Patrzyl na nia i nie wierzyl wlasnym oczom. To nie mowila Sara Drummond, ale ktos zupelnie inny: dojrzala kobieta, oddychajaca jeszcze nierowno po wysilku i podnieceniu, ktore niosla ze soba zbrodnia. Dumna, troche wzgardliwa, troche niepewna tego, co przyniesie nastepna chwila. Ale krolowa, pani wielu poddanych, pragnaca mowic spokojnie, lecz zmusic ich do posluszenstwa i nie dac sie wylegnac mysli o buncie i karze. A nie zmienilo sie w jej twarzy nic, nie miala zadnej charakteryzacji, ton glosu byl ten sam i oczy te same. Ale cala postac byla inna. To byla wlasnie Klitajmestra!
Zapadlo milczenie.
– Moj Boze! – powiedzial cicho Hastings.
– Prawda, co za obrzydliwa niewiasta? – powiedziala Sara i wybuchnela smiechem. – Nalej mi troche wina, Ianie, bo mi zaschlo w gardle. Nie powinno sie recytowac po zjedzeniu ostrych przypraw.
Nastroj pekl i Alex wdzieczny byl Sarze, ze nie pozwolila im przeciagnac ani o chwile pelnego podziwu milczenia. Tak mogla postapic tylko naprawde wielka aktorka. Nie czekajac, az ktos powie cos o tym, co sie przed chwila stalo, zapytala:
– Jak twoja reka, Lucy? Przypomnialo mi sie, ze jest piec: piec i rownowaga. Przeciez wygralas te ostatnia pilke.
– Poczekaj… – Lucy uniosla zdrowa dlon do czola. – Poczulam, ze jestem nagle glupim dzieckiem – powiedziala troche bezradnie. – Wiedzialam zawsze, ze jestes wielka aktorka, ale zeby przy kolacji, na zadanie, moc w ciagu ulamka sekundy… Nie, my wszyscy z naszymi zdolnosciami jestesmy tylko dziecmi wobec ciebie. Jestes genialna… Pierwszy raz to komus mowie… Dopiero w tej chwili zrozumialam, co to jest prawdziwy geniusz. Kiedy teraz patrze na ciebie, nie wiem sama, czy to, co widze, jest prawda, czy mozesz dowolnie sie zmieniac i byc, kim chcesz i kiedy zechcesz! – Urwala. – Przepraszam – powiedziala cicho. – Rzadko sie przejmuje, ale…
W tej chwili w drzwiach stanela Kate.
– Telefon z Londynu do pana Davisa – powiedziala polglosem, zblizajac sie do niego.
Filip Davis nie uslyszal w pierwszej chwili. Siedzial nieruchomo, wpatrzony w… Lucy Sparrow. Potem slowa pokojowki doszly widocznie do jego swiadomosci, bo zerwal sie, wybakal przeproszenie i wyszedl.
– Ciesze sie, ze nasze sztuczki spodobaly sie szlachetnym panstwu! Dziekujemy grzecznie i klaniamy sie nisko! – wymamrotala Sara glosem starej zebraczki z tak ludzacym londynskim akcentem, ze wszyscy sie rozesmieli. – O czym to mowilismy? O twojej rece, Lucy.
– Juz mi troche lepiej, chociaz jeszcze boli. Ale wierze, ze jutro juz bede mogla nia poruszac. Wymasujesz mi ja na noc, dobrze, kochanie? – zwrocila sie do meza.
– Oczywiscie. – Sparrow pochylil glowe i znowu przez dluzsza chwile obserwowal obrus.
„Co za obrazy! – myslal Alex. – Co to za wymarzone obrazy do mojej ksiazki: ona, deklamujaca na zadanie swojego meza i w obecnosci kochanka monolog kobiety, ktora zabila meza, zeby moc zyc z kochankiem! A ta druga, biedaczka, chwali ja i podziwia w swojej ogromnej nieswiadomosci! Coz to za diabelska zabawa: zycie!”
Zaczeto mowic o teatrze, a po dluzszej chwili wszedl Filip Davis. Rozmawiajacy nie dostrzegli go, tak cicho wsunal sie do jadalni, ale Alex, ktory siedzial naprzeciw niego, zobaczyl, ze mlody czlowiek jest przerazliwie blady. Usiadl i uchwyciwszy jego spojrzenie sprobowal sie usmiechnac. Ale usmiech ten byl tak bardzo wymuszony, ze najwyrazniej on sam dal za wygrana i zeby go czyms zamaskowac, nalozyl sobie kawalek ciasta, ktorego nie tknal pozniej.
