i z wesolym usmiechem zapytal, jak sie jej powodzi. Moze zle zrobila, ze powiedziala mu cala prawde i potraktowala go jak nicponia, ktorym zreszta byl. Vincy probowal cos jej tlumaczyc, ale odwrocila sie i odeszla. Mysle, ze ucieszylo go to. Od owej chwili minelo kilkanascie lat. W zeszlym tygodniu zatelefonowal do Angeliki, zadajac widzenia sie z nia. Kiedy odmowila, zagrozil ujawnieniem wszystkiego. Anna, oczywiscie, nie ma pojecia, ze jest… ze lacza ja z nim jakies wezly pokrewienstwa. Jestem jej ojcem i Bog mi swiadkiem, ze zasluzylem na te nazwe bardziej nie tysiace innych ludzi… Angelica powiedziala mi o telefonie Vincy’ego. Zastanawialismy sie, co zrobic. Najwyrazniej spoznione uczucie ojcowskie obudzila w nim notatka prasowa o spadku Anny. Ale Vincy byl w bardzo korzystnej sytuacji. Po pierwsze mogl rozglosic cala sprawe, powodujac wielkie nieszczescie dla naszego domu, bo mysle, ze dla dziewczyny bylby to straszny wstrzas, tym bardziej jezeli ojciec jej okazalby sie takim nikczemnikiem. Po drugie, jej stryjeczny dziadek umierajac zastrzegl sie, ze dziedziczyc po nim moga tylko jego krewni, a nie powinowaci. Jako moja corka Anna jest jego krewna, jako corka Vincy’ego nie jest nia oczywiscie. To bylo straszne w swojej ironii: teraz, kiedy los tak nieprawdopodobnie usmiechnal sie do dziewczyny, pojawil sie nagle upior, ktory stal ongi nad jej kolyska, i zagrozil zniszczeniem jej zycia. Zreszta Anna kocha bardzo mlodego Cresswella, ktory takze, jak mi sie wydaje, jest w niej zadurzony po uszy. Na szczescie zachowywal sie tak, zanim otrzymala ten spadek. Gdyby Vincy rozglosil cala historie, obawiam sie, ze Cresswell moglby pojechac do niego i spoliczkowac go, ale znalazlby sie w bardzo niezrecznej sytuacji wobec swojej konserwatywnej rodziny. To syn lorda, a Anna stalaby sie nagle nieslubnym dzieckiem aktora… Wszystko to bylo przerazajace. Vincy dzwonil regularnie dwa razy dziennie. Wreszcie zdecydowalismy sie ustapic. W koncu czymze sa pieniadze w porownaniu z nieszczesciem, jakie moglo na nas spasc. A w dodatku jestem ciezko chory i mysl o tym, ze Anna moze kiedys pozostac niemal bez srodkow do zycia i w tak zdegradowanej sytuacji, a procz tego z tak smutnymi doswiadczeniami na poczatku wspaniale zapowiadajacej sie mlodosci, byla dla nas nie do zniesienia. Przed trzema dniami przekazano Annie klejnoty spadkowe na sume miliona funtow. Jest to wspaniala kolekcja brylantow. Stanowi ona, oczywiscie, tylko fragment owej fortuny, ale mialem wrazenie, ze Vincy zadowoli sie jakas nie tak ogromna suma. Angelica spotkala go w kawiarni… Cynicznie oswiadczyl jej, ze nie widzi najmniejszego powodu, aby corka jego bezprawnie stala sie dziedzicem takiego majatku i nie miala podzielic sie czescia ze swym starzejacym sie ojcem. Angelica powiedziala mu, ze osiemdziesiat procent majatku ulokowane jest w kopalniach i nieruchomosciach, a gotowki jest niewiele. Vincy oswiadczyl, ze chce milion, ktory otworzy mu droge do prawdziwej slawy na tym swiecie, gdzie bez pieniedzy zaden talent nie wzbije sie wysoko ponad przecietnosc opinii tepawych krytykow. Jezeli otrzyma milion, wowczas gotow jest nigdy nie wspomniec Annie o swych prawach do niej. Angelica zgodzila sie, ale powiedziala, ze to musi potrwac. Na to Vincy wyciagnal gazete z kieszeni i powiedzial, ze zgadza sie czekac kilka tygodni na gotowke, ale pod warunkiem, ze otrzyma w zastaw owe klejnoty. Nikt mu ich nic ukradnie, bo nikt nawet nie moze przypuszczac, ze cos takiego znajduje sie w jego posiadaniu… Klejnoty zostaly zlozone przez Anne w safesie bankowym na moje nazwisko. Wyjalem je stamtad. Dzis Angelica miala sie udac dla upozorowania sytuacji do teatru razem z Anna i Charlesem. Potem powinna byla zaniesc Vincy’emu do garderoby torbe z klejnotami. Chcial, zeby to sie stalo w garderobie teatralnej. Moze wartosc tej torebki oszolomila go troche i zdal sobie sprawe, jak olbrzymia fortune bedzie ona przedstawiala, a moze lekal sie, ze Angelica knuje jakis podstep. W kazdym razie uparl sie, a ona znowu musiala sie zgodzic… Wczoraj wieczorem pojechala z mlodymi do teatru, pozniej kazala im wracac do domu pod pozorem, ze ma jakis interes w sasiedztwie, i poszla do garderoby Vincy’ego… Wiecej nie wiem. Kiedy wrocilem do domu o jedenastej, byla juz u siebie i powiedziala mi tylko: „Glowa mnie boli. Jutro ci wszystko opowiem”… – Zwrocil sie do zony, ktora siedziala w ciagu calego jego opowiadania zupelnie nieruchoma, z kamienna, pobladla twarza. – Reszte wiesz ty, kochanie…

