Roba Westerfielda, aby dac mu mandat za przekroczenie predkosci, i ze jechala z nim wtedy Andrea.
Tata nie odezwal sie slowem az do konca kolacji. Potem zapytal Andree, jak dlugo byla w bibliotece.
Nie odpowiedziala.
Wtedy oznajmil:
– Jak widze, jestes dostatecznie sprytna, aby sie domyslic, ze policjant, ktory dal Westerfieldowi mandat, doniosl mi, ze z nim bylas. Andreo, ten chlopak jest nie tylko bogaty i rozpuszczony, ale takze na wskros zepsuty. Kiedy zabije sie, jadac z nadmierna predkoscia, ciebie nie bedzie w jego samochodzie. Kategorycznie zabraniam ci sie z nim zadawac.
Kryjowka znajdowala sie w garazu za wielkim domem, w ktorym starsza pani Westerfield, babcia Roba, mieszkala przez cale lato. Drzwi zawsze byly otwarte i czasami Andrea i jej przyjaciolki zakradaly sie tam, zeby palic papierosy. Andrea zabrala tam Ellie kilka razy, kiedy mlodsza siostre zostawiono pod jej opieka.
Przyjaciolki byly naprawde zle, ze ja przyprowadzila, lecz Andrea powiedziala:
– Ellie to dobry dzieciak. Nie jest skarzypyta.
Dziewczynka puszyla sie jak paw, kiedy to uslyszala, ale siostra ani razu nie pozwolila jej zaciagnac sie papierosem.
Ellie byla pewna, ze poprzedniego wieczoru Andrea wyszla od Joan wczesniej, poniewaz chciala sie spotkac z Robem Westerfieldem. Ellie slyszala, jak Andrea rozmawiala z nim wczoraj przez telefon, a kiedy odlozyla sluchawke, wydawala sie bliska placzu.
– Powiedzialam Robowi, ze ide na tance z Pauliem – wyjasnila – i teraz jest na mnie wsciekly.
Ellie rozmyslala o tej rozmowie, kiedy konczyla platki i sok. Tata stal przy kuchence. W reku trzymal filizanke kawy. Mama znowu plakala, ale prawie bezglosnie.
Wtedy, po raz pierwszy, tata jakby ja zauwazyl.
– Ellie, chyba lepiej bedzie, jesli pojdziesz do szkoly. Odwioze cie po lunchu.
– Czy moge teraz wyjsc?
– Tak. Tylko nie odchodz daleko.
Ellie pobiegla po kurtke i po chwili znalazla sie na zewnatrz. Byl pietnasty listopada i wilgotne liscie zapadaly sie miekko pod stopami. Niebo zasnuwaly geste chmury i Ellie wiedziala, ze zanosi sie na deszcz. Pragnela, by wrocili do Irvington, gdzie wczesniej mieszkali. Tutaj nie mieli sasiadow. Dom pani Hilmer byl jedyny przy tej drodze.
Tacie podobalo sie w Irvington, ale przeprowadzili sie tutaj, piec miejscowosci dalej, poniewaz mama chciala miec obszerniejszy dom i wieksza parcele. Uznali, ze beda mogli sobie na to pozwolic, jesli przeniosa sie do Westchester, osiedla, ktore nie stalo sie jeszcze przedmiesciem Nowego Jorku.
Kiedy tata mowil, ze teskni za Irvington, gdzie dorastal i gdzie mieszkali jeszcze dwa lata temu, mama tlumaczyla mu, jaki wspanialy jest nowy dom. Wtedy tata odpowiadal, ze w Irvington mieli wart milion dolarow widok na rzeke Hudson i most Tappan Zee, a on nie musial jezdzic osiem kilometrow po gazete czy bochenek chleba.
Wokol ich posesji rosly drzewa. Wielki dom Westerfieldow znajdowal sie za nimi, po drugiej stronie lasu. Spojrzawszy w kuchenne okno, aby sie upewnic, ze nikt jej nie widzi, Ellie zaczela biec przez las.
Piec minut pozniej dotarla do polany i pognala przez pole do posiadlosci Westerfieldow. Czujac sie coraz bardziej samotna, przebiegla przez dlugi podjazd i okrazyla rezydencje, malenka postac zagubiona w zgestnialych cieniach nadciagajacej burzy.
Garaz mial boczne drzwi i to wlasnie one zawsze byly otwarte. Mimo to Ellie dobra chwile nie mogla sobie poradzic z przekreceniem galki. Wreszcie jej sie udalo i weszla do mrocznego wnetrza. Garaz byl dostatecznie duzy, by pomiescic cztery samochody, ale gdy pani Westerfield wyjezdzala pod koniec lata, zostawila tylko furgonetke. Andrea i jej przyjaciolki przyniosly kilka starych kocow, aby miec na czym siedziec, kiedy tu przychodzily. Siadywaly zawsze w tym samym miejscu, w tyle garazu za furgonetka, tak aby nikt, kto zajrzalby przypadkiem przez okno, nie mogl ich zobaczyc. Ellie wiedziala, ze jesli siostra tu jest, to ukrywa sie wlasnie tam.
Nagle ogarnal ja strach. Bala sie, choc nie wiedziala dlaczego. Teraz, zamiast biec, musiala calym wysilkiem woli przestawiac stopy do przodu, by dotrzec na tyl garazu. I nagle to zobaczyla – brzeg koca wystajacy zza furgonetki. Andrea tu jest! Ona i jej przyjaciolki nigdy nie zostawialy kocow na widoku; wychodzac, zawsze je zwijaly i chowaly w szafce ze srodkami do czyszczenia.
– Andrea…
Teraz znowu pobiegla, wolajac cicho, aby nie przestraszyc siostry. Pewnie spi, uznala Ellie.
Tak, spi. Choc garaz wypelnialy cienie, dziewczynka widziala dlugie wlosy Andrei wysypujace sie spod koca.
– Andrea, to ja. – Ellie osunela sie na kolana obok siostry i odchylila koc okrywajacy jej twarz.
Andrea miala na twarzy maske, straszna maske potwora, ktora wygladala na lepka i kleista. Ellie wyciagnela reke, aby ja zdjac, i jej palce trafily w glebokie pekniecie na czole. Kiedy sie cofnela, uswiadomila sobie, ze kleczy w kaluzy krwi, ktora przesiaknely jej spodnie.
Nagle wydalo jej sie, ze gdzies w ogromnym pomieszczeniu rozbrzmiewa czyjs oddech – chrapliwe, ciezkie sapanie, przechodzace w stlumiony chichot.
Przerazona probowala wstac, ale jej kolana slizgaly sie we krwi i upadla na piersi siostry. Dotknela ustami czegos gladkiego i zimnego – zlotego lancuszka Andrei. W koncu zdolala sie podniesc, odwrocila sie i zaczela biec.
Nie zdawala sobie sprawy, ze krzyczy, dopoki nie znalazla sie pod domem, a Ted i Genine Cavanaugh wybiegli przed drzwi kuchenne i zobaczyli, jak ich mlodsza corka wypada z lasu z rozpostartymi ramionami, zabrudzona krwia siostry.
2
Po lekcjach i przez cala sobote, z wyjatkiem dni, kiedy jego druzyna trenowala lub rozgrywala mecze podczas sezonu baseballowego, szesnastoletni Paulie Stroebel pracowal na stacji obslugi samochodow w Hillwood. Mial do wyboru: zajmowac sie autami lub w tych samych godzinach pomagac w delikatesach rodzicow przecznice od Main Street, co robil, odkad skonczyl siedem lat.
Niezbyt blyskotliwy, lecz uzdolniony technicznie, uwielbial naprawiac samochody, a rodzice rozumieli jego chec pracy u kogos innego. Paulie, wysoki, dobrze zbudowany, z potarganymi, jasnymi wlosami, blekitnymi oczami, okraglymi policzkami, byl uwazany za spokojnego, sumiennego pracownika przez swego szefa i za nieszkodliwego glupka przez kolegow ze szkoly sredniej Delano. Jego jedynym szkolnym osiagnieciem stala sie gra w druzynie pilkarskiej.
W piatek, gdy do szkoly dotarla informacja o zamordowaniu Andrei Cavanaugh, do klas poslano wychowawcow, aby przekazali wiadomosc uczniom. Paul sleczal nad zadaniem, kiedy weszla do nich panna Watkins, szepnela cos nauczycielowi i zastukala w biurko, proszac o uwage.
– Mam dla was bardzo smutna wiadomosc – zaczela. – Dowiedzielismy sie wlasnie…
W urywanych zdaniach poinformowala ich, ze Andrea Cavanaugh zostala w okrutny sposob zamordowana. Reakcja byl chor stlumionych westchnien i rozpaczliwych protestow.
Potem nagly okrzyk „Nie!” zagluszyl wszystkie inne. Cichy, spokojny Paulie Stroebel, z twarza wykrzywiona bolem, poderwal sie na nogi. Gdy koledzy spojrzeli na niego, ramiona zaczely mu drzec, gwaltowne lkanie wstrzasnelo jego cialem i wybiegl z klasy. Kiedy juz drzwi zamykaly sie za nim, powiedzial cos glosem zbyt zduszonym, by wiekszosc mogla go uslyszec. Uczen, ktory siedzial najblizej, przysiegal jednak pozniej, ze slowa te brzmialy: „Nie wierze, ze nie zyje!”.
Wychowawczyni Emma Watkins, wstrzasnieta tragedia, poczula sie jak ugodzona nozem. Lubila Pauliego i rozumiala samotnosc pracowitego ucznia, ktory tak bardzo chcial byc lubiany.
Ona sama byla jednak przekonana, ze pelne bolu slowa chlopca brzmialy: „Nie sadzilem, ze nie zyje”.
Tego popoludnia, po raz pierwszy od szesciu miesiecy, ktore przepracowal na stacji benzynowej, Paulie nie zjawil sie ani nie zatelefonowal do szefa, by wytlumaczyc swoja nieobecnosc. Kiedy rodzice wrocili wieczorem do domu, zastali go lezacego na lozku i wpatrzonego w sufit. Wokol chlopca byly rozrzucone fotografie Andrei.