swoje za luzne, obszerne spodnie. Glebokie czarne bruzdy oddzielajace jego kwadratowy podbrodek od policzkow wygiely sie powtornie w grymas szyderczej, nieprzyzwoitej wesolosci. – Widzicie, Yossarian, bedziecie mieli jak u Pana Boga za piecem. Damy wam awans na majora, a nawet jeszcze jeden medal. Kapitan Flume przygotowuje juz plomienne komunikaty opisujace wasze bohaterstwo nad Ferrara, wasza gleboka i niewzruszona lojalnosc w stosunku do swego oddzialu oraz wasze bezgraniczne poswiecenie przy wykonywaniu obowiazkow. Notabene wszystko to sa autentyczne cytaty. Bedziemy was gloryfikowac i wrocicie do kraju jako bohater odwolany przez Pentagon w celach propagandowo-reklamowych. Bedziecie zyc jak milioner. Beda was traktowac jak gwiazdora. Bedziecie przyjmowac defilady na swoja czesc i wyglaszac przemowienia zachecajace do kupowania obligacji pozyczki wojennej. Z chwila gdy zostaniecie naszym kumplem, otwiera sie przed wami caly nowy luksusowy swiat. Czy to nie cudowne?

Yossarian przylapal sie na tym, ze z zainteresowaniem slucha tych fascynujacych szczegolow.

– Wolalbym nie wyglaszac przemowien – powiedzial.

– No to dajmy spokoj przemowieniom. Najwazniejsze jest to, co powiecie ludziom tutaj. – Pulkownik Korn pochylil sie i powiedzial powaznie, juz bez usmiechu: – Nie chcemy, aby ktokolwiek w grupie dowiedzial sie, ze odsylamy was do kraju dlatego, ze odmowiliscie dalszego udzialu w lotach. Nie chcemy tez, zeby general Peckem albo general Scheisskopf przewachal cos o jakichs tarciach miedzy nami. Dlatego wlasnie musimy zostac tak dobrymi kumplami.

– Co mam mowic ludziom, kiedy mnie beda pytac, dlaczego odmowilem udzialu w akcjach bojowych?

– Powiecie im, ze poinformowano was w tajemnicy o przeniesieniu do kraju i nie chcieliscie narazac zycia w tej jednej czy dwu akcjach. Po prostu drobne nieporozumienie miedzy przyjaciolmi, to wszystko.

– I uwierza w to?

– Oczywiscie, ze uwierza, kiedy zobacza, jak bardzo sie zaprzyjaznilismy, i przeczytaja w biuletynach wasze pochwaly pod adresem pulkownika Cathcarta i moim. Ludzmi sie nie przejmujcie. Nie bedzie trudnosci z przywroceniem wsrod nich dyscypliny, jak tylko stad wyjedziecie. Moga byc z nimi klopoty, tylko dopoki wy tu jestescie. Rozumiecie, lyzka miodu moze zepsuc beczke dziegciu – zakonczyl pulkownik Korn ze swiadoma ironia. – Wiecie, to mogloby byc rzeczywiscie cudowne, moglibyscie nawet natchnac ich do odbywania wiekszej ilosci lotow.

– A gdybym tak zdemaskowal was po przyjezdzie do Stanow?

– Po tym jak przyjmiecie od nas medal, awans i wszystkie te fanfary? Nikt wam nie uwierzy, wojsko wam nie pozwoli, a poza tym po jakie licho mielibyscie to robic? Nie zapominajcie, ze bedziecie nalezec do paczki. Bedziecie sie cieszyc bogatym, przyjemnym, luksusowym, uprzywilejowanym zyciem. Trzeba glupca, zeby odrzucil to wszystko dla jakichs tam zasad moralnych, a wy nie jestescie glupcem. Wiec jak, umowa stoi?

– Nie wiem.

– Albo to, albo sad polowy.

– Zrobilbym swinski kawal kolegom z eskadry, prawda?

– Ohydny – przyznal pulkownik Korn przyjaznie i czekal obserwujac Yossariana cierpliwie, z blyskiem gleboko osobistej radosci.

– Ale co tam! – wykrzyknal Yossarian. – Jezeli nie chca wiecej latac, to niech sie postawia i zrobia cos w tej sprawie tak jak ja. Prawda?

– Oczywiscie – przytaknal pulkownik Korn.

– Nie ma powodu, zebym naraza! dla nich zycie, prawda?

– Oczywiscie, ze nie.

Yossarian podjal decyzje z naglym usmiechem.

– Zgoda! – obwiescil radosnie.

– Doskonale – powiedzial pulkownik Korn z nieco mniejsza serdecznoscia, niz tego Yossarian oczekiwal, i zsunawszy sie z biurka pulkownika Cathcarta stanal na podlodze. Obciagnal faldy spodni i kalesonow, ktore zebraly mu sie w kroku, i podal Yossarianowi do uscisniecia obwisla dlon. – Witamy na pokladzie.

– Dziekuje, pulkowniku. Ja…

– Mow mi Blackie, John. Jestesmy teraz przyjaciolmi.

– Dobrze, Blackie. Przyjaciele nazywaja mnie Yo-Yo. Blackie, ja…

– Przyjaciele nazywaja go Yo-Yo – zawolal pulkownik Korn do pulkownika Cathcarta. – Moze mu pogratulujesz podjecia rozsadnej decyzji?

– Podjales naprawde rozsadna decyzje, Yo-Yo – powiedzial pulkownik Cathcart sciskajac Yossarianowi dlon z niezgrabnym zapalem.

– Dziekuje, panie pulkowniku. Ja…

– Mow mu Chuck – powiedzial pulkownik Korn.

– Jasne, mow mi Chuck – powiedzial pulkownik Cathcart z nienaturalnie serdecznym smiechem. – Jestesmy teraz wszyscy kumplami.

– Dobra, Chuck.

– “Wychodza z usmiechem' – powiedzial pulkownik Korn zarzucajac im rece na ramiona i wszyscy trzej skierowali sie do wyjscia.

– Moze bys zjadl z nami kolacje ktoregos wieczora, Yo-Yo – zaprosil uprzejmie pulkownik Cathcart. – Moze dzisiaj? W stolowce sztabowej.

– Z przyjemnoscia, panie pulkowniku.

– Chuck – poprawil z wyrzutem pulkownik Korn.

– Przepraszam, Blackie. Chuck. Nie moge sie przyzwyczaic.

– Nie szkodzi, przyjacielu.

– W porzadku, przyjacielu.

– Dziekuje, przyjacielu.

– Nie ma o czym mowic, przyjacielu.

– Do zobaczenia, przyjacielu.

Yossarian czule pomachal na pozegnanie swoim nowym przyjaciolom i wyskoczyl na korytarz, z trudem powstrzymujac sie, aby nie zaspiewac na caly glos. Mogl wracac do kraju: postawil na swoim; jego akt buntu przyniosl rezultaty; byl uratowany i nie musial sie nikogo wstydzic. W radosnym i zawadiackim nastroju ruszyl ku schodom. Jakis szeregowiec w zielonym kombinezonie zasalutowal mu. Yossarian odsalutowal zadowolony, spogladajac na zolnierza z zaciekawieniem. Twarz zolnierza byla dziwnie znajoma. Zanim Yossarian opuscil reke, szeregowiec w zielonym kombinezonie zmienil sie nagle w dziwke Nately'ego i rzucil sie na niego w morderczym szale z oprawnym w kosc kuchennym nozem, ktory trafil go w bok pod uniesiona reka. Yossarian z krzykiem osunal sie na podloge, zamykajac oczy z przerazenia na widok dziewczyny unoszacej noz do nowego ciosu. Byl juz nieprzytomny, kiedy pulkownik Korn i pulkownik Cathcart wybiegli z pokoju i sploszywszy dziewczyne uratowali mu zycie.

41 Snowden

– Tnij – powiedzial lekarz.

– Ty tnij – powiedzial drugi lekarz.

– Zadnych ciec – powiedzial Yossarian ciezkim, nieposlusznym jezykiem.

– Zobacz, kto sie wtraca – poskarzyl sie jeden z lekarzy. – Znalazl sie doradca. No to jak, operujemy?

– Tu nie potrzeba operacji – poskarzyl sie drugi lekarz. – To mala rana. Wystarczy zatrzymac krwotok, zdezynfekowac i nalozyc kilka szwow.

– Ale ja nigdy jeszcze nie mialem okazji do operowania. Ktory to jest skalpel? Czy to jest skalpel?

– Nie, skalpel to jest to drugie. Zaczynaj i tnij, jezeli juz musisz. Rob naciecie.

– Czy tak?

– Nie tam, durniu.

– Zadnych ciec – odezwal sie Yossarian, odczuwajac przez rozpraszajaca sie mgle nieswiadomosci, ze ci dwaj obcy faceci gotowi sa go pokrajac.

– Znalazl sie doradca – poskarzyl sie sarkastycznie pierwszy lekarz. – Czy on bedzie tak gadac przez cala

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×