major Major znalazl prawdziwe szczescie. Poniewaz nie bylo zwyciezcow, nie bylo tez pokonanych i major Major cieszyl sie kazda spedzona w podskokach chwila az do dnia, kiedy pulkownik Cathcart zjawil sie w swoim ryczacym jeepie po smierci majora Dulutha i uniemozliwil mu na zawsze czerpanie radosci z gry w koszykowke.

– Jestescie od dzisiaj dowodca eskadry – krzyknal do niego szorstko pulkownik Cathcart poprzez wykop kolejowy. – Ale nie wyobrazajcie sobie, ze to ma jakies znaczenie, bo tak nie jest. Znaczy to tylko tyle, ze jestescie teraz dowodca eskadry.

Pulkownik Cathcart zywil od dawna gleboka uraze do majora Majora. Dodatkowy major w jego jednostce wprowadzal zamet do schematu organizacyjnego i dawal bron do reki facetom ze sztabu Dwudziestej Siodmej Armii, ktorzy, w mniemaniu pulkownika, byli jego wrogami i rywalami. Pulkownik Cathcart modlil sie o jakis szczesliwy zbieg okolicznosci w rodzaju smierci majora Dulutha. Utrapieniem jego byl ponadplanowy major; teraz mial miejsce dla majora. Mianowal wiec majora Majora dowodca eskadry i z rykiem motoru odjechal swoim jeepem rownie nagle, jak przyjechal.

Dla majora Majora oznaczalo to koniec gry. Czerwony z zaklopotania stal jak wryty nie wierzac wlasnym uszom, a nad jego glowa znow gromadzily sie czarne chmury. Kiedy odwrocil sie do kolegow, napotkal mur zaciekawionych, czujnych twarzy wpatrzonych w niego nieruchomo z niepojeta, posepna wrogoscia. Zadrzal ze wstydu. Gre wznowiono, ale to juz bylo nie to. Kiedy prowadzil pilke, nikt nie probowal go zatrzymac; kiedy krzyknal, zeby mu podac, natychmiast mu podawano; kiedy nie trafil, nikt nie przeszkadzal mu w dobitce. Slychac bylo tylko jego glos. Nazajutrz bylo to samo i major Major nie przyszedl juz wiecej na boisko.

Jak na komende w eskadrze przestano z nim rozmawiac, a zaczeto na niego patrzec. Szedl przez zycie skrepowany, ze spuszczonymi oczami i plonacymi policzkami, stajac sie przedmiotem pogardy, zazdrosci, podejrzen, niecheci i zlosliwych aluzji, gdziekolwiek sie pokazal. Ludzie, ktorzy dotychczas prawie nie dostrzegali jego podobienstwa do Henry'ego Fondy, teraz dyskutowali o tym zawziecie, a byli nawet tacy, ktorzy dawali zlosliwie do zrozumienia, ze wlasnie przez wzglad na podobienstwo do Henry'ego Fondy zostal mianowany dowodca eskadry. Kapitan Black, ktory sam ostrzyl sobie zeby na to stanowisko, utrzymywal, ze major Major jest Henrym Fonda, ale jako smierdzacy tchorz boi sie do tego przyznac.

Major Major kroczyl polprzytomnie od kleski do kleski. Sierzant Towser, nie pytajac go o zdanie, kazal przeniesc jego rzeczy do obszernej przyczepy, ktora dotychczas zajmowal major Duluth, i kiedy major Major wpadl zdyszany do kancelarii, zeby zglosic kradziez swoich rzeczy, siedzacy tam miody kapral przestraszyl go smiertelnie, bo na jego widok zerwal sie na rowne nogi i ryknal: “Bacznosc!' Major Major wyprezyl sie na bacznosc wraz ze wszystkimi obecnymi, zastanawiajac sie, jaka to wazna osobistosc weszla tuz za nim. Mijaly minuty w pelnej napiecia ciszy i mogliby tak stac na bacznosc do sadnego dnia, gdyby nie major Danby, ktory po dwudziestu minutach przyjechal ze sztabu, zeby pogratulowac majorowi Majorowi, i podal komende spocznij.