Sara spojrzala w okno.
– Pelnia! – powiedziala. – W Londynie czlowiek z trudem dowiaduje sie, czy jest zima, czy lato na swiecie. Kiedy to po raz ostatni widzialam ksiezyc? Chyba pol roku temu. To najlepsza pora do uczenia sie roli. Czlowiek chodzi po ustronnych alejkach i buduje kazda intonacje. – Usmiechnela sie. – Wierz mi, Lucy, ze nad kazdym oddechem, nad kazdym zabarwieniem slowa w tej roli slecze juz od paru lat. To tylko pozornie wyglada tak pieknie. Jestem tylko ciezko pracujacym wyrobnikiem i sto razy we mnie wiecej uporu niz tego, co ty nazywasz talentem. Mysle, ze po kolacji „pojde na bezdroza sciezek kretych, by sama z soba w czulej samotnosci rozmowe odbyc…” – zarecytowala znowu. Podniosla sie z krzesla. – Ide do parku.
Alexowi wydalo sie, ze mowiac to, spojrzala na Sparrowa, ktory takze uniosl glowe i przez krotka chwile patrzyl w jej oczy. I znowu wydalo sie Alexowi, ze mignelo w nich cos jak ciche porozumienie. Ale to mogla byc tylko halucynacja. Wszyscy podniesli sie.
– Polozysz sie chyba teraz, prawda? – zapytal Sparrow biorac zone pod ramie.
– Tak. Chcialabym tylko, zebys mi pozniej zrobil masaz miesni. Ale na razie to nie jest potrzebne.
– Pamietajcie, panstwo – powiedzial Drummond – ze po dziesiatej Malachi spuszcza swoje wilczury i lepiej wtedy byc juz w domu. Oczywiscie, mozecie mu powiedziec, ze bedziecie dluzej, wtedy je przytrzyma.
Alex zatrzymal sie przy drzwiach, zeby przepuscic wychodzace panie. Zauwazyl, ze Davis zblizyl sie do Sparrowa i zapytal, czy bedzie mogl mu poswiecic chwile rozmowy.
– Oczywiscie, moj drogi. Odprowadze zone do pokoju, a potem przejde sie po parku. Prosze na mnie zaczekac, dobrze?
Filip pochylil glowe w podziekowaniu.
Za drzwiami Alex poczul na ramieniu dlon Drummonda.
– Ide teraz do gabinetu – powiedzial Ian. – Wpadnij do mnie pozniej, to pokaze ci te wedki i umowimy sie, o ktorej wyruszamy. Na razie chce sie przekonac, ile bede mial czasu jutro i czy moge powierzyc moja ranna prace Filipowi. To znaczy, ze bede musial mu przygotowac zadania, jezeli poplyne z toba, tak zeby Sparrow dostal po poludniu wszystko, co mu bedzie potrzebne. Pracujemy jak jeden czlowiek, a to zmienianie sie pomaga nam tylko, przeobrazajac osmiogodzinny dzien pracy w szesnastogodzinny. Czekam na ciebie!
Kiwnal mu reka i wszedl w drzwi prowadzace z sieni do laboratorium. Alex spojrzal na zegarek. Za dziesiec dziewiata. Zatrzymal sie. W zapadajacym zmroku dostrzegl szerokie plecy Hastingsa, ktory rozpoczal spacer wokol klombu, pochylajac sie od czasu do czasu nad kwiatami. Spoza galezi drzew swiecil ksiezyc, niski jeszcze, ale okragly i bialy. Bylo bardzo pieknie i cicho. Postanowil przejsc sie po parku i pomyslec nad ksiazka. To ksiezycowe otoczenie takze bylo znakomitym rekwizytem do rozmyslan o zbrodni. Za godzine usiadzie do pisania i bedzie pracowal do polnocy. To wystarczy. Trzeba sie wyspac, zeby rano nie drzemac w lodzi. Ostatecznie zycie naprawde nie sklada sie tylko z pracy. Ruszyl w strone uchylonych oszklonych drzwi i pchnal je lekko. Przed nim byl park, pelen zapachow i rozpoczynajacych sie dziwnych odglosow nocy ksiezycowej.
VI. W swietle ksiezyca