stac sie ze mna, z nami, z nim. Pojde do niego, powiem wszystko, a potem odejde i nigdy go juz nie spotkam!

– A czy pomyslales przy tym o mnie? – zapytala Sara spokojnie. – Czy sadzisz, ze to najszlachetniejsze, co mezczyzna moze zrobic: isc do meza swojej kochanki i doniesc mu o tym?

– Co? – Sparrow rozesmial sie cicho, niewesolym, szorstkim smiechem. – Najszlachetniejsze? W tej sytuacji nic nie moze byc szlachetne. Juz nigdy. Musze pojsc do Iana i musze mu powiedziec… ze nie moge z nim dalej pracowac. A co moge mu powiedziec innego?

– Nie wiem. Tysiac rzeczy, procz tej jednej. Tego nie zrobisz, nie mozesz tego zrobic. Chyba ze chcesz sie na mnie zemscic?

– A Lucy? – zapytal nagle jak chlopiec. – Przeciez ona chyba wie?

– Co wie? – W glosie Sary bylo przerazenie.

– Wie, moze domysla sie. Przeciez ja… ja juz od dawna zmienilem sie w stosunku do niej… Nie jestem aktorem. Nie umiem grac. Staram sie byc dla niej dobry, jak najlepszy, bo wiem, ze jestem podly, ale chyba ona musi odczuwac, ze… ze… – Umilkl. Potem powiedzial prawie ze zdumieniem: – Przeciez doprowadzilas do tego, ze juz jej nie kocham. Jak to sie moglo stac?

Milczeli przez chwile oboje.

– Haroldzie… – powiedziala Sara miekko i az Alex przygryzl warge, rozumiejac, ze teraz zacznie sie wielka ofensywa tej wielkiej aktorki. – Haroldzie, przeciez mowisz, ze mnie kochasz… A ja nie moge rzucic Iana. Zrozumialam wszystko. Nie moglabym byc szczesliwa z nikim, nawet z toba… Tamto bylo… bylo cudowne i musialo sie skonczyc. Wszystko na swiecie sie konczy i wszystko pozostawia smutek. Ale czy to znaczy, ze musimy byc wrogami, ze musimy szarpac sie w pogoni za nieosiagalnym i nie bedziemy chcieli zrozumiec, ze i tak otrzymalismy wiecej, niz nam bylo przeznaczone. Czlowiek grzeszy. Wiem o tym na pewno wiecej niz ty. Jestem slabsza niz ty. Przeszlam przez wiecej upokorzen i radosci w moim zyciu niz ty. Nie jestem juz dziewczyna. Mam trzydziesci piec lat. Chcialam byc szczesliwa. Mysle, ze i tobie dalam troche radosci. Ale nie chcialam ranic, deptac i zabijac niewinnych. Ani Ian, ani Lucy nigdy nie moga sie o tym dowiedziec. To nie ich wina i nie powinni byc nieszczesliwi. A przeciez beda. Do jednej zbrodni przeciwko nim dolozymy druga, gorsza nawet. To my musimy poniesc ten caly ciezar…

– Ale ja nie moge… – podniosl glos. – Ja nie moge tak zyc juz dluzej! Jeszcze dzis pojde do Iana i powiem mu, ze jutro musze wyjechac. Niech mysli, co chce. Moze masz slusznosc, jestem ci na pewno winien dyskrecje, jezeli juz inaczej nie mozemy mowic o tym, co nas laczylo. Nie powiem mu. To znaczy, bede sie staral mu nie powiedziec. Nie wiem, czy potrafie. Moze zabilby mnie za to. Ale bylbym wtedy szczesliwszy niz teraz.

– Uspokoj sie… – Sara wstala. – Musze isc. Zostan tu jeszcze chwile. Nie trzeba, zeby ktos mogl pomyslec… Szczegolnie teraz.

