sie zlowic cos jeszcze obrzydliwszego niz to, co zlowil twoj przyjaciel, profesor Hastings?
– Znakomicie! Moze to bedzie male przekroczenie dyscypliny pracy, ktora sobie narzucilem: od osmej rano do poludnia, a potem od dziewiatej wieczor do polnocy. No, ale bywa i tak, ze czlowiek lamie prawa, ktorym chce podlegac. Dobrze! Umowimy sie po kolacji, o ktorej wyruszamy i jaki bierzemy sprzet. Pokaze ci moje przybory. – Rozesmial sie. – Trzymam je w laboratorium, w zamknietej na klucz szafie, na ktorej wymalowalem trupia czaszke i napisalem: „Uwaga! Otwarcie grozi smiercia!” Tylko Sparrow wie, ze mam tam wedki.
Zblizyli sie do domu, weszli do sieni i jeden za drugim zaczeli wstepowac po schodach prowadzacych na pietro.
– Zaraz do ciebie wpadne, kochanie! – powiedziala Sara zatrzymujac sie przed drzwiami Lucy. – Pomoge ci sie rozebrac…
– Czy mam zawiadomic pana Sparrowa o pani wypadku? – zapytal Filip. – Jest w tej chwili w laboratorium lub u siebie w gabinecie.
– Nie. Za nic. Bylby zmartwiony tym, ze mu sie przerywa prace. Nic mi nie moze pomoc w tej chwili. Sama mu powiem, kiedy wroci do pokoju przed kolacja.
Lewa reka nacisnela klamke.
– Dziekuje wszystkim. Saro, jezeli bedziesz taka dobra, to zaczekam na ciebie.
– Juz ide. – Sara wziela z rak Drummonda walizeczke i wstapila na prog. – Moge przeciez przejsc do siebie przez twoj pokoj. Musze tylko potem zejsc i wydac dyspozycje sluzbie, to znaczy Norze, bo dzis sobota, a Kate poszla w swiat zaraz po lunchu.
Weszla przepusciwszy Lucy i zamknela drzwi za soba. Alex usmiechnal sie do Drummonda i pokiwal przyjaznie reka Davisowi.
– Ide do siebie! – powiedzial. – Po kolacji wpadne do twojego gabinetu!
Wszedl do pokoju. Stanal i siegnal do kieszeni papierosa. W paczce byly juz tylko dwa. Przypomnial sobie, ze ma jeszcze jedna paczke w walizce, i wyjal ja. Ale to nie wystarczy na dzis wieczor i na jutro, jezeli mial w tym czasie pracowac. Palil duzo przy pracy i gasil papierosy w polowie, zapalajac czesto jeden od drugiego. Usiadl przed maszyna.
Zegar o slonecznym wahadle wyglosil za jego plecami trzy jednakowe zlote slowa i ucichl, Alex spojrzal na papier: Rozdzial pierwszy.
Zaczal rozmyslac. A gdyby… Wzdrygnal sie, ale temat powracal nieprzeparcie: Cichy, stary dwor angielski, polozony nad morzem i otoczony z trzech stron gestym parkiem. We dworze kilka osob, dwaj uczeni, ich zony, kobiety slawne w swoich zawodach – lekarka i aktorka; majacy dosc dwuznaczne zamiary gosc z Ameryki, poza tym przyjaciel z czasow wojny, bedacy autorem powiesci kryminalnych… Mlody sekretarz… Powiklania milosne wewnatrz tego szczuplego grona… I nagle ginie czlowiek… O polnocy pada strzal. A moze nie strzal?… Wszyscy budza sie… podchodza do drzwi… Kogo brak?
Wiedzial juz, kogo brak. Napisal sobie na kartce lezacej obok maszyny inicjaly tej osoby. Potem zaczal sie zastanawiac nad tym, kto ja zabil. Przez chwile siedzial w milczeniu, obliczajac motywy i ich nasilenie. Niektore z nich byly oczywiste, inne ukryte, ale nagle olsnila go pewna mysl: tak, to byl prawdziwy motyw do powiesci kryminalnej, motyw prosty i jasny, a jednoczesnie ukryty, oczywisty i niewidzialny, potworny w swojej prawdzie. Tak. Tylko ta jedna osoba mogla zabic!
Jeszcze raz pochylil sie nad kartka i nakreslil na niej nowe dwie literki. Odkryl juz swojego morderce. Oczywiscie trzeba bedzie zmienic charakterystyke osob, moze ich zawody, wiek, polozenie posiadlosci i kilka pomniejszych szczegolow. Ale caly problem byl bardzo pieknie postawiony.
Pochylil sie nad stolem, wzial nowa kartke i zaczal z grubsza dzielic ksiazke na czesci. Falszywe tropy, alibi, motywy zabojstwa, tak, kazdy z tych ludzi musi miec tu cos do powiedzenia. A morderca bedzie tylko jeden… moze byc tylko jeden: ten wlasnie.
– Mam cie! – zatarl rece. Wiedzial juz, ze ksiazka zostanie wkrotce napisana.
V. „Oto jestem!”
Kiedy zegar wydzwonil kwadrans przed osma, Alex wstal od maszyny i zaczal sie przebierac do kolacji. Byl bardzo zadowolony. W ciagu dwoch godzin ksiazka zarysowala sie z grubsza. Wszystkie watki widzial juz przed soba. Jeszcze tylko kilka uzupelnien planu i bedzie mogl rozpoczac pisanie. Zawiazujac krawat przed lustrem, rozesmial sie do siebie i zrobil chlopieca, blazenska mine. To bardzo zabawne, ze zamieni te grupke ludzi w grono podejrzanych, sposrod ktorych wyloniony zostanie morderca i zamordowany. To nawet dobrze, ze Parker zadzwonil do niego I ze ujawnil mu delikatna atmosfere niebezpieczenstwa wiszacego nad Sunshine Manor. To wspomagalo wyobrazni. Moglo zreszta stanowic uboczny watek, oczywiscie w zmienionych sytuacjach. Umyl rece i pogwizdujac cichutenko zszedl do salonu, gdzie zastal tylko jedna osobe.
Filip Davis uniosl sie na jego widok z fotela, w ktorym przegladal jakas nie znana Alexowi gazete. Przed nim na stoliku, stala szachownica, a na niej figury porozstawiane, jak gdyby partner opuscil go przed chwila posrodku gry.
– Czy pracowal pan troche? – zapytal Filip. W ciemnym ubraniu i bialej koszuli wydawal sie jeszcze przystojniejszy niz po poludniu.
– Tak – powiedzial Alex i wyciagnawszy pudelko chcial go poczestowac papierosem.
– O nie, nie przed kolacja! – Miody czlowiek zrobil lekki ruch reka, jakby chcial odgrodzic sie od wyraznej pokusy. – To podobno fatalnie wplywa na apetyt. Oczywiscie… – pospieszyl z wyjasnieniem – nie mowie tego, zeby psuc panu przyjemnosc z wypalenia go w tej chwili. Kazdy czlowiek dorosly ma swoj poglad na to, co nazywa malymi przyjemnosciami.
– Na pewno! – Alex zapalil i wsunal pudelko do kieszeni. – Widze, ze pan ma dosyc oryginalne drobne radosci. Czy gra pan sam z soba?
– Nie! Skadze! Z soba nie moglbym przeciez wygrac, tylko remisowalbym nieustannie. To nie jest proba gry, ale problem szachowy. To znaczy, ukladam ten problem i daje go innym do rozwiazywania. To jest wlasnie nasze pismo klubowe – wskazal gazete. – Tu drukuje sie najciekawsze zadania i sposoby ich rozwiazan. Jestem jednym z czlonkow zarzadu klubu.
– To musi byc bardzo pasjonujace… – powiedzial Alex bez wiekszego przekonania i udal, ze wpatruje sie w rozstawione na szachownicy figury. – Ale chyba przecietnie uzdolniony szachista zawsze w koncu znajduje wlasciwe ruchy?
– Nie – Davis zaprzeczyl ruchem glowy. – To jest mniej wiecej tak jak z pana powiesciami, jezeli wolno uzyc tego porownania. Zaklada pan przeciez tak samo, ze poda pan wszystkie dane o zabojcy i zabojstwie, ale w ten sposob, zeby utrudnic ich odnalezienie, nie uniemozliwiajac go. Mimo to czasami bardzo wnikliwy i inteligentny czytelnik zobaczy jakis fakt z „niewlasciwej strony”, jezeli mozna tak powiedziec, i wtedy wyciagnie falszywy wniosek. A jeden falszywy wniosek pociaga za soba drugi i w rezultacie prowadzi do falszywego ostatecznego rozwiazania. Tu sa te same zasadzki i te same przeszkody. Przyznam sie panu, ze jestem wielkim zwolennikiem pana ksiazek. Szczegolnie „Tajemnica zielonej taksowki” bardzo mi przypadla do gustu…
Alex jeknal w duchu. Na szczescie w tej samej chwili drzwi prowadzace z sieni uchylily sie i wszedl nimi profesor Robert Hastings.
– Dobry wieczor! – powiedzial. – Widze, ze kazda wolna chwile spedza pan przy najwazniejszej z prac! – rozesmial sie i wskazal palcem na szachownice. – To naprawde swietny gracz. – powiedzial do Alexa. – Przedwczoraj rozegralismy piec kolejnych partii i nie moglem ani na chwile nawet przejac inicjatywy. Figury tego mlodego czlowieka zachowuja sie jak zywi wrogowie w przewazajacej liczbie. Ciagle wydawalo mi sie, ze ma ich dwa razy wiecej niz ja.
– Och, to tylko wprawa, panie profesorze – Davis zarumienil sie z zadowolenia. Najprawdopodobniej takie slowa uczonego o swiatowym rozglosie byly dla niego czyms, co postara sie zapamietac do konca zycia.
– Czy pan na dlugo przyjechal do tego uroczego domu? – zapytal profesor.
– Nie wiem jeszcze. Prawdopodobnie na dwa do trzech tygodni. Chce tu cos napisac. Przyzna pan, ze idealne miejsce do pracy.
– Nie wiem. Nie pracowalem tutaj, na szczescie. Za to obaj moi znajomi i obecny tu ich wytrwaly i dzielny wspolpracownik pracuja prawie bez przerwy. Dobrze, ze Ian nie umie pracowac po obiedzie, a Harold Sparrow wieczorem. Inaczej bym ich prawie wcale nie widywal poza posilkami. Widac, ze finiszuja. Znam ten nastroj i bardzo go lubie wyczuwac u siebie. Wie pan, takie chwile, kiedy czlowiek wie, ze jeszcze dzien albo tydzien