Jeszcze gorzej poszlo majorowi Majorowi w stolowce, gdzie Milo caly w usmiechach powital go i zaprowadzil z duma do malego stolika, ktory postawil na samym przedzie, ozdabiajac haftowanym obrusem i bukiecikiem kwiatkow w rozowym krysztalowym wazonie. Major Major cofnal sie przerazony, ale nie zdobyl sie na odwage, zeby zaprotestowac na oczach wszystkich. Nawet Havermeyer uniosl znad talerza swoja glowe z ciezka obwisla szczeka. Major Major pozwolil sie pokornie prowadzic Milowi i wsrod powszechnego potepienia kulil sie przy swoim stoliku przez caly obiad. Jedzenie roslo mu w ustach, ale zjadl wszystko do czysta, bojac sie urazic ludzi, ktorzy posilek przygotowali. Pozniej, sam na sam z Milem, zbuntowal sie wreszcie i powiedzial, ze wolalby jadac razem z pozostalymi oficerami. Milo powiedzial, ze to sie nie uda.

– Nie rozumiem, co sie ma nie udac – zaprotestowal major Major. – Dotychczas nie bylo zadnych problemow.

– Dotychczas nie byl pan dowodca eskadry.

– Major Duluth byl dowodca eskadry, a zawsze jadal przy wspolnym stole z oficerami.

– Z majorem Duluthem byla zupelnie inna sprawa, panie majorze.

– Dlaczego?

– Wolalbym nie odpowiadac na to pytanie, panie majorze.

– Czy dlatego, ze jestem podobny do Henry'ego Fondy?-zdobyl sie na odwage major Major.

– Niektorzy mowia, ze pan jest Henrym Fonda – odpowiedzial Milo.

– Nie jestem Henrym Fonda! – zawolal major Major glosem lamiacym sie z irytacji. – I nie jestem wcale do niego podobny. A gdyby nawet, to jakie to ma znaczenie?

– Zadnego. Wlasnie staram sie to panu wytlumaczyc, panie majorze. Po prostu z panem jest zupelnie inna sprawa niz z majorem Duluthem.

I rzeczywiscie, bo kiedy przy nastepnym posilku major Major odszedl od lady i chcial usiasc przy wspolnym stole, zamarl w pol kroku natknawszy sie na nieprzebyty mur wrogich twarzy i stal skamienialy z taca w drzacych dloniach, dopoki Milo nie przyplynal mu milczaco na ratunek i nie zaprowadzil do jego osobnego stolika. Od tego czasu major Major pogodzil sie z losem i jadal samotnie, zwrocony do wszystkich plecami. Byl pewien, ze go nie lubia myslac, ze odkad zostal dowodca eskadry, zadziera nosa i nie chce z nimi jadac. W obecnosci majora Majora w stolowce cichly rozmowy. Wiedzial tez, ze pozostali oficerowie unikaja jadania w tym samym czasie co on i ze wszyscy odetchneli z ulga, kiedy w ogole przestal przychodzic i zaczal jadac u siebie w przyczepie.

Major Major zaczal podpisywac oficjalne dokumenty nazwiskiem Washingtona Irvinga nazajutrz po wizycie pierwszego przedstawiciela Wydzialu Sledczego, ktory wypytywal go o kogos ze szpitala, kto to robi, i w ten sposob podsunal mu pomysl. Nudzilo mu sie i byl niezadowolony ze swojej nowej funkcji. Zostal mianowany dowodca eskadry, ale nie mial najmniejszego pojecia, co nalezy do jego obowiazkow, chyba ze mial podpisywac urzedowe papiery nazwiskiem Washington Irving i sluchac brzeku podkow rzucanych przez majora… de Coverley pod oknem jego malego pomieszczenia sluzbowego w namiocie kancelarii. Przesladowalo go nieustannie widmo jakichs niezwykle waznych obowiazkow, ktore zaniedbal i ktore, jak oczekiwal, w koncu go kiedys dopadna. Wychodzil tylko w razie absolutnej koniecznosci, nie mogac sie oswoic z tym, ze wszyscy na niego patrza. Od czasu do czasu przerywal te monotonie oficer lub szeregowiec przyslany przez sierzanta Towsera z jakas sprawa, z ktora major Major nie umial sobie poradzic i odsylal ja z powrotem do sierzanta Towsera, zeby ja jakos sensownie zalatwil. Cokolwiek nalezalo do jego obowiazkow jako dowodcy eskadry, zalatwialo sie widocznie samo, bez zadnego jego udzialu. Stawal sie coraz bardziej ponury i przygnebiony. Chwilami zastanawal sie powaznie, czy nie pojsc ze swoimi zmartwieniami do kapelana, ale kapelan wygladal na czlowieka tak przytloczonego wlasnymi klopotami, ze major Major wzdragal sie przed powiekszeniem jego brzemienia. Poza tym nie byl pewien, czy dowodcy eskadr tez maja prawo korzystac z uslug kapelanow.

Nie mial rowniez nigdy pewnosci co do majora… de Coverley, ktory – jesli nie zajmowal sie wynajmowaniem mieszkan i porywaniem wloskich kucharzy – nie mial nic pilniejszego do roboty, jak rzucac podkowami. Major Major czesto zwracal baczna uwage na podkowy padajace miekko na ziemie lub zeslizgujace sie po krotkich zelaznych kolkach wbitych w ziemie. Godzinami obserwowal majora… de Coverley i zastanawial sie, jak ktos o tak godnym wygladzie moze nie miec nic wazniejszego do roboty. Nieraz kusilo go, zeby przylaczyc sie do majora… de Coverley, ale rzucanie podkowami przez caly dzien wydalo mu sie prawie tak samo nudne, jak sygnowanie urzedowych papierow podpisem major Major Major, a poza tym major… de Coverley mial zawsze tak grozna mine, ze major Major bal sie do niego podejsc.

Major Major zastanawial sie nad swoim stosunkiem do majora… de Coverley i nad stosunkiem majora… de Coverley do niego. Wiedzial, ze major… de Coverley jest jego oficerem wykonawczym, ale nie wiedzial, co to znaczy, i nie mogl sie zdecydowac, czy w osobie majora… de Coverley Bog zeslal mu wyrozumialego przelozonego, czy niedbalego podwladnego. Nie chcial pytac o to sierzanta Towsera, ktorego sie w glebi duszy bal, a nikogo poza tym nie mogl spytac, w kazdym razie nie majora… de Coverley. Niewielu odwazyloby sie spytac o cos majora… de Coverley, a jedyny oficer, ktory byl tak glupi, ze dotknal jego podkow, nastepnego dnia zapadl na jeden z gorszych przypadkow goraczki pianosanskiej, jaka gus, Wes czy nawet doktor Daneeka znali z autopsji lub ze slyszenia. Wszyscy byli przekonani, ze chorobe te sprowadzil na biednego oficera major… de Coverley, chociaz nikt nie wiedzial, jak on to zrobil.

Wiekszosc dokumentow urzedowych trafiajacych na biurko majora Majora nie dotyczyla go w najmniejszym stopniu. Przewaznie nawiazywaly do wczesniejszych rozkazow, ktorych major Major nigdy nie widzial na oczy. Na szczescie nie musial ich szukac, gdyz nowe rozkazy niezmiennie odwolywaly rozkazy wczesniejsze. Mogl wiec w ciagu minuty parafowac dwadziescia roznych dokumentow, gdyz kazdy z nich polecal mu nie zwracac najmniejszej uwagi na inne dokumenty. Z kancelarii generala Peckema przychodzily codziennie na wyspe opasle biuletyny z budujacymi kazaniami na takie tematy, jak “Czas to pieniadz' i “Czystosc to zdrowie'.

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату