– Tak jest, panie pulkowniku.
– I mowcie “panie pulkowniku' – rozkazal major Metcalf.
Clevinger byl oczywiscie winny, gdyz w przeciwnym razie nie zostalby oskarzony, a ze mozna bylo to udowodnic tylko uznajac Clevingera winnym, wiec zrobili to, co bylo ich patriotycznym obowiazkiem, to znaczy uznali go winnym. Ukarano go zakazem opuszczania koszar przez piecdziesiat siedem dni. Popinjaya zamknieto w areszcie, zeby mu dac nauczke, majora Metcalf a zas wyekspediowano na Wyspy Salomona, gdzie mial grzebac trupy. Kara Clevingera polegala na tym, ze co sobota musial przez piecdziesiat minut defilowac tam i z powrotem przed budynkiem zandarmerii z nie nabitym karabinem na ramieniu.
Wszystko to bylo dla niego zupelnie niezrozumiale. Dzialo sie wiele dziwnych rzeczy, ale najbardziej dziwila Clevingera nienawisc, brutalna, niczym nie maskowana, nieokielznana nienawisc czlonkow komisji dyscyplinarnej, nakladajaca na ich nieublagane oblicza twarda, msciwa skorupe i plonaca w ich przymruzonych zlosliwie oczach niczym rozzarzone wegle. Clevinger odkryl to ze zdumieniem. Zlinczowaliby go, gdyby mogli. Byl chlopcem, a tam siedzialo trzech doroslych mezczyzn, ktorzy go nienawidzili i zyczyli mu smierci. Nienawidzili go, zanim przyszedl, nienawidzili go, kiedy stal przed nimi, i nienawidzili go, kiedy odszedl, a kiedy sie rozstali, kazdy z nich zabral te nienawisc ze soba niczym jakis drogocenny skarb.
Yossarian poprzedniego wieczoru robil wszystko, co mogl, aby go ostrzec.
– Nie masz najmniejszej szansy, chlopie – powiedzial zachmurzony. – Oni nienawidza Zydow.
– Ale ja przeciez nie jestem Zydem – odpowiedzial Clevinger.
– To nie ma najmniejszego znaczenia – zapewnil go Yossarian i, jak sie okazalo, mial racje. – Oni sa przeciwko wszystkim.
Clevingera ta ich nienawisc porazila jak snop oslepiajacego swiatla. Ci trzej nienawidzacy go ludzie mowili jego jezykiem i nosili jego mundur, lecz gdy zobaczyl ich wyprane z milosci twarze zastygle raz na zawsze w skurczu zlosliwej wrogosci, zrozumial natychmiast, ze nigdzie na swiecie – ani w faszystowskich czolgach, samolotach i lodziach podwodnych, ani w bunkrach, przy celownikach karabinow maszynowych, mozdzierzy i miotaczy ognia, ani nawet wsrod najwprawniejszych artylerzystow doborowej dywizji przeciwlotniczej “Herman Goering' czy wsrod strasznych bywalcow wszystkich piwiarni Monachium i innych miast – nie ma nikogo, kto palalby do niego wieksza nienawiscia.
9 Major Major Major Major
Majorowi Majorowi Majorowi Majorowi pech towarzyszyl od kolebki.
Podobnie jak Miniver Cheevy, urodzil sie za pozno – dokladnie o trzydziesci szesc godzin za pozno, co musialo sie odbic na zdrowiu jego matki, lagodnej, chorowitej kobiety, ktora po poltoradniowych bolach porodowych byla zbyt wyczerpana, aby kontynuowac spor o imie dziecka. Jej maz kroczyl szpitalnym korytarzem bez usmiechu, z determinacja czlowieka, ktory wie, czego chce. Ojciec majora Majora byl poteznym, ponurym mezczyzna w ciezkich butach i w czarnym welnianym garniturze. Bez wahania wypelnil formularz aktu urodzenia i nie zdradzajac najmniejszego wzruszenia wreczyl go siostrze oddzialowej. Pielegniarka wziela od niego blankiet i podreptala gdzies bez slowa. Patrzyl w slad za nia, zastanawiajac sie, czy ona ma na sobie cos pod fartuchem.
Na sali jego zona lezala pod kocami wyczerpana, niczym zasuszona stara jarzyna, pomarszczona, sucha i blada, a jej oslabione tkanki niezdolne byly do najmniejszego ruchu. Lezala w samym koncu sali, kolo okna z popekanymi, brudnymi szybami. Niespokojne niebo siapilo deszczem, dzien byl zimny i ponury. W innych czesciach szpitala kredowobiali ludzie o starczych, sinych wargach umierali zgodnie z planem. Mezczyzna stanal wyprostowany przy lozku i przez dluzsza chwile patrzyl na lezaca kobiete.
– Dalem chlopcu na imie Kaleb, tak jak sobie zyczylas – oswiadczyl wreszcie cicho.
Kobieta nie odpowiedziala i mezczyzna usmiechnal sie powoli. Zaplanowal sobie to doskonale: zona spi i nigdy sie nie dowie, ze ja oklamal, kiedy lezala na lozu bolesci w powiatowym szpitalu na sali dla ubogich.
Takie byly mizerne poczatki przyszlego nieudanego dowodcy eskadry, ktory spedzal teraz na Pianosie wieksza czesc dnia pracy podpisujac oficjalne dokumenty nazwiskiem Washington Irving. Major Major pracowicie falszowal podpisy lewa reka, zeby uniknac zdemaskowania, chroniony przed wtargnieciem niepozadanych osob autorytetem wladzy, ktorej wcale nie pragnal, zamaskowany przyklejonymi wasami i ciemnymi okularami, co mialo stanowic dodatkowe zabezpieczenie przed kims, kto moglby przypadkowo zajrzec przez staromodna celuloidowa szybke, z ktorej jakis zlodziej wycial sobie kawalek. Pomiedzy tymi dwoma punktami znaczacymi jego nieszczesne przyjscie na swiat i obecny watpliwy sukces miescilo sie trzydziesci jeden ponurych lat samotnosci i frustracji.
Major Major urodzil sie za pozno i byl zbyt nijaki. Jedni rodza sie nijacy, inni w pocie czola do nijakosci przychodza, innych nijakosc szuka sama. W przypadku majora Majora wszystkie trzy stwierdzenia byly prawdziwe. Nawet w gronie zupelnych miernot wyroznial sie swoja jeszcze wieksza miernoscia i kazdy, kto sie z nim zetknal, pozostawal pod wrazeniem jego nieprzecietnej przecietnosci.
Majora Majora od poczatku przesladowaly trzy nieszczescia: jego matka, jego ojciec i Henry Fonda, do ktorego major Major byl nieco podobny.niemal od urodzenia. Na dlugo przedtem, zanim w ogole mial pojecie, kto to jest Henry Fonda, wszedzie, gdziekolwiek sie pokazal, stawal sie przedmiotem niepochlebnych porownan. Zupelnie obcy ludzie uwazali, ze moga go krytykowac, i w rezultacie juz od wczesnej mlodosci w poczuciu winy zaczal bac sie ludzi, odczuwajac zalosny przymus nieustannego kajania sie przed spoleczenstwem za to, ze nie jest Henrym Fonda. Nielatwo jest isc przez zycie komus, kto wyglada prawie jak Henry Fonda, jednak major Major ani myslal dac za wygrana, odziedziczyl bowiem nieustepliwosc po ojcu, ktory odznaczal sie rowniez wysokim wzrostem i poczuciem humoru.
Ojciec majora Majora byl trzezwo myslacym, bogobojnym czlowiekiem, a jego ulubionym dowcipem bylo ujmowanie sobie lat. Byl dlugonogim i dlugorekim farmerem, poboznym, milujacym wolnosc, niezlomnym, przestrzegajacym prawa indywidualista i swiecie wierzyl, ze pomoc federalna dla kogokolwiek poza farmerami to krecia robota socjalistow. Glosil potrzebe oszczednosci i pracy i wystepowal przeciwko rozwiazlym kobietom, ktore mu odmowily. Jego specjalnoscia byla lucerna i zyl z tego, ze jej nie uprawial. Rzad placil mu dobrze za kazdy korzec lucerny, ktorego nie zebral. Im wiecej lucerny nie uprawial, tym wiecej pieniedzy dostawal od rzadu i za kazdy nie zarobiony grosz kupowal ziemie, aby zwiekszyc ilosc nie uprawianej lucerny. Ojciec majora Majora pracowal bez wytchnienia nad nieuprawianiem lucerny. Dlugie zimowe wieczory spedzal w domu nie naprawiajac uprzezy i codziennie skoro poludnie zrywal sie z lozka, aby dopilnowac, czy nic nie zostalo zrobione. Madrze inwestujac stal sie wkrotce najpowazniejszym nieproducentem lucerny w okolicy. Sasiedzi przychodzili do niego po rade w najrozniejszych sprawach, gdyz dorobil sie sporej fortuny, co bylo dowodem madrosci.
– Jako posiejecie, tako bedziecie zbierac – radzil niezmiennie, na co sasiedzi niezmiennie odpowiadali “Amen'.
Ojciec majora Majora wypowiadal sie zawsze za ograniczeniem wydatkow rzadowych, pod warunkiem, ze nie bedzie to kolidowalo ze swietym obowiazkiem placenia farmerom jak najwyzszych stawek za lucerne, ktorej nikt nie potrzebowal, albo wrecz za nieuprawianie lucerny. Byl dumnym, niezaleznym czlowiekiem, ktory wystepowal przeciwko zasilkom dla bezrobotnych i nigdy nie wahal sie skomlec, kwilic i zebrac, zeby wycyganic, od kogo sie tylko da, tyle, ile tylko sie da. Byl tez czlowiekiem poboznym, zawsze chetnym do wyglaszania kazan.
– Bog dal nam, dobrym farmerom, po dwie silne rece, abysmy mogli brac tyle, ile tylko uda nam sie zagarnac – glosil z zapalem na schodach sadu, albo przed wejsciem do domu towarowego, gdzie czekal, az klotliwa, stale zujaca gume mloda kasjerka, za ktora sie uganial, wyjdzie i rzuci mu gniewne spojrzenie. – Gdyby Bog nie chcial, zebysmy zgarniali do siebie, nie dalby nam rak do zgarniania – nauczal. “Amen' mruczeli w odpowiedzi sluchacze.
Ojciec majora Majora wierzyl po kalwinsku w przeznaczenie i przyjmowal nieszczescia innych za przejaw woli bozej. Palil papierosy, pil whisky, przepada) za dobrym dowcipem i pobudzajaca intelektualna rozmowa, szczegolnie jego wlasna, kiedy klamal na temat swojego wieku albo opowiadal swoj ulubiony dowcip o Bogu i o klopotach zony z urodzeniem majora Majora. Ten jego ulubiony dowcip o Bogu i klopotach jego zony polegal na tym, ze Bog w ciagu szesciu dni stworzyl caly swiat, podczas gdy jego zonie az poltora dnia zajelo wydanie na swiat jednego tylko majora Majora. Czlowiek mniejszego kalibru moglby snuc sie tego dnia jak bledny po korytarzu szpitala, czlowiek slabszy duchem moglby poprzestac na takich kompromisowych rozwiazaniach, jak Tambur Major, Minor Major czy Vis Major, ale ojciec majora Majora czekal czternascie lat na taka okazje, a nie