nich.

Stal i patrzyl, jak Quinn wysiada z samochodu Foxa. Jej jasne wlosy splywaly spod czarnej czapki. Ubrana byla w czerwona kurtke i stare traperki. Widzial, jak smieje sie, mowiac cos do Cybil, a jej oddech przemienial sie w pare w zimnym porannym powietrzu.

Wiedziala wystarczajaco duzo, aby sie bac, ale nie pozwalala, zeby strach dyktowal jej, co ma robic. Cal mial nadzieje, ze o sobie bedzie mogl powiedziec to samo, bo teraz mial duzo wiecej do stracenia. Mial ja.

Stal przy oknie, az uslyszal, ze Fox otwiera swoim kluczem drzwi. Dopiero wtedy zszedl na dol, zeby pozbierac rzeczy do zabrania.

Nad zmarznieta ziemia, twarda niczym kamien, unosila sie mgla. Cal wiedzial, ze do poludnia sciezka zamieni sie w bloto, ale na razie szlo sie po niej wygodnie i szybko.

Wokol wciaz lezaly haldy sniegu, rozpoznal tez – ku zachwytowi Layli – slady jelenia. Jesli ktorekolwiek z nich bylo zdenerwowane, to dobrze to ukrywali, przynajmniej na pierwszym etapie wyprawy.

Dzisiejszy dzien tak bardzo roznil sie od tamtego lipcowego popoludnia, dawno temu, gdy razem z Foxem i Gagiem wyruszyli do lasu. Teraz nie mieli radia grajacego na caly regulator hip – hop lub heavy metal, nie przegryzali ciasteczek, nie czuli tez niewinnego, chlopiecego podniecenia z powodu wykradzionego dnia i nadchodzacej nocy w lesie.

Zaden z nich juz nigdy potem nie byl tak niewinny.

Cal zlapal sie na tym, ze podniosl reke do twarzy, chcac poprawic okulary, ktore zawsze zjezdzaly mu z nosa.

– Jak sie czujesz, kapitanie? – Quinn zrownala z nim krok i dala mu lekkiego kuksanca w ramie.

– Dobrze. Wlasnie myslalem o tamtym dniu. Wokol bylo tak zielono. I goraco. Fox taszczyl to glupie radio. A jeszcze lemoniada mojej mamy, ciastka.

– Bylismy zlani potem – wtracil Fox zza plecow Cala.

– Dochodzimy do Stawu Hester – oglosil Gage, przerywajac wspominki.

Widok stawu przywiodl Calowi na mysl raczej lotne piaski niz chlodna, zakazana sadzawke, do ktorej wskoczyli razem tak dawno temu. Wyobrazil sobie, ze gdyby wszedl tam teraz, zostalby wessany, coraz glebiej i glebiej, i nigdy juz nie zobaczylby swiatla.

Zatrzymali sie tak jak wtedy, tyle ze teraz mieli kawe zamiast lemoniady.

– Tedy tez biegl jelen. – Layla wskazala na ziemie. – To slady jelenia, prawda?

– I to jakiego – potwierdzil Fox. – A tu szopa pracza. – Wzial Layle za ramie i obrocil.

– Szopa pracza? – Pochylila sie z usmiechem. – Jakie jeszcze zwierzeta tu zyja?

– Kilku moich imiennikow, dzikie indyki, a na polnoc stad od czasu do czasu mozna zobaczyc niedzwiedzia.

Wyprostowala sie szybko.

– Niedzwiedzia?

– Glownie na polnocy – powtorzyl Fox, ale uznal to za dobra wymowke, zeby wziac Layle za reke.

Cybil ukucnela nad brzegiem i wpatrywala sie w wode.

– Troche za zimno na kapiel – zauwazyl Gage.

– Tu utopila sie Hester. – Podniosla na niego wzrok, potem popatrzyla na Cala. – A ty ja widziales, kiedy byliscie tu ostatnim razem.

– Tak, widzialem ja.

– Oboje z Quinn widzieliscie ja w myslach, Layla o niej snila, wiec… moze ja tez cos poczuje.

– Myslalem, ze widzisz przyszlosc, nie przeszlosc – powiedzial Cal.

– Tak, ale wciaz czuje wibracje ludzi, miejsc. A ty? – Popatrzyla na Gage'a. – Moze razem wiecej osiagniemy. Wchodzisz w to?

Gage bez slowa wyciagnal reke, Cybil ujela jego dlon i wstala. Razem wpatrzyli sie w nieruchoma, brazowa tafle.

Woda zaczela burzyc sie i pienic. Ukazaly sie wiry i fale o bialych grzywach, rozlegl sie ryk przypominajacy rozszalale morze.

A spod powierzchni wystrzelila dlon i zlapala sie brzegu.

Ze spienionej wody wynurzyla sie Hester. Skore miala biala jak plotno, wlosy mokre i splatane, szkliste oczy. Z wysilku – albo szalenstwa – obnazyla zeby.

Cybil uslyszala wlasny krzyk, bo zjawa rozlozyla ramiona, zamknela ja w uscisku i zaczela ciagnac do wirujacej wody.

– Cyb! Cyb! Cybil!

Wrocila z trudem i zobaczyla, ze tkwi nie w objeciach Hester, lecz Gage'a.

– Co to, do cholery, bylo?

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×