– Niewiele mam do powiedzenia… – Zaczerpnela gleboko powietrza. – Czulam sie caly czas nieswojo… Poza tym… poza tym ta sztuka rozstroila mnie. Cala moja przeszlosc… to wszystko, co bylo, stanelo mi przed oczyma, kiedy on gral Starego. Rozplakalam sie. Potem mi to przeszlo. W drugim akcie nie czulam juz z nim tego kontaktu. Byl racjonalniejszy i to mi pomoglo. Sciskalam torebke, smieszna troche przy mojej sukni, wypchana klejnotami w pudelkach owinietych w plotno. Ale byly one mi zupelnie obojetne. Chcialam to juz miec poza soba i znalezc sie w domu… Poza tym… poza tym… balam sie nadal… Nie wierzylam mu. Nie wierzylam, ze poprzestanie na tym… Balam sie, ze w koncu upije sie i wygada wszystko albo zacznie po prostu rozpowiadac, ze Anna jest jego corka… W duszy slyszalam go mowiacego: „… Ta Anna Dodd… Ach, to moja coreczka… Dala mi z tej swojej fortunki okragly milionik…” On zdrabnial wyrazy… – Ukryla twarz w dloniach, ale zaraz opanowala sie. – A potem weszlam do garderoby i zobaczylam Vincy’ego lezacego na kanapce. To bylo zdumiewajace, bo drzwi od jego garderoby byly zamkniete na klucz od zewnatrz i musialam klucz przekrecic, zeby wejsc. Ale nie moglam przeciez czekac na korytarzu, gdzie ktos moglby mnie spotkac, moze ktos znajomy. Nie poruszyl sie. Nie zrozumialam jeszcze. Zamknelam za soba drzwi i podeszlam. Wtedy zobaczylam, ze ma wbity w piers sztylet o pozlacanej rekojesci.

XI. Nieprzekraczalny czas zabojstwa

– … taki sam, jaki widywala pani tyle razy u siebie w domu. Nie wiedziala pani, ze egzaltowani troche mlodzi chlopcy zamowili przed laty dwa identyczne sztylety i kazali na nich wygrawerowac slowa przypominajace o przyjazni. Te sztylety przezyly owa przyjazn o wiele lat – dodal ni stad, ni zowad Alex – ale pani nie wiedziala o tym. Pomyslala pani tylko, a moze nie tyle pomyslala pani, ale instynkt uderzyl w dzwon alarmowy, wolajac, ze maz byl tu przed pania i zabil Vincy’ego. Co pani zrobila wtedy? Czy wybiegla pani od razu?… – i nie czekajac na jej odpowiedz, ciagnal dalej: – Raczej nie. Jest pani przeciez takze matka, nie tylko zona. Zaczela pani goraczkowo poszukiwac tego, po co pani przyszla, to znaczy swoich listow sprzed lat, tych, ktore pisala pani do niego donoszac, ze bedzie pani miala dziecko. Moze nawet napisala pani do niego zaraz po urodzeniu dziecka. Moglo sie pani wowczas wydawac, ze bez wzgledu na to, co sie stalo, mezczyzna powinien wiedziec o tym fakcie, bo da to mu ostatnia szanse uratowania honoru… Chciala pani zreszta, zeby okazal sie lepszy, niz byl. To zrozumiale. Nawet jezeli pojela pani swoja omylke. Przed laty kierowal pania przy pisaniu listu ten sam instynkt, ktory po latach kazal pani przeszukac garderobe zabitego. Rozumiem pania. Ale nie znalazla pani listow, prawda?

Ku zdumieniu Parkera Angelica Dodd odpowiedziala cicho:

– Nie, nie znalazlam, chociaz zupelnie nie rozumiem, skad pan moze wiedziec o tym.

– Proste wnioskowanie. – Alex pokiwal glowa. – Vincy nie moglby szantazowac pani tak bezczelnie, nie majac zadnego dowodu. A jakiz mogl miec lepszy dowod niz listy pisane reka pani? Kiedy nie znalazla pani listow, wyszla pani z teatru i pojechala pani taksowka do domu. To wszystko, tak? Meza jeszcze nie bylo, wiec udala pani bol glowy, zeby go nie widziec, bo bala sie pani z nim spotkac wierzac, ze to on zabil Vincy’ego. Wierzyla pani jeszcze, ze nikt sie nie dowie. Ale kiedy przybylismy my, postanowila pani, ze ten czlowiek, ktorego pani kocha, ktory kocha pani dziecko bardziej moze, niz gdyby laczyly go z nim zwykle wiezy krwi, ktory poswiecil dla pani tak wiele i tak wiele w ciagu calego swego zycia zrobil pani dobrego, nie bedzie pokutowal za swoj ostateczny akt samoobrony… Dlatego powiedziala pani: „Zabilam!” i byla pani gotowa poniesc wszystkie konsekwencje tego slowa. Maz pani jest chory. Nie mogla pani nawet zniesc mysli o tym, ze oczekuje go dlugie, wyczerpujace sledztwo i ponizenie w czasie procesu sadowego, kiedy wszystko wyjdzie na jaw. Wolala pani zmyslic cos o sobie i Vincym i uratowac ojcu corke, a corce ojca… Moze zreszta nie myslala pani tego wszystkiego tak precyzyjnie. Wiedziala pani tylko, ze jesli przyjdzie policja, to jest pani gotowa odpowiedziec za to wszystko, czego przed laty byla pani w pewien sposob przyczyna. Tymczasem zobaczyla pani ten sztylet… Zrozumiala pani nagle, ze to nie maz pani zabil, i odwolala pani zeznanie. Wszystko to zgadza sie z prawda? Czy tak?

Angelica Dodd bez slowa skinela glowa. Jej maz ukryl twarz w dloniach.

– Mila moja… – szepnal prawie niedoslyszalnie.

– Przykro mi bardzo… – Alex wstal. – Tak bardzo mi przykro, ze musialem mowic o tym. Ale prawda musi zostac ustalona, a nie ma innej drogi procz wypowiedzenia jej. – Spojrzal na Parkera.

Inspektor zamknal notes i takze sie podniosl. Widac bylo, ze walczy z soba.

– Niestety – powiedzial. – Niestety… – Spojrzal na Alexa. Joe stal zupelnie nieruchomo, ale oczy jego daly prawie niedostrzegalny, przeczacy znak.

– Niestety – Parker odetchnal z ulga, jak gdyby znalazl rozwiazanie dreczacej go kwestii – jestem tylko urzednikiem policji i chociaz bardzo chce panstwu wierzyc, to jednak pani Dodd byla ostatnia osoba, ktora widziala

Вы читаете Smierc mowi w moim imieniu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату