mniej wiecej, moglby wiec prawdopodobnie odszukac tego calego Kreola. Ale Guy po raz pierwszy uslyszal o tym wymiarze okolo dwoch tygodni temu, gdy dotarl do niego sygnal, ze ofiara niespodziewanie zmartwychwstala. Od tamtej pory pilnie studiowal wszystko, co bylo wiadomo na temat swiata ludzi, szczegolowo nauczyl sie wszystkiego, co tylko udalo mu sie znalezc, ale… Nie mial bladego pojecia od czego zaczac.
Guy doszedl do wniosku, ze sposoby stosowane w jego swiecie, tutaj do niczego sie nie nadaja. Nie wyczuwal ani sladu energopola, w ktorym moglby prowadzic poszukiwania, a tubylcy nie mieli tak wyrazistej energetycznej aury, na podstawie ktorej yirowie rozpoznaja sie nawzajem nawet na ogromne odleglosci. To znaczy, energopole bylo, ale wyjatkowo slabiutkie… W skali stosowanej przez yirow, oczywiscie.
Mimo to, Guy na wszelki wypadek wyslal sygnal w przestrzen. Jak mozna bylo przewidziec, nie doczekal sie odpowiedzi. Kreol nie nalezal do energoidow – krolestwa stworzen rzadzacych w swiecie yirow. Podobnie jak inni ludzie, nalezal do krolestwa zwierzat, ktorych Guy nie wyczuwal.
A mimo to yir odniosl z tej proby pewna korzysc. Odkryl, ze chociaz energopole Ziemi jest bardzo slabe, to jednak mozna prowadzic w nim poszukiwania, tym bardziej, ze nie ma tutaj energozycia. Co wiecej, przypomnial sobie przydatna informacje – Kreol byl magiem. A wiec mozna odszukac go, sledzac przejawy magii. Oczywiscie bedzie to znacznie trudniejsze, niz gdyby byl yirem; trzeba bedzie czekac, az przyjdzie mu ochota poczarowac, a i wtedy na pewno nie uda sie za pierwszym razem, poszukiwania trzeba bedzie powtarzac nawet ze dwadziescia razy, zanim uda sie ustalic cos konkretnego, ale mimo wszystko byla to jedyna metoda.
Nie zwracajac uwagi na nic, Guy uniosl twarz do gory i poszybowal ku niebu. Usadowil sie wygodnie na jednym z najwyzszych budynkow w miescie, otoczyl blyszczacym energetycznym kokonem i wyslal sygnal poszukiwania. Planeta okazala sie dosc uboga w magie. Zarejestrowal nie wiecej niz tysiac zrodel emitujacych jakiekolwiek magiczne fale, a tym samym mogacych okazac sie jego „zwierzyna” i zaczal cierpliwie je odsiewac – jedno za drugim.
Na tym zajeciu zastal go swit. Guy przerwal proces i ze zdziwieniem skoncentrowal sie na zrodle swiatla. W jego ojczystym wymiarze nie istnialo nic podobnego i zdziwil sie szczerze, zobaczywszy to, co my widzimy codziennie. Po krotkim namysle Guy doszedl do wniosku, ze zrodlo energii, bedace w stanie oswietlic cala planete, musi byc niezwykle bogate i sprobowal dotrzec do odleglego swiatla, zeby pozywic sie nim. Oczywiscie, nic z tego nie wyszlo. Co wiecej – zdumial sie jeszcze bardziej, gdy zrozumial, ze emitowana przez Slonce energia nie ma nic wspolnego z elektrycznoscia i nie nadaje sie zbytnio do jedzenia. Mniej wiecej tak samo zdziwilby sie leopard, odkrywszy, ze upolowana antylopa ma smak kapuscianego glaba.
Guy zostawil wiec w spokoju nowe zjawisko i wrocil do pracy. Sprawy posuwaly sie naprzod.
Rozdzial 13
W kominku buzowal ogien zapalony godzine wczesniej magiczna laska. Mao, Vanessa, Butt-Krillach i Hubaksis grali w „Monopol”. Malenki dzinn mial trudnosci z przesuwaniem kart i banknotow, wiec pomagal mu czteroreki demon. Sam Hubaksis tylko rzucal kostkami i przesuwal pionki.
Kreola rowniez zaproszono do gry, ale w odpowiedzi fuknal pogardliwie, nie chcac tracic czasu na takie nieprzynoszace zadnych korzysci zajecie. Zamiast tego znalazl Biblie i czytal ja teraz uwaznie, wodzac palcem wzdluz linijek. Od czasu do czasu notowal jakies uwagi na marginesach, albo zamazywal cos wydrukowanego. Od kiedy Kreol dowiedzial sie, ze w obecnych czasach papier jest bardzo tani, zaczal traktowac go bez zadnego szacunku. Najbardziej energicznie rozprawil sie z jakims rozdzialem Starego Testamentu – wyrwal prawie caly i podarl na drobne kawalki. Mruczal przy tym ze zloscia:
– Nabuchodonozor? Mene, mene, tekel, fares? Nierzadnica Babilonska? Ach, kto zburzyl nasza wieze?!
Oto przez kogo zginal Sumer?! Nasi bogowie wam sie nie podobaja, robaki judejskie?! Swojego boga chcecie posadzic w Sumerze?! Malo wam ognistego pieca? W takim razie nasle na was plomienie Gibila!
Van z dezaprobata patrzyla na takie swietokradztwo, ale nic nie mowila – nie byla przesadnie wierzaca. Jej matka miala obojetny stosunek do religii, a ojciec byl zwolennikiem nauk Konfucjusza, przy czym tez niezbyt zaangazowanym.
Prawie caly Stary Testament wywolal u Kreola szczere oburzenie. Za to Nowy Testament, a szczegolnie Apokalipse swietego Jana, przeczytal kilka razy, a nawet przepisal niektore fragmenty do magicznej ksiegi. Kiwal przy tym z aprobata glowa, probowal niezgrabnie przezegnac sie, mruczac przy tym jakies zaklecia i glaszczac z roztargnieniem lezacego na oparciu fotela czarnego kota. Cztery inne baraszkowaly na podlodze, bezskutecznie starajac sie wygrac z syjamskim kocurem.
Byl to ten sam Fluffi, ktorego Kreol traktowal z takim szacunkiem podczas pierwszej wizyty w starym mieszkaniu Van. Mieszkajac w pojedynke, Louise nie mogla sobie dac z nim rady, wiec poprosila przyjaciolke, by zabrala zwierzaka do siebie. Van bardzo to ucieszylo, lecz radosc jej nieco przygasla, gdy Kreol zrozumiawszy, ze w XXI wieku mozna miec tyle kotow, ile dusza zapragnie, nie bez pomocy Mao zdobyl piec kotow roznej masci. Nie zwracal przy tym uwagi ani na plec, ani na rase. Nadal im takie imiona, ze Vanessa az zlapala sie za glowe. Kreol nie mial duzego doswiadczenia w nadawaniu imion kotom i dlatego nazwal je po prostu: Pierwszy Kot, Drugi Kot, Trzeci Kot, Czwarty Kot i Piaty Kot. Vanessa musiala pilnie zmienic im imiona.
Trzeba przyznac, ze nie bylo to latwe. Sprobujcie sami tak na chybcika wymyslic az piec kocich imion. Jednego z czarnych nazwala Czarnul, drugiego – a dokladniej druga – Nadine, na czesc babci ze strony matki. Rudego ochrzcila Plomyczkiem, szarego – Dymkiem. Ostatnia kociczka, bardzo dziwnego koloru, przypominajacego tapete w domu awangardowego artysty, zostala Alicja – tak po prostu.
Kreol podszedl do tego obojetnie – dla niego nadal byly Pierwszym, Drugim, Trzecim, Czwartym i Piatym.
Hubert ze stoickim spokojem przyjal do wiadomosci fakt, ze musi teraz dodatkowo karmic i czesac szesciu przedstawicieli plemienia kotow. Jako skrzat zawsze dobrze traktowal puszyste stworzenia, chociaz szesc sztuk nawet jemu wydawalo sie lekka przesada.
Fluffi, ktory niedawno skonczyl cztery lata, traktowal piszczace kociaki bardzo podejrzliwie i terroryzowal je wszelkimi dostepnymi sposobami. Jeszcze czesciej kociaki bily sie miedzy soba. Ale najwieksze, niezdrowe podniecenie wywolywal wsrod nich Hubaksis. Najwidoczniej miniaturowy dzinn kojarzyl im sie z czyms w rodzaju fruwajacej myszy, wiec co i raz staraly sie go upolowac. Hubaksis byl juz zmeczony oganianiem sie od tych pazurzastych drapieznikow i naprzykrzal sie swemu panu, namawiajac go, by sie ich pozbyl albo przynajmniej wsadzil do klatek, ale Kreol tylko machal reka lekcewazaco. Silne, choc niewielkie muskuly, slaby, ale jednak ognisty oddech, umiejetnosc latania i przenikania przez sciany ratowaly Hubaksisa przed zjedzeniem. Inaczej dawno byloby po nim.
– Kto napisal te pamietniki? – zainteresowal sie nachmurzony mag, przewracajac ostatnia kartke. – Mam takie wrazenie, ze pracowaly nad tym dziesiatki roznych ludzi.
– Rzeczywiscie, tak bylo – potwierdzil Mao, przesuwajac pionek. – Biblie w roznych okresach pisali Mojzesz, Salomon, Dawid, swieci Lukasz, Marek, Jan i Mateusz…
– Nigdy nie slyszalem o zadnym z nich – burknal Kreol.
– I nic dziwnego! – Van parsknela smiechem. – Pewnie zyles jeszcze przed Adamem!
– Kto to jest Adam? – zapytal mag.
– Przeciez dopiero co o tym czytales! Adam to pierwszy czlowiek na Ziemi, napisano o nim od razu na pierwszych stronach!
– Aaaa… – przypomnial sobie Kreol, wracajac do poczatku Pisma Swietego i jeszcze raz czytajac Ksiege Rodzaju. – Adam… Adam… Moze Adem? Jeden z pierwszych ludzi na Ziemi mial na imie Adem, to prawda…
– Jeden? – zdziwil sie Mao. – A ilu ich bylo?
– Dwunastu – wtracil Hubaksis od niechcenia. – Prawda, panie?
– Prawda, niewolniku – przytaknal Kreol. – Szesciu mezczyzn i szesc kobiet. Adem, Jacet, Emer, Enki, Angr i Purgwan. Wszystko mam zapisane w magicznej ksiedze. Jesli chcesz, mozesz przeczytac.
– A jak sie nazywaly kobiety? – Vanessa podejrzliwie zmruzyla oczy.
– A co za roznica, jak sie nazywaly kobiety? – Kreol wzruszyl ramionami.
– Gdyby to uslyszala moja mamuska, niezle by ci przylozyla! – oburzyla sie. – Szowinista prehistoryczny!
– Kobiety nazywaly sie Iw, Feamos, Odamna, Jenge, Tiat i Kio – odezwal sie stojacy w drzwiach Hubert.
– A ty skad wiesz? – zdziwila sie Van.
– Moj narod od zawsze przechowuje w pamieci prawdziwa historie tego swiata – chlodno poinformowal urisk.