Van nie zrozumiala, czy ostatnia linijka byla czescia rytualu, czy Azatoth po prostu sie rozesmial, ale nie interesowalo jej to zbytnio. Nie tylko tego zdania nie zrozumiala. Pocieszalo ja tylko jedno – po wymowieniu ostatniej zgloski Azatoth znikl, przywracajac scianie poprzedni wyglad. Napiecie w sali powoli opadalo.
– On rzeczywiscie jest takim wielkoludem, czy po prostu cierpi na manie wielkosci? – wyszeptala Vanessa nieprzychylnie. – Nawet jesli rzeczywiscie jest taki, nie zaszkodziloby mu troche skromnosci…
– Eeee, Van, nie slyszalas jak wrzeszczal na nas Wielki Chan – cichutko zachichotal Hubaksis. – Bywalo, ze tak dawal, az chcialo sie rzygac…
– Zreszta raz ci sie przytrafilo cos w tym rodzaju – chlodno podsumowal Kreol. – Zatkaj sie, niewolniku, nie przeszkadzaj mi!
– A czym jestes zajety, panie?
– Mysle! – warknal mag, z pogrozka w glosie wyciagajac z torby laske. – A przy okazji, kobieto, oddaj no moj lancuch.
Rozdzial 4
Gdy Kreol, Vanessa i Hubaksis „zabawiali sie” na imprezie w Zamku Kadath, Mao nudzil sie. Prawde mowiac, to, ze Agnes po raz kolejny wyjechala gdzies daleko, cieszylo go – Mao kochal zone, ale dlugie przebywanie z nia dopieklo nieszczesnemu mezowi. I nie tylko jemu. Ale bez corki i jej kawalera (mimowolnie wciaz myslal o Kreolu jako o narzeczonym Van) czul pustke.
Oczywiscie, dom mial jeszcze trzech mieszkancow. Niestety, Hubert byl wspanialym sluga, jak zreszta prawie kazdy skrzat, ale wlasnie to sprawialo, ze byl niemilosiernie nudnym rozmowca, zupelnie nienadajacym sie do towarzystwa. Sir George, ktorego i wczesniej Mao spotykal bardzo rzadko, okazal sie malo rozmownym osobnikiem, najchetniej chowajacym sie gdzies w ciemnym kacie. Czy to smierc tak na niego wplynela, czy tez byl taki od urodzenia, nie wiadomo. Zostal tylko Butt-Krillach. Wygladal niezbyt przyjemnie, ale nie mozna go bylo nazwac ani nudziarzem, ani milczkiem. Niestety, elwen skwapliwie wykorzystywal nieobecnosc Vanessy i pojawial sie w domu z rzadka, sprawdzajac tylko, czy wszystko jest w porzadku. Mao postanowil nie pytac, gdzie sie wloczy, ale w gazetach jak dotad o nim nie pisano, w telewizji tez nie bylo komunikatow ostrzegawczych, tak wiec ojciec Van cieszyl sie wzglednym spokojem – czteroreki demon potrafil ukryc sie przed wscibskim wzrokiem.
Do nudy dolaczyla obawa o corke. Choc przekonywal Kreola, ze Vanessa umie sama o siebie zadbac, to jednak ojcowskie uczucia nielatwo pokonac. Przeciez Van wybrala sie nie na piknik z przyjaciolmi, nie w odwiedziny do chorej babci w sasiednim miescie, nawet nie na ekspedycje do dzungli nad Amazonka! Kazda z tych podrozy Mao potraktowalby obojetnie, tym bardziej, ze przy tak niespokojnej kobiecie, jak Agnes Lee, sam musial duzo podrozowac. Ale przeciez jego corka wyprawila sie do innego wymiaru, w istnienie ktorego jeszcze niedawno nie wierzyl! Do swiata zamieszkiwanego nie przez ludzi, a same potwory! Oczywiscie, Kreol zaklinal sie na wszystkie swietosci, ze zaproszonym nie grozi zadne niebezpieczenstwo, ale w koncu to tylko slowa… Jak byscie sie czuli, wiedzac, ze ktos wam bliski znajduje sie w miejscu takim jak Leng? Niezbyt wiele jest gorszych swiatow…
Z braku lepszego zajecia, stary Chinczyk zaczal wedrowac po domu. Kreol zamieszkal w tej willi nie tak dawno, ale juz zdazyl nasaczyc ja swa obecnoscia. Wszedzie widac bylo slady zmartwychwstalego sumeryjskiego maga. Na przyklad, w ogrodzie (oczywiscie, jesli ten malutki splachetek ziemi, obsadzony diabli wiedza czym mozna nazwac ogrodem) Mao odkryl kilka gatunkow roslin nieznanych wspolczesnej nauce. Bezwzglednie eksploatujac Sluge, Kreol zbudowal w odleglym koncu ogrodu malutka oranzerie, troche wieksza od dzialkowej szopy i nasadzil w niej roslin tak gesto, ze do srodka z trudem mogla wejsc tylko jedna osoba. Tylko Kreol wiedzial, gdzie udalo mu sie zdobyc te wszystkie nasiona. Najprawdopodobniej i tym razem wykorzystal demonologie.
W oranzerii Mao znalazl, miedzy innymi, mandragore. Mial szczescie, ze magiczna roslina byla jeszcze calkiem mloda i jej krzyk okazal sie niewystarczajacy do upieczenia mozgu zbyt ciekawskiego Chinczyka. Ale uszy bolaly go jeszcze dlugo.