– O nie, panie pulkowniku. Ja sie na to nie dam nabrac. Pulkownik Korn nic sie nie przejal.
– Szczerze mowiac, ja tez, ale wszyscy inni daja sie nabrac. Wiec sami rozumiecie.
– Okrywacie hanba swoj mundur! – oswiadczyl pulkownik Cathcart wybuchajac gniewem i po raz pierwszy zwrocil sie twarza do Yossariana. – Swoja droga chcialbym sie dowiedziec, jakim cudem zostaliscie kapitanem.
– Ty go awansowales – przypomnial slodkim glosem pulkownik Korn, tlumiac chichot. – Nie pamietasz?
– Nie powinienem byl tego robic.
– Mowilem, zebys tego nie robil – powiedzial pulkownik Korn
– ale nie chciales mnie sluchac.
– Czy musisz mi to wypominac? – krzyknal pulkownik Cathcart marszczac czolo i przygladajac sie pulkownikowi Kornowi podejrzliwie przymruzonymi oczami, z piesciami zacisnietymi na biodrach. – Powiedz, po czyjej ty wlasciwie jestes stronie?
– Po twojej, oczywiscie. A po czyjej stronie mialbym byc?
– No to przestan sie mnie czepiac, dobrze? Zejdz ze mnie, dobrze?
– Jestem po twojej stronie. Ja jestem patriota do szpiku kosci.
– No to postaraj sie o tym nie zapominac. – Pulkownik Cathcart po chwili odwrocil sie niechetnie, jakby nie do konca przekonany, i znowu zaczal sie przechadzac po pokoju ugniatajac w palcach swoja dluga cygarniczke. – Skonczmy z nim – wskazal kciukiem na Yossariana. – Ja wiem, co chcialbym z nim zrobic. Chcialbym wyprowadzic go na dwor i zastrzelic. Oto, co chcialbym z nim zrobic. Tak by z nim postapil general Dreedle.
– Ale general Dreedle odszedl od nas – przypomnial pulkownik Korn – i nie mozemy wyprowadzic Yossariana na dwor i zastrzelic.
– Teraz, kiedy spiecie miedzy nim a pulkownikiem Cathcartem zostalo rozladowane, pulkownik Korn znowu rozsiadl sie swobodnie i stukal rytmicznie noga w biurko pulkownika Cathcarta. – A wiec zamiast tego odeslemy was do kraju – zwrocil sie do Yossariana. – Zajelo to nam troche czasu, ale wreszcie wymyslilismy cholerny plan wyprawienia was w taki sposob, aby nie wywolac zbyt wiele niezadowolenia wsrod waszych kolegow, ktorzy tu zostana. Czy to was satysfakcjonuje?
– Co to za plan? Nie jestem pewien, czy mi sie spodoba.
– Wiem, ze sie wam nie spodoba – rozesmial sie pulkownik Korn, znowu z zadowoleniem splatajac dlonie na czubku glowy. – Wzbudzi w was odraze. Jest rzeczywiscie wstretny i niewatpliwie bedzie obraza dla waszego sumienia. Ale zgodzicie sie na niego bardzo predko. Zgodzicie sie, poniewaz umozliwi wam znalezienie sie w kraju calo i zdrowo za dwa tygodnie, a takze dlatego, ze nie macie wyboru. Albo to, albo sad polowy. Jedno z dwojga.
– Niech pan przestanie blefowac, pulkowniku – zachnal sie Yossarian. – Nie mozecie mnie sadzic za dezercje w obliczu nieprzyjaciela. Postawiloby to was w niekorzystnym swietle, a ja zostalbym najpewniej uniewinniony.
– Ale teraz mozemy was oskarzyc o dezercje z jednostki, bo polecieliscie do Rzymu bez przepustki. Potrafimy to zrobic bez pudla. Jezeli sie choc przez chwile zastanowicie, to zrozumiecie, ze nie mamy innego wyjscia. Nie mozemy pozwolic wam chodzic sobie swobodnie, nie karzac was za jawna niesubordynacje, bo wszyscy pozostali lotnicy rowniez odmowiliby dalszego latania. Nie, mozecie mi wierzyc. Jezeli odrzucicie nasza propozycje, oddamy was pod sad polowy, nie baczac na fakt, ze pociagnie to za soba mase klopotow i stanie sie wielka plama na honorze pulkownika Cathcarta.
Pulkownik Cathcart drgnal przy slowach “plama na honorze' i zupelnie nieoczekiwanie cisnal wsciekle swoja wysmukla cygarniczka z onyksu i kosci sloniowej o drewniany blat biurka.
– Jezu Chryste! – krzyknal niespodziewanie. – Jak ja nie cierpie tej cholernej cygarniczki! – Cygarniczka odskoczyla od biurka, odbila sie rykoszetem od sciany, przeleciala przez parapet okna i spadla na podloge niemal u jego stop. Pulkownik Cathcart spogladal na nia z gniewnym grymasem. – Zastanawiam sie, czy ona rzeczywiscie na cos mi sie przydaje.
– Przydaje ci blasku w oczach generala Peckema, ale kompromituje cie w oczach generala Scheisskopfa – poinformowal go pulkownik Korn z figlarnie niewinna mina.
– A ktoremu z nich powinienem sie przypodobac?
– Obu.
– Jak moge przypodobac sie obu? Przeciez oni sie nawzajem nienawidza. Jak moge zyskac w oczach generala Scheisskopfa nie tracac w oczach generala Peckema?
– Defilujac.
– Tak, defilujac. To jedyny sposob, zeby zyskac jego uznanie.
– Pulkownik Cathcart skrzywil sie ponuro. – Tez mi generalowie! Kompromituja mundur. Jezeli tacy ludzie jak ci dwaj moga zostac generalami, to nie rozumiem, jak mnie sie to moze nie udac.
– Masz przed soba wielka przyszlosc – zapewnil go pulkownik Korn z calkowitym brakiem przekonania, a jego pogardliwe rozradowanie wzroslo jeszcze na widok nieprzejednanej wrogosci i podejrzliwosci na twarzy Yossariana, do ktorego zwrocil sie z chichotem.
– I tu jest pies pogrzebany. Pulkownik Cathcart chce zostac generalem, a ja chce zostac pulkownikiem i dlatego musimy odeslac was do kraju.
– A dlaczego on chce zostac generalem?
– Dlaczego? Z tego samego powodu, dla ktorego ja chce zostac pulkownikiem. Coz innego mozemy robic? Wszyscy nas ucza, ze nalezy dazyc do rzeczy wyzszych. General to cos wyzszego niz pulkownik, a pulkownik to cos wyzszego niz podpulkownik. Obaj wiec dazymy. I powiem wam, Yossarian, macie szczescie, ze tak jest. Trafiliscie na idealny moment, sadze zreszta, ze uwzgledniliscie to w swoich wyliczeniach.
– Nic nie wyliczalem – odpowiedzial Yossarian.
– Musze przyznac, ze podoba mi sie to, jak klamiecie – odpowiedzial pulkownik Korn. – Czy nie bedziecie dumni, ze wasz dowodca dostanie awans na generala i ze sluzyliscie w jednostce, w ktorej lotnicy mieli najwiecej lotow bojowych? Czy nie pragniecie, aby wasza jednostka byla czesciej wymieniana w rozkazach dowodztwa i otrzymala wiecej lisci debowych do Medalu Lotnika? Gdzie jest wasz esprit de corps? Czy nie chcecie wzbogacac tej wspanialej kroniki i latac nadal? Macie ostatnia szanse odpowiedziec: tak.
– Nie.
– A wiec przypieracie nas do muru – powiedzial pulkownik Korn bez cienia urazy.
– Powinien sie wstydzic!
– …i musimy odeslac was do kraju. Zrobicie tylko dla nas pare rzeczy i…
– Jakich rzeczy! – przerwal mu wojowniczo Yossarian, pelen najgorszych obaw.
– Och, pare drobnych, nieistotnych rzeczy. Prawde mowiac, nasza oferta jest niezwykle hojna. My wydamy rozkaz przenoszacy was do Stanow, naprawde to zrobimy, a wy w zamian bedziecie musieli tylko…
– Co? Co bede musial? Pulkownik Korn zasmial sie krotko.
– Polubic nas. Yossarian zamrugal.
– Polubic was?
– Polubic nas.
– Polubic was?
– Tak jest – potwierdzil pulkownik Korn kiwajac glowa, niezmiernie uradowany nie udawanym zdumieniem i oszolomieniem Yossariana.
– Polubic nas. Przylaczyc sie do nas. Byc naszym kumplem. Mowic o nas dobrze tutaj i po powrocie do Stanow. Nalezec do naszej paczki. Nie wymagamy chyba zbyt wiele, prawda?
– Chcecie po prostu, zebym was polubil? I to wszystko?
– To wszystko.
– To wszystko?
– Po prostu postarajcie sie nas polubic.
Yossarian, przekonawszy sie ku swojemu zdumieniu, ze pulkownik Korn mowi powaznie, mial ochote wybuchnac smiechem.
– To nie bedzie takie latwe – zadrwil.
– O, bedzie to o wiele latwiejsze, niz myslicie – odpowiedzial rownie ironicznie pulkownik, nie zrazony zlosliwoscia Yossariana.
– Sami bedziecie zdziwieni, jak wam to latwo przyjdzie, skoro raz zaczniecie. – Pulkownik Korn podciagnal