ustepowal pola, nawet w odwrocie meznie broniac historycznego prawa wolnych ludzi do placenia tyle, ile musza, za rzeczy, bez ktorych nie moga sie obejsc.

Milo zostal przylapany na goracym uczynku grabienia swoich rodakow i w rezultacie jego akcje poszly w gore jak nigdy dotad. Udowodnil, ze na jego slowie mozna polegac, kiedy pewien koscisty major z Minnesoty wydal wargi w buntowniczym protescie i zazadal swego udzialu w syndykacie, ktory wedlug zapewnien Mila nalezal do wszystkich. Milo stawil czolo wyzwaniu wypisujac slowo: “Udzial', na pierwszym lepszym skrawku papieru, jaki mu wpadl w reke, i wreczajac go majorowi z wyrazem urazonej godnosci, ktora wzbudzila zazdrosc i podziw prawie wszystkich znajacych go ludzi. Znajdowal sie u szczytu slawy i pulkownik Cathcart, ktory znal i podziwial jego zaslugi wojenne, byl zdumiony pelna szacunku pokora, z jaka Milo zjawil sie w sztabie grupy i zglosil swoja nieprawdopodobna prosbe o bardziej niebezpieczne zadania.

– Chcesz uczestniczyc w akcjach bojowych? – zdumial sie pulkownik Cathcart. – Po jakie licho?

– Chce spelnic swoj obowiazek, panie pulkowniku. Nasz kraj toczy wojne i chce walczyc w jego obronie tak jak wszyscy – skromnie odpowiedzial Milo, pochylajac z pokora glowe.

– Alez, Milo, ty przeciez spelniasz swoj obowiazek – zawolal pulkownik Cathcart i zagrzmial jowialnym smiechem. – Nie znam nikogo, kto zrobilby dla ludzi wiecej niz ty. Kto dal im bawelne w czekoladzie?

Milo powoli, ze smutkiem potrzasnal glowa.

– W czasie wojny nie wystarczy byc dobrym oficerem zywnosciowym, panie pulkowniku.

– Alez tak, Milo. Nie wiem, co cie napadlo.

– Niestety nie, panie pulkowniku – nie zgodzil sie Milo nieco twardszym glosem, podnoszac swoje pelne oddania oczy na tyle, ze skrzyzowaly sie ze wzrokiem pulkownika. – Niektorzy zaczynaja szemrac.

– Naprawde? Podaj mi tylko ich nazwiska, Milo. Podaj mi ich nazwiska, a ja dopilnuje, zeby brali udzial we wszystkich najniebezpieczniejszych akcjach naszej grupy.

– Nie, panie pulkowniku, obawiam sie, ze oni maja racje – powiedzial Milo znowu pochylajac glowe. – Przyslano mnie tutaj jako pilota i powinienem mniej czasu poswiecac obowiazkom oficera zywnosciowego, a czesciej uczestniczyc w akcjach bojowych.

Pulkownik Cathcart byl zdziwiony, ale nie stawial przeszkod.

– Dobrze, Milo, skoro rzeczywiscie tak uwazasz, to jestem pewien, ze wszystko da sie zalatwic. Od jak dawna jestes w Europie?

– Od jedenastu miesiecy, panie pulkowniku.

– A w ilu akcjach bojowych uczestniczyles?

– W pieciu.

– W pieciu? – spytal pulkownik Cathcart.

– W pieciu, panie pulkowniku.

– W pieciu, tak? – Pulkownik Cathcart potarl w zamysleniu policzek. – To niewiele, co?

– Niewiele, panie pulkowniku? – spytal Milo ostrzejszym tonem, podnoszac wzrok.

Pulkownik Cathcart natychmiast zrejterowal.

– Wprost przeciwnie, Milo, to bardzo dobrze – poprawil sie pospiesznie. – To zupelnie niezle.

– Nie, pulkowniku – powiedzial Milo z przeciaglym, ciezkim, smutnym westchnieniem – to nie jest dobrze. Ale to bardzo milo z pana strony, ze pan tak mowi.

– Ale to naprawde nie jest zle, Milo. Zupelnie niezle, jezeli wziac pod uwage twoj cenny wklad w innych dziedzinach. Piec akcji, powiadasz? Tylko piec?

– Tylko piec, panie pulkowniku.

– Tylko piec. – Pulkownik Cathcart przezyl moment okropnego przygnebienia, gdyz zastanawial sie, co Milo mysli naprawde i czy nie skompromitowal sie w jego oczach. – Piec to bardzo dobrze, Milo – zauwazyl z entuzjazmem, dostrzegajac promien nadziei. – To daje srednio prawie jedna akcje na dwa miesiace. I zaloze sie, ze nie wliczyles tego razu, kiedy zbombardowales nasz oboz.

– Wliczylem, panie pulkowniku.

– Wliczyles? – spytal pulkownik Cathcart nieco zdziwiony. – Wlasciwie to wtedy nie leciales, prawda? O ile dobrze pamietam, byles razem ze mna w wiezy kontrolnej?

– Ale to byla moja akcja – zareplikowal Milo. – Ja ja zorganizowalem uzywajac swoich samolotow i amunicji. Ja planowalem i nadzorowalem calosc operacji.

– Alez oczywiscie, Milo, oczywiscie. Wcale tego nie kwestionuje. Sprawdzam tylko podane przez ciebie cyfry, zeby sie upewnic, czy policzyles wszystko, do czego masz prawo. Czy wliczyles takze ten raz, kiedy zawarlismy z toba umowe o zbombardowanie mostu w Orvieto?

– Nie, panie pulkowniku. Nie sadze, abym mial do tego prawo, skoro bylem wowczas w Orvieto i kierowalem ogniem artylerii przeciwlotniczej.

– Nie widze zadnej roznicy, Milo. Tak czy owak, to byla twoja akcja. I to diablo dobra, musze przyznac. Wprawdzie nie zniszczylismy mostu, ale za to mielismy piekne skupienie bomb. Pamietam, jak wspominal o tym general Peckem. Nie, Milo, stanowczo uwazam, ze powinienes policzyc sobie nalot na Orvieto.

– Skoro pan pulkownik nalega…

– Stanowczo nalegam, Milo. Spojrzmy teraz… to daje razem szesc lotow i to jest diablo dobrze, Milo, diablo dobrze, naprawde. Szesc lotow to jest wzrost o dwadziescia procent w ciagu zaledwie kilku minut. Zupelnie niezle, Milo, zupelnie niezle.

– Jest wielu takich, co maja po siedemdziesiat lotow – wskazal Milo.

– A czy ktorys z nich wymyslil bawelne w czekoladzie? Robisz i tak wiecej, niz do ciebie nalezy.

– Ale im przypada cala slawa i chwala – upieral sie Milo tonem opryskliwym, ale graniczacym z placzliwoscia. – Chce, panie pulkowniku, byc tam, gdzie wszyscy, i walczyc razem z nimi. Po to tu jestem. Ja tez chce zdobywac medale.

– Tak, Milo, oczywiscie. Wszyscy chcielibysmy spedzac wiecej czasu w walce, ale ludzie tacy jak ty i ja sluza inaczej. Spojrz chocby na mnie. – Pulkownik Cathcart rozesmial sie poblazliwie. – Pewnie nie wszyscy wiedza, Milo, ze ja sam uczestniczylem tylko w czterech akcjach?

– Nie, panie pulkowniku – odpowiedzial Milo. – Wszyscy wiedza, ze uczestniczyl pan tylko w dwoch akcjach. I ze jedna z nich powstala przypadkowo, kiedy Aarfy zbladzil nad terytorium nieprzyjaciela, wiozac pana do Neapolu po zakup na czarnym rynku aparatu do chlodzenia napojow.

Pulkownik Cathcart zaczerwienil sie zaklopotany i zrezygnowal z dalszej dyskusji.

– W porzadku, Milo. Nie mam dla ciebie dosc slow uznania za to, co chcesz zrobic. Jezeli to rzeczywiscie takie dla ciebie wazne, to powiem majorowi Majorowi, zeby cie wyznaczyl do najblizszych szescdziesieciu czterech lotow, i bedziesz mial siedemdziesiat, tak jak wszyscy.

– Dziekuje, pulkowniku, bardzo dziekuje. Nie wie pan, co to znaczy…

– Nie ma o czym mowic, Milo. Doskonale wiem, co to znaczy.

– Nie, pulkowniku, obawiam sie, ze nie wie pan, co to znaczy – powiedzial Milo z naciskiem. – Ktos bedzie musial natychmiast przejac ode mnie kierownictwo syndykatu. Sa to bardzo skomplikowane sprawy, a mnie moga w kazdej chwili zestrzelic.

Pulkownik Cathcart rozpromienil sie blyskawicznie na sama mysl i zatarl rece z zachlanna luboscia.

– Wiesz co, Milo, mysle, ze pulkownik Korn i ja moglibysmy zastapic cie w prowadzeniu syndykatu – zaproponowal niby od niechcenia, niemal oblizujac sie z hamowanego lakomstwa. – Nasze doswiadczenie czarnorynkowe z dorodnymi pomidorami na pewno bardzo sie przyda. Od czego zaczynamy?

Milo patrzyl na pulkownika Cathcarta spokojnie, z wyrazem lagodnosci i szczerosci.

– Dziekuje, panie pulkowniku, to bardzo ladnie z pana strony. Zacznijmy od diety bezsolnej dla generala Peckema i diety beztluszczowej dla generala Dreedle.

– Wezme tylko olowek. Co dalej?

– Cedry.

– Jakie cedry?

– Libanskie.

– Libanskie?

– Mamy dostarczyc cedry libanskie do tartaku w Oslo, gdzie maja z nich zrobic gonty dla przedsiebiorcy budowlanego z Cape Cod. Platne PO. Potem sa banany.

– Banany?

– Plyna przez oceany. Mamy kilka statkow z bananami w drodze do Holandii, zeby zaplacic za tulipany, ktore

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату