– Wy, ludzie, dawno zapomnieliscie, kim jestescie i skad sie wzieliscie, ale my pamietamy…
– Magowie tez pamietaja! – Kreol rozciagnal usta w usmiechu. – Szczegolnie dobrze pamietamy Enki, ktory zostal ojcem Marduka i Inanny. A Marduka Poteznego Topora powinnismy pamietac do tej pory. To on pokonal Stary Narod i wygnal go z powrotem w Mrok, to on walczyl z arcydemonem Hetszu i jego bratem R'eenu, to on pozbawil ciala wladce Lengu Azatotha i zapieczetowal przejscie do jego krolestwa. To on stworzyl wielki Sumer… – westchnal Kreol. – Niedlugo przed smiercia.
– A kiedy to wszystko bylo? – spytala Van sceptycznie.
– Pierwsi ludzie pojawili sie na tym swiecie trzydziesci dwa tysiace lat przed potopem… – powiedzial w zamysleniu Kreol.
– Znowu potop? Juz drugi raz wspominasz o jakims potopie! O co chodzi?
– Wielki Potop zalal ziemie… – Kreol poruszyl ustami, obliczajac czas. – No tak, minelo juz prawie dwanascie tysiecy lat. Za moich czasow jeszcze o nim pamietano, ale wyglada na to, ze teraz zostaly juz tylko legendy. Szczegolnie, jesli sadzic na podstawie tej ksiazki! – Kreol z gniewem odrzucil Biblie na bok. – Zdarzenia z trzydziestu tysiacleci, cale dwie epoki, upchniete na kilku stronach, a i to wszystko zle opisane! Oburzajace! Po przeczytaniu tej ksiazki mozna by pomyslec, ze Judejczycy to narod wybrany przez boga! Wszystko tylko o nich, o tych czcicielach Jahwe!
– A ty co, jestes antysemita? – Vanessa chrzaknela znaczaco.
– Anty… kim?
– No, takim co nie lubi Zydow.
– A za co mam ich lubic?! – zupelnie szczerze oburzyl sie Kreol. – Judejczycy to narod nadetych egoistow! Zobacz, co w tej ksiazce napisali o Ta-Kemet. Thomertha krew by zalala! Byl Pierwszym Magiem Ta-Kemet – wyjasnil Kreol.
– A co to jest Ta-Kemet? – nie zrozumiala Van.
– Egipt, coreczko, Egipt. – Mao w zamysleniu pogladzil podbrodek. – Trzeba bylo uczyc sie historii…
– Judejczycy…! – Kreol nie przestawal zgrzytac zebami. – Ich wiara zabrania zabijac Judejczykow, ale wszystkich pozostalych – ile dusza zapragnie, to nawet nie jest grzechem! Nie szanuja cudzych bogow… Gorzej, ta bezczelna banda oznajmila, ze ich bog jest jedyny! I niech tam, gdyby czcili jakiegos dobrego boga, takiego jak Najpiekniejsza Isztar, o nie! Modla sie do Jahwe!!! – wrzeszczal rozwscieczony mag. – Do tego samego Jahwe, ktory…
– Prosze o wybaczenie, sir, ze przerywam te wciagajaca opowiesc… – wmieszal sie Hubert, ktory zdazyl w tym czasie wyjsc i powrocic.
– Co znowu? – warknal mag, ktoremu przerwano w pol slowa.
– Przyszla poczta, sir.
– I…?
– List do pana, sir. O ile moge sie domyslic, to cos waznego.
Vanessa ze zdziwieniem odwrocila sie w strone skrzata. To, ze Kreol otrzymal list bylo rzeczywiscie zdarzeniem wiecej niz dziwnym – wszyscy, ktorzy mogli do niego napisac znajdowali sie w tym pokoju.
Mag wzial od uriska prostokatna, zoltawa koperte i z niedowierzaniem obrocil ja w dloniach. Bardziej przypominala mala paczke niz list, a na wierzchu napisane byly tylko dwa slowa „Dla Kreola”. Najdziwniejsze byl to, ze napisano po starosumeryjsku.
– Moze mimo wszystko otworzysz? – nie wytrzymala Vanessa.
Kreol rozerwal koperte i wyciagnal z niej prostokatna czarna tabliczke, na ktorej widnialy srebrno-biale symbole. Znaczki wykorzystane do stworzenia tego napisu nie mialy nic wspolnego z zadnym ze wspolczesnych ziemskich jezykow. Co prawda piec tysiecy lat temu tez nie rozmawiano w tym jezyku na Ziemi.
– O demonie mowa, a demon tuz-tuz… – wycedzil Kreol, przebiegajac wzrokiem tekst na tabliczce. – No, w koncu! Juz myslalem, ze o mnie zapomnieli! No coz, zobaczymy co z tego wyniknie.
– Co to takiego? – Van niecierpliwie szarpnela go za ramie. Od dluzszej chwili stala za nim, studiujac nieznane litery, ale ich sens do niej nie docieral.
– O nie, panie, czy znowu trzeba bedzie sie tam wybrac?! – krzyknal oburzony Hubaksis, rowniez czytajac wiadomosc. – Mialem nadzieje, ze oni tez wymra przez te wszystkie wieki!
– To by nie bylo po naszej mysli! – Kreol usmiechnal sie chytrze. – Niech pozyja jeszcze… troche.
– O czym mowicie? – Vanessa zaczela sie denerwowac. – Co tam jest napisane?!
Mao i Butt-Krillach caly czas siedzieli za stolem, obojetnie sluchajac kolejnej slownej przepychanki tej trojki. Hubert juz dawno sobie poszedl.
– To jest zaproszenie… – niechetnie wydusil z siebie Kreol, odkladajac tabliczke na bok.
– Zaproszenie dokad? – dopytywala sie Van.
– Na swieto…
– Pana i mnie znowu zaprosili na to swieto, zeby tak zdechli! – zazgrzytal zebami dzinn. – Tak w ogole, to zaprosili tylko pana, ale pozwolili mu wziac ze soba jeszcze dwie osoby towarzyszace, wiec znowu bede musial sie tam z nim pchac! Ej, panie – ozywil sie – popatrz, masz teraz wyzsza pozycje, przedtem pozwalali wziac tylko jedna osobe!
– Na lono Tiamat! – zirytowal sie Kreol, zaciskajac piesci. – Czyli trzeba bedzie kogos znalezc! A gdzie, pytam?
– Poczekajcie! – Van podniosla glos, machajac przed soba rekami. – Przerwijcie na chwilke, dobrze?!
Kreol i Hubaksis zamilkli, wlepiajac w nia oczy.
– Swietnie – kiwnela glowa. – Chce, zebyscie sie uspokoili i wyjasnili mi normalnym jezykiem, co to za swieto, dlaczego nie mozecie tam nie pojsc, a przede wszystkim – dlaczego Hubi tak bardzo nie chce tam isc! Wydawalo mi sie, ze podczas swiat jest wesolo…
– Sadze, ze sie domyslam… – powiedzial Butt-Krillach.
– Bardzo cie prosze, Butt… – Mao popatrzyl na niego z lekka nagana. – Niech Kreol sam opowie.
Mag pomilczal chwile, zbierajac mysli, a potem powoli zaczal mowic, starannie wazac kazde slowo:
– Swieto, na ktore mnie zaproszono, obchodzone jest co trzy lata i za kazdym razem trwa trzy dni. Zacznie sie dopiero jutro, ale lepiej pojawic sie wczesniej. Tak, lepiej… – najezyl sie. – Z tej okazji zapraszaja wszystkich magow, ktorzy kiedykolwiek zawarli umowe z organizatorami. No i wlasnie jestem jednym z gosci… – zgrzytnal zebami.
– Niewiele wiecej rozumiem – oznajmila Van sucho.
– Swieto odbywa sie na ziemiach Lengu – w krolestwie mroku i ognia, w wymiarze, do ktorego udali sie Przedwieczni, gdy zostali wygnani z Ziemi. Zaproszonym gosciom nic nie grozi, ale… – Kreol zmarszczyl sie.
– Wolalbym spedzic te trzy dni pod pregierzem! – wyrwal sie Hubaksis z desperacja.
– To dlaczego nie mozesz po prostu odmowic? – Vanessa uniosla brwi. – Czy to bylaby nieuprzejmosc?
– Nieuprzejmosc? – Kreol rozciagnal usta w parodii usmiechu. – Nieeee! Nawet gdybym chcial odmowic… milcz, niewolniku! Tym razem musze sie tam udac! Ale moje zyczenie i tak nie ma zadnego znaczenia. Popatrz tylko, czyja pieczec widnieje na zaproszeniu!
Van na wszelki wypadek jeszcze raz popatrzyla na czarna tabliczke, ale nadal widziala tam te same trojkaciki i kwadraciki niezrozumiale dla zwyklej amerykanskiej dziewczyny.
– To czyj podpis tam widnieje? – westchnela, pojmujac, ze Kreol caly czas czeka, az ona skonczy czytac. – A jesli juz o tym mowa, co to za jezyk?
– Ach, tak… To alfabet Nagsotha – pismo ziem Inkwanoku i Lengu, doliny Pnot i starozytnego Troku i Lodowych Pol. Zaproszenie podpisal Eligor, z upowaznienia Yog-Sothotha, z upowaznienia Azatotha, z upowaznienia S'gnaca. Teraz rozumiesz?
– Nie – odpowiedziala Van. – Tato, a ty cos rozumiesz?
– Wiesz, wydaje mi sie, ze kiedys slyszalem jedno, albo dwa z tych imion. Czytalem chyba w jakiejs ksiazce – zawahal sie Mao.
Eligor – to jeden z trzynastu Emblematow Yog-Sothotha, jedno z niezaleznych wcielen – z lekkim rozdraznieniem zaczal wyjasniac Kreol, najwyrazniej szczerze zdziwiony, ze ktos moze nie wiedziec takich prostych rzeczy. – Yog-Sothoth to Straznik Wrot Otchlani Swiata Lengu, ziemskie wcielenie Azatotha. Z kolei Azatoth to wladca Lengu i wszystkich zyjacych tam demonow. S'gnac to Bezksztaltny Wladca, Bog Stworca Lengu i calej Otchlani.
– Wiec to tak… – Van ze zrozumieniem pokiwala glowa. Tak naprawde, nadal rozumiala niewiele, ale doszla