wysilku i bedzie mozna wyprostowac ramiona i pozwolic usnac zmeczonemu mozgowi, wylaczywszy prace jego najwazniejszych komorek i zastepujac je tymi, ktore pomagaja nam zlowic rybe albo zastrzelic zajaca. Umysl wyczuwa zblizanie sie takiej chwili w pewien specyficzny sposob. Przynagla nas i wywoluje goraczkowe podniecenie. Zdaje mi sie, ze ten nastroj obserwuje w tej chwili tutaj. Prawda, panie Filipie?
– Mniej wiecej, panie profesorze, chociaz trudno mi scisle odpowiedziec na to pytanie. Wie pan, profesorze, przeciez, ze nie zawsze taki finisz jest prawdziwym finiszem. Czasami zdaje sie, ze rezultat jest tuz tuz, za rogiem ulicy, jezeli wolno tak powiedziec, a tymczasem okazuje sie, ze jest ukryty nadal za siodma gora. Pan profesor Drummond twierdzi, ze dopoki jakas praca nie jest skonczona, nie wiadomo nawet nigdy, czy jest naprawde rozpoczeta, bo trop moze byc zupelnie falszywy i przy koncu moze sie okazac, ze trzeba zaczynac od poczatku.
„Niczego mu nie wyjasnil. Madry chlopak…” – pomyslal Alex i spojrzal z uznaniem na niewinna chlopieca twarz Filipa Davisa, ktory pochylil sie lekko ku przodowi, jak gdyby podkreslajac, ze w ten sposob chce z szacunkiem odebrac slowa odpowiedzi.
Profesor otworzyl usta, ale zanim zdazyl sie odezwac, drzwi otworzyly sie ponownie i weszly obie panie, a za nimi ich mezowie.
– Prosze do stolu – powiedziala Sara. – Na szczescie Kate juz wrocila i nie bede musiala was sama obslugiwac. Byla cala w rumiencach i miala troche potargane wlosy. Zdaje sie, ze to jeden z tych dwu lowcow motyli, ktorzy rozkwaterowali sie za brama parku, probuje ja zlowic… No, ale nie plotkujmy o sluzbie. Wystarczy, ze ona musi plotkowac o nas…
Przeszli do jadalni. Malomowny Harold Sparrow usiadl obok Lucy, ubranej w suknie o zimnym fioletowym odcieniu, ktora wspaniale kontrastowala z jej delikatna uroda i bialymi wlosami. Prawa reke miala zawinieta do lokcia i umiejscowiona w biegnacej w dol ramienia i zawieszajacej sie pod nim bialej chustce, spod ktorej blyskal na szyi jej sliczny rubin na waskim, krociutkim lancuszku. „Malo jej zalezy na kobiecych drobiazgach – pomyslal Alex – jezeli do dwoch roznych sukienek wklada te sama bizuterie…” Byla na pewno dosc zamozna na to, zeby miec pewna ilosc klejnotow, i na pewno miala je zreszta. Ale po prostu sprawy urody nie byly widocznie jej ciaglym utrapieniem. Spojrzal na Sare. Nic w niej nie przypominalo w tej chwili owego podlotka, w ktorego towarzystwie wyruszyl rano z Londynu. Za oknami dogasal juz dzien i nad stolem plonal ogromny krysztalowy swiecznik. W jego blasku biala, gleboko wycieta suknia Sary, jej brylantowe kolczyki i wspanialy brylant na srodkowym palcu lewej reki stanowily zdumiewajace tlo dla ciemnych, gladkich ramion i szyi. Wielkie, czarne oczy swiecily. Upiete wysoko wlosy lsnily, jak polane woda. Po raz pierwszy moze Alex zrozumial, co oznacza okreslenie, ze jakas kobieta „roztacza wokol siebie blask”. Sara Drummond wygladala jak istota z innej planety, otoczona lekka elektryczna aureola, ktora poruszala sie wraz z nia i wraz z nia zastygala w bezruch. Ale i ona zdawala sie o tym nie wiedziec, chociaz wprawne oko Alexa ocenilo z latwoscia, ze musiala co najmniej godzine spedzic nad doborem i ukladem elementow skladajacych sie na jej zdumiewajacy wyglad.
– Zdrowie naszego goscia! – powiedzial Ian Drummond, unoszac kieliszek. – Niestety, to ostatnia nasza wspolna kolacja tutaj i po raz ostatni siadamy teraz wokol tego stolu z profesorem Hastingsem. Oczywiscie jestem pewien, ze spotkamy sie wkrotce, bo swiat robi sie coraz mniejszy i coraz czesciej przeprawiamy sie z kontynentu na kontynent, zeby spotkac starych znajomych i przyjrzec sie ich nowym osiagnieciom. Pije za zdrowie naszego goscia i za to, abysmy mogli jak najczesciej odwiedzac jego wspaniala pracownie, czytac jego madre wyklady i podziwiac wielkie osiagniecia jego, jego znakomitych kolegow i jego ojczyzny, tak zasluzonej dla nauki!
Wszyscy uniesli kieliszki do ust. Pijac, Alex nie mogl oprzec sie wrazeniu, ze chociaz toast Iana byl pelen szczerej serdecznosci, to jednak na dnie jego kryla sie nutka ironii. Ale jezeli nawet profesor Hastings odkryl ja, nie dal tego po sobie poznac. Unioslszy kieliszek, podziekowal za goscine i zyczyl obu uczonym szczesliwego ukonczenia dziela, na ktore, byc moze, czeka caly swiat, chociaz nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. To tez bylo bardzo mile i nastroj robil sie coraz lepszy. Nawet milczacy Sparrow usilowal powiedziec kilka milych slow odjezdzajacemu Amerykaninowi. A siedzaca obok niego Lucy, ktora z bezradnym, czarujacym usmiechem pozwalala to jemu, to siedzacemu po drugiej jej rece Filipowi Davisowi kroic sobie jedzenie, blysnela kilka razy tak swietnym odezwaniem sie, ze Alex mimo woli spojrzal na nia z niedowierzaniem. Wydalo mu sie, ze jest dobrym psychologiem i przewaznie na pierwszy rzut oka umie ocenic, kim jest i co potrafi swiezo poznany czlowiek. Tymczasem Lucja Sparrow ukazywala sie w coraz to innym swietle. Spojrzal na jej meza. To byla jeszcze jedna zagadka. Ten krepy, silny, prawdopodobnie nieco ograniczony poza swoja specjalnoscia czlowiek i ona! Co ich polaczylo? Czy kochala go? Na pewno. Nie wyszla przeciez za maz dla majatku, bo sama musiala zarabiac znakomicie. Nie pociagnela jej slawa, bo, byc moze, byla nawet slawniejsza niz on. Jej efektowne operacje i wielka uroda byly ciaglym tematem reportazy fotograficznych i wzmianek prasowych. Na kongresach medycznych otaczal ja roj kolegow i sprawozdawcow. Sam widzial wiele tych zdjec. Jezeli nie byla tak popularna, jak siedzaca naprzeciw niej Sara Drummond, to trudno bylo przeciez porownywac rozglos, jaki daje scena, z tym, jaki daje zacisze sali operacyjnej. Wiec skad wzial sie w jej zyciu Sparrow? A moze po prostu pokochala go, bo wlasnie taki czlowiek byl jej przeznaczony do kochania? W koncu on, Alex, bardzo czesto widywal milosc dwojga zupelnie odmiennych pozornie ludzi. Ale ze Sparrow, majac taka zone, mogl wdac sie w romans z kim innym, a w dodatku z zona przyjaciela, z ktorym razem pracowal? Spojrzal na Sparrowa, ktory w tej chwili rozmawial przyciszonym glosem z Lucy, ostroznie poprawiajac jej obsuwajaca sie z ramienia chustke. To byly wlasnie te dziwne sprawy rodzaju ludzkiego, niewytlumaczalne porywy, bezsensowne upadki, tragiczne bezdroza, na ktore wchodza nawet najrozumniejsi. Dlatego zycie nioslo w sobie zawsze element niespodzianki. Spojrzal na Sare. Przechylona lekko w lewo, mowila wlasnie do Amerykanina. „Nie, nie dziwie sie Sparrowowi… – pomyslal Alex. – Nie dziwilbym sie nikomu. Ale Ian? Nie wierze, zeby Sparrow mial byc jedyna cudzolozna radoscia jej zycia. Ta kobieta zyje, jak chce, i bierze, co chce. Ale zdaje sie, ze kocha tylko mojego poczciwego Iana. Jezeli on sie nigdy nie dowie, bedzie do konca zycia szczesliwy. Ale jezeli sie dowie przypadkiem?…” Znal Iana. Wiedzial, ze mogloby mu to zlamac zycie. Naprawde je zlamac. Nie ma nic okropniejszego niz zawiedziona ufnosc naprawde ufnego czlowieka. Ale Sara tez chyba o tym wiedziala… „Niech bedzie ostrozna! – pomyslal. – Niech, na milosc boska, bedzie ostrozna!” Usmiechnal sie w duchu, jak zawsze, kiedy lapal sie na swoim, wynikajacym z doswiadczenia, cynizmie. Ale zyczyl im obojgu jak najlepiej i byl przeswiadczony, ze jedyne, co tu bylo mozliwe i konieczne dla zachowania ich szczescia, to jej ostroznosc.
Sara mowila wlasnie.
– W Nowym Jorku bedziemy wystepowali w marcu, wiec jezeli bedzie pan w miescie, prosze koniecznie mnie odwiedzic.
– A w jakich sztukach bedzie pani wystepowala? – zapytal Hastings. – Uprzedzam, ze teatr nie jest najmocniejsza strona mojej edukacji.
– W Hamlecie bede grala Ofelie, w Makbecie lady Macbeth, a w Orestei Klitajmestre.
– Naprawde! – Lucy uniosla glowe. – To wspaniale! Nigdy tego nie widzialam na scenie, a zawsze tak bardzo chcialam zobaczyc. W dodatku z toba. Czy gracie wszystkie trzy tragedie Orestei razem?
– Ze skrotami. W kazdym razie ja gram wszystko, co Ajschylos napisal o krolowej.
– Czy umiesz juz role? – Lucy byla wyraznie zaciekawiona.
– Tak… – Sara zawahala sie. – Nie tak, zeby moc grac, oczywiscie, ale umiem ja od lat.
– Niech nam pani powie jakis fragment! – poprosil Hastings.
– Tak, zrob to! – Drummond byl wyraznie zadowolony. Alex przygladal mu sie, patrzacemu na zone rozkochanym, spokojnym spojrzeniem.
– Och, przeciez nie teraz… – Sara zasmiala sie i zarumienila ciemnym rumiencem dziewczynki, ktorej nauczycielka kaze wyrecytowac wiersz przed cala klasa.
– Oczywiscie, ze teraz, kochanie! – Drummond ujal jej dlon. – W koncu ja tez w ten sposob moze cie uslysze. Zyjac tu, zupelnie nie zdaje sobie sprawy, ze mam zone aktorke. Widzialem cie na scenie pare razy w zyciu. Zrob to, Saro.
– Och, jezeli ty tak mowisz… – i usmiechnela sie do niego, jak gdyby chciala powiedziec, ze wystarczy, aby on tego zapragnal, a bedzie recytowala w plonacym domu i na dnie morza.
Przymknela na chwile oczy. Wszyscy ucichli. Alex spojrzal katem oka na Sparrowa. Uczony siedzial zupelnie nieruchomo. Patrzyl w obrus. Lucy polozyla nieswiadomym i ladnym ruchem zdrowa dlon na jego dloni. Drgnal. Alex bylby przysiagl, ze w tej chwili zatargaly nim wyrzuty sumienia, ale rownoczesnie wiele by dal za to, zeby nie okazywala mu publicznie serdecznosci w ten sposob. „Boze, jak musi mu byc glupio…” pomyslal i predko zwrocil oczy ku Sarze, ktora zaczela mowic.