– Wyjade! – Sparrow usiadl na lawce i Alex domyslil sie, ze trzyma glowe w dloniach. – Wyjade do Ameryki i nie wroce tu. A do Lucy napisze ze statku. Nie powiem jej, o kogo chodzi, badz spokojna. Ale powinna mnie zrozumiec. Nie jestem juz jej wart. Splamilem… Zreszta mysle tylko o tobie. Niestety: tylko o tobie.

– Na milosc boska! – powiedziala Sara. – Badz mezczyzna! Bez wzgledu na to, co sie stalo, badz mezczyzna!

– Dobrze! – powiedzial Sparrow glucho. – Rozumiem cie doskonale.

I nie mowiac juz ani slowa wiecej, ruszyl w ciemnosc i zniknal, zanim Sara Drummond zdazyla cos powiedziec Alex zamarl. Potem powoli, krok za krokiem, wycofal sie ku sciezce, drzac, aby pod noge nie trafila mu zadna sucha galazka. Ale siedzaca na lawce kobieta zanadto byla pograzona we wlasnych burzliwych myslach, aby miala zwraca uwage na cokolwiek, co dzialo sie wokol niej.

Wydostawszy sie na aleje, lipowa Alex przyspieszyl troche i przestal isc skradajacym sie krokiem. Z daleka dobiegl go szum morza. Ksiezyc stal juz nad drzewami caly ogrod zmienil sie w srebrno – czarny labirynt niezrozumialych ksztaltow. „Biedny Ian. Powiedzial, ze jest szczesliwy… Madrzy starzy Grecy, ktorzy mowili, ze nikogo nie trzeba zwac szczesliwym, poki nie zakonczy swego zywota w szczesciu…”. W gabinecie na parterze nadal plonelo swiatlo. Ian walczyl ze swoimi problemami, nie wiedzac nic i niczego nie przeczuwajac. Alex spojrzal na zegarek. W niklym swietle dostrzegl tylko jedna, skierowana w dol wskazowke. Pol do dziesiatej.

Doszedl do lawki pod platanami i usiadl na niej zalujac, ze ruszyl sie z niej kiedykolwiek. Wokol klombu spacerowaly teraz dwie postacie. Filip i Hastings. Byli blisko:

– Oczywiscie – powiedzial Hastings – nie nalegam na pana. Ale taki zdolny, mlody czlowiek bylby nam nieslychanie potrzebny. Wie pan przeciez, ze w naszym laboratorium uniwersyteckim pracuja ludzie z calego swiata. Z cala lojalnoscia dla mego przyjaciela Drummonda i dla profesora Sparrowa musze przyznac, ze wiele moze sie pan przy nich nauczyc. Ale otwarte zycie i wielkie perspektywy sa jednak u nas. Po prostu u nas jest wiekszy rozmach i zdolny czlowiek moze przeskakiwac szczeble drabiny zyciowej po kilka naraz. Nikt mu nie przeszkodzi, jezeli tylko bedzie tego wart. Zna pan moj adres prywatny, wiec prosze zadepeszowac, jezeli tylko zechce pan przyjechac. Bede… Odeszli i nie mogl uslyszec wiecej. Obie postaci zblizyly sie do drzwi domu i rozlaczyly. Amerykanin wszedl do srodka. Filip Davis po krotkim wahaniu ruszyl znow w powolna wedrowke wokol klombu. Kiedy byl blisko, zatrzymal sie, dostrzegajac, byc moze, biala plame kolnierzyka Alexa. Podszedl.

– Przepraszam… – powiedzial. – Ciagle czekam na profesora Sparrowa. Czy nie widzial go pan?

– Nie, nie widzialem go.

– Nie wiem, gdzie mogl sie podziac.

– Moze spaceruje po parku? – powiedzial Joe. – Nie bylo mnie tu przez dluzszy czas, wiec nie umiem powiedziec.

W tej chwili dostrzegl Sare. Szla szybko, przemknela obok nich w ciemnosci i znalazla sie w jasnym prostokacie swiatla padajacego z oszklonych drzwi sieni. Weszla do domu i echo przynioslo im lekki odglos jej krokow na kamiennej posadzce. Filip Davis zaswiecil zapalke i spojrzal na zegarek.

– Dziesiata juz – powiedzial ze zdziwieniem. – Profesor Hastings rozmawial ze mna widocznie dluzej, niz myslalem. – Znizyl glos. – On wszystkich po kolei namawia, zeby wyjechali do Ameryki. Mnie, oczywiscie, na szarym koncu. Ale podszedl do mnie teraz i proponowal mi wielka przyszlosc, jezeli wolno tak powiedziec. Moglbym chyba byc bogaty, gdyby to, co mowil, sprawdzilo sie. – Urwal. – To okropna rzecz, pieniadze! – powiedzial nagle z akcentem zywiolowej szczerosci. – Czasem sa tak okropnie potrzebne, i to szybko! – Wstal. – Musialem sie chyba jakims cudem z nim rozminac, to znaczy z profesorem Sparrowem. Zapukam do jego pokoju. Moze tam jest? Przeciez Malachi zaraz spuszcza psy. Przepraszam pana.

Ruszyl ku drzwiom domu. Alex popatrzyl za nim w zamysleniu: dlaczego ten mlody, sympatyczny czlowiek jest taki zdenerwowany? Moze to oferta Amerykanina i miraze bogactwa? A moze telefon, ktory otrzymal z Londynu? Wszyscy ludzie maja swoje klopoty – zawyrokowal w koncu, zdajac sobie sprawe, ze zdanie to jest rownie banalne, jak prawdziwe. Ruszyl w kierunku domu i dostrzegl, ze z sieni wynurza sie profesor Hastings.

– Juz dziesiata! – Alex ostrzegawczo podniosl reke. – Prosze uwazac na psy.

– Ach, prawda! Chcialem spotkac profesora Sparrowa. Nie ma go u siebie ani u Iana. O, jest!

I minawszy Alexa, zblizyl sie ku nadchodzacej powolnym krokiem postaci, ktora wynurzyla sie z ciemnosci i szla w ich kierunku.

Kiedy Hastings podszedl do niego, Sparrow uniosl gwaltownie glowe, jak ktos obudzony ze snu.

– Chcialbym jeszcze dzisiaj porozmawiac z panem, jezeli bedzie mozna – powiedzial Hastings. – Mamy przeciez swiatowy kongres u nas w przyszlym roku i mam wam obu zaproponowac pare spraw w zwiazku z tym. Moglbym, co prawda, zrobic to pozniej listownie, ale skoro jestem…

– Oczywiscie – powiedzial Sparrow. – Tak. Na pewno.

– Poza tym chcialbym jeszcze z panem porozmawiac w jednej sprawie, ktora moze nas obu zainteresowac. Zaczelismy mowic o tym pare dni temu ogolnikowo, ale wtedy nie chcialem zabierac panu czasu…

– Tak. – Sparrow potarl dlonia czolo. – Ja tez chcialem z panem porozmawiac. Czy moglby pan wpasc do mnie za, powiedzmy, pol godziny? Musze jeszcze wymasowac zonie reke. Miala dzisiaj ten wypadek i…

– Tak. Doskonale rozumiem. Jest w tej chwili dziesiec po dziesiatej. Wiec za dwadziescia jedenasta, tak?

– Tak, bede czekal na pana.

Alex usiadl na kamiennym stopniu i zapalil papierosa. Mineli go obaj wchodzac, a Amerykanin rzucil uwage o nocnym powietrzu i reumatyzmie. Alex usmiechnal sie.

Weszli i zostal sam. Ksiezyc stal teraz wysoko nad domem i w ogrodzie zrobilo sie widniej. Powial chlodny wietrzyk. Zobaczyl zgarbiona nieco postac zblizajaca sie od strony lewego rogu domu. Obok niej postepowaly dwa smukle, niewysokie cienie. Psy.

Вы читаете Powiem wam, jak zginal
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату