Po lekturze komunikatow generala Peckema na temat czystosci i marnotrawienia czasu major Major czul sie marnotrawiacym czas brudasem i zawsze staral sie ich jak najszybciej pozbyc. Zainteresowanie budzily w nim jedynie pisma w sprawie pechowego podporucznika, ktory zginal podczas lotu na Orvieto w niecale dwie godziny po przybyciu na Pianose i ktorego czesciowo rozpakowane rzeczy nadal lezaly w namiocie Yossariana. Poniewaz pechowiec ten zglosil sie do namiotu odpraw zamiast do kancelarii, sierzant Towser uznal, ze najbezpieczniej bedzie uznac, ze podporucznik w ogole nie zameldowal sie w eskadrze, w swietle wiec dokumentow wygladalo na to, ze pechowy podporucznik rozplynal sie w powietrzu, co zreszta w pewnym sensie bylo prawda. W sumie major Major dziekowal Bogu za urzedowe pisma przychodzace na jego biurko, gdyz wolal siedziec przez caly dzien i podpisywac papiery, niz siedziec caly dzien w kancelarii i nic nie robic. Dzieki nim mial przynajmniej jakies zajecie.
Po uplywie od dwoch do dziesieciu dni wszystkie podpisane przez niego dokumenty wracaly do niego nieuchronnie z dodatkowa kartka na jego nowy podpis. Byly zawsze znacznie grubsze niz poprzednim razem, gdyz pomiedzy kartka z jego ostatnim podpisem a kartka na jego nowy podpis znajdowaly sie kartki z podpisami wielu innych oficerow, ktorzy rozrzuceni po roznych miejscowosciach zajmowali sie skladaniem podpisow na tych samych urzedowych pismach. Major Major z przygnebieniem patrzyl, jak zwykle komunikaty puchna zastraszajaco do rozmiarow opaslych tomow. Bez wzgledu na to, ile razy podpisywal jakis dokument, ten zawsze wracal na jego biurko po nowy podpis i major Major z rozpacza myslal, ze juz nigdy sie od niego nie uwolni. Pewnego dnia – bylo to nazajutrz po pierwszej wizycie faceta z Wydzialu Sledczego – major Major podpisal jeden z dokumentow nazwiskiem Washington Irving, po prostu zeby sprawdzic, co sie wtedy czuje. Spodobalo mu sie. Spodobalo mu sie do tego stopnia, ze do konca dnia robil tak ze wszystkimi dokumentami. Byl pewien, ze za ten nieodpowiedzialny wybryk, za wyraz buntu zrodzony z naglego impulsu, czeka go surowa kara. Nastepnego ranka z drzeniem przekroczyl progi swojego pokoiku i czekal, co sie stanie. Nic sie nie stalo.
Zgrzeszyl, a wyszlo z tego cos dobrego, bo zaden z dokumentow podpisanych nazwiskiem Washington Irving nigdy juz do niego nie wrocil! Byl to nareszcie jakis postep i major Major oddawal sie nowemu zajeciu z niepohamowana luboscia. Podpisywanie urzedowych papierow nazwiskiem Washingtona Iryinga nie bylo moze czyms nadzwyczajnym, ale w kazdym razie nie bylo tak monotonne, jak pisanie “Major Major Major'. Kiedy zas znudzilo go Washington Irving, mogl odwrocic kolejnosc i pisac Irving Washington, dopoki i to mu sie nie znudzilo. A poza tym byl z tego jakis pozytek, gdyz dokumentow podpisanych jednym z tych dwoch nazwisk nigdy juz nie przysylano do eskadry.
Przyslano natomiast w koncu drugiego faceta z Wydzialu Sledczego, ktory podawal sie za pilota. Lotnicy wiedzieli, ze jest z Wydzialu Sledczego, gdyz zdradzal im to w zaufaniu, proszac jednoczesnie, zeby nie powtarzali tego pozostalym lotnikom, ktorym zdazyl juz wyznac, ze jest z Wydzialu Sledczego.
– Jest pan jedynym czlowiekiem w eskadrze, ktory wie, ze jestem pracownikiem Wydzialu Sledczego – oswiadczyl majorowi Majorowi
– i musi to pozostac absolutna tajemnica, bo w przeciwnym razie moje zadanie byloby utrudnione. Rozumiemy sie?
– Sierzant Towser wie.
– Tak, wiem. Musialem mu powiedziec, zeby dostac sie do pana. Ale jestem pewien, ze on nie pisnie ani slowa.
– Juz pisnal. Powiedzial mi, ze chce sie ze mna widziec ktos z Wydzialu Sledczego.
– To dran. Bede musial sie nim zainteresowac. Na panskim miejscu nie zostawialbym na wierzchu zadnych scisle tajnych dokumentow. W kazdym razie dopoki nie sporzadze raportu.
– Nie mam tu zadnych scisle tajnych dokumentow – powiedzial major Major.
– Chodzi mi o takie jak ten. Niech je pan zamyka w kasie, gdzie sierzant Towser nie bedzie sie mogl do nich dobrac.
– Sierzant Towser jest jedyna osoba, ktora ma klucz od kasy.
– Obawiam sie, ze tracimy na prozno czas – powiedzial dosc chlodno drugi facet z Wydzialu Sledczego. Byl to energiczny, tegi i krzepki jegomosc o szybkich i pewnych ruchach. Wyjal kilka fotokopii z wielkiej czerwonej koperty, ktora w sposob rzucajacy sie w oczy chowal pod skorzana kurtka lotnicza pokryta jaskrawymi malunkami samolotow lecacych wsrod pomaranczowych wybuchow i z rownymi rzadkami malych bombek swiadczacych, ze odbyl piecdziesiat piec lotow bojowych. – Czy widzial pan cos takiego?
Major Major spojrzal obojetnym wzrokiem na kopie prywatnych listow ze szpitala, na ktorych cenzurujacy je oficer podpisal sie “Wahington Irving' albo “Irving Washington'.
– Nie.
– Ale?
Major Major mial teraz przed soba kopie adresowanych do niego pism, ktore on sam podpisywal tymi nazwiskami.
– Nie.
– Czy czlowiek, ktory to podpisywal, jest w panskiej eskadrze?
– Ktory? Tutaj sa dwa nazwiska.
– Wszystko jedno ktory. Uwazamy, ze Washington Irving i Irying Washington to ten sam osobnik, ktory uzywa dwoch nazwisk, zeby nas zmylic. To czesto stosowany trick.
– Obawiam sie, ze w mojej eskadrze nie ma nikogo, kto by nosil ktores z tych nazwisk.
Na obliczu drugiego faceta z Wydzialu Sledczego odmalowal sie wyraz zawodu.
– Jest duzo sprytniejszy, niz przypuszczalismy – zauwazyl. – Uzywa trzeciego nazwiska i podaje sie za kogos innego. I wydaje mi sie… tak, wydaje mi sie, ze wiem, jak brzmi to trzecie nazwisko.
Z wyrazem ozywienia i natchnienia na twarzy podsunal majorowi Majorowi jeszcze jedna fotokopie.
– Co pan powie na to?
Major Major pochylil sie nieco i zobaczyl kopie listu, w ktorym Yossarian zaczernil wszystko z wyjatkiem imienia “Mary' i dopisal: “Tesknie za toba tragicznie. A. T. Tappman, kapelan Armii Stanow Zjednoczonych'.
Major Major potrzasnal glowa.
– Widze to po raz pierwszy.
– Czy wie pan, kto to jest A. T. Tappman?
– To kapelan naszej grupy.
– A wiec sprawa jest zakonczona – powiedzial drugi facet z Wydzialu Sledczego. – Washington Irving to kapelan grupy. Major Major poczul uklucie sumienia.
– Kapelanem grupy jest A. T. Tappman – sprostowal.
– Czy jest pan pewien?
– Najzupelniej.
– Dlaczego kapelan grupy mialby pisac cos takiego na liscie?
– Moze zrobil to ktos inny i podpisal sie jego nazwiskiem?
– Dlaczego ktos mialby podpisywac sie nazwiskiem kapelana grupy?
– Zeby uniknac zdemaskowania.
– Mozliwe, ze ma pan racje – powiedzial po chwili wahania drugi facet z Wydzialu Sledczego i cmoknal wargami. – Mozliwe, ze mamy do czynienia z gangiem, z dwoma ludzmi, ktorzy zbiegiem okolicznosci maja odwrotne nazwiska. Tak, jestem tego pewien. Jeden z nich tutaj, w eskadrze, jeden w szpitalu i jeden przy kapelanie. To razem trzech, prawda? Czy jest pan absolutnie pewien, ze nigdy pan nie widzial zadnego z tych dokumentow?
– Gdyby tak bylo, podpisalbym je.
– Czyim nazwiskiem? – spytal podchwytliwie drugi facet z Wydzialu Sledczego. – Swoim czy Washingtona Irvinga?
– Swoim wlasnym – odpowiedzial major Major. – Ja nawet nie wiem, jak ten Washington Irving sie nazywa.
Twarz drugiego faceta z Wydzialu Sledczego rozjasnila sie usmiechem.
– Majorze, ciesze sie, ze jest pan poza podejrzeniem. Oznacza to, ze bedziemy mogli wspolpracowac, a ja bardzo potrzebuje pomocy. Gdzies tutaj, na froncie europejskim, dziala czlowiek, ktory przechwytuje panska korespondencje. Czy nie podejrzewa pan, kto to moze byc?
– Nie.
– A ja, zdaje sie, wiem – powiedzial drugi facet z Wydzialu Sledczego i nachylil sie szepczac
