konfidencjonalnie: – To ten dran Towser. W przeciwnym razie po co by rozpowiadal wszystkim o moim przybyciu? A teraz niech pan ma oczy szeroko otwarte i da mi znac natychmiast, jak tylko pan uslyszy, ze ktos wymienia nazwisko Washingtona Irvinga. Ja tymczasem zajme sie sprawdzeniem kapelana i calej reszty.

Ledwie zamknely sie za nim drzwi, wskoczyl przez okno pierwszy facet z Wydzialu Sledczego i zaczal sie dopytywac, kto to byl ten drugi facet z Wydzialu Sledczego. Major Major poznal go nie bez trudu.

– To byl facet z Wydzialu Sledczego – powiedzial.

– Akurat – powiedzial pierwszy facet z Wydzialu Sledczego.

– To ja reprezentuje tutaj Wydzial Sledczy.

Major Major poznal go nie bez trudu, poniewaz facet mial na sobie wyplowialy, rozpruty pod pachami szlafrok z brazowego welwetu, wlochata flanelowa pizame i przydeptane ranne pantofle, z ktorych jeden mial oderwana podeszwe. Major Major uswiadomil sobie, ze jest to regulaminowy stroj szpitalny. Facet przytyl jakies dwadziescia funtow i tryskal zdrowiem.

– Jestem bardzo chorym czlowiekiem – jeczal. – Zarazilem sie w szpitalu katarem od pilota mysliwca i dostalem bardzo ciezkiego zapalenia pluc.

– Bardzo panu wspolczuje – powiedzial major Major.

– Duzo mi z tego przyjdzie – chlipnal facet z Wydzialu Sledczego.

– Nie potrzebuje panskiego wspolczucia. Chce tylko, zeby pan wiedzial, co ja tu musze znosic. Przyszedlem ostrzec pana, ze Washington Irving przeniosl swoja baze ze szpitala do panskiej eskadry. Czy nie slyszal pan, zeby ktos tu wymienial nazwisko Washingtona Irvinga?

– Prawde mowiac, slyszalem – odpowiedzial major Major.

– Ten facet, ktory byl tu przed panem, wspominal o Washingtonie Irvingu.

– Naprawde? – krzyknal z radoscia pierwszy facet z Wydzialu Sledczego. – To moze byc klucz do calej sprawy! Niech go pan nie spuszcza z oka przez okragle dwadziescia cztery godziny, a ja pobiegne do szpitala i napisze do przelozonych o dalsze instrukcje. – Facet z Wydzialu Sledczego wyskoczyl przez okno i juz go nie bylo.

W minute pozniej zaslona oddzielajaca pokoik majora Majora od kancelarii rozchylila sie i wpadl zziajany drugi facet z Wydzialu Sledczego. Dyszac spazmatycznie, krzyknal:

– Widzialem przed chwila, ze jakis osobnik w czerwonej pizamie wyskoczyl stad przez okno i pobiegl droga! Czy pan go widzial?

– Byl tutaj i rozmawial ze mna – odpowiedzial major Major.

– Od razu wydalo mi sie to podejrzane: osobnik w czerwonej pizamie wyskakujacy przez okno. – Drugi facet z Wydzialu Sledczego krazyl szybkimi krokami po malym pokoiku. – Z poczatku pomyslalem, ze to pan ucieka do Meksyku, ale teraz widze, ze to nie byl pan. Czy moze wspominal cos o Washingtonie Irvingu?

– Prawde mowiac, wspominal – powiedzial major Major.

– Naprawde? – zawolal ten drugi z Wydzialu Sledczego. – To doskonale! To moze byc wlasnie klucz do calej sprawy. Czy nie wie pan, gdzie go mozna znalezc?

– W szpitalu. Jest naprawde bardzo chory.

– To wspaniale! – wykrzyknal drugi facet z Wydzialu Sledczego.

– Udam sie tam za nim natychmiast. Byloby najlepiej, gdybym sie dostal do szpitala incognito. Wyjasnie cala sprawe w ambulatorium i poprosze, zeby mnie tam skierowali jako pacjenta.

– Nie posla mnie do szpitala jako pacjenta, dopoki nie zachoruje

– oswiadczyl po powrocie. – W gruncie rzeczy czuje sie nie najlepiej. Od dawna mialem zamiar sie przebadac i teraz mam dobra okazje. Pojde jeszcze raz do ambulatorium, powiem, ze jestem chory, i w ten sposob trafie do szpitala.

– Niech pan spojrzy, co ze mna zrobili – powiedzial po powrocie, ukazujac fioletowe dziasla. Byl niepocieszony. Buty i skarpetki trzymal w rekach, gdyz palce u nog rowniez mial posmarowane genq'ana.

– Czy kto kiedy slyszal o pracowniku Wydzialu Sledczego z fioletowymi dziaslami? – jeknal.

Wychodzac z kancelarii z nisko spuszczona glowa wpadl do okopu i zlamal sobie nos. Mimo ze nie mial goraczki, Gus i Wes zrobili dla niego wyjatek i odeslali go karetka do szpitala.

Major Major sklamal i wyszlo mu to na dobre. W gruncie rzeczy nie zdziwilo go to, gdyz zauwazyl, ze ludzie, ktorzy klamia, sa ogolnie rzecz biorac zaradniejsi, ambitniejsi i lepiej im sie powodzi niz ludziom, ktorzy nie klamia. Gdyby powiedzial prawde drugiemu facetowi z Wydzialu Sledczego, znalazlby sie w tarapatach, poniewaz jednak sklamal, mogl spokojnie wrocic do swojej pracy.

Po wizycie tego drugiego faceta z Wydzialu Sledczego stal sie ostrozniejszy. Podpisywal teraz wszystko wylacznie lewa reka i zawsze wkladal przy tym ciemne okulary i przyklejal sztuczne wasy, za pomoca ktorych usilowal przedtem bez powodzenia wlaczyc sie z powrotem do gry w koszykowke. W ramach dodatkowych srodkow ostroznosci przerzucil sie z Washingtona Iryinga na Johna Miltona, co okazalo sie szczesliwym pomyslem. John Milton byl zwiezly i elastyczny, a kiedy stawal sie monotonny, mozna go bylo odwracac podobnie jak Washingtona Iryinga. Co wiecej, pozwolil on majorowi Majorowi na podwojenie wydajnosci, dzieki temu ze John Milton mial znacznie krotsze nazwisko niz on sam czy Washington Irving i pisanie go zajmowalo znacznie mniej czasu. John Milton okazal sie korzystny jeszcze pod jednym wzgledem. Byl wszechstronny i tak poreczny, ze major Major zaczal wlaczac jego nazwisko do fragmentow fikcyjnych dialogow. I tak typowa parafa na urzedowym dokumencie mogla brzmiec: “John Milton jest sadysta' albo: “Milton, John cie szuka'. John Milton otwieral zupelnie nowe horyzonty i czarowne, niewyczerpane mozliwosci, ktore budzily nadzieje, ze nuda juz nie wroci. Kiedy i John Milton go znudzil, major Major wrocil do Washingtona Irvinga.

Major Major kupil ciemne okulary i sztuczne wasy w Rzymie, podejmujac ostatnia daremna probe obrony przed stoczeniem sie w bagno ostatecznego upadku. Zaczelo sie od okropnego ponizenia w zwiazku ze Wspaniala Krucjata Lojalnosci, kiedy to zaden z trzydziestu czy czterdziestu ludzi zbierajacych podpisy pod konkurencyjnymi deklaracjami lojalnosci nie pozwolil mu sie podpisac. Potem, ledwie ta sprawa ucichla, wynikla afera z samolotem Clevingera, ktory ulotnil sie gdzies zagadkowo wraz z cala zaloga i odpowiedzialnosc za ten dziwny wypadek zgeszczala sie zlowrogo wokol niego, poniewaz nie podpisal ani jednej deklaracji lojalnosci.

Ciemne okulary mialy gruba purpurowa oprawe, a sztuczne czarne wasy byly w krzykliwie kataryniarskim stylu. Ktoregos dnia, kiedy poczul, ze nie zniesie juz dluzej samotnosci, ubral sie w nie i poszedl na koszykowke. Przybral poze swobodnej poufalosci i wszedl na boisko modlac sie w duchu, aby go nie poznano. Tamci udali, ze go nie poznaja, i gra zaczela go bawic. Ledwie jednak zdazyl sobie pogratulowac swego niewinnego fortelu, gdy jeden z przeciwnikow zderzyl sie z nim ostro, obalajac go na kolana. Wkrotce potracono go znowu i wtedy zaczelo mu switac, ze zostal rozpoznany i gracze korzystaja z jego przebrania, aby go bezkarnie popychac, przewracac i maltretowac. Nie chcieli go tutaj. W chwili kiedy zaczal to sobie uswiadamiac, gracze jego druzyny polaczyli sie instynktownie z przeciwnikami w jedna wyjaca, zadna krwi horde, ktora rzucila sie na niego ze wszystkich stron, wywijajac piesciami i miotajac przeklenstwa. Przewrocili go na ziemie, skopali, a kiedy z wysilkiem wstal, rzucili sie na niego powtornie. Oslonil rekami twarz, tak iz nic nie widzial. Tloczyli sie jeden przez drugiego ogarnieci szalem, chcac bic, kopac, tratowac nogami, wydlubywac mu oczy. Doturlali go do skraju wykopu i zepchneli glowa w dol. Na dnie stanal na nogi, wdrapal sie na przeciwlegle zbocze i zataczajac sie ruszyl wsrod wrogich okrzykow i gradu kamieni, ktorymi zasypywano go, dopoki nie skryl sie za rogiem namiotu. Przez caly czas najbardziej sie troszczyl o zachowanie swoich ciemnych okularow i sztucznych wasow, zeby moc nadal udawac, ze jest kims innym, i oszczedzic sobie przerazajacej chwili, gdy bedzie zmuszony ujawnic sie jako ich dowodca.

W swoim pokoju rozplakal sie, a kiedy wreszcie przestal plakac, otarl krew z twarzy, zmyl brud z podrapanych policzkow i czola, po czym wezwal sierzanta Towsera.

– Od dzisiaj – powiedzial – prosze nikogo do mnie nie wpuszczac, kiedy bede u siebie. Jasne?

– Tak jest, panie majorze – odpowiedzial sierzant Towser. – Czy to dotyczy rowniez mnie?

– Tak.

– Rozumiem. Czy to wszystko?

– Tak.

– Co mam mowic ludziom, ktorzy beda do pana przychodzic, kiedy pan major bedzie u siebie?

– Mowcie im, ze jestem u siebie i zeby zaczekali.

– Tak jest, panie majorze. Jak dlugo?

– Dopoki nie wyjde.

– A co mam z nimi robic potem?

– Co chcecie.